Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 10:08   #113
Selyuna
 
Selyuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Selyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputację
Ekran holo poinformował Howl, że ma połączenie od Liz.
Howl odebrała z rosnącą radością że oto dostąpi obcowania z Liz, koleżanką swoją.
- Hej hej - ekran wypełniła w całości skacowana twarz Liz. Rzuciła holo na turystyczny stoliczek i sama rozsiadła się w leżaku odpalając fajkę, gdzieś za nią pięły się monumentalne sekwoje. - Bolesny poranek, he? Czy raczej południe.
Uśmiechnęła się i rozejrzała choć Howl nie widziała w kadrze nikogo więcej.
- Niezły eufemizm. - Howl stała w przestronnej, dobrze urządzonej kuchni. Na sobie miała puchaty, jasnokremowy szlafrok, jej włosy wciąż jeszcze były wilgotne. - Ale dla niektórych bardziej, dla innych mniej. No, co tam?
- Pisałam z Dalem - przeszła do sedna. - Błagam cię, Howl, nie jeb go w kakao. To mój brat.
Howl zamrugała.
- Ale że co. - Zmarszczyła brwi. - Że o co chodzi?
- Zrobiłaś pierwszy krok. A teraz wycofujesz się rakiem. Zawiózł cię nad ocean, romantic-kurwa-full, zaczęłaś go kręcić, a potem odbiera cię jakiś stary gach i ani do zobaczenia, Dale, ani pocałuj mnie w dupę. Rozumiem ze masz piętra przed relacjami ale zwykła ludzka przyzwoitość nie boli.

- Eeeeee… Dobra, czekaj, przejdę do pokoju gościnnego. - Howl na chwilę wyłączyła obraz w holo. - E… Hmmm. Ja pierdolę. Czemu tutaj jest nagle tyle schodów. To znaczy ja czegoś nie rozumiem. Chwila. - Usiadła na łóżku, postawiła przed sobą holo i znów włączyła obraz. - To znaczy że co zaczęłam? Że w ogóle o co chodzi? - Zaczęła znów niezbyt bystro.
- Zaczęłaś czy nie? - Liz wycelowała w ekran rozżarzonego papierosa. - To kiedy, kurwa, rozmowa dwóch ludzi wchodzi w ten etap kiedy mniej jest słów a więcej śliny. Idąc do tego wagonu nie myślał o tobie w ten sposób. Teraz myśli więc o to zadbałaś. A teraz odpalasz mu kopa w dupę.
- To znaczy on ci to wszystko powiedział, tak? - Howl pochyliła się do przodu i oparła łokcie o kolana, a twarz na dłoniach. Obszerny, męski szlafrok podwinął jej się na tyle, żeby odsłonić całkiem zwyczajne, chociaż zgrabne łydki. - Znaczy, trochę się gubię w twojej chronologii, ale mniejsza. - Przytknęła dłoń do twarzy, czuła, że policzek ją pali, a palce ma lodowato zimne. - Coś jeszcze powiedział? Chętnie się dowiem.
- Niewiele pisał, ale jest zawiedziony, tak myślę - strzepnęła popiół i nałożyła na nos przeciwsłoneczne okulary. - Kim jest ten wujek z limuzyny, Howl? Dale myślał, że może to twój stary ale jemu chyba nie mówisz po imieniu?
- Wiesz co, niekoniecznie chcę żeby niektórych ludzi dało się ze mną powiązać. - Howl zmrużyła oczy. - Żeby im nie robić problemów. I tak samo, przez powiązanie mnie z pewnymi ludźmi, niekoniecznie chcę żeby ktoś dotarł do moich realnych, wyobraź sobie, danych personalnych. A potem do mojej rodziny, zwłaszcza jak się nam rozkręci ten cały cyrk od Silvera. To jest aż tak proste, wiesz? - Zacisnęła zęby. - Chociaż jakbyś akurat częściej słuchała tego co mówię, to pewnie byś wiedziała, o kogo chodzi. No ale chuj, w dupę z tym, czujesz się teraz lepiej, co?
- Lepiej? Ja nie mam tu nic do rzeczy. To kurwa mój brat, Howl. Też masz jednego. Pomyśl o nim, potem o tym jak sprałaś Dale’owi mózg ostatniej nocy i zastanów się czy chciałbyś żeby jakaś zdzira igrała w taki sposób z Jeffem.

