Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 21:12   #113
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Język muskał jej szyję, policzek… ucho. Natrętny i cieplutki. Nie pozwalał zagłębić się w ciepłą otchłań snu. Niczym mały wąż ślizgał się po jej skórze, wywołując przyjemny dreszczyk.
Nie dość kuszący, by dziewczyna dobrowolnie zrezygnowała z ostatnich chwil leniwego drzemania. Chaaya zaburczała jak gniewna turkawka, otrząsając się z podstępnego kochanka, który dzielnie przetrwał resztę w nocy we względnym celibacie, ale teraz jego umowa już nie zobowiązywała i najwyraźniej postanowił nadrobić stracony czas.
- Śpij… wcześnie jest - sapnęła sennie w wymemłaną poduszkę, poprawiając głowę co by wyżej leżała.
- Gdzie twój duch przygody i chęć poznawania nowych miejsc? - zapytał Jarvis znów czubkiem języka muskając zaczepnie jej nagą skórę. Łotr, mówił o przygodzie i zwiedzaniu, a w planach miał lubieżne figle.
- Jak się wyśpie to nabiore chęci - ciągnęła uparcie bardka, zamykając mocniej oczy, jakby chcąc w ten sposób udowodnić, że noc się jeszcze nie skończyła, a ona sama… spała.
- No to śpij - mruknął mężczyzna i nie zaprzestając pieszczot, wędrował wargami wzdłuż kręgosłupa. Niezbyt nachalnie, ale czule… i nieustannie. Jak jakiś chochlik.

Z początku spotkał się z wyjątkowo oziębłym przyjęciem. Tancerka albo faktycznie jeszcze podsypiała, albo skutecznie go ignorowała. W końcu jednak zadrżała, a na jej plecach i karku pojawiła się charakterystyczna gęsia skórka. Przywoływacz posunął się o jedną łaskotkę za daleko.
Oddech u kobiety zmienił się na bardziej urywany, a mięśnie mimowolnie napięły się w oczekiwaniu na kolejny dotyk. O dziwo, nie czekała jednak biernie, powoli prostując nogi, przekręcając się nieznacznie na plecy.
Kamala popatrzyła na mężczyznę wyjątkowo trzeźwym spojrzeniem, jak na kogoś kto zarzekał się, że jest zmęczony i odginając jedną rękę do tyłu złapała dłonią za róg poduszki na której spoczywała.
Mag udawał, że niczego nie zauważył, nadal rozkoszując się swym figielkiem i mając już twarz u podstawy kręgosłupa ukochanej. Jakoś całkowicie zapomniał się w tej zabawie, rozkoszując się smakiem potu i drżeniem jej ciała tawaif, które czuł pod językiem.
Sundari więc kontynuowała swoje zakusy, przypominając swym działaniem młodego kotka, który poluje na kapeć właściciela.
Położyła się na wznak, oddychając pełną piersią, która falowała jak wzburzona tafla wody. Po chwili prawa noga przerzuciła się nad leżącymi, oplatając i “zakorzeniając” ofiarę w miejscu. Następnie w wyjątkowo sprawny sposób obkręciła swoim ciałem, jakby prawa biologiczne ludzkiego organizmu, nie do końca się jej trzymały.

Przyciśnięty tak do jej łona czarownik rzekł telepatycznie.
~ Nie jesteś potulną dziewuszką z wczoraj. ~ Ton był jednak żartobliwy i czuły. Podkreślał, że kocha ją bez względu na jej nastrój. Muskał koniuszkiem języka ową wisienkę na torcie, ów punkcik rozkoszy na bramą kobiecości, z premedytacją i łobuzerskim błyskiem w oku. By przyjemne doznania rozpływały się po ciele partnerki, odbierając jej apetyt na sen.
Przeliczył jednak swoje możliwości na zaspokajanie lub rozbudzanie apetytu u swojej kochanki, która w pewnych kwestiach była prawdziwe nienasycona i dawanie na siłę lub odbieranie tego czego aktualnie pragnęła, wzbudzało w niej dziecięcy gniew.
Słodyczami się nie dzieliła, skrzętnie je kryjąc, a swój winny skarb, niczym sęp, zagarnęła pod swe skrzydła.
~ Jeśli czegoś chce to dostaje ~ odpowiedziała pochmurnie, obejmując udami głowę towarzysza, nad którym powoli usiadła. ~ A jeśli tego nie dostane, prędzej czy później sama to sobie wezmę. ~ Wyłożyła swoją prostą i wyjątkowo samolubną filozofię, podsycaną promieniującym gniewem.
Jarvis zabrał jej to czego chciała, a teraz próbował szantażować. Ona też tak potrafiła… wprawdzie nie tak spektakularnie odkąd Deewani została wykluczona z wachlarza jej masek, ale być może przez to jej efekt będzie bardziej dotkliwy.
Podniosła się na kolana do klęczek, przerywając starania przywoływacza, po czym zaczęła powoli cofać się na brzeg łóżka, by wstać.
~ A czego pragniesz moja śliczna? ~ Męskie dłonie zachłannie pochwyciły ciało uciekającej. ~ Wypowiedz życzenie swemu dżinowi.
~ Puść mnie, proszę ~ mruknęła ostrzegawczo. ~ Chcę się ubrać.
~ A ja chcę… poprawić ci nastrój. Ta wyprawa też ma to na celu. Zanim przyjdzie nam utknąć u krawca, a potem na balu ~ odparł mag, jeszcze nie oswobadzając tawaif, ale lekko rozluźniając chwyt.
~ W takim razie puść mnie i sam wstań by się ubrać. Pójdziemy na tę wyprawę skoro mnie już obudziłeś. ~ Tancerka westchnęła dosyć ciężko, jak na sam początek dnia.
Kochanek zamiast poprawiać jej ciągle nastrój, mógłby go nie psuć...
a może to ona sama sobie go psuła?
Dziewczyna pochyliła się, by ucałować delikatnie brzuch leżącego.
On odwdzięczył się jej tym samym. Czułym, delikatnym pocałunkiem w okolicy pępka.
~ Dobrze. Ubiorę się. Nveryioth z nami idzie? ~ zapytał.
~ Śpi jak zabity… nie wiem co on wczoraj robił, że się tak zmęczył… ~ odparła, ponownie się podnosząc, by zejść z łóżka. ~ Zresztą ma dziś pracę i jeszcze nie odbyłam z nim “rozmowy”... a to może trochę zająć.
~ Czyli wyruszamy tylko we dwoje? ~ zapytał znów mężczyzna i zabrał się za ubieranie. ~ Troje w sumie. Gozrehowi przyda się mały spacer i okazje do narzekania.

- Czy tam jest niebezpiecznie? - Chaaya odezwała się na głos, bo w sumie nie potrzebowali już telepatii. Krzątała się po pokoju, zbierając garderobę i podeszła do szafy, którą otworzyła na oścież.
- We dwójkę z chowańcem to prawie jak randka - zażartowała.
- W miarę tak. Trochę ryzyka musi być, bo co to by była za przygoda bez jego odrobiny - stwierdził z uśmiechem jej kompan i zamyślił się. - Ale możemy też zabrać kosz z wiktuałami i koc.
- Koc może się przydać… to zabierzemy. - Zaśmiała się cicho, zakładając stanik, a później majtki. Zakołysała bioderkami, co by łatwiej wślizgnąć się w opinający materiał, który odcinał się na jej pupie smakowitymi wcięciami.
- Czy jest tam słońce? - kontynuowała wyciągając… o zgrozo spodnie.
- Jest dużo światła z tego co słyszałem, ale nie ma słońca. To iluminacja z planu wyższego. Jakby to wytłumaczyć. Całe niebo goreje przyjemnym, delikatnym blaskiem - wytłumaczył Jarvis, ubierając się powoli, bo dzielił swą uwagę pomiędzy czynność jaką wykonywał, zerkanie na bardkę i odpowiedź.
- Och… trochę szkoda. Tęsknie za słońcem - stwierdziła z rozczarowaniem nieświadoma kokietka, ubierając swoją utwardzaną suknię. Kolejną barierę dla zmysłów kochanka.
- A jest tam ciepło? - dopytywała sięgając po… pelerynę.
- O wiele cieplej niż tu, acz nie za gorąco. To bardzo przyjemne miejsce na małą wycieczkę - odparł z uśmiechem, nie okazując rozczarowania, gdy piękno jego partnerki znikało pod kolejnymi warstwami materiału.
- Ciekawe czy są tam miasta… - zastanawiała się na głoś Sundari, nie do końca zwracając uwagę na kompana, bo właśnie nakładała na czoło diadem. - Albo coś… co można by zabrać na pamiątkę, jak muszelkę z plaży, albo kamień spod wulkanu… jak myślisz?
- Jest przynajmniej jedna twierdza. I z tego co wiem mała osada handlowa w nim. Tylko ceny spore. - Zadumał się czarownik. - A twierdza jeszcze niebezpieczna… choć głównie w podziemiach.
- Och rozumiem… no to trudno… - stwierdziła pogodnie Chaaya, uśmiechając się do mężczyzny. - Będziemy tam razem, to dobra pamiątka.
- Myślałem, że może zajrzymy też do tego zamku i poszukamy skarbów - wytłumaczył po chwili swoje zamiary przywoływacz. - Powinniśmy sobie poradzić. Zresztą zobaczymy na miejscu i popytamy.
- Brzmi kusząco… w takim razie włamię się do Nverego i… odbiorę swój łuk - oświadczyła czupurnie, podpierając rękę na biodrze. - Lepiej się czuję gdy walczę z dystansu… wydaje mi się, że to bardziej kobiece. - Zachichotała jak psotliwy chochlik, przepakowując wolną ręką swoją torbę z eliksirami i magicznymi przedmiotami.
- Zważywszy, że ja zwykłem ustawiać pomiędzy sobą, a wrogiem barierę potworów, to nie będzie problem. - Uśmiechnął się zawadiacko Smoczy Jeździec.

- Jestem gotowa… - oznajmiła po chwili. - Spotkamy się przy gondoli?
- Zgoda - rzekł w odpowiedzi Jarvis i zamyślił się po chwili. - Uważasz, że coś potrzebujemy kupić na tą wyprawę?
- Ja nic nie potrzebuję. - Tancerka przerzuciła torbę przez ramię i wyszła z pokoju skupiona na swoim celu.


Po kwadransie bardka wyszła z karczmy z bronią zawieszoną na plecach oraz dwoma kołczanami strzał, po jednym na każdą nogę, przez co wyglądała jak słodko kwaśny traper, szykujący się na wojnę.
Jarvis był już w pobliżu wraz z Gozrhem, ocierającym się o jego nogę jak kocury zwykle czyniły. Oczywiście te były zwykle mniejsze i nie miały dyndającej macki, wyrastającej z podbródka.
Czworonóg uśmiechnął się na widok Chaai i powiedział - Miauuu.
- Kici kici… - odpowiedziała mu na zaczepkę lekko bezbarwnym tonem głosu. Wzrok miała jednak dziwnie przeszywający, choć miał pewien problem z ogniskowaniem ostrości, zupełnie jakby tancerka patrzyła na coś znajomego, ale o rozmytych kształtach, przez co nie mogła zrozumieć na co patrzy.
- Daleko jest ten portal?
- Niecałe pół godziny piechotą od miejsca w którym opuścimy gondolę - wyjaśnił czarownik, podczas gdy cienisty “kiciuś” otarł się o kobietę znów dodając - Miauu.
Po czym marudził stoickim tonem głosu.
- Ciężko być inteligentnym kotem.
- W takim razie ruszajmy - stwierdziła dziewczyna, by następnie w milczeniu obserwować pałętającego się między nogami chowańca.
Podrapała się w szyję, nad czymś myśląc i sprawdziła czy wszystko ma na swoim miejscu.
Podczas spływu, tawaif nie odezwała się ani słowem, przeważnie oglądając widoki, jednakże gdy cienisty zwierz nie patrzył, lub udawał, że nie patrzy, ta wpatrywała się w jego zarysy intensywnie nad czymś myśląc. W swych zmaganiach wyglądała trochę jak skacowany imprezowicz, który wypił o jedną kolejkę za dużo i teraz próbuje rozwikłać zagadkę minionej nocy.

Gdy trójosobowa grupa, stanęła przed starą ramą portalu i przywoływacz zajął się otwieraniem przejścia, Kamalasundari zaszła czworonoga od tyłu, wyciągając nad nim ręce jakby chciała go poczochrać po grzbiecie, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z tego pomysłu. Parsknęła cicho do swych myśli, jak rozjuszona myszka, dłoni jednak nie cofnęła, przymierzając się do planu numer B, czyli złapania kota pod przednie łapy i uniesienia go.
Zważywszy, że ten był duży i… z cienia, a sama napastniczka malutka. To i tak nie udałoby się jej unieść przeciwnika, który rozciągnąłby się niemal do jej wielkości.
- Nie krępuj się. I tak nie wymyślisz nic dziwniejszego od tego co przydarzyło mi się na Uzurpatorze. - stwierdził ironicznym tonem Gozreh, gdy jego pan przeczytawszy instrukcję, wrzucił skropiony różanym olejkiem kamyczek w kształcie serca, do niedużej czerwonej torby i zaczął recytować zaklęcie.
- Przez kochające serce Bogini,
Przez ziemię, ogień, powietrze i morze…
- Jesteś nędznym, pokrętnym hipokrytą i w dodatku plotkarzem… - wysyczała gniewnie kurtyzana, chowając ręce za sobą, jakby stwierdziła, że jednak brzydzi się kontaktu z rozmówcą. Następnie odwróciła się na pięcie i odmaszerowała jak nadgorliwy rekrut za plecy kochanka.
- Jestem kotem… taka to moja natura. - Uśmiechnął się szeroko Gozreh, bynajmniej nie przejmując się jej obelgami.
Tymczasem mężczyzna skończył recytować i portal zabłysnął na chwilę bardzo mocno, a potem przypominać zaczął taflę lustra wody… kryjąc sobą widok jakiegoś górzystego krajobrazu, jednakże o górach, które w niczym nie przypominały łańcuchów znanych bardce.
Góry przypominały bowiem kształtem zakrzywione szpony wyrastające z ziemi.
Laboni rozsiadła się wygodnie, przebudzona nagromadzeniem się przeróżnych emocji w jej nosicielce.
“On chyba bardzo chciałby być kotem…”
“...Ale brakuje mu do tego klasy.” O dziwo przerwała jej… Umrao, która nawet gadała z sensem.
Wszystkie maski, jak i sama ich stwórczyni, były w takim szoku, że nie zauważyły, ani nawet nie zareagowały na otworzony portal.
“No co… mówię tylko to co wy myślicie.” Obruszyła się emanacja namiętności, po której ponownie ucichło jak makiem zasiał.
“Może faktycznie nadchodzi koniec świata…” Nimfetka odezwała się po czasie, starając się żartem rozładować atmosferę, ale wyszło jej to dość słabo, wszak nigdy nie miała dużej siły przebicia.
“Ekhm. Dobra… pogadałyście to teraz się zamknąć bo robota czeka, a tylko mi tu wnuczkę strofujecie…” zaskrzeczała babka, w wyjątkowo toporny sposób dając znać dziewczynie, że życie nie tylko toczy się w jej głowie i wypadałoby jakoś zareagować.

- Och… - powiedziała na głos tancerka, wywołując nerwowe śmiechy panien i rezygnację u matrony.
- Chodźmy… - Jarvis wraz z Gozrehem pierwsi przekroczyli portal.
Gdy Chaaya została sama, zawahała się i przez ułamek sekundy poczuła przeogromną potrzebę wycofania się i pozostawienia obu towarzyszy po drugiej stronie. Ostatecznie jednak przeszła przez płynną powłokę dzielącą oba światy i fakt jej potrzeby ucieczki zanotowały tylko nieliczne wspomnienia jej poprzednich “żyć”, w tym Deewani.
Opuszczona i porzucona, na samym dnie serca, razem z tym śmierdzącym, starym pierdem o czerwonych łuskach. Bogowie jak ona nim gardziła! Ale był też jedyną istotą, która ją teraz zauważała, więc czy go lubi czy nie… nudziła się jak jasna cholera przy wiecznie śpiącym gadzie.
~ Nie śpię. Medytuję ~ łaskawie warknął smok do Deewani. ~ I twoje emocje czytam jak myśli każdej z was.
“Bla, bla, bla… jaśnie pan się odezwał! Jakbyś tak czytał to byś nie był taki głupi w wielu kwestiach, które nas dotyczą” odpyskowała młodociana ladacznica, leniwemu jaszczurowi.
~ Bo wy kobiety tylko dramatyzujecie i komplikujecie sobie życie. Dlatego my samce mamy nad wami naturalną przewagę. ~ powiedział dumnie skrzydlaty, owijając ogon wokół dziewczyny w okolicy pasa i podnosząc ją w górę bliżej swego pyska. ~ Chodźby ty. Ciskasz się gniewnie bez powodu.
“Aaa GÓ-wno!” krzyknęła chłopczyca. “Denerwuje się bo utknęłam tu z takim nudziarzem jak ty, a Kamala to głupia cipa dająca się tresować jakiemuś przegrywowi! HA! Znasz takie słowo staruszku?”
~ Znam inne. Pieczona przekąska na przykład ~ stwierdził Starzec, oblizując kły, z pomiędzy których wystrzeliwały drobne płomyki. Zaśmiał się głośno i dodał ~ A ty byś mu się nie dała, co? Ty byś mu pokazała?
“Oczywiście!” ciągnęła niewzruszona na wysnuwane groźby. W końcu była tą najodważniejszą i najbardziej żywiołową. “Ja się nie daje facetom… bo faceci są głupi! Chcą się tylko gizdrzyć a ja chcę zwiedzać świat, kraść jabłka ze straganu na bazarze, skakać po dachach i poznawać nowych i ciekawych ludzi!”
~ Dziwna z ciebie istotka, jak na maskę prostytutki. Ale masz swój urok. W ogóle teraz zaczynam rozumieć, po co smokom “haremy”. Ot… trzymały was tak, jak wy trzymacie świergoczące ptaszki w klatkach. Z tych samych powodów. ~ Zadumał się Czerwony i smyrnął rozwidlonym językiem po policzku Deewani. Tak jakoś… czule.
“Sam jesteś dziwny” obraziła się dziewuszka, wzdrygając się przed dotykiem jego koniuszków, jakby nie była przyzwyczajona do czułości.
Ona walczyła i wykorzystywała, by móc spełniać swoje pragnienia… przy okazji również i pragnienia klienta.
“Ja nie chce być w klatce, to nie jest fajne…” Pociągnęła nosem, spoglądając załzawionymi oczętami na pradawnego.
“Nie po to uciekłyśmy… dwa razy! DWA! By teraz on nas zamknął… by on ją zamknął! ZAMYKA JĄ WE WŁASNEJ KLATCE! A ty śpisz…”
~ Nie on ją zamyka… To ona zamyka się sama w klatce, którą zbudowała z jego uczuć. Otula się nim jak płaszczem ~ stwierdził ironicznie smok, spoglądając w oczy zapłakanej chłopczycy. ~ Widzisz… ty uciekałaś od czegoś, ale reszta… uciekała do kogoś. I wpadły w jego ramiona.
Tawaif dumała chwilę nad jego słowami po czym dodała spokojniej, choć wciąż nadąsana.
“Ona jest głupia… ale on nie jest bez winy! Wykorzystuje ją i jestem pewna, że ma w planach coś niedobrego… nie dam mu się i… i tobie też!”
~ Jak ją może wykorzystywać… przecież jest tylko głupim mężczyzną, który chce się gzić ~ przedrzeźniał ją Starzec. ~ Chyba, że jest mądrzejszy od was, od ciebie? Ale to niemożliwe, przecież jest tylko mężczyzną.
Chłopczyca wygieła się i zaczęła okładać piąstkami ogon, który ją oplatał. Najwyraźniej albo skończyły się jej argumenty, albo dyspensa na dotykanie.
“On ma plan, puszczaj mnie, ja to wiem, że on go ma, chce ją odciąć… chce zamknąć… nie pozwoli jej odejść nigdzie. Nikogo nie pozna i nic nie zobaczy. Bo on musi wiedzieć i to zatwierdzić. On musi mieć kontrole.” Bardziej to Deewani musiała mieć kontrolę, choć… to o czym mówiła nie było jednak takie głupie. Kamala faktycznie wydawała się lekko odcięta od reszty, ale czy to z winy Jarvisa, czy swojej własnej trudno było określić.
~ Tak tak… przyjrzymy się temu, ale ty… mi trochę przeszkadzasz tymi wrzaskami. ~ Drakon rozdziawił szeroko paszczę i przybliżywszy ogon do niej, wrzucił Deewani do gardła. Po czym połknął ją żywcem.
~ Teraz skacz… biegaj, kradnij i uciekaj… ~ dodał odsyłając maskę do jednego ze swoich wspomnień z miasta przypominającego rodzinne strony Chaai. ~ Kilka godzin takiej rozrywki dobrze ci zrobi. A ja będę mógł się w spokoju przyjrzeć sytuacji.
Rozłożył skrzydła i poleciał w górę, by zbliżyć się do świadomości bardki.
Nieźle wystrachana tancerka, szybko odzyskała rezon, gdy znalazła się w lepszym i o wiele ciekawszym świecie, który bez namysłu zaczęła przeczesywać, chłonąc widoki, dźwięki, ludzi i kolory wokoło.
Kiedyś dziewczyna wykradała się z naczelnikiem ochrony Pawiego Tarasu, by móc podglądać “zwyczajne” życie mieszczan lub uczestniczyć w festynach jako anonimowa istota w tłumie. Brakowało jej tego… tak samo jak dreszczyku adrenaliny, gdy łamało się zasady, dlatego pierwsze co zrobiła to namierzyła… bazar i stragan z owocami...


To co się działo w głowie tancerki trwało sekundy w świecie rzeczywistym.
Sekundy, które mogła spożytkować na podziw nowego krajobrazu w całej okazałości.
Niebo na półplanie bez słońca, ale nie zasłaniane w pełni chmurami. Niebieski lazur zalewał całą przestrzeń delikatnym blaskiem, podobnym do słonecznego. Dookoła “rosły” góry, ale szczyty ostre jak pazury, czy zęby smoka, nie były wyrzeźbione przez Matkę Naturę.


[media]http://image.ibb.co/e0hr9b/fguuiy.jpg[/media]

W pobliżu można było dostrzec sporych rozmiarów zamek i miasteczko zbudowane wokół niego, otoczone murami. Tuż obok, była szeroka, acz płytka rzeka, która z hukiem spadała w dół… w olbrzymią czeluść okrytą mgłą. Ta sama mgła otaczała klify, tworzące jakby granicę lądu.
Poza nim nie było nic, prócz wodnych oparów. Białych z początku, ale szybko przechodzących w szary kolor.
Potęgowało to wrażenie jakby nic poza górami, rzeką i tym zamkiem nie istniało. Jakby stali na granicy świata.
Dziewczyna stała w niemym zachwycie, chłonąc atmosferę całą swoją osobą. Nie zdążyła jeszcze zrobić choćby kroku, kiedy widok w nią uderzył i oszołomił.
Miejsce nie było piękne… ale monumentalne, że aż przytłaczające. Kamalasundari poczuła się wyjątkowo zagubiona, stojąc na tym małym, wielkim skrawku świata, zdając sobie sprawę jak wiele nie widziała i jak wiele nigdy nie zobaczy.
Smutek i nostalgia napłynął do jej serca, gdy przeczesywała łagodnym spojrzeniem orzechowych oczu, niedalekie szczyty górskie.
Tawaif zawsze miała słabość do tych wielkich ścian głazów, porośniętych zielonymi halami. Uwielbiała na nie patrzeć, niezależnie od tego, czy oczami wyobraźni, czy na płótnie, gdyż samodzielnie nie miała ku temu za wielu okazji.
Pasję do tych skalistych gigantów dzieliła z Ranveerem, który choć należał do ludu pustyni, pochodził z plemienia Malhari - wojowników i górali.
Gdy planowali swoje wspólne życie, pragnęli uciec na kraniec świata, gdzieś wysoko pod niebo, gdzie lato trwa bardzo krótko i większość czasu spędza się na kontemplacji górzystego otoczenia.
Nie przewidzieli jednak, że to co ich połączyło, także ich poróżniło, a upadek z wysokości kosztował ich bardzo wiele.

- Robi wrażenie, prawda? - zapytał Jarvis po kilku minutach spoglądania na bardkę. Dał jej wpierw czas do napawania się widokami.
- Tak, krajobraz jest imponujący - odpowiedziała cicho, przyglądając się czystemu niebu, za którym zdążyła mocno zatęsknić.
- Tylko z pozoru to miejsce jest podobne do świata jaki znamy - stwierdził w zamyśleniu czarownik, po czym spytał ostrożnie. - Wszystko w porządku, wydajesz się taka… przygaszona.
Tancerka spojrzała po raz pierwszy od przestąpenia portalu na swojego towarzysza. Uśmiechnęła się delikatnie, ale kątem oka dostrzegła chybotliwy zarys kociego chowańca i wyraźnie zmarkotniała. Nie chciała się dzielić swoimi uczuciami w obecności kogoś, kto nie potrafił trzymać języka za zębami, więc tylko potrząsnęła głową.
- Wspominałam, to wszystko. Gdzie idziemy?
- Naszym celem powinien być zamek, ale… - Uśmiechnął się ciepło przywoływacz i wskazał szerokim zamachem ręki “cały świat”. - Pójdziemy, gdzie ty wybierzesz.
- To miejsce jest troszkę małe - stwierdziła czupurnie kurtyzana, wskazując dłonią na twierdzę. - Prowadź więc ku przygodzie mój dzielny przewodniku.
- Jest dobry na początek. - Mężczyzna wydał gestem polecenie Gozrehowi i ten pognał do przodu niknąc w gęstej trawie. Sam zaś podał dłoń ukochanej i ściskając ją lekko, ruszył w kierunku wody.

Nagle nad nimi pojawiły się świecące punkciki, które powoli rosły.

[media]http://karzoug.info/srd/monsters/Archons/images/ArchonLantern.png[/media]
Świetliste kuleczki, w liczbie około dwunastu, krążyły nad całą trójką przybyszy, same otoczone czymś na kształt “zbroi” z prętów.
- Tylko spokojnie - powiedział mag, przyglądając się stworkom. - Nie ma powodów do obaw.
Nie musiał się jednak obawiać złej reakcji u swojej towarzyszki. Ta zadarła głowę, by móc przyglądać się ciekawsko latającym świetlikom, jak kluczowi kolorowych ptaków na niebie. Dobrze wiedziała, że wkroczyła na nie swój teren i musi zachowywać się jak na gościa przystało. Choć kłamała by, gdyby powiedziała, że nie miała ochoty po prostu złapać jednego przybysza, aby go dokładniej zbadać i z nim porozmawiać.
- Czy one są jakimiś pomniejszymi żywiołakami lub duszkami? - spytała, gubiąc krok, gdy tak maszerowała z głową w obłokach. - Te zbroje lub… klatki… lub cokolwiek to jest, przypominają mi coś. Troszeczkę. Dwa dni temu podczas najazdu barbarzyńców, wydawało mi się, że widziałam coś podobnego.
- W pewnym sensie. To… najmniejsze z aniołów. Archony latarniane, lub archony lampiony, lub te namolne kulki światła jak je zwą w La Rasquelle - wyjaśnił Jarvis. - Teraz sprawdzają jak bardzo czuć od nas złem i czy nie jesteśmy diabłami w przebraniu.
- Och… to pewnie długo tu nie zabawię - stwierdziła cierpko bardka, na samą myśl o czerwonym smoku kiszącym się w jej ciele i który z dobrem miał tyle do czynienia, ile ona z lodowymi trollami, czyli nigdy ich nie spotkała.
- Myślisz, że potrafią mówić? Może z nimi porozmawiam… - zaczęła z jakimś większym zacięciem, tak, że nawet nie zaczekała na odpowiedź.
- Ślę wam najserdeczniejsze pozdrowienia! - zawołała z radosnym uśmiechem, wykorzystując lata ślęczenia nad księgami lingwistycznymi i przemawiając najpierw w starym języku auran, a później celestial… tak dla zabezpieczenia, jakby nie trafiła z typem.
- Biedna istotko… - stwierdził jeden z archonów, podlatując bliżej tancerki. - Siedzi w tobie zło, ale z pewnością znajdziesz pomoc w naszej krainie.
Po tych pocieszających słowach wypowiedzianych w anielskim języku, stworzenia rozproszyły się, szukając w okolicy innych źródeł zła. I tylko jeden poleciał w kierunku zamku i miasta.

“Wcale nie taka biedna…” mruknęła Laboni z jakiegoś powodu wyraźnie nabzdyczona. Była za stara, by przechodzić miesięczne krwawienie, a nawet jeśli, to była przecież tylko wspomnieniem! Nie powinna mieć złego nastroju, nigdy, chyba, że Chaaya lubiła się katować, to co innego.
- Szkoda… - stwierdziła kobieta na głos. - Chciałam jeszcze z nimi porozmawiać. Zrozumiałeś co powiedział? - Ostatnie słowa skierowała do swojego partnera, mocniej ściskając jego dłoń.
- Nie. Niespecjalnie. - Ten odparł z uśmiechem i dodał - Jeśli połazimy tu chwilę, to z pewnością natrafimy na kolejnego takiego stworka. One tu wszędzie się kręcą szukając zagrożeń i jeśli coś by nas zaatakowało zlecą się na pomoc.
- Chcą się wykazać altruizmem przed swoimi władcami. To da im z czasem awans na wyższą formę egzystencji. Popularna ścieżka rozwoju wśród tego rodzaju przybyszy - dodał Gozreh z ironicznym uśmieszkiem.

“Przynajmniej poczynają kroki ku rozwojowi…” burczała jak burzowa chmura starsza kurtyzana, budząc rozbawienie u swojej nosicielki.
- Powiedział, że znajdę tu pomoc w sprawie zła, które noszę w sobie. - Kamala przetłumaczyła słowa Światełka, uśmiechając się miło do ukochanego.
- Kto żył w tym zamku i dlaczego jest teraz opuszczony i otwarty dla poszukiwaczy skarbów? - zmieniła temat ignorując niepotrzebne wtrącenie czworonoga.
- Kiedyś to miejsce było siedzibą zła. Czarownika, który paktował z czartami, ożywiał nieumarłych i robił wiele złych rzeczy. Na tyle złych, że ściągnął na siebie uwagę jakiegoś solara. I ten zebrawszy siły… najechał ten plan, zdobywając go i czyszcząc pobieżnie, ze wszystkiego co złe. Obecnie on tu rządzi, zapewnie poprzez anielskiego namiestnika, co czyni ten plan bezpiecznym na powierzchni - wyjaśnił jej kochanek odwzajemniając uśmiech. - Pod ziemią tlą się jeszcze resztki eksperymentów i ruch oporu przeciw niebianom. Dlatego każdy może zejść w dół, by zdobyć skarby i oczyścić część lochów z sił zła.
- To… trochę przykre - mruknęła zamyślona bardka. - Cała jego praca… cała jego pasja i życie jakie włożył w tworzenie swojej własnej idei upadła. I choć to co robił, mogę uznać za zło, to jednak czuje smutek widząc jaki los spotkał to miejsce, oraz radość, że świat uwolnił się od choroby ją toczącej. To takie… słodko gorzkie. - Tawaif zachowała niemal bolesną neutralność w tej sprawie, jakby rozróżniała sens istnienia dobra i zła i potrafiła dostrzegać u obu dyfuzję, która pokrywała wszystko odcieniem szarości. Z jednej strony umiejętność ta była na wagę złota, a z drugiej zamykała dziewczynę w świecie, gdzie nie mogłaby podjąć decyzji bez zbytecznego zastanowienia się.
- Nie wiem jednak po co mamy schodzić do podziemi… raczej nie natrafimy tam na nic, czego moglibyśmy użyć, a sprzedawać jakiś mrocznych artefaktów też nie mam zamiaru.
- Możemy znaleźć skarby. Oprócz mrocznych artefaktów, jest pewnie sporo zwyczajnych przedmiotów magicznych. - Zastanowił się przywoływacz i pogłaskał lubą po włosach. - I nie musimy schodzić do podziemi. To tylko opcja z której możemy skorzystać, lub nie.
- Myślę, że Starzec nie przepuści takiej okazji, nie teraz gdy wie co się tam może kryć. - Zaśmiała się posępnie, opierając policzkiem o ramię mężczyzny. - A kto mieszka w mieście dookoła?
- Nikt na stałe. Międzyplanarni kupcy i wędrowcy. Łowcy ilithidów oraz qlippothów
z pewnością jacyś… i oczywiście ci którzy mają na pieńku z diabłami lub demonami, oraz niebianie.
Zgadywał, ale pewnie miał ku temu podstawy.
- Brzmi ciekawie - skwitowała z nieznacznym wzruszeniem ramion. - Jak już wyjdziemy na powierzchnię, pójdziemy na łąkę, trochę odpocząć od udawania walecznych. Może nazbieram kwiaty do naszego pokoju. Było by miło.
- Tak. Z pewnością będzie miło. - Jarvis przytulił ją do siebie i lekko pocałował w policzek.

Dotarli już nad rzekę, którą to jedna świetlista kulka gorliwie patrolowała, wyszukując ryb i pijawek będących złymi potworami. Bo cóż innego mogła szukać latając nad wodą?
Chaaya wyraźnie korzystała z tej czułej chwili bliskości, ale gdy dostrzegła Świetlika… zapomniała szybko o czarowniku.
Niczym zwinna łania, wbiegła do wody, a następnie przeskakiwała z kamienia na kamień, nie przejmując się ani nurtem, ani mokrymi butami, ani tym, że podłoże było śliskie i niepewne. Takie przedzieranie się było, z jej wyczuciem równowagi i wygimanstykowaniem, niczym spacerek po chodniku.
Swobodnie dążyła na drugi brzeg rzeki, uznając, że tam właśnie mieli się udać, by przy okazji przyglądać się aniołkowi i jego trudnej i odpowiedzialnej pracy.
Gozreh… jakoś nie miał oporu przed wejściem do wody i z kocią gracją, acz znacznie wolniej, podążał za bardką. Smoczy Jeździec szedł z nich najwolniej, ostrożnie. A i tak poślizgnął się, po czym opadł zadkiem na lustro wody, rozpryskując ją wszędzie. Ten wypadek przydarzył mu się, gdy przebył już dwie trzecie szerokości owej rzeki. Wstał jednak i dumnie, acz nieco sztywnie, ruszył dalej.
Mokry od pasa w dół.
Dziewczyna obejrzała się zaskoczona na ukochanego i zakryła szeroki uśmiech za obiema dłońmi, po czym zaniosła się radosnym śmiechem, pochylając do przodu. Jej reakcja była szczera jak u dziecka i nie miała w zasadzie obrazić mężczyzny, a bardziej aplauzować, jak po dobrze opowiedzianym żarcie. Może nie zdawała sobie sprawy co to urażona męska duma, lub po prostu uważała, że Jarvis jest równie rozbawiony sytuacją co ona.
- Nie tak sztywno jamun! Kolana masz za sztywne, uginaj je, to nie szczudła - dopingowała mu do samego brzegu, gdzie złapała go za rękę i powiodła na trawę. - Chcesz się wysuszyć zanim wejdziemy do miasta?
- Cóż… nie będę wyglądał jak potężny mag, będąc jednocześnie zmokłą kurą, prawda? - zapytał retrycznie wpierw łapiąc cylinder, a potem gramoląc się w kierunku brzegu. - Miał tyle planów podboju świata, mógł poświęcić jeden z nich na budowę mostu - marudził pod nosem.

- Kto? Ach on! - Ponownie zaśmiała się tancerka, prowadząc kochanka gdzie było więcej trawy. - Może latał i nie potrzebował? Albo jeździł… lub go noszono? - Usiadła na ziemi, rozkładając spódnicę tak, by wyschła.
- Możliwe, że używał tych wszystkich środków transportu. - Przywoływacz zamyślił się, przyglądając swoim spodniom i samej tawaif.
- Możemy siedzieć tu razem, ale jeśli chcesz… to nie będę cię opóźniał. Miasto z pewnością jest bezpieczne.
- Miasto nie ucieknie - stwierdziła szelmowsko, klepiąc miejsce obok siebie. - Chyba, że chcesz się mnie pozbyć bo wpadła ci jakaś niebiańska syrenka w oko. - Przyjrzała mu się jakby chciała ocenić, czy miała rację.
- Niestety uciekła zanim zdołałem ją złapać. I bardziej rybka niż syrenka. I bardziej zjeść niż… - Usiadł obok niej. Poczuła jego dłoń na swej piersi, jej ciężar i jak jego siła popycha ją do pozycji leżącej.
A gdy już ułożyła się w trawie, Jarvis nachylił się ku niej i zachłannie pocałował usta, dając jej wyraźny sygnał, że tylko jedna “syrenka” go interesuje.
Kamala z przyjemnością odwzajemniła tę drobną czułość, ale nie mogła powstrzymać napływu wesołości.
- Uważaj bo zdemoralizujesz aniołki… - mruknęła cicho, przeczesując palcami jego włosy.
- Nie obchodzi mnie to - mruknał mężczyzna, wodząc wargami po policzku i muskając językiem ucho kobiety. Jego dłoń wodziła po piersiach i schodziła w dół po brzuchu do intymnego zakątka. Obecnie bronionego przez zdecydowanie za dużo warstw materiału.
- Miłość w swej naturze nie jest zła… więc nie mogą nic zrobić.

- Oooch... - Chaaya zacmokała rozczulona, muskając przyjaciela po brodzie, nie przeszkadzało jej, lub nie zauważała, że zamiast schnąć, jej strój naciągał wodą od czarownika.
- Więc zamierzasz im teraz przedstawić lekcję miłości w naturze?
- Zdecydowanie miałem taki plan... podstępny i złowieszczy - zamruczał w odpowiedzi, znów całując jej usta i wodząc dłonią po udach. Niespiesznie i delikatnie, jakby nie paliło mu się.
- Najpierw jednak, musiałbyś mnie do tego przekonać. - W jej głosie słychać było ostrą nutkę przekory. Nie odsunęła się, ni nie wzbraniała przed pieszczotami, ale też ich nie odwzajemniała z takim poświęceniem jakie miała w nawyku.
- Stawiasz mnie w trudnej sytuacji - stwierdził czarownik między licznymi i płomiennymi pocałunkami. - Z jednej strony… powinniśmy ruszyć do miasta. Z drugiej zaś… jakoś nie mam ochoty cię wypuścić z objęć.
- Może i powinniśmy, ale teraz jestem przez ciebie mokra. - Zaśmiała się pod nosem, klepiąc dłonią w mokry tył Jarvisa. - Przeszłam przez rzekę z nas wszystkich najszybciej i najlepiej… nie będzie mi teraz nikt insynuował, że się skąpałam - odparła dumnie, wracając palcami na twarz przed sobą, by delikatnie gładzić ukochanego po policzkach lub bawić się nausznicami jego okularów.
- Będę musiał sprawdzić, gdzie w zasadzie jesteś mokra - szepnął przywoływacz, sięgając do sznurowania jej spodni, biorąc się za rozwiązywanie go na oślep.
- Mogę ci powiedzieć będzie szybciej. - Tancerka zaoferowała swoją pomoc z lisim uśmieszkiem, podnosząc głowę, by wyszeptać do ucha mężczyzny słodkie i rozpalające słówka na temat jej stanu bielizny.
- Jest szybciej… ale w innym znaczeniu tego słowa. - Zgodził się z nią, muskając czubkiem języka wargi Kamali i sięgając dłonią pod spodnie.
Palce zaczęły wodzić pod ubraniem, sugestywnie masując kobiecość przez bieliznę, wcale nie ułatwiając schnięcia… a wręcz wprost przeciwnie. Wyczuwał jak bardzo była wilgotna… a raczej przemoczona, od wody rzecznej.

- Uważaj… bo polubię się z twoją ręką i zostaniesz z niczym - ostrzegła go zadziornie, a zważywszy, że była wyjątkowo opieszała w swym afekcie, mag rzeczywiście mógłby nie spotkać się z odwdzięczeniem...
- To poszukam wtedy okazji po powrocie, by pochwycić cię i przycisnąć do łóżka... i kochać się z tobą namiętnie… i długo. - Jeździec wyjawiał swoje plany wprost do ucha kusicielki, zaprzestając ruchu dłoni i niczym wprawny złodziej, macając sobie na oślep drogę do skarbu kochanki. - Budzisz czasem we mnie bestię, pamiętaj o tym Kamalo.
- Jesteś słodki gdy mi grozisz - stwierdziła z cieniem czułości - aż chciałabym cię sprawdzić, ale jeśli przerzucisz mnie na brzuch i ściągniesz majtki to też się nie obrażę.
- Leniuszek dzisiaj z ciebie - zażartował czarownik i skinął głową zgadzając się.
Po chwili zresztą zabrał się do tego. Ostrożnie i z pietyzmem, ale stanowczo przekręcił ją na brzuch, upewniając się przy okazji, czy jest jej wygodnie. Potem zaczęło się całe przeklinanie, na temat płaszcza, który musiał podwinąć, dolnej części zbroi… którą również musiał podwinąć. Dużo było tego podwijania, zanim Chaaya poczuła zaborcze dłonie, nerwowo zsuwające z niej spodnie razem z bielizną.
- Jestem praktyczna… jakbyśmy zaczęli się rozbierać, to dzień by się skończył - odpowiedziała tonem księżniczki, która leniwie wyleguje się na szezlongu i podjada słodkie winogrona, gdy tymczasem jej niewolnik w pocie czoła uwija się wokół niej. - Liczę, że nie poprzestaniesz tylko na rączkach mój jamun. - Znowu zabrzmiała jak panienka na włościach, cicho się podśmiewając, zupełnie jakby całą scenkę miała z góry zaplanowaną.
- Nie zamierzam… ale też nie poprzestanę na delektowaniu się… widokami.
I Sundari poczuła jakim smakoszem jest jej kochanek całujący krągłości jej pośladków, wodząc po nich językiem i pomiędzy nimi. Jego włosy łaskotały ją w pupę.
Nie było to dla niej nowością, że on lubił podgrzewać atmosferę przed nieuchronnym podbojem jej bramy rozkoszy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 12-12-2017 o 21:14.
sunellica jest offline