Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2017, 21:22   #117
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Conybery

Shavri wzdrygnął się, zsiadł z konia i pomógł zejść Trzewiczkowi. To miejsce było upiorne. Od ziemi, po szczyty resztek ścian. Opowieść, opowieścią, ale te łby ponabijane na pale…
Młody tropiciel przeszedł się powoli po okolicy, krótkim spacerem, łowiąc oczami szczegóły. Zatrzymał się przy jednym z pali z wielką, orczą czaszką. Pochylił się, by zaglądnąć w zarobaczone oczodoły.
… - IDĄ!
Odległe wspomnienie orczej masakry w Białej Grudzie przeszyło go dreszczem. Cofnął się od pala, mamrocząc modlitwę dziękczynną do Sune i trąc dłońmi o ramiona w nieświadomym geście.
- Miłe miejsce, nie ma co - stwierdził sucho już opanowany, gdy dołączył do reszty towarzyszy. - Przyda się nam ogień. Ktoś poza mną chętny na wycieczkę po drewno?
- Prawie jak w domu, na Północy ...
- Przeborka zatrzymała wzrok na tropicielu i przesunęła dłonią najbliższą czaszkę, tak by ta odwróciła się “twarzą” do chłopaka - Dobry zwyczaj. Trzyma z dala nieproszonych gości. - wyszczerzyła zęby - Nie strachaj tak, chłopcze. Ten ork już nikogo nie pogryzie.
- Bogom niech będą dzięki
- odparł wolno, ciężkim głosem. - Tak banszi… czy jak to się mówi? Jest niebezpieczna?
- Jej krzyk zwiastuje śmierć, tak słyszałam. Twoją lub najbliższych.
- Przeborka schyliła się i wyrwała z ziemi ździebełko trawy, które wsadziła sobie beztrosko w zęby - Chyba że ktoś już ma serce złamane i jest bardzo nieszczęśliwy, to od śmierci jest bezpieczny. Ale sam się w takiego ducha zmieni. - dopowiedziała, kiepsko udając poważną minę. Najwidoczniej straszenie Sharviego bawiło ją z jakiegoś powodu.
Shavri, który walczył już w życiu z nieumarłymi i widział duchy na własne oczy przyglądał się jej przez chwilę badawczo i bez słowa. Potem zaś, nie dając po sobie znać, czy jej uwierzył czy nie, wrócił do oporządzania swojego konia.
Przeborka jednak najwyraźniej nie chciała odpuścić. Oparła się o zruinowany murek i bawiąc się trawką kontynuowała niezrażona:
- Mówią jeszcze, że taki duch powstaje z dziewki, która zmarła, nie poznawszy miłości cielesnej. Temu tak wyje. Z rozpaczy za tym, co nie dane jej było. A przez tą żałość zapiekłą i gniew szczególnie wrogi taki duch jest męskiemu rodzajowi. - wyszczerzyła zęby do Sharviegio - Lepiej po lesie samemu nie chodzić, nawet za opałem. Jeszcze taka zjawa zdybie i bogowie jedni wiedzą, do czego posunąć się może, żeby swój żal nieutulony zażegnać…
- Jedno troszeczkę koliduje z drugim pani Przeborko.
- wtrącił niziołek, ale nie wyglądał na zainteresowanego wykłócaniem się. - Tori chyba już się widziała z Agatką... - miał na myśli banshee - ...jeśli chcemy ją odnaleźć najlepiej udać się tam zaraz, to i drewna nazbieramy.
- Może i tak być. Powtarzam tylko, co słyszałam.
- wojowniczka pojednawczo wzruszyła ramionami - To mi pewien bard, też niziołek, kiedyś w zajeździe opowiadał. Potem zaś proponował, że zna niezawodne sposoby, i chętnie je zademonstruje na pięterku, by i mnie los zmiany w takiego ducha nie spotkał, jakbym gdzie w podróży zginęła. - kobieta zapatrzyła się w chmury, przypominając sobie to zdarzenie - Więc może i coś tam nazmyślał dla lepszego wrażenia... a ja prosta baba jestem, na duchach się nie wyznaję. - uśmiechnęła się lekko - Jeno nasz chłopiec taki zestrachany, to chciałam mu coś weselszego opowiedzieć, niech się zjawy nie boi.
- A może istnieje jakiś sposób, żeby jej ulżyć. Ja bym mógł…
- zaczął Shavri, ale spłonił się rumienińcem i zaczął z drugiej strony. - Toriko, czy ona jest faktycznie niebezpieczna? A Ty, Trzewiczku, dlaczego właściwie chcesz się z nią spotkać?
- Moim celem jest Studnia Starej Sowy oraz duch czarodzieja, który niegdyś zamieszkiwał to miejsce. Agatka jest podobno zaraz obok, a według tego co słyszałem wiele wie. Może nawet gdzie znajduje się reszta książki, której szukamy.

-To ja z tobą pójdę- Zadecydowała Zenobia.
Mimo wielu lat doświadczenia wcale nie myślała, że wie już wszystko. Trochę była ciekawa, co taki duch może zrobić, jak już zdybie. Może się czego jeszcze nauczy? -To prawda, że samemu chodzić nie można.
Wyglądało na to, że uwierzyła w opowieść a przynajmniej tę jej drugą część.
A może tym razem w ducha zmienił się śliczny, wyposzczony młodzieniec i teraz tylko czeka na to, żeby kogo zdybać?
Właściwie nie miałaby nic na przeciw, gdyby to ją... Bo przecie nie Shavriego... To znaczy żeby ten duch, jego lepiej nie...

Trzewiczek klasnął w dłonie, choć starał się uczynić to bezgłośnie. Jakoś tak okolica na niego działała, że wolał być cicho. Coby ducha nie spłoszyć, rzecz jasna.
- To wspaniale. Shavri, Zen i Tori. - niziołek zaczął krzątać się w poszukiwaniu swoich rzeczy niezbędnych do tej wyprawki. Przypomniał Tori o wodzie święconej, zaś Zen poprosił by wzięła trochę wina. Sam zaś wziął talk, woreczek ze spiłowanym srebrem i króliczą doniczkę.
- Ktoś jeszcze idzie?
- Oczywiście, że jest niebezpieczna… to wszakże duch, istota, która nie ima się praw rządzącymi światem.
- Półelfka pokręciła głową w zakłopotaniu. - Nie wydaje mi się jednak zła… krnąbrna, pyskata, zadufana w sobie owszem, ale cierpliwością i dobrym słowem da się ją ugłaskać i porozmawiać.
- Ja idę jeszcze. - Przeborka przeciągnęła się i zaczęła poprawiać klamry swojej zbroi i paski od miecza - Weźcie wodę i jedzenie, pochodnie też. Kto wie, ile nam tam zejdzie. A jak do [północy] nie wrócimy, to znaczy, że nas co pożarło i możecie nasze rzeczy rozdzielić między siebie! - zawołała z uśmiechem do reszty grupy i zaczęła się pakować. Miała swoją sprawę do Aghaty, tą, o której mówił jej Joris, i wolałaby załatwić ją w zdecydowanie mniejszym gronie... ale puszczenie niziołka i Zenobii tylko pod “opieką” Sharviego wydawało jej się nad wyraz nieodpowiedzialne. Niech więc i odwiedzą ducha większą grupą...
- Przepraszam, ja się tylko upewnię, że rozumiem: zamierzacie iść do tej zjawy już teraz, choć nie wiadomo, czy was po drodze noc nie zastanie? A sądząc po słońcu może zastać. Na dodatek w nieznanym terenie. Przyznaję, też jestem jej ciekaw, ale na litość, to ponoć ja jestem lekkomyślny - stwierdził Shavri i jeszcze raz rzucił okiem na czaszki na palach. - Wołałem o chętnych tylko na szukanie drewna, a nie guza. Nie możemy za dnia?
- Za dnia jedziemy do Studni jeśli plany nagle się nie zmieniły
- odezwał się Marv, który skończył już oporządzać swojego rumaka, wcześniej tylko słuchając tej całej gadaniny. - Ja zostanę i popilnuję obozu kiedy będziecie się uganiać za duchem. Tylko nie prowokujcie go do głośnych wrzasków, bo konie się zdenerwują.
Trudno powiedzieć czy mówił to na poważnie, ale wyglądał na zirytowanego z jakiegoś nie do końca wiadomego powodu, szczególnie, że podczas podróży prawie do nikogo się nie odzywał.
- Widzicie - stwierdził Shavri, jakby zdanie Marva rozstrzygało dla niego sprawę. - Pójdę z wami kawałek, bo musimy mieć jakieś drewno, a przy okazji popatrzę, w którą stronę idziecie. Ale nie uważam, żeby to było rozsądne. Nie wiem, jak dobrze Torika zna okolicę, ale zmierzcha, a to miejsce… cóż nie należy do najprzyjaźniejszych.
Shavri miał bardzo złe przeczucia. Ciekawość co do leśniej zjawy ustąpiła w nim miejsca niepokojowi o towarzyszy. Przecież mogli do niej pójść, wracając z misji, albo w ogóle przy innej okazji - w końcu to nie było jakoś nie wiadomo jak daleko od Phan.
- Nierozsądne to jest tak samemu po drewno łazić. - wojowniczka spojrzała na tropiciela z uwagą - W kupie bezpieczniej i raźniej, weselej. I więcej drewna nazbieramy. - dodała - Co za trud dla ciebie, że przejdziesz z nami kilka kroków więcej. A dla nas pomoc, jakbyśmy się zagubili i potrzebowali pomocy tropiciela, coby w dziczy nie zginąć.
- Nierozsądnie jest samemu po drewno łazić, ale rozsądnie lekceważyć radę tropiciela, który jak się okazuje może wam być potrzebny? Nie, Przebijko. Nosisz największe ze smoczych zębów na piersi. Na pewno sobie poradzicie. Znaczcie po sobie ścieżkę, jak masz wątpliwości. Jak powiedziałem, kawałek z wami pójdę. A jak wrócicie z drewnem
- podkreślił - będe tu już ze strawą czekał.
Tropiciel westchnął i zwrócił się do niziołka:
- A Ty, Trzewiczku, jeśliś faktycznie zdecydowany, to poza księgą wypytaj zjawę o smoczych kultystów. Może coś więcej będzie wiedziała. Możecie… możecie dać jej bukiet kwiatów, panny lubią kwiaty.

Stimy spojrzał niepewnie na tropiciela. Ogólnie to tak sobie spoglądał niepewnie od jakiegoś czasu.
- Na pewno tak zrobię. - przyznał przyjaźnie, choć nie miał pojęcia o jakich kultystach mówi Shavri, ani po co kwiaty duchowi żyjącemu w lesie.
- W drogę, póki jeszcze świt!
- Wschód jest z drugiej strony
- powiedział Shavri niemrawo, wskazując kciukiem za swoje plecy i wpatrując się pytająco w Trzewiczka.
Noc zapowiadała się coraz ciekawiej…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline