Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 20:50   #35
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
I tak się toczyło codzienne życie, w oczekiwaniu na kolejny list. Lekcje, praca, czas wolny poświęcony na fantazjowaniu i czytaniu. Człowiek i małpa ze wspólnym przodkiem, pisał Darwin! Coś nieprawdopodobnego. Nie dziwne, że odsądzili go od czci i wiary.
Papa był zadowolony z pomocy córki, nawet matka zaakceptowała przejściowy (w jej mniemaniu) kaprys córki. Umiejętność zarządzania majątkiem ostatecznie była całkiem pożądaną cechą, a skoro już Alicja musiała brudzić sobie palce w atramencie, to dobrze chociaż że w domu. W związku z taką opinią Loriny, jej córka na razie nie naciskała na wybranie się do biura spółki. Łaknęła jednak odrobiny towarzystwa i oderwania się od codziennej rutyny.

Kiedy wreszcie nadeszła korespondencja z Hampshire, Alicja omal nie podskoczyła z radości. Tego dnia jednak przy swoim biurku pracował też Henry – nie sposób było zapoznać się ze słowami Reginalda. Ojciec pewnie zainteresowałby się, co też tak rozbawiło jego córkę w raportach handlowych. Oczekiwanie na chwilę samotności, by móc rozerwać kopertę było torturą. Dwa tygodnie czekania było uciążliwe, lecz gdy już trzymała list w dłoni a nie mogła go przeczytać... tego było stanowczo za wiele! Okazja pojawiła się dopiero po obiedzie, gdy panna Liddell mogła udać się do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i z prawdziwą ulgą otworzyła w końcu korespondencję.

Cytat:
Czcigodna Pani Alicjo Liddell
Mężczyzna podtrzymywał żart, a nawet go eskalował.

Cytat:
Piszesz, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, ale nie mogę się z tym zgodzić. Moje oczy nie widzą Cię już tak długo, że mojemu sercu jest bardzo żal. Kiedy jednak jest mi dane choć czytać Twoje słowa, humor od razu mi się poprawia.

Piszesz, że chciałabyś odwiedzić takie miejsce, które aż zagłusza myśli. Muszę wyznać, że tego nie pojmuję. Ja bez wahania zamieniłbym się z Tobą na cichutki pokój w domu, gdzie mógłbym popracować w ciszy. W ludzkiej naturze chyba tkwi coś, co ciągnie nas ku nieznanemu. Z jakiego innego powodu żeglarze wypływaliby w morze, a badacze wspinali się na góry? Nie dla wody i kamieni przecież, tych mam pod dostatkiem w rynsztokach w drodze do fabryki.

Sport to rozrywka, lecz nie uznaje się go za zajęcie poważne a tym bardziej za dochodowe. Chyba trochę zdziwiło mnie, że tak dobrze urodzona dama zamiast szukać bogatego kupca, albo rokującego wykładowcy, spojrzała przychylnym okiem na prostego krykiecistę i przejechała się z nim na karuzeli.

I z pewnością nie jesteś gapą. Na moim stanowisku muszę się znać na ludziach, bo inaczej jakiś gapa wsadziłby rękę w roztopiony metal i tragedia gotowa. Ot, choćby w zeszłym tygodniu, wyobraź sobie, że na halę wleciała osa. Ot, malutki owad, jakże on mógłby powstrzymać stalowe koło postępu?
Oho. Reginald też miał problemy z osami. Ale jego osy pewnie nie biegały z mieczami.

Cytat:
Ot, użądliła jednego majstra. Upuścił rozżarzony młotek na stopę i gdyby nie gruby bucior, to byłoby poparzenie. Zapałał na to jakąś żądzą zemsty, bo zaczął owada gonić, czym stworzył prawdziwe zagrożenie przy produkcji. Prawie siłą musiałem go zaprowadzić z powrotem na stanowisko. A jakby gapa kogoś potrącił, albo przewrócił - wypadek murowany. Morał z tego chyba jest taki, że trzeba uważać na osy.

Ani trochę nie mający Cię dość,
Reginald Hargreaves
Po takim liście, Alicja nawet nie zdziwiła się specjalnie tym, co się jej tej nocy przyśniło.

XV. ᗆudiencja i co po niej



1

Uciekała co tchu, słysząc za sobą bzyczenie. Gdy tylko dym fajki się rozproszył, osy wzięły wulkan szturmem. Nie wiedziała nawet jakim cudem udało jej się wymknąć na zewnątrz, ale teraz jej jedynym celem było dotrzeć do wody. Owady przecież nie pływały, a nawet jakby się jakiś odważył, to Ursula by ją uratowała. Zakładając, że pół-ośmiornica już na nią czekała. Świt jeszcze nie nadszedł, choć nie mogło być do niego daleko. Za to do zbawiennego morza zdawało się być tak daleko, jak to tylko możliwe.
- Zzzłapaććć ją! - rozbrzmiewał za nią piskliwy, ale straszny głos. Jak pazury drapiące tablicę. Należał do ogromnej, białej jak śmierć osy, bez wątpienia królowej.
Przerażona Alicja uciekała co sił w nogach. Dlaczego Gąsienica nie zabrał jej ze sobą? Przecież nie była dla niego za ciężka! Czy on w ogóle się o nią troszczył, czy tylko ją wykorzystał? Rozważania dziewczyny skutecznie jednak rozpraszało głośne bzyczenie. Potwory, bo inaczej się ich nazwać nie dało, na szczęście były tak obładowane zabójczym żelastwem, że nie mogły latać. Podskakiwały jednak niczym pasikoniki i w efekcie poruszały się bardzo szybko. Trzeba było coś wymyślić, żeby je spowolnić, albo biedna dziewczyna nie będzie już miała okazji zgłosić Gąsienicy swych pretensji.
Tylko co mogła zrobić? Rozejrzała się spanikowana wokół, próbując natrafić na cokolwiek, co by jej pomogło w ucieczce. Tymczasem w koło była tylko wypalona ziemia i kamienie. Pokryte chityną owady pewnie by takiego kamienia nawet nie poczuły, gdyby trafił je w łeb. Przerażona Alicja biegła przed siebie dalej. Nie wiedząc co robić, sięgnęła do kieszeni i... natrafiła na podarowaną pieprzniczkę. Zaczęła więc rozpylać przyprawę za sobą, w nadziei, że faktycznie jest bardzo mocna. Jeśli Książę podkoloryzował jej opis, to panna Liddell miała poważny problem. Bzyczenie wypełniało jej uszy, żołnierze byli coraz bliżej i bliżej. A po chwili, usłyszała najpiękniejszy dźwięk świata - kichanie. Odważyła się obejrzeć przez ramię i dostrzegła, jak osy zwijają się w niekontrolowanych spazmach. Kichały jak armaty.
Dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko, lecz na wszelki wypadek nie zwalniała biegu. Nie wiedziała w końcu jak długo utrzymuje się efekt “pieprzenia”. Dotarła do brzegu, dzięki czemu była już prawie bezpieczna. Ale wyspa była duża. Jak miała teraz znaleźć Ursulę, albo pomóc jej odnaleźć siebie?
Skoro jednak miała skrzela, postanowiła z nich skorzystać i wejść pod wodę. Planowała w razie czego iść podmorskim brzegiem wyspy, by poszukać pół-ośmiornicy. Jeśli coś ją zaatakuje z wody, zawsze będzie mogła uciec na ląd. Jak się wkrótce okazało, woda przez wylewy lawy była za ciepła by kryły się wśród niej drapieżniki. Jedynym przeciwnikiem Alicji był czas. Osy bowiem zdołały dojść do siebie i zaczęły przeczesywać wyspę. Zapuszczały się aż do plaży i dziewczyna musiała kryć się wśród wodorostów, obawiając się, że potworzyska spróbowałyby cisnąć w nią włócznią, albo w inny sposób wyłowić. Cierpliwość i ostrożność zdały jednak rezultat i jakiś czas po świcie, blondynka dojrzała w morskich odmętach znajomą sylwetkę. Ursula również ją dostrzegła i podpłynęła w tym swoim niesamowitym tempie.
- Odnalazłaś to, czego szukałaś? - zapytała i sprawiała przy tym wrażenie szczerze zainteresowanej.

_________________________
1 - grafika autorstwa ToolKitten
 
Zapatashura jest offline