Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 18:53   #80
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Samica zamarła na moment widząc bezsensowność swojego ataku. Duchy rozmawiały ze sobą, czy też zamierzały zaatakować siebie nawzajem. Szybkie spojrzenia w dookołą czy żaden inny duch nie skrada się z zamiarem szybkiego skrócenia życia i można otworzyć swój umysł na informacje. Milcząca Bast zacisnęła dłoń na swoim wisiorze wlewając w niego swoją wolę. Jej sylwetka zmyła się z ciemnościami i tak jak przed momentem jeszcze była teraz już jej nie było. Duchy odgrywały swoje przedstawienie pustej sali. Samica powoli i z największą ostrożnościa zbliżyłą się do sceny, aby lepiej się przyjrzeć wydarzeniom.

Zjawy toczyły między sobą walkę, którą ostatecznie wygrał barbarzyński król, pokonując zręcznie wszystkich swoich wrogów. Stanął on w triumfalnej pozie i zniknął w bezkształtnej chmurze błękitnego dymu. Podobnie stało się z pozostałymi duchami, jednakże w tym samym momencie na scenę wybiegła zjawa, którą Bast ujrzała wcześniej, w komnacie, w której ona i reszta awanturników straciła przytomność.
Odziana w długie szaty czarodziejka biegała w panice po scenie, jakby czegoś desperacko szukała lub przed czymś uciekała. Po chwili natknęła się na odzianego w ciężką zbroję kapitana straży oraz dwóch, towarzyszących mu ludzi.
- Dopadli władcę! Orkowie wdarli się do zamku i pozbawili go głowy! Jeśli nic szybko nie zrobimy, to ten sam los spotka też i nas! - Krzyczała całkiem już ogarnięta paniką.
- Za późno - grobowym głosem przemówił kapitan. - Zablokowali wszystkie wyjścia. Jesteśmy otoczeni, a moi ludzie zginęli lub zaraz dołączą do poległych. Jeśli chcesz, to mogę wyświadczyć ci tę ostatnią przysługę i szybko zgładzić ciebie, tu i teraz. Nas zabiją od razu, bez chwili zawahania, ale jeśli ciebie dopadną te bestie… Mówiąc krótko, wolałabyś być martwa - mężczyzna uniósł wymownie swój ostry jak brzytwa miecz, po czym dodał:
- Nawet tego nie poczujesz, Iris…
- Nie! Nie! Nie! - Przerwała mu młoda kobieta, wymachując szaleńczo swoimi wątłymi ramionami. - Musi być stąd jakieś wyjście! Ja… Ja chyba wiem, co trzeba zrobić, ale nie jestem pewna, czy to się uda - wypowiadając te słowa zaczęła się rozglądać po komnacie, badając z uwagą każdy skrawek ściany. - Ukryłam tu kiedyś pewien kamień, jeden z siedmiu siostrzanych kryształów, które zostały stworzone przez tytanów u zarania dziejów tego świata. Miałam dokładniej zbadać jego naturę, ale zbyt wiele innych spraw ciążyło na moich barkach, abym mogła się temu w pełni oddać. Dlatego musiałam go ukryć i uznałam, że w Hutaatep będzie bezpieczny - mówiąc to, podeszła do jednej ze ścian, dokładnie i uważnie badając każdy kamienny blok, z którego została wykonana.
- Eufrego! - Wypowiedziała głośno i wyraźnie, kiedy wreszcie zlokalizowała miejsce, w którym ukryła kamień. Było to fragment ściany, na którym zawieszony został portret barbarzyńskiego króla, pierwszego władcy Hutaatep. Na płaskiej, kamiennej powierzchni zaczął pojawiać się jakiś runiczny symbol, a po chwili jeden z kamiennych bloków rozpłynął się w powietrzu niczym iluzja. Iris sięgnęła w głąb pustej przestrzeni i wyciągnęła z niej bladoniebieski kryształ, który mienił się własnym, słabym światłem.
Mając go w dłoni, szybko przeszła przez komnatę, a w ślad za nią ruszył kapitan i jego ludzie, wymieniając między sobą pytające spojrzenia. Na chwilę wszyscy zniknęli z oczu Bast, by pojawić się raz jeszcze, lecz tym razem w komnacie, w której awanturnicy znaleźli kryształ.
- Orkowie nadchodzą! - Krzyknął kapitan, zaglądając w głąb jednego z korytarzy. Odpowiedział mu bestialski skowyt zielonoskórych humanoidów. - Jeśli chcesz nas ratować, to lepiej pospiesz się!
- Musicie mnie bronić! - Odpowiedziała Iris, kładąc kryształ na kamiennym podeście. - Bogowie, sprawdźcie, żeby to podziałało. Błagam, błagam… - Wzięła kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić i zamknęła oczy, wyciągając rękę przed siebie, tak iż teraz jej delikatnie zgięta dłoń znajdowała się ponad ostrym czubkiem kryształu.

