Sytuacja była coraz bardziej niepokojąca. Najpierw zjawa, potem mutanty, następnie ludzie-mordercy i kolejne mutanty! Maud przez całe swoje nędzne życie nie widziała tyle zła, co widziała teraz. Nawał tego ścierwa przyprawił ją o ból głowy i zakłopotanie, nie wiedziała co dalej robić, a gdy weszli na zaplecze, jej bezradność jedynie się pogłębiła. Andreas znalazł w podłodze klapę i zejście na dół. Szprycha bardzo długo się wahała, rozglądając przy tym dookoła, w poszukiwaniu czegoś, co mogliby przegapić.
- Złazić tam to jak w paszczę drapieżnika się pchać, bo i jakie wyjście z podziemi by być mogło? - zafrasowała się kobieta i zmrużyła oczy. Gdy ostatni z mężczyzn schodził po drabince, ona dalej stała i zastanawiała się. Patrzyła ślepo w otwór prowadzący do piwnic, słyszała jak inny rozmawiają ze sobą. Nie widzieli nikogo z trójki, która poszła na zaplecze. Dla Maud pytanie jednak nie brzmiało, "gdzie oni się podziali" tylko...
- Po co oni w ogóle tutaj poszli? - spytała wyraźnie, aby inni ją słyszeli. Nie zeszła jednak. Z bronią gotową do ewentualnej obrony rozejrzała się dookoła. Obawiała się, że był to ślepy zaułek, a piwnica ostateczną mogiłą, w której przyjdzie im spocząć. Dawno nie słyszała rytmu bicia swego serca, a te w tej chwili uderzało niezwykle hałaśliwie.