Wadera odwróciła głowę spoglądając w horyzont.
Ponownie zwróciła pysk na galiarda.
Prychnęła cicho i zaczęła biec - z początku truchtem, potem przyspieszając do pełnej szybkości.
Nastroszone futro, położone płasko uszy i ogon stabilizujący jej bieg.
A potem skoczyła na Zaara…
Człowiek w starciu z wilkiem nie miał najmniejszych szans. Nawet się nie bronił. Rozpędzona wilczyca powaliła Zaara. Gdy uderzył o ziemię wszystko się zatrzęsło. Zostali na kawałku skały. Takim jak te, po których skakała na spotkanie z Ognista Wroną. Łąka została gdzieś w dole. Tymczasem Zaar złapał ją dłońmi w okolicy żeber. Zanurzył palce w jej futrze.
Kłapnęła zębami tuż przed jego twarzą, markując atak. Z gardła wydobył się szczek co skowyt przypominał zmieszany z warkotem. Kłapnęła raz jeszcze i szczeknęła głośno. Raz, drugi, trzeci.
Zaar uśmiechnał się szeroko i zaczął również powarkiwać i kłapać szczęką. Wyglądało to zdecydowanie śmiesznie. W końcu jego postać była w stu procentach ludzka.
Czarna wilczyca schwyciła zębami brodę wilkołaka i ścisnęła go lekko wydając cienki pisk, by zaraz potem uchwycić gardło Zaara potężnymi szczękami z cichym powarkiwaniem.
Mężczyzna odchylił głowę, odsłaniając całą szyję w geście poddania się.
Żeńka puściła w końcu, gdy wyczuła jego uległość.
Uwaliła się obok, wywaliwszy ozór i dysząc ciężko. Wadera spoglądała na towarzysza.
Szukała czegoś w jego spojrzeniu.
Szukała choć bała się, że znajdzie.
Patrzył na nią smutno.
- Wróć. Wróć do mnie. Do nas. Nie oceniaj nas przez pryzmat tego co zrobił ci Burak.
Po chwili ciszy brunetka wróciła do ludzkiej postaci. Usiadła podwijając nogi i spojrzała na Jarka:
- Nie oceniam przez jego pryzmat. To Ty to robisz. To Ty traktujesz mnie jak… - zagryzła wargę. Słowo nie chciało jej przejść przez usta.
‘Ofiara!!’
Objął ją i przycisnął do siebie.
- Wróć. Proszę.
Nagle wszystko się rozwiało. Nie było śladu po łące, ani latającej skale. Siedziała w lesie. Bliźniaczo podobnym do tego w którym zasnęła.
Rozejrzała się rozbudzona i zaskoczona. Odruchowo pomacała za plecakiem i nożem.
Wszystko było na miejscu. W lesie panował chłód. Słońce jeszcze nie wstało, ale niebo już wyraźnie pojaśniało. W krzakach leżał jej motocykl.
Usiadła.
Rozważała swoje opcje z chłodniejszą głową i czystszymi myślami.
Wiele z tego co mówił Zaar miało sens.
Pewne informacje, szczególnie z tajemniczej teczki, wywoływały ciekawość.
Ale nie chciała polegać na czwórce wilkołaków.
Sama myśl o tym, że na zawsze będzie nosić znamię a oni zawsze będą w niej widzieć…
Nie była pewna czy jest w stanie to znieść.
Całą resztę była sobie jednak winna.
Ruszyła w stronę zarośli skrywających maszynę. Odpalając silnik podjęła decyzję.
Wyjechała z lasu i ruszyła trasą na Białowieżę.