Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2017, 14:52   #116
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kocur w swej cienistej postaci przemykał zwinnie pomiędzy pajęczynami. Chaaya mimo podobnej zwinności, była bardziej cielesna i wszystkie, pajęcze sieci lepiły się do niej za nich oboje.
Pomimo tego schodzili w dół coraz niżej, aż dotarli do drzwi. Były one drewniane, acz solidne… otoczone portalem, ozdobionym głowami gargulców. I zamknięte na klucz.
Tawaif pluła kłaczkiem kurzu, drapiąc się spazmatycznie po twarzy, bo cała ją swędziała od fruwającego tatałajstwa. Jeśli tak wyglądało zwiedzanie lochów, to… NIGDY WIĘCEJ się na taką rozrywkę nie zgodzi.
- Zamknięte… - Kichnęła, zginając się wpół i wpadając w kolejny, lepki kłąb. Wytarła się w pobrudzony rękaw i zainkantowała proste wersy zaklęcia. To jednak nie zadziałało. Drzwi pozostawały zamknięte.
- Ja spróbuję. - Jarvis sięgnął po sztylet i wsunął w szczelinę drzwi jego ostrze. Tautaż na jego plecach, zalśnił blaskiem przez ubranie i przywoływacz powoli zaczął przecinać sztabkę od zamka. Po niejakim czasie, wyglądało na to, że dał radę unieszkodliwić mechanizm.
Mężczyzna pchnął drzwi, otwierając komnatę, po części sypialnię, po części… chyba skarbiec, sądząc po złotych posągach kobiet, okrytych zwiewnymi szatami.
Pod jedną ze ścian stało łoże, a na nim leżała pojedyńcza księga.
Tancerka weszła do środka, swe kroki kierując od razu do figur, by sprawdzić, czy były magiczne. A wcale by jej to nie zdziwiło.
Zauważyła, że tej części komnaty jest dużo błota. Nie było to problemem dla niej, wszak ubrana była na wyprawę… a nie na bal. Ale błoto zaczęło się kotłować i unosić, najpierw niczym wielki bąbel, potem tworząc wyraźnie humanoidalną sylwetkę.
Ulepiony z błocka potwór, nie wydawał się nastawiony przyjaźnie.

[media]http://www.poxpulse.com/images/large/mud_elemental_270x310.jpg[/media]

Zaskoczona Kamala, uskoczyła do tyłu, rzucając pochodnię na ziemię, co by mieć obie ręce wolne i sięgnęła po łuk.
Mag krzyknął przestraszony do tawaif, by się wycofała i strzelił do bestii ze swego pistoletu dubeltowego. Trafiając stwora jedną kulą.
Ten ryknął w odpowiedzi, ale zaprzestał zbliżać się do bardki, która była niego najbliżej.
I pewnie z tego powodu Gozreh również się do niej pędził.

Dziewczyna starała się zachować odstęp, ciągle cofając i napinając cięciwę ze strzałą, gotowa wystrzelić, gdy uda jej się namierzyć cel.
Co nie było trudne, bo żywiołak był szeroki w barach, choć wielkości człowieka.
Monstrum ruszyło na najbliższego wroga, którym aktualnie stał się chowaniec, próbując go trafić łapą. Czarownik zaś sięgał dłonią do przodu, tworząc krąg przywołania, by wezwać wsparcie, gdy Sundari wystrzeliła, trafiając przeciwnika w głowę. Strzał, który zabiłby każde zwierzę na miejscu… potwora wyraźnie uszkodził i… podjudził.
Jarvisowi udało się przywołać… kotki.
Mniejsze od Gozreha, ale niezwykle wyglądające. Niemniej były to koty. Małe.
[media]http://karzoug.info/srd/monsters/A/images/AgathionSilvanshee.png[/media]

- Silvanshee… jeszcze ich tu brakowało - stwierdził ironicznie cieniozwierz, a zwinne przyzwańce rozpierzchły się po sali.
Jeden pozostał przy Smoczym Jeźdźcu, a pozostałe dwa uniosły się w powietrze i poleciały w kierunku kobiety.
- Psik! Sio ode mnie! - Tancerka czuła się osaczona ze wszystkich stron, przez co trudniej jej było skupić się na walce.
Wystarczyło jej atrakcji, a tu jeszcze nasyłano na nią tabun miauczków, czort, że magicznych… Gozreh jej w zupełności wystarczył! Nawet z nadwyżką.
Sięgnęła po kolejną strzałę i ponownie przymierzyła.
- Jesteśmy by pomóc… - stwierdził jeden z duszków, a drugi dodał dodał. - …i chronić.
- Ja tam nie czuję się za bardzo chroniony - burknął głośno chowaniec, atakując potwora macką, bardziej po to, by skupić jego uwagę na sobie, niż by zadać szkody.

Kolejna strzała bardki wbiła się w oko żywiołaka, który ryknął z bólu bulgoczącym głosem, ale niespecjalnie przejął się raną, bo nawet nie próbował wyjąć pocisku. Za to trafił dużego kocura łapą i oderwawszy fragment swojego ciała, uwięził Gozreha w pułapce zasychającego błota. Na szczęście tylko na kilka sekund.
Cieniozwierz zwinnie uwolnił się z tej pułapki.
A Jarvis przywołał kolejną dziwną istotę, która wynurzyła się z ziemi w postaci… olbrzymiego korpusu węża pozbawionego głowy. Zdekapitowany gad owinął się wokół błotnistego cielka, chwytając stwora i unieruchamiając go.
W pokoju zaczynało robić się ciasno… i strzelającej z łuku nie pasowała taka sytuacja.
- Zabraniam ci więcej przywoływać! - zawołała przerażona lub rozeźlona, widząc, że mag się dopiero rozkręcał w swojej magii. - To pomieszczenie nas więcej nie pomieści! Koniec! KONIEC ROZUMIESZ??!! - Wyszarpnęła kolejną strzałę z kołczanu i naciągnęła na cięciwę. Nie wiedzia już w co celować. Bezgłowy wąż przykrywał słabe punkty przeciwnika.
- Dobrze… zresztą na razie i tak nie muszę... - odpowiedział mężczyzna, a jeden z kotków musnął pyszczkiem policzek tancerki i ta poczuła jakby… otuchę, rozlewającą się w jej sercu, po czym oba czworonogi dołączyły do chowańca, atakując spętanego potwora.
Nie za wiele szkód mogły uczynić. Wszak były malutkie, ale to dawało im też przewagę. W ciasnym pomieszczeniu, skrępowana bestia dziwacznym wężem macką, miała duży problem z trafieniem któregokolwiek.
Chaaya zauważyła, że ich pazurki zostawiały szramy o wiele większe niż powinny.
To jednak nie mogło przesunąć szali ku ich zwycięstwu…
“Przydałaby się Godiva… co jak co, ale ta kobieta umie przywalić, a nie się cacka i głaszcze jak ty ze swoim członkiem…” Laboni przysiadła obok wnuczki i schowała ramiona pod cienkim szalem.
~ On ma imię… ~ przypomniała dziewczyna, wyciągając kolejny grot za pierzasty koniec.
“Tak, tak… każdy członek ma jakieś imię…” odparła wyjątkowo zadowolona ze swojego przytyku babka.
~ Jakbyś cofnęła się w rozwoju… ~ fuknęła gniewnie Kamala, strzelając.
“Albo zestarzała…” doradziła polubownie matrona, po czym zarechotała wyjątkowo hienowato.
~ Albo straciła ząbki. Nie kąsasz tak sprawnie ~ wtrącił się przymilnym tonem Starzec, podczas gdy kolejne pociski robiły spustoszenie w ciele żywiołaka. Ten zdołał odrzucić uderzeniem jednego kotka, ale drugi poleciał w jego kierunku i podleczył go dotknięciem łapki. Elemental wyswobodził się z macki i ruszył w kierunku tawaif, by po chwili znów przez tą mackę zostać pochwyconym. Co go niewątpliwie rozwścieczyło.
Osłabiony przez pociski, ignorował już Gozreha, za wszelką cenę próbując dotrzeć do obu Smoczych Jeźdźców.

“Nie powinieneś spać przypadkiem? Takie stare próchno jak ty chyba nie ma nic lepszego do roboty…” mruknęła starsza kurtyzana, która w równym stopniu co sam smok, nudziła się i była ciekawa przebiegu walki.
~ Jesteś nader aktywny… nigdy nie wyściubiasz nosa, gdy tego nie potrzeba… ~ przyznała bardka ze śmiechem, bo w zasadzie nie przeszkadzała jej ani gderliwość wspomnienia opiekunki, ani pobudliwość skrzydlatego.
“Jakaś ściana by się przydała, bo zaraz przyjdzie i cie złapie…” oceniła fachowo Laboni.
~ Coś… jak ściana dźwięku?
“Niiieee jestem przekonana czy podziała na kupę błota…”
~ Och w takim razie, wymyśl coś lepszego…
“To nie za bardzo mój problem, trzeba było przykładać większą wagę do nauki czarów bojowych.”
“A udław się…” Umrao zamruczała gniewnie, przez co jej głos jak zwykle zabrzmiał wyjątkowo zmysłowo. “Najlepiej bezimiennym członkiem!”
Wszystkie panny, wraz z babką, zaśmiały się ubawione.
Ale matrona miała rację. Brakowało tu walecznej i nadpobudliwej smoczycy, bo zarówno Chaaya jak i jej kochanek walczyli dystansowo.
Ich ciągły ostrzał osłabiał wyraźnie stwora, który zaczynał mieć problem z utrzymaniem siebie w całości. Niestety zdołał znów wyrwać się z wężowego uścisku i mimo podgryzania przez, już trzy, koty i chowańca, podążał nieubłaganie w kierunku delikatnej dziewczyny, choć naszpikowany strzałami niczym jeż i równie podziurawiony kulami. Ostatni grot, który wbił się mu “gardło”, zakończył wreszcie egzystencję ożywionej kupy błota. I ta rozpadła się… metr przed dotarciem do tawaif.

Kobieta napierała plecami na ścianę za sobą, wyraźnie blada i zdenerwowana. Nie sądziła, że żywiołak będzie tak upartym przeciwnikiem i że błoto… może przerazić swoją mocarnością.
Wpatrzona w kałużę przed siebie, usiadła powoli na ziemi, by odsapnąć, gdy świadomość, że było już po wszystkim właśnie do niej docierała.
Z przyzwanych kotków ocalał tylko jeden… ale i ten zaczął znikać. Gozreh również wydawał się mocno poturbowany, więc Jarvis wpierw uleczył go swą magią. A potem podszedł do tancerki, usiadł obok niej, przytulił i pocałował w policzek.
- Byłaś bardzo dzielna - pochwalił ją.
- Wolałabym nie… - przyznała z przekąsem, opierając głowę na jego ramieniu. - Czy tak właśnie wygląda zwiedzanie lochów?
- Czasami... - zaczął i od razu westchnął. - ...często.
Bardka zaśmiała się cicho w odpowiedzi, po czym westchnęła wyjątkowo ciężko.
- No… przynajmniej znaleźliśmy złoto - starała się znaleźć pozytywną stronę całego zdarzenia.
- Za ciężkie to to żeby wynosić - stwierdził cierpko czarownik, gdy tymczasem ogon cienistego chowańca wystawał spod łóżka. Korur wpełznął tam z nieznanych powodów chwilę wcześniej.
- Nie mów mi, że walczyłam na nic… - zmartwiła się Chaaya i wstała, by podejść do figur i tym razem sprawdzić je pod kątem magii.
- Przehandlujemy wiedzę o tej komnacie i jej zawartości jakimś awanturnikom i niech sami wydobywają te posągi - zaproponował mężczyzna, podczas gdy Kamala przekonywała się, że posągi były nieco magiczne, choć… tak jakoś dziwnie. Jakby magia w nich zawarta, działa do ich wnętrza.
Gozreh tymczasem wytargał spod łóżka sporych rozmiarów kuferek.

