Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2017, 16:36   #117
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tawaif nachyliła się ku magowi i objęła jego twarz dłonią, po czym oparła czoło o jego. Na kilka chwil usłyszał w myślach prawdziwą walkę kogutów. Pełną pisków, wyzwisk, krzyczenia i bogowie raczą wiedzieć co jeszcze. Wszystkie głosy brzmiały jak Chaaya z odrobiną marginesu na zniekształcenie.
Sprawą całego konfliktu był przeklęty pierścień, którego połowa chciała wcisnąć Jarvisowi na palec, a połowo… samej sobie.
- Aż tak bardzo chcesz mnie zobaczyć w kobiecej postaci? - zapytał cicho czarownik i zamyślił się. - Ściągnięcie takiej klątwy wymaga pójścia do świątyni. Trochę roboty by było…
- To nie ja… - przyznała zawstydzona dziewczyna. - Nie chcę by coś ci się stało… nie po to cie broniłam przed wyciem psa, by teraz zakładać ci przeklęty przedmiot… - kontynuowała zmieszana - te zwoje są na odczarowanie, ale zamiast ich użyć, można je sprzedać…
- Jeśli… zgodzę się założyć pierścień. To ty obiecasz, że go nie założysz? O ile gotów jestem ci się pokazać w kobiecej postaci… to niekoniecznie chcę cię zobaczyć w roli mężczyzny - wyszeptał.
“ZA-ŁÓŻ PIERŚCIEŃ!” skandowały maski, po raz kolejny zmieniając między sobą obozy dla których grały. Najwyraźniej przerażenie kochanka, było teraz priorytetowym tematem i zdecydowana większość pragnęła go przegłosować siłą swoich, teraz niematerialnych, piersi.
- To… nie takie łatwe… - zaczęła.
“ZA-ŁÓŻ PIERŚCIEŃ! ZA-KŁA-DAJ!”.
- I przerażające w sumie… bo widzisz… zakładano je mężczyznom, głównie… i wyrywano im języki, a później sprzedawano… jako niewolnice. To nie powinien być temat do żartów…
- Rozumiem. Ale to tylko przedmiot. Od nas zależy jak go wykorzystamy. - Uśmiechnął się ciepło mężczyzna. - Historia z nim związana, jest tylko opowieścią. Czemu ty chcesz go mi założyć, czemu chcesz założyć sama?
- W głównej mierze dla zabawy… - przyznała po chwili namysłu tancerka, a nie było to łatwe.
- To daj ten pierścień. Jakoś to przeżyję. Robiło się dziwaczniejsze rzeczy w życiu - mruknął zadziornie przywoływacz i cmoknął kobietę w czubek nosa.
- Ale co jeśli nie uda mi się przełamać klątwy? Co jeśli coś ci się stanie. Jeśli źle rozpoznałam przedmiot? Nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie… - Ta oponowała dalej, protekcjonalnie kładąc rękę na torbie.
- Nie sądzę aby była to tak potężna klątwa - stwierdził czule Jarvis, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
~ A poza tym, nie ma takiej klątwy, której nie przełamałaby potęga mej magii ~ skwitował dumnie Starzec, czując pyskiem okazję do popisania się mocą.
- Może najpierw sama go powinnam sprawdzić? Wtedy byłabym pewniejsza… - Zamyśliła się Sundari, a u masek na powrót zawrzało.
- Nie. Wolę sam spróbować. Nie bój się. Nic mi się nie stanie złego. - Towarzysz pogłaskał ją po policzku. - Ufam twym osądom, więc ty zaufaj mi.
Bardka wyciągnęła z wahaniem tubus i potrząsnęła nim, by następnie otworzyć i przechylić.
Kobiety, w jej umyśle, krzyczały jakby ktoś je palił żywcem. Kamala spojrzała na pierścień, czując, jak swędzą ją palce…
Może powinna ich usłuchać… może powinna sama siebie przemienić. Mag nie zdąży nawet zareagować, kiedy ona go już będzie mieć na sobie.
“ZA-KŁA-DAJ! ZAKŁADAJ GOOOO!!”
Raptem rzuciła przedmiot na kamienie, jakby ją oparzył.
- Zakryję oczy… chcę mieć niespodziankę - odpowiedziała z cieniem ekscytacji.
- No dobrze… - Przez chwilę było bardzo cicho w pokoju. A potem tancerka usłyszała głos. Miękki i bardzo kobiecy ton głosu.
- Gotowe. Robi wrażenie. Bo ubranie pierścień też dopasował.
Otworzyła więc oczy i zobaczyła wysoką i smukłą dziewczynę w cylindrze na głowie.
- I jak?- spytał Jarvis wstając i obracając się, szeleszcząc przy tym czarną suknią. - Piersi jakoś duże nie urosły. Ale są... za to na dole czuję wyraźny brak... czegoś.

Tawaif rozsunęła nieznacznie paluszki i podejrzała ciekawsko czarownika, który okazał się całkiem przyjemną dla oka czarodziejką. Rumieńce dziecięcego podniecenia zapiekły policzki i Chaaya ponownie zakryła oczy, chichocząc nerwowo jak mała, zawstydzona dziewczynka.
Wyjrzała jeszcze raz, uchylając nieznacznie dłonie. Jej roziskrzone spojrzenie przesuwało się po smukłej sylwetce, wyłapując każdy, nawet najdrobniejszy szczególik.
Wąska kibić, zaokrąglone biodra, małe pączki piersi, gładka twarz, dłuuugie rzęsy, rumiane usteczka skrojone jak na porcelanowej laleczce.
To było… bardzo dziwne, oglądać go w takiej formie.
Laboni zgubiła gdzieś swoją szczękę, oniemiała widokiem panny na wydaniu. Kilka masek piszczało, kilka było strwożonych, pare, w tym Umrao, miały ochotę pomacać nowe krągłości partnera… partnerki, a jeszcze inne… śmiały się do rozpuku, czy tu mając ubaw, czy po prostu odreagowując stres.
- Jesteś śliczny... czna… - wymruczała cichutko przez wielki uśmiech rozbawienia, opuszczając zasłonę z rąk, tak by teraz zasłaniała tylko nos, policzki i usta.
- Czy ja wiem… - Mag przyglądał się sobie krytycznie, chwytając się za zaczątki piersi, które tak kusiły palce bardki. - Ty jesteś śliczna… ja jakby trochę… nierozwinięta. Spodziewałem, że tu będę większy… większa… tam na dole taki mały… yyy… - Jęknął głucho, czerwieniącsię i puścił swe piersi. - Małe jabłuszka, ale wrażliwe. Ty też tak masz?
Sundari ze świtem wzięła powietrze, starając się ze wszystkich sił, by nie zacząć piszczeć. Wpatrywała się w kobietę, okrągłymi jak złote monety oczami, kiedy podstępny rumieniec, zaczął wypełzać spod wachlarza palców, wspinając się na koniuszki uszu i skroni.
- Jesteś chudy… chuda… to dlatego i… nie. Już tak nie mam. - Spuściła wzrok na podłogę i podźwignęła się z klęczek.
- I dlatego zerkasz na boki jakbym była jakąś wiedźmą morską? - stwierdziła z przekąsem ślicznotka zmysłową barwą głosu, acz ironicznym tonem jej kochanka. - I nie próbuj tu teraz czuć się to brzydszą. Jesteś zjawiskowa… dobrze o tym wiesz.
- Trochę się wstydzę… to wszystko - odparła polubownie, wracając spojrzeniem ku twarzy dziewczyny. - Czy mogłabym cię dotknąć?
- Zważywszy ile razy ja cię dotykam w ciągu nocy, to masz do tego pełne prawo. - Jakby na potwierdzenie tych słów, to bardka poczuła kobiece palce czarownika muskające jej szyję. - U mnie nic się nie zmieniło. Nadal bardzo cię kocham Kamalo… I nadal twój widok uważam, za bardzo podniecający. Jakoś nie zmieniłem gustu w tych kwestiach i mężczyźni nadal mnie nie pociągają. Ale rozumiem… że ty widzisz mnie tylko w kategoriach estetycznych.
Dholianka miała totalny mętlik w głowie. Z jednej strony widziała i słyszała obcą sobie osobę, a z drugiej… rozpoznawała jej gesty i dotyk.
Opuściwszy dłonie na piersi, chwile wpatrywała się w partnera, jakby mobilizowała się do dalszego ruchu.
- Nie… bądź… na mnie zły - wyszeptała, bardzo, baaardzo cicho. - Ale musze to zrobić. - Złapała go za krocze, ale pisnęła zawstydzona, gdy okazało się, że jej ukochanego już tam nie było. NIC. ZERO! Szybko się więc odsunęła na kilka kroków, cicho wizgając i ponownie kryjąc twarz za dłońmi.
- Też bym czuł rozczarowanie. - Zaśmiał się zakłopotany przywoływacz i zamyślił rozważając na głos. - Pierścień więc zadział w pełni. Miałaś całkowitą rację co do niego.

W tym momencie wiekowa kurtyzana zanosiła się śmiechem, klepiąc się w oba kolana, aż klaskało.
“Ale numer! Złapała swego chłopa za… hahahaha ale jaja… albo ich brak…. no niech mnie kule biją!”. Jej zły humor jakby prysł i przestała już przypominać burzową chmurę. Głos stał się na powrót melodyjny i dźwięczny, a kolory jej szat pojaśniały.
W całym umyśle… jakby robiło się widniej. Jakby Laboni odpowiadała za “pogodę” ducha swojej wnuczki.
- To takie straszne… bardzo cie przepraszam Jarvisie… - Mag nie wiedział jednak, czy żałowała swojego obscenicznego dotyku, czy wytuszowania jego przyrodzenia.
- Mogłaś mi powiedzieć… - Ten podciągnął suknię, odsłaniając zgrabne nogi, okryte teraz siateczkową pończoszką.
Łydki i uda… suknia wydawała się teraz teatralną kurtyną.
- ...to bym ci pokazał. Zresztą wątpię byś znalazła tu coś czego nie mają inne niewiasty.
- Przestań! Przestań okryj się! - Tancerka ponownie zaczęła piszczeć i uciekać wzrokiem na boki.
To było straszne. Jej ukochany Jarvis był kobietą! W dodatku bardzo ładną, wysoką i o jasnej karnacji ud… długich, aż do nieba. O bogowie! To był KOSZMAR!
Tymczasem gdy Kamala “umierała”, do babki dołączały kolejne śmiechy masek, które odnajdywały w tej absurdalnej sytuacji wiele radości.
- Jestem okryty… okryta… - zażartował wesoło, opuszczając suknię. Splotł ramiona razem przyglądając się bardce. - Nie wiem czemu tak panikujesz. Nie zmieniłem się potwora i nie jestem naga… nagi.
- Chcesz wiedzieć dlaczego? To daj pierścień, zamienie się w mężczyznę i opuszcze spodnie! - stwierdziła wartko, przyszpilając spojrzeniem towarzyszkę, by wiedziała… wiedział, że nie żartuje.
- Nie przestraszę się męskiego ptaszka. Będzie to mało ekscytujący widok, ale nie przerażający. - Westchnęła czarodziejka, podchodząc do łóżka i usiadła na nim.
- No… nie panikuj. Jestem cały okryty. Co dalej z tym wszystkim robimy? Idziemy odczynić urok?
~ A poczekaj ty… zobaczymy czy się nie wystraszysz kobiecego… męskiego członka ~ syknęła obruszona tawaif, wyciągając z torby tubus.
- Nigdzie z tobą nie idę w takiej postaci… odczaruje cię tutaj - odpowiedziała rzeczowo, wyciągając jeden ze zwojów.
“Mogłabyś go trochę przeflancować na drugą stronę… to by wiedział jak się czujesz gdy z tobą pogrywa…” zaoferowała Umrao na wespół z Laboni.
~ Obie się zamknijcie lepiej, bo to was zaraz przeflancuje… na mężczyzn ~ burknęła groźnie Sundari.
- Zgoda… - Potwierdził mag, siedząc grzecznie i wpatrując się z ufnością i miłością w twarz ukochanej. Jak niewinna zakochana w niej dziewczyna… którą de facto Jarvis był w tej chwili.

Chaaya rozwinęła pergamin i zaczęła recytować melodycznym tonem głosu zawiłą inkantację. Wpierw jednak musiała wychwalić jakieś boskie prawa, później dogmaty, następnie wspomnieć ważną lekcję z żywota świętego, który się nimi kierował.
Czy kapłani musieli tak robić? Przecież to absurd… czas mija, a ona gadała i gadała, czytając długaśne linijki z peanami do niemal anonimowego bóstwa.
Jeszcze jakieś gesty miała wykonać… to było ciekawe. Pochwalenie, namaszczenie, wypędzenie.
Nie ma podane z którego kręgu kulturowego. To co to za zwój? Co to za oględna uniwersalność?!
W połowie czaru, bardka zaczęła się martwić, że zaklęcie nie podziała i będzie musiała zabrać ukochanego do miasta. ALEŻ SIĘ WSTYDU NAJE!
Nie mogła na to pozwolić. Skupiła się, wczuwając w dramatyczność wersetów, aż ostatnie słowo padło i czarne litery zabłysły złotym blaskiem i… wypłowiały. Zostawiając kartkę całkowicie pustą, a kobietę go trzymającą… w niemym osłupieniu.
Przemiana była szybka i gwałtowna. Miękkie kobiecerysy znikały zastępowane znajomą zadziornością. Ciało traciło miękkość i krągłość, zastępowane twardością i ostrością rysów. Spódnica znikła znów stając się spodniami, włosy same się przystrzygły, a gładka skóra zmatowiała.
- Widzisz? Wszystko jest na swoim miejscu… chyba, że chcesz pomacać? - zapytał zadziornie Smoczy Jeździec.
- Oddaj mi pierścień… - poprosiła słabym głosem dziewczyna, rolując kartę i chowając ją do reszty papierzysk. - Po tym na pewno sprawdzę, czy wszystko jest na swoim miejscu…
- Dobrze… sprawdzaj… - Jarvis zdjął pierścień i podał go kochance. - Choć nie wiem czemu… przecież wiem co mam, a czego nie.

Kamala wrzuciła obrączkę do tubusu, po czym objęła dłońmi znajomą, i co najważniejsze, męską twarz.
- Ale ja nie wiem… - odparła, pochylając się, by pocałować jego usta. - ...musze sprawdzić.
Przy kolejnym pocałunku popchnęła czarownika na zakurzony materac, samej łapiąc za zapięcie jego spodni i klękając między jego nogami.
Ten milczał, podpierając się łokciami i obserwował Chaayę oraz jej gorączkowe działania poddając się jej kaprysom.
Ona zdążyła rozpiąć guziki i wsunęła dłoń pod materiał, badając opuszkami teren pod nimi. Odetchnęła z ulgą, może nazbyt teatralną, gdy wszystko okazało się na swoim miejscu.
- Muszę zobaczyć… - stwierdziła fachowo, wyciągając przyrodzenie na wierzch, składając mu drobne powitalne pocałunki na skórze. - Teraz wiem, że niczego ci nie brakuje… - mruknęła przytulając się do podbrzusza przywoływacza z uśmiechem na ustach.
- Jest cały… i zdrowy… gotowy… - szepnął cicho chłopak czując to, co tancerka widziała. Unoszący się w górę dowód jego reakcji na jej pieszczoty.
Gozreh przyglądał się temu z pobłażaniem. Jak bóstwo na dramaty istot stojących poniżej jego statusu. Po chwili zaś ruszył rozglądać się pomiędzy posągami za czymś do upolowania.
- To jeszcze spróbuję… czy smakuje tak samo… - zaoferowała się gorliwie tawaif, oplatając paluszkami swojego ulubieńca, by pomóc mu w dotarciu na szczyt.
- Tak… - mruknął coraz bardziej podniecony kochanek, co zresztą ona czuła pod palcami.
Jarvis przesuwał rozpalonym spojrzeniem po uległej sylwetce przed sobą.
- Kocham cię Kamalo.
Dziewczyna popatrzyła na niego z czułością, gdy jej język zataczał swe pierwsze kręgi wokół męskości. Ona go też kochała. Bardzo mocno.
Nie mogła mu tego jednak wyznać, gdyż jej wargi zajęły się pieszczotą. Słodką, intensywną i wyjątkowo tęskną. Jakby nie wystaczał jej widok, dotyk i smak. Jakby tęsknotę, którą w sobe miała nie dało się ugasić pierwszym wrażeniem.

~ Wróciłeś i nic się nie zmieniłeś… ~ odezwała się już po finiszu, oblizując się jak kotka z cieniem zadowolonego uśmiechu.
~ Cały czas byłem… jestem ten sam. Inna postać tego nie zmienia ~ odparł przyglądając się jej czule i głaszcząc po puszystych. - Co teraz? Dalej szukamy skarbów?
- Nawet mi się spodobało chodzenie po lochach… zwłaszcza, gdy uklękłam. Wtedy było najciekawiej - odezwała się ze śmiechem, bu wstać i usiąść obok maga. - Po półtorej godzinie będą nas szukać… może wrócimy tu jeszcze. Innym razem?
- Wiemy jak się tu dostać. I zawsze możemy wrócić… ale teraz ja chcę sprawdzić czy wszystko jest na miejscu. - Mężczyzna delikatnie popchnął bardkę do pozycji leżącej i jego usta zaczęły muskać jej policzek, gdy dłonią zabrał się za rozwiązywanie jej spodni.
- Zwariowałeś. - Zachichotała cicho, czując przyjemny dreszczyk na plecach. Jej ukochany był tak blisko… i chciała mu się oddać. Wizja, węszących psów z dwuręcznymi mieczami, była jednak zbyt realna i przerażająca. - Oni tu mogą przyjść… w każdej chwili - ostrzegła go, obejmując za szyją i pociągając z powrotem na materac.
Obłoczek kurzu wzbił się spod ich ciał, nieprzyjemnie kręcąc w nosie.
- Kto? - zapytał Jarvis, jednocześnie wpełzając palcami pod spodnie tawaif i wodząc znacząco po jej bieliźnie.
- Ekipa… - wyszeptała Chaaya, napinając się i błądząc wargami po jego czole i skroniach. - ...ratunkowa.
- A… no tak. Nie jestem pewien czy tak wcześnie się zjawią. Mamy pewnie jeszcze trochę czasu. I zamierzam go wykorzystać - szepnął jej czarownik do ucha, sięgając palcami głębiej między uda kochanki i bezlitośnie grając na strunach jej rozkoszy szybką melodię.
- Może tak, a może nie… - Sundari przymknęła oczy, by skupić się w pełni na przyjemności. Wbrew pozorom nie musiała jak większość kobiet, mieć dodatkowo nastrój, by uzyskać satysfakcję. Owszem… zawsze było lepiej poprzytulać się na czystej pościeli, wśród kwiatów i kadzideł, ale nie gardziła też czystym i pierwotnym spełnieniem, który oczyszczał organizm z napięcia jak lecznicza mikstura.
Tak było i teraz. Mag wiedział jak ją dotykać i ową wiedzę perfidnie wykorzystała, wzdychając i przeciągając się gdy rozkosz rozlała się ciepłym płomieniem po jej podbrzuszu.

- Wracamy więc do La Rasquelle? - zamruczał przywoływacz, całując jej usta.
- Tak… myślisz, że przepuszczą mnie z tym pierścieniem, czy lepiej go oddać do zniszczenia? - Chaaya oplotła na chwilę ukochanego, złączając ich wargi w długim i leniwym pocałunku, by oboje mieli siłę na chwilę rozłąki.
- Ten pierścień nie jest mrocznym pierścieniem zła i ciemności i mrocznych pragnień. Na pewno
nie będziesz mogła go sprzedać, ale… nikt go ci nie odbierze - ocenił Jeździec, tuląc tancerkę do siebie.
- A… czy mogę go zachować? - spytała niepewnie, siadając z powrotem na brzegu łóżka. - Bo mogę go zostawić, jeśli nie chcesz, bym go miała… lub się boisz, że cię nastrasze swoim męskim ptaszkiem. - Zaśmiała się jak chochlik, klaszcząc w ręce, przez co wyglądała jakby knuła coś niedobrego, po czym dodała już poważniej. - Sprzedawać się go nie godzi… to niebezpieczny przedmiot, zwłaszcza w rękach kogoś nieprawego.
- Aż mnie korci spytać… Po co chcesz go zachować - mruknął Jarvis, wstając i naciągając ubranie na swe intymne obszary. - Tak, możesz go zatrzymać. Nie jest to niebezpieczny przedmiot, a choć kłopotliwy nieco to… łatwo się go pozbyć z dłoni. Ot, taki drobiazg.
- Na pamiątkę… i może do wykorzystania w przyszłości. - Na powrót się uśmiechnęła jak lisiczka, błyskając ząbkami i zajęła się zawiązywaniem kokardki na trokach spodni. - Chciałabym go dać w prezencie komuś, kto bardzo chciał urodzić się mężczyzną… - dodała w zamyśleniu, wstając i otrzepując plecy i pupę z kurzu.
- Godivie? - zapytał ostrożnie czarownik i dodał - Chyba nie jej?
- Nie… nie jej. Nie przejmuj się tym - odparła, zamykając stopą wieko kuferka.
- Dobrze… - Uśmiechnął się czule i z ulgą, po czym wziął pojemnik do rąk i zawołał. - Gozreh... wracamy!
- Ja na końcu… - Odezwała się bardka, chowała księgę z instrukcją złotych “dziewic” do torby.

Wędrówka powrotna trwała krócej. Już bowiem nie szli badawczo, rozglądając się za pułapkami. Tawaif podążając za swym kochankiem, czasami… w blasku migoczącej pochodni dostrzegała ją. Żeńską wersję, poruszającą gładko kuperkiem. Ot, gra świateł i własnej wyobraźni, która wzbudzała wesołość u masek.
W końcu cała trójka dotarła do… litej ściany. Przejście, najwyraźniej, zamknęło się automatycznie po pewnym czasie. Na szczęście po tej stronie ściany była dźwignia otwierająca przejście.
~ Jarvisie… nie pamiętasz swojej mamy prawda? ~ Zabawa światłocienia nie tylko budziła wyobraźnię u tancerki, która przepchnęła się na przód, by otworzyć wejście niosącemu bagaż mężczyźnie.
~ Moja matka zniknęła jak miałem dwa… trzy lata. Nie pamiętam jej w ogóle. Gozreh twierdzi, że pamiętam, bo z jej wspomnień się zrodził ~ wyjaśnił przywoływacz. ~ Nie z jej twarzy, a głosu i dotyku.
Dholianka szarpnęła za dźwignię i pchnęła wejście, ukrywając zasmuconą twarz w mroku. Zamiast zachowywać się jak podlotek, mogła wręczyć przemienionemu czarownikowi lusterko, by mógł obejrzeć swoją twarz, w której krył się cień tej, która go zrodziła. Była jednak tak zajęta sobą, że nie zwróciła na to uwagi.
Dopiero teraz… w ciemności, świadomość, że zawiodła uderzyła ją jak otwarta dłoń w policzek.
~ Przykro mi… ~ odezwała się cicho, ale zabrzmiało to w jej uszach… jakby użalała się samą nad sobą.
~ Zdobyliśmy skarby… wyszliśmy bez szwanku. Nie masz żadnego powodu czuć się źle - odparł czule mag, gdy opuścili korytarz. Pozostało im czekać parę minut, by upewnić się, że przejście zamyknie się za nimi.

Podczas gdy tajemne wrota się powoli zamykały, Chaaya niemal oddtańczyła jakiś szamański taniec w celu przyciągnięcia obu ścian do siebie. Niestety nie podziałał, ale przynajmniej przyjemnie było popatrzeć na jej daremne zmagania i próby hipnotyzacji.
- No! - zawołała radośnie, gdy w końcu wejście zgrzytnęło i zniknęło. - To kiedy następny raz? Weźmy tym razem smoki. Mniej czasu zejdzie nam na ewentualne walki…
- Możemy tu wpadać codziennie. Albo możemy poszukać skarbów wśród ruin miasta. Co będzie ci się bardziej podobało. I jedno i drugie wzbogaci nas o nowe fundusze, doświadczenie i moc - stwierdził uśmiechnięty Jarvis. - I jeśli myślisz, że obecność Nverego mnie powstrzyma przed tym...
Postawiwszy skrzynię na ziemi chwycił bardkę za pupę. - To… się mylisz.
Ta pisnęła uskakując i zanosząc się śmiechem.
- Bądź grzeczny bardzo cię proszę, wróćmy przynajmniej do miasta… - Zamachała pochodnią, aż płomień wesoło zafurkotał, po czym ruszyła niczym pies gończy ku wyjściu z podziemi, nie dając kompanom czasu na ociąganie się.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline