- Mój drogi druh, Marcel zawsze mawiał, gdzie droga tam w potrzebie nieboga - perorował Zachariasz. - Ale przyznać trzeba, że szczególnym rozumem się on nie odznaczał. Nie to co sercem. Cóż to był za ogr, do rany przyłóż. Przyjazny, pomocny i miły. Mówię Wam, rzadko się takich spotyka ludzi, a co dopiero ogrów... Niziołków znacznie częściej, czegom najlepszym przykładem. Ale i tak uważam, że łażenie po lesie bez celu, większego sensu nie ma, bo to do nikąd nie prowadzi i jeszcze jakie nieszczęście z tego wyniknie...
Zachariasz nagle umilkł, bo oto na skraju lasu dostrzegli wilki. I to nie byle jakie, ale jakieś takie olbrzymie, przerośnięte.
- I proszę bardzo - syknął niziołek, ściągając z ramienia kuszę i grzebiąc w pojemniku z bełtami. - Oto i kłopoty. Mówiłem... Ostrzegałem... Może w końcu, jak Wam te basiory skórę przetrzepią, to zaczniecie słuchać mnie i moich mądrości.