Błysk żądzy krwi rozpalił się w oczach Grzmota i równie szybko przygasł. Spojrzał odrobinę smutnym wzrokiem na bezgłowe truchło goblina opadające na ziemię. Czuł niesamowity zawód. Liczył że ten przeciwnik zapewni mu odpowiednią rozrywkę a skończyło się na ledwie przedsmaku. Jako, że w okolicy brakowało innych przeciwników przepełniający go głód pozostanie niezgaszony. Wypełni go jeszcze czym innym. Przypiął broń do pasa, a tarczę na plecach. Sięgnął po rzucony wcześniej topór i również odłożył go na miejsce. Dodatkowo schylił się po tasak i miksturę. Ściął nim główkę flakonu wlewając życiodajny płyn do ust. Nie smakował tak źle jak przypuszczał.
Wolnym krokiem ruszył w kierunku posłusznego, i jedynego żywego, goblina w kącie. W dłoni ważył zdobyczny tasak. Uśmiechnął się paskudnie
- A z tym co robimy?
- Kurwa jego mać - wrzasnął Grzmot słysząc rewelacje Axima. Ostrze tasaka wbiło się w mebel kilkanaście cali od twarzy goblina. Zdrajca wyślizgnął się z ich rąk. Cała ta bieganina była jak psu gówno. Tylko się upierdolili. Spojrzał na rycerzyka.
- Jeżeli kiedyś spotkamy jeszcze tego zielonego kurwiego syna jest mój, zgoda!?
__________________ you will never walk alone |