Iris zaczęła nucić słowa prastarej inkantacji, a strzegący jej żołnierze walczyli i ginęli w obroni czarodziejki. Kapitan stawał opór najdłużej ze wszystkich, jednakże wrogów było zbyt wielu i w końcu nawet przestał się bronić, tylko ciął przed siebie. Z każdym otrzymanym ciosem, z każdym strumieniem krwi, który wytrysnął z jego ciała, jego wola walki zmniejszała się, aż w końcu półprzytomnie padł na kolana, ostatkiem sił wyprowadzając nieprecyzyjne cięcia. Otaczający go orkowie rozczłonkowane go toporami, a później otoczyli szerokim kręgiem czarodziejkę i z obleśnym śmiechem zaczęli się do niej zbliżać, nie zdając sobie sprawy z rzucanego przez kobietę zaklęcia. Jedna z bestii zrzuciła nawet z siebie część okrywającej jej potężnie umięśnione ciało skóry niedźwiedzia, nie kryjąc się przy tym ze swoich zamiarów. Była już blisko, praktycznie obejmowała masywnym ramieniem talię delikatnej kobiety, kiedy ta otworzyła błyszczące bladoniebieską energią oczy i dokończyła ostatnie zdanie inkantacji. Potężny wybuch energii, która wydostała się z kryształu, wydarł dusze każdej żywej istocie, która w tamtej chwili znajdowała się na terenie twierdzy. Zginęli wszyscy, najeźdźcy i obrońcy, a ich dusze na zawsze miały zostać związane z tym miejscem. Garstka orków, która znajdowała się poza murami miasta w tamtym momencie, uciekła w popłochu na pustynię, nie chcąc grabić tego przeklętego miejsca.

Tuż po tym wydarzeniu, w sali teatralnej zapadła kompletna cisza. Wszystkie zjawy zniknęły, zostawiając Bast samą ze swoimi myślami, w kompletnych ciemnościach.

Bast pozwoliła sobie na moment przeanalizować co zobaczyła. Uznała w końcu, że powinna odnaleźć innych. Tym razem nie wyglądało na to, że uda jej się znaleźć drogę bez dodatkowego światła. Pozostając niewidzialną samica sięgnęła po jedną ze strzał i wyszeptała słowa czaru tuż przed grotem, a z niego zabłysło światło rzucając ostre cienie na wszystko dookoła. Patrząc skąd przybyła Bast wybrała inną drogę mając nadzieję, że dokądś ją zaprowadzi.

Bast opuściła salę teatralną, oświetlając sobie drogę blaskiem, emanującym z zaklętego magią grotu strzały. Samica ruszyła długim, zapuszczonym korytarzem, którego kąty pokryte były starymi pajęczynami, bezwładnie poruszającymi się pod delikatnym podmuchem wiatru. Po pewnym czasie ujrzała przed sobą zabrudzone, drewniane drzwi. Otworzyła je ostrożnie i wkroczyła ukradkiem do pustego pomieszczenia, w którym były tylko drzwi (cztery w sumie). Nie wiedząc którędy się udać, otworzyła każde z przejść. Ze wszystkich stron do pomieszczenia docierały korytarze, a z jednego z nich dochodziły przytłumione odgłosy jakiejś rozmowy.

Powiada się, że ciekawość zabiła kota. Bast jednak nie była kotem a panterą. Zgasiła magiczne światło i powoli, po cichu zaczęłą iść w stronę głosów. To mogli być jej towarzysze, albo kolejne duchy, lub jeszcze ktoś inny. Ostrożność w tym momencie zdawała się najodpowiedniejsza. Sunąc na przód Bast stawiała swoją łapę zawsze bardzo delikatnie i dopiero potem przenosiła ciężar na tę nogę.

Pantera dotarła do końca korytarza i ostrożnie nacisnęła na klamkę, by następnie delikatnie pchnąć drzwi przed siebie. Te jednak otworzyły się wyjątkowo donośnym jękiem, który zdradził jej pozycję, więc nie widząc innego wyjścia, Bast pchnęła je mocno na oścież, by następnie w ułamku sekundy napiąć łuk.
Przed sobą miała komnatę tortur oraz wyraźnie zdyszanego Khargara i Taleda, rozprawiających nad zwłokami jakiegoś skręconego z ludzkich ciał konstrukta.
 
Asderuki jest offline