- Nikomu nie sprałam mózgu. - Howl zaśmiała się ponuro, jakby sama nie wierzyła w to, co słyszy. - A tobie to, widzę, powiedzieć coś w zaufaniu.
- Rozumiem. Chciałam obić mordę twojej ex. Chciałam iść z tobą do chirurga. Staram się być lojalna. Zawsze. Ale to co zrobiłaś… zafascynowałaś go sobą, sprawiłaś że zaczął na ciebie inaczej patrzeć… I po co? Żeby odjebał z tobą teatrzyk przed dwójką twoich jednorazowych amantów? To jest kurwa dalekie od lojalności. To mój brat - słowo brat każdorazowo powtarzała z taką emfazą jakby to było przynajmniej słowo boże.
- No nie, to był akurat pomysł który upadł - Howl machnęła ręką - jeszcze zanim wleźliśmy do tego wagonu w sumie, ale weź też może przypomnij sobie, jaką miłością do niego pałałaś na tym spotkaniu w Karmakomie, co? I tak szybko ci się odmieniło? - Potrząsnęła głową. - Zresztą, mniejsza, było-minęło. Pominę już do że do tej pory nikt mnie nie nazwał zdzirą, mam tylko jedną prośbę. Wiesz, rozumiesz, Patrick to taki człowiek, który przyjechał do mnie do szpitala. Tak po prostu. I pomógł mi ukryć tę całą imprezę przed rodzicami, bo rozumiesz, jak jest jakieś tam zagrożenie dla życia, to dzwonią po twojego next-of-kin. I teraz też był gotów iść mi z pomocą, jak… No, to wszystko się zjebało. To bądź tak miła i nie wyrażaj się o nim w ten sposób, co?
- Jasne. Bo wiem jak bardzo sobie cenisz przyjaciół i rodzinę. Szkoda, że tylko tę własną.
- Ale właśnie spoko. - Howl rozłożyła ręce. - Jak chcesz, to go nie wiem, przeproszę? - Pokiwała głową. - I już nic nie robię. Naprawdę, nic. - Uniosła dłonie, jakby chciała zasygnalizować ów brak przyszłego działania, o którym mówiła. - Nic, nigdy, słowo.
Wyglądała szczerze mówiąc na dość wściekłą.

- Nie, Howl. Nawarzyłaś i to wypijesz. Pójdziesz z nim, kurwa, na randkę, jeśli cię poprosi. Będziesz miła i zabawna i przeprosisz, że ostatnim razem tak wyszło, zachowałaś się jak suka, ze go tam zostawiłaś bez słowa, ale emocje ci przysłoniły rozum. A potem po tym wieczorze przymkniesz oko na swoje „boję się związków”, „znów mnie, kurwa, ktoś zrani” i po prostu ocenisz jaki z niego facet i czy byś coś chciała czy nie. Dasz szansę sobie i jemu. Nie wyjdzie? Ok. Ale jesteś mu to winna. I sobie zresztą też.
- No chyba cię pojebało. - Howl znowu pokręciła głową. - Ej, nie, serio, wiem że brałam prochy, ale żadne raczej nie zapewniają takiej zajebistej fazy. Ty mówisz poważnie? - Uniosła dłoń żeby potrzeć twarz. - Nie umawiam się, kurwa mać, na randki. Poza tym wiem, że wtedy, jak się dowiedziałam o FistBaby, niezbyt dobrze ogarniałam swoje emocje, ale bałam się, że ten pokurwieniec ciebie też dopadł, wiesz? No, zajebiście. - Pokiwała głową. - Nikogo nie zostawiłam bez słowa, raczej na odwrót, a w ogóle to co, jesteśmy w liceum? A ty się w swatkę bawisz? No kurwa.
- Raczej staram się wygładzić gówno, które się rozlało. Ale wiesz co? Masz racje, to nie moja sprawa. Jak chcesz to go po prostu olej a ja go potem pocieszę przy skręcie i whiskey. Jakoś cię przeboleje.
- Super. - Howl skrzywiła się, ale na przekór temu uniosła dwa kciuki w górę. Chwilę później opuściła jednak głowę i znów potarła oczy.
- No przecież nie mogę mu powiedzieć prawdy. - Odezwała się w końcu cicho. - Znaczy, nie tej odnośnie zjebanych klubowych roszad, tylko no, tej prawdy. Że jak się czuję i co czuję i tak dalej. Przecież mu tego nie powiem.
- Niby dlaczego skoro to prawda?

- A, są różne prawdy. - Howl machnęła ręką. - Niektóre bardzo niebezpieczne. Poza tym dużo teraz rzeczy do ogarnięcia. - Przeczesała włosy dłońmi i pochyliła głowę. - Jutro pogrzeb, pojutrze Alamo, jak dojdzie do skutku, ty właśnie, o której ty wracasz? Bo do Alamo to Pacyfki wchodzą w samo południe, także jakby co to raczej kapeli potrzebują wcześniej. Wszystko się jebie coraz bardziej, no przecież to nie czas na jakieś takie rzeczy, no.
- Mogłaś pomyśleć o tym wczoraj - Liz pociągnęła łyk piwa, zniknęła na moment z kadru i wróciła ze swoją skórzaną kurtką, umościła się w leżaku. - Miałam wrócić w poniedziałek. John rzadko ma wolny weekend - wydobyła z kieszeni skóry śnieżnobiały woreczek. Nabrała odrobinę zawartości na mały palec i wpakowała do nosa.
- No ale że to co, jak nie wrócisz to Bill będzie za ciebie śpiewał? - Howl obserwowała ten widok z niejaką fascynacją. Albo po prostu zazdrością. - Dobra, ale powiedz mi jeszcze jedną rzecz odnośnie twojego brata. Co mu powiedziałaś na mój temat? To znaczy, mam się spodziewać że teraz wie coś, czego nie dowiedział by się w inny sposób?
- Co za różnica? Przecież masz go w dupie i nic z tego nie będzie. - Palec zawędrował do drugiej dziurki, tylko terapeutyczna szczypta żeby nie umrzeć z powodu kaca. - Chyba cię nie obchodzi co o tobie sądzi.
- Bo póki co cenię sobie, kurwa, swoją prywatność. Czy jak to tam zwał. - Starała się nie podnosić głosu, ale momentami było to trudne. Tak jak teraz. Po chwili jednak opanowała się. Posłała tylko Liz spojrzenie, które trudno było ulokować chociażby w pobliżu przyjaznego.
- I nie pamiętam żebym mówiła, że ja mam, raczej że on ma, chociaż nadal uważam że to niekoniecznie przypadek że robi w tym samym korpo co Silver, nawet jeśli to Niewidzialny Człowiek chciał nam nagrać koncert. No, przynajmniej niedługo pewne rzeczy się wyjaśnią. - Wzruszyła ramionami. - Ale serio, nie wybierasz się do Alamo?

- Tego nie powiedziałam. Nawet nie wiem kiedy mielibyśmy tam grać - Liz nieco przygasła. - Sugerujesz, że Dale’owi chodzi tylko o robotę?
- Jaką robotę?
- Dla Amuse. Stał się nagle moim bratem bo jest w pracy? Dostał taki projekt, zwerbować Mass Æffect i skłonić do kontraktu?
- No ja nie wiem, przypuszczam że coś w ten deseń może się dziać, ale co, nie zastanowiło cię to? - Howl po raz kolejny wzruszyła ramionami. - To w końcu ty rozpoczęłaś chlubną tradycję nieufania mu, ja tylko wskoczyłam do tego pociągu. Po twojej wstępnej reakcji zakładałam że to w ogóle jakiś twój były, niedoszły czy chuj wie co. W korpo dzieją się różne rzeczy, chociażby moja matka nieraz się bawiła w wewnętrzne polityczne przepychanki, zajechała na tym dość daleko, inna sprawa że romans z szefem też nie zaszkodził. A jak jest tutaj, chuj wie? Ty wierzysz tak we wszystko co ci po prostu ludzie mówią? No, ja pewnie jeśli chodzi o rodzinę i bliskich też, wzięłam od Patricka benzo - zaśmiała się ponuro - mimo że wiedziałam że wcześniej ćpałam kokę i piłam, no, po prostu nie pomyślałam, a powinnam pomyśleć. Automatycznie założyłam że będzie ok.
- I było. Od przedawkowania nie schodzi się tak łatwo - skonstatowała spokojnie Liz.
Howl zmrużyła oczy.
- Nie kurwa, nie było. No ale mniejsza. W sumie jeśli łykasz to wszystko jak młody pelikan to rozumiem, pewnie to tylko taka moja paranoja. - Znów potarła po kolei obie powieki. - Mam to pod skórą, tak? No ale tak jednak serio nie chce mi się wierzyć w to, że facet taki jak twój brat mógłby się zainteresować kimś takim jak ja, więc tak, możliwe że chodzi bardziej o zespół, kontrakt i robotę. No chyba nie nudzi mu się w życiu aż tak bardzo. - Znów się ponuro zaśmiała.

- Wolę jednak jego wersję, że chciał coś w życiu zmienić. I chciał mnie poznać - Liz bezwiednie skubała z woreczka drobinki proszku i wąchała niby od niechcenia. - Dałam mu kredyt zaufania. Dlaczego ty też nie możesz?
- Weź kurwa przestań to robić, bo też zaczynam mieć ochotę. - Howl wskazała na ten woreczek. - A jestem u ojca. I jutro pogrzeb i muszę ogarnąć co u Simona, przytomna chcę być. Hmm. Czemu. Bo jestem pojebana? - Rozłożyła ręce. - Nie wiem. W sumie ty mnie wtedy zasugerowałaś, że mogę, i te żarty i… No, pisałam ci, że dziś mnie uderzyło że chyba naprawdę ją kochałam. I chyba jednak będę dobrym człowiekiem i pójdę porozmawiać z panem detektywem, żeby ich ostrzec że ten świr może próbować teraz, bo wychodzi na to że każda piosenka wskazuje miejsce gdzie zostawi kolejne ciało, namierzyć kogoś kogo znam, ją albo Simona, albo nie wiem, Rasco, ale ona by pasowała, no bo wiesz, “hallo kochanie, obudziłam się bez ciebie”… - Zamrugała, próbując się pozbyć łez. - I wiesz co, w jednej rzeczy nie masz racji. Nie buduję żadnego ołtarza, jasne, jest taki stary, strasznie ckliwy kawałek, “Another Love”, kojarzysz?
- Tom Odell?
- No, tak. Jakbym miała powiedzieć piosenką, to właśnie coś takiego. Ale wiesz, chciałabym po prostu być dumna z tego, że udało mi się to przeżyć. I dalej stoję. Takie tam.
- Myślisz, że on zabije kogoś, kogo ktoś z nas kocha? - Liz nie nadążała. - Ale on killuje tylko muzyków.
- Taaa, no i każdy z nas albo prawie grał w jakiejś kapeli, nie? To tych muzyków znamy całkiem sporo. Ja to już w ogóle. I wygląda na to że potraktował to jednak trochę personalnie, nie? Nie lubię, kurwa, jak zakładacie od razu czego on chce i co go kręci, ale już mniejsza z tym. Każda piosenka wskazuje na kolejne miejsce, tak mi się wydaje, to albo osoba muzyka. Ring of fire i potem strzelnica. Imagine i mural z Lennonem. A, Nightingale to robili ludzie związani z serialem Twin Peaks i potem ciało wylądowało na wzgórzach Twin Peaks. Kto wie jak w jego chorej głowie HL się przełoży?
- Przecież mówiłaś, ze byś sie ucieszyła. Gdyby to ją pociął - Liz zamknęła szczelnie woreczek i odłożyła do kieszeni kurtki, zasunęła suwak.

- No, może czas wreszcie dorosnąć. Zamknąć to i nie wiem - Howl obejrzała się po ścianach, jakby widziała ten pokój po raz pierwszy w życiu - zwolnić sobie miejsce w głowie? Może z nią po prostu pogadam. Zastanawiam się, czy nadal mieszka w moim starym mieszkaniu. W sumie nie zabrałam stamtąd niczego, wizyta tam mogłaby być zabawna.
- Możesz. Pogadać z nią - Liz osuszyła do dna piwo. - Choć ja bym jej na twoim miejscu zwyczajnie nakopała. Nasłała na ciebie bandytów. Okaleczyła tu i tu - Liz stuknęła się w mostek a później w skroń. - Chuja bym jej nie wybaczyła. Nie rozumiem cię.
- No, może jednak chodzi o zemstę. - Howl zacisnęła usta. - Może chciałabym żeby - sięgnęła dłonią pod szlafrok i bezwiednie potarła mostek przez koszulkę - miała okazję to zobaczyć. A jeszcze bardziej to że umiem zrobić ze swojego życia coś zajebistego, nawet po tym. Dlatego w sumie zależy mi na tym kontrakcie z Amuse. Tak z miesiąc temu właśnie mi się odmieniło. Może gdybym wtedy poznała twojego brata, wiesz, coś potoczyło by się inaczej. Teraz po prostu chciałabym, żeby zrozumiała co zniszczyła. No, to brzmi całkiem jak zemsta.
- Gdybyś poznała go miesiąc wcześniej? Może po prostu trzeba go było nie zarywać?
- No, pewnie nie, w końcu nie ta liga. - Howl zgodziła się dość pasywnie.
Powrót do tematu Dale’a znów Liz rozdrażnił. - Dobra, nieważne. Załatwiaj sprawę swojej byłej jak tam chcesz, możesz jej nawet przesłać holopocztówkę spod gmachu Amuse. Muszę kończyć bo wraca John a nie chcę żeby widział, że się wkurwiam bo chciał nam sprawić sielankowy weekend. Jeśli chcesz oczyścić atmosferę to do niego zadzwoń. Do Dale’a znaczy. Prawda jest taka, ze mi go żal.

Howl przez dłuższą chwilę milczała, wyraźnie mierząc się z emocjami jakie te słowa w niej wywołały.
- Czemu? - zapytała tylko jeszcze, widać było, że inne słowa póki co jej uciekły i prędko nie wrócą. Potarła tylko twarz, wyraźnie zakłopotana.
- Co czemu?
- Ci go żal.
- Mam wrażenie, że mówię po wietnamsku. Bo go zachęcałaś. A gdy uległ, się rozmyśliłaś.
- Ale to akurat nieprawda. - Powiedziała cicho, ale z zapalczywością nastolatki. - Po prostu może niekoniecznie mam takie podejście jak na przykład ty. Co nie znaczy że nie mogę, nie wiem, trochę zmienić swoich zasad czy przestać się puszczać na prawo i lewo, w końcu jestem zdzirą. Zresztą pewnie masz rację. Nic ci nie obiecam, ale no, zrobię coś. I pozdrów Johna.
- Pozdrowię. I możesz robić co chcesz. Z kim chcesz. Po prostu graj fair, jeśli już musisz grać.
Liz pochyliła się w stronę stolika i ekran holo zgasł.
 
Selyuna jest offline