Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2017, 19:31   #118
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Powrót na powierzchnię. Potem dotarcie do bramy, przekroczenie jej i wrócenie do La Rasquelle To wszystko oznaczało także powrót do obowiązków, które za sobą zostawili. Należało wydobyć beczki z ukrycia, należało je dostarczyć karczmarzowi, należało pójść do krawca … wczoraj. Należało się przygotować na wieczór. Było dużo do zrobienia. I mało czasu.


Wydobycie baryłek z kryjówki było najtrudniejszą częścią. Nie dlatego że był szczególnie duże, czy ciężkie. Baryłki ukryte w piwnicy, choć słusznych rozmiarów były przeznaczone dla rąk jednego człowieka. Teoretycznie łatwo byłoby je wynieść, gdyby nie mały detal. Główne wejście do piwnicy leżało pod stertą gruzu. To co uchroniło beczułki przed rabunkiem, teraz utrudniało ich odzyskanie. Trzeba było ten problem rozwiązać.
W porównaniu z nim, przetoczenie beczek do gondoli, a potem dostarczenie ich do karczmy było bułką z masłem.
Zadanie więc wymagało pomyślunku, planowania i dużo rąk do pracy. Tego ostatniego nie mogło zabraknąć dzięki Jarvisowi… pod warunkiem oczywiście, że podchodziło się do kwestii “rąk” dość otwarcie.



Rekomendowany krawiec nie chciał ich przyjąć. Mieli być wczoraj. Dziś już nic nie dało się zrobić. Nadąsany mistrz igły i nici teraz nie miał czasu dla nich. Byli już inni klienci, inne zamówienia. Stracili swoją szansę wczoraj, a nowej nie zamierzał im dać.
Ale czy Chaaya i Jarvis potrzebowało nowej szansy? Oboje potrafili zmieniać wygląd swoich strojów dostosowując je do nowej sytuacji. Czy to za pomocą wrodzonej znajomości magii, czy też z pomocą magicznych przedmiotów. Więc fukanie “artysty i kreatora mody” jakoś nie robiło na nich wrażenia.
Zresztą potrzebowali tylko ogólnych wskazówek co wymaganego stroju. Resztę mogli załatwić bez obrażonego samozwańczego mistrza igły.

Zresztą naprzeciw krawca znajdował się sklep ze słodyczami. Magiczny przybytek prowadzony przez ekscentrycznego maga. Przy czym “ekscentryczny”… było delikatnym określeniem stanu jego umysłu.
Mag imieniem Marrcosim okazał się szaleńcem z obsesją na temat słodyczy i ciast. Takim miłym niegroźnym szaleńcem, o przyjemnej dla oka aparycji. Marrcosim nasycał magią słodycze, tworząc niezwykłe smaki, niezwykłe kształty… jak arbuzowe ciągutki. Jarvisa zainteresowała magiczna płynna czekolada… ciekawe czemu?


Bal który urządzała Eleonora Pienazzane oczywiście musiał być… niesamowity. Musiał pokazywać bogactwo i potęgę jej rodu. Nic więc dziwnego, że przepych było widać i w wystroju wnętrz pałacu.



Jak i w strojach gości. Dotarcie tutaj wymagało od Jarvisa i Chaayi pokonanie pewnych trudności związanych z niefrasobliwym zachowaniem wczoraj. Niemniej mieli swojego agenta w szeregach ochrony. Dartun był wszak na tym przyjęciu i w razie czego mógł ich wprowadzić do środka.

W salach balowych pałacu Pienazzane grała muzyka.


Na stołach piętrzyły się smakołyki różnego rodzaju. Sama gospodyni przechadzała się pomiędzy gośćmi rozdając uśmiechy i spojrzenia. I będąc czarująca.


Co nie było trudne, z taką urodą i gracją godną elfki. Tak idealna, że aż zimna się wydawała. Jak ożywiona statua bogini, a nie oddychający człowiek. Zresztą spojrzenie samej Eleonory, pragmatyczne i pozbawione ciepła, świadczyło o tym, że jej uprzejmość i łagodność jej głosu, jest tylko maską za którą ukrywa się jej cyniczna natura. Przebraniem dla tłumu. A choć zdawała się słuchać każdego z taką samą uwagę, to najczęściej i najdłużej rozmawiała z jednym rodzajem istot.
- Wampiry…- stwierdził Jarvis cicho.- Dużo tu ich. Spodziewałem się jednej rodziny, a tu są aż trzy stronnictwa.
- Rodzina Venticiero. - wskazał palcem na dwójkę bladolicych “kochanków”.
- Ona zwie się Donna Francesca. Jego nie znam. Pewnie jest jej kochankiem w mroku, albo ochroniarzem. Możliwe, że i jednym i drugim. Znałem ją z widzenia, gdy jeszcze podlegali rodowi Garsone… Ta jednak ponoć nie istnieje, a Venticiero wyrośli przejmując większość ich dzielnic.
Donna Francesca jest córką starego Artmeusa Venticiero. Jednego z pierwszych wampirów w La Rasquelle. I jego ustami. Zapewne przybyła tu z jego polecenia, przekazać jego wolę. Stary Artmeus był paranoikiem za moich czasów. Co akurat nie jest dziwne… wbił sztylety w wiele pleców i ma sporo sporo wrogów. - wyjaśniał czarownik stojącej obok niego bardce i Nveryiothowi.
- Bardzo dobry wybór dla Eleonory… dziwne jednak, że zaprosiła i innych.- wskazał palcem innego osobnika, który w przeciwieństwie do Donny Franceski był mniej ludzki. Mężczyzna był bladolicy, o obliczu przypominającym bardziej drapieżną wersję elfa i wokół niego panowała pustka. W przeciwieństwie do jego towarzyszki, rudej wampirzycy w strojnej sukni, która trajkotała jak najęta otoczona wielbicielami.
- Klan Gonzare. Nie wiem kto nimi rządzi. Za czasów mego dzieciństwa była to trójka braci… ale obecnie nie istnieje żaden z nich. Bardzo brutalny ród wampirzy i lubiący ostateczne rozwiązania różnych sporów. Dziwne że się tu zjawili.- stwierdził czarownik zamyślony.- Pienanzzane mieszkają daleko od ich dziedziny. Ciężko by ją było bronić, przed konkurencyjnymi Klanami. Chyba że Gonzare są silniejsi niż mi się wydaje.
Po czym wskazał na kolejnego wampira. Uśmiechniętego bladolicego arystokratę brylującego wśród zachwyconych nim damulek.
