Marcus z wypisanym na twarzy żalem zmieszanym z nienawiścią odprowadził wzrokiem odlatującego Xalotuna.
- Spotkamy się jeszcze - powiedział.
Prawdę mówiąc nie znaczyło to, że ruszy w pościg za uciekającym, lub zacznie go tropić po całym świecie. Wierzył, iż fortuna okaże się dla niego łaskawa i drogi jego i księcia się skrzyżują, a on zdoła w przeklętego Xalotuna wpakować kilka strzał i wysłać na wieczny spoczynek.
Przeniósł wzrok na wojowniczkę.
- Marcus - powiedział. Wyciągnął rękę na powitanie, udając, że nie widzi nic dziwnego w jej niezbyt typowym stroju. - W zasadzie łucznik. I dzięki za pomoc. Dwa dzbany.
Milczeniem pominął fakt, że dzięki niemu między innymi wojowniczka zdołała się wydostać z łap maszkary. Nie był drobiazgowy.
- Gdyby nie odsiecz, nie dalibyśmy rady - przyznał Marcus. - A statek pomożemy zabezpieczyć. Piękna zdobycz.
Miał cichą nadzieję, że dostaną nagrodę nie tylko za uratowanie księżniczki, ale i parę procent wartości statku.
No chyba że książę okaże się skąpcem.
Sława była przyjemna, ale ciężka sakiewka pełna złota również sprawiała przyjemność. I można było za to złoto sprawić sobie różne przyjemności. |