- Jarvisie wiesz jak się robi golemy? - zapytała Dholianka, łapiąc za piersi pierwszej z damulek w celach “edukacyjnych”.
“Własnych nie masz?” obruszyła się zdegustowana Nimfetka.
“Cicho… macałaś kiedyś złote cycki?” obruszyła się Laboni. “Teraz masz okazję.”
Młode dziewczę wyjątkowo się zawstydziło, wzbudzając chichot innych masek.
- Długo… - zażartował przywoływacz, przyglądając się ukochanej, której dłoń błądziła po idealnie wyprofilowanej, zimnej i złotej krągłości. Po czym sprecyzował.
- Dokładnie to nie wiem. Ogólnie zaś… najpierw robione jest ciało z materiału… z jakiego ma powstać golem. A potem rzucany jest szereg potężnych zaklęć, które go ożywiają. Golemy są drogie i ci którzy je wyrabiają cieszą się powszechnym szacunkiem.
- Nic dziwnego - stwierdziła z rozbawieniem, klepiąc drogocenną damę w tyłek. Twardy był i zimny… nie to co jej własny.
Przespacerowała się między posągami, po czym podeszła do łóżka, na którym leżała księga, którą chciała obejrzeć.
Mag przyglądał się czule dziewczynie, która miała świadomość tego, jak kusiła ku sobie. Na razie jednak sprawdzał ile mu kul zostało, nie przeszkadzając towarzyszce w zapoznawaniu się z okładką zdobionej miedzią, co prawda bez tytułu, ale z “zaklęciami mądrości” wkomponowanymi w ozdoby… zapisanymi w dialekcie Harimsa.
Był to odłam ludu pustyni, który zawędrował w wysokie góry na wschodzie i całkowicie zmienił swój styl życia. Góry te bowiem okazały się nie tylko groźne, ale i obfite w wodę oraz… kamienie szlachetne. Harimsa zajmowali się ich obróbką, a z czasem umagicznianiem. Ponoć tą wiedzę zyskali dzięki znajomościom z “małym ludem”, który nie kontaktował się ponoć z nikim oprócz właśnie Harisima...
Od lat nie widziano i nie słyszano o tym szczepie, dlaczego więc… natrafiła na jego śladu tu?
Zaintrygowana otworzyła, ostrożnie wolumin na tytułowej stronie, po ówcześniejszym sprawdzeniu, czy nie jest magiczny.
Na szczęście księga zdawała się być “bezpieczna”.
Wnętrze ozdobione był obrazkami i zapisane w tym samym języku co maksymy na okładce.
Na większości stron przynajmniej. Reszta kart spisana była w smoczym i dotyczyła magicznego aspektu kolejnych rytuałów. Bowiem księga, którą bardka przeglądała, okazała się instrukcją obsługi złotych kobiet… czasowych więzień dla różnych rodzajów dżinów. Te zaś, uwięzione w tych drogocennych posągach, mogły pełnić różne role. Zarówno kochanek, jak i wojowniczek, wyroczni, pomocników przy magii… lub normalnych dżinów, zmuszonych do spełniania życzeń. Kluczem było jednak samo przyzwanie dżina i uwiązanie go do jednego z posągów. Bo choć księga podawała jakie rodzaje czarów trzeba znać i jak ich użyć. To same zaklęcia zostały jedynie wymienione, a nie opisane… I wyglądały na takie, które znali tylko dość potężni magowie.
- Znalazłeś coś ciekawego? - Kamala zamknęła książkę i rozejrzała się po pokoju, jakby przypominając sobie gdzie właściwie była.
- Obawiam się, że nie. Gozreh mnie uprzedził - stwierdził z przekąsem czarownik, wpatrując się w swojego kociego pomocnika.
- Trzeba było mniej podziwiać zadki, a bardziej kręcić głową w poszukiwaniu skarbów - mruknął zwierz opierając się przednimi łapami na zdobycznym kuferku.
- Aćha… jeden tyłek ci nie wystarczy Jarvisie? Nawet jest w podobnym kolorze co tamte - mruknęła z przekąsem tancerka, biorąc księgę do ręki i przykładając okładkę do piersi.
Następnie popatrzyła na chowańca.
- Sprawdzisz co jest w środku, czy zadowalasz się samym jego znalezieniem?
- Gwoli ścisłości gapiłem się tylko na twój kuperek - wyjaśnił uprzejmie mężczyzna, a cieniostwór stwierdził krótko - jest zamknięty.
Bo był… ale na znajomy tawaif zamek. Takie same kuferki miały jej siostry i Dholianka nauczyła się je otwierać ostrym nożykiem.
- Moja pupa nie jest w liczbie mnogiej… chyba, że chcesz mi coś powiedzieć. - Uśmiechnęła się do przywoływacza troszkę jak ludożerca, po czym kucnęła przed znaleziskiem czworonoga z wyraźnie roziskrzonym spojrzeniem.
Och jak dawno nie widziała podobnej roboty… a jeszcze dawniej się do takowej włamywała.
Deewani od razu rozpoznała emocje, pomimo tego, iż była odcięta od Kamalisundari i właściwie to dodatkowo jeszcze znajdowała się w innym świecie.
- Mogę spróbować je otworzyć, co by udowodnić swą przynależność do tej wspaniałej, łotrzykowskiej grupy.
- Gozreh żartował sobie ze mnie - wyjaśnił pospiesznie Jarvis, podczas gdy sam kocur odstąpił od skrzyneczki i dziewczyna mogła użyć swego ostrza, by szybko i sprawnie otworzyć znajomy zamek.

Widok, po otwarciu wieka, był prześliczny. Szmaragdy, rubiny, ametysty i szafiry. Garść kolorowych kamyczków pięknie oszlifowanych. Do tego dwa kamienie ioum. Chaaya nie rozpoznała jakie dokładnie to kamienie i co potrafiły robić, ale były jej znajome.
Podobnie jak pierścień przez którego przewleczono dwa zwoje. Znała ten drobiażdżek… nie potrzebowała identyfikować magią. Perfidna Zemsta Shachira, będący przeklętym pierścieniem zmiany płci. Shachir… ów legendarny mag ludu Harimsa, stworzył ich wiele… zakładał je wrogom swego ludu złapanym w niewolę i pozbawiał ich języka. Następnie sprzedawał takich przemienionych biedaków do różnych burdeli.
- Ale to już wyniesiemy, prawda? - Tawaif popatrzyła na swojego partnera, chcąc się upewnić, że ten nie będzie polemizować z tym pomysłem.
Przez znaleziony skarby, zapomniała odgryźć się ukochanemu, ale teraz nie miało to większego znaczenia. Wzięła pierścień ze zwojami i wyciągnęła ostrożnie oba pergaminy, by je przeczytać.
- To nie waży kilka ton - potwierdził mag z uśmiechem na twarzy. - Taki skarb możemy wynieść. -
Bardka zaś wczytywała się w dwa identyczne zwoj,e zawierające zaklęcie kapłańskie służące do usuwania klątw właśnie.
- Skarb? - zdziwiła się orzechowooka, spoglądając na towarzysza znad papierzysk.
- Kuferek z klejnotami i pierścieniem. Jak dla mnie… to właściwa definicja skarbu - ocenił Jarvis.
Kobieta spuściła zmieszany wzrok na lśniące kamienie, po czym wstała, rolując oba pergaminy w jedną tubę.
- To zaklęcia objawień… raczej nam się nie przydadzą… - Woliła zmienić temat.
“Daj mu pierścień, nie jesteś ciekawa jaką byłby dziewczynką?” Parsknęła łotrzykowsko Laboni, wzbudzając śmiechy masek. “Albo lepiej… sama się zamień, nie będziesz już potrzebowała członka…”
“Z imieniem…” dodała wesolutka Umrao.
“Taaa nawet z dwoma i trzema i iloma tam on ich ma…”
- Są zwojami, a ty jesteś bardką… z pewnością możesz ich użyć - stwierdził kompan z ciepłym uśmiechem. - Ja zresztą też.
Więc… istniała pokusa, bo mając te dwa zwoje. Kamala mogłaby zdjąć klątwę i pierścień z palca kochanka.
- Nnnieee… są za potężne - odparła wymijająco, grzebiąc w torbie, gdzie trzymała tubus z notatkami. - Niektóre kamienie mogą być magiczne… - dodała, niepotrzebnie wskazując palcem na ich stosik przed nią.
- Sprawdzimy to teraz, czy później? - zapytał czarownik.
- Co? Co… a tak teraz. Możemy teraz… - Wyglądała na nieco spłoszoną, chowając zwoje do oprawy, a wraz z nimi pierścień, który z cichym brzdękiem uderzył w dno pudełka.

- Doooobra, co my tu mamy… - Przywoływacz zerknął do skrzyni, a potem na dziewczynę. - Dobrze się czujesz? Czy na tych zwojach, które tak szybko schowałaś wraz z pierścieniem, było coś kłopotliwego?
- Tylko historia za nimi się kryjąca… - mruknęła, również pochylając się nad kamieniami.
“I ta w twojej głowie…” sarknęła Laboni.
“Szkoda, że niedokończona…” stwierdziła Umrao.
“Obie jesteście siebie warte” warknęła Nimfetka, a bardka spłonęła rumieńcem, gdy spojrzała na profil ukochanego.
- Coś wstydliwego? Coś dotyczącego ciebie? - zapytał czule Jarvis, obejmując wybrankę ramieniem.
- Tak. Nie. Sprawdźmy kamienie… - Ta dalej szła w zaparte, uciekając wzrokiem na lśniące szmaragdy.
Mężczyzna zerknął i mruknał pod nosem inkantację.
- Widzę, że tylko dwa kamienie Ioum są magiczne - stwierdził po chwili, ona zresztą odniosła takie samo wrażenie.
- Opowiesz co cię tak martwi? - zapytał nagle. - Nie musisz dusić swych obaw w sobie. Możesz się nimi podzielić ze mną.

Kobieta capnęła jeden kamyk do ręki, by pobawić się nim w dłoni. Zerkała co chwila na towarzysza, jakby bijąc się z myślami i to dosłownie. Maski niemal oszalały dzieląc się na kilka grup popierających dany postulat: zrobić piskusa Jarvisowi nie opowiadając historii pierścienia; nie zrobić psikusa, ale opowiedzieć historię; nie zrobić jednego i drugiego; zniszczyć pierścień i historię z nim powiązaną; sprzedać pierścień; zachować go na później…
~ Zamień biedaka. Ma do ciebie słabość, więc wybaczy ci ten żarcik. Zwłaszcza, że możesz go odmienić ~ zasugerował Starzec dobrze się bawiąc jej dylematami
Chaaya otworzyła usta i wyglądała jakby chciała coś powiedzieć. Nabrała powietrza, napięła się i… uciekła spojrzeniem w kierunku Gozreha. Blask w oczach przygasł i tawaif potrząsnęła przecząco głową.
Chowaniec drapał się w zamyśleniu za uchem i przyglądał “rabusiom swego skarbu” ze znudzoną miną, nie przejmując się dylematami widniejącymi na obliczu ukochanej jego pana. W przeciwieństwie do wyraźnie zmartwionego maga.
- To, aż tak poważna sprawa? - zapytał czule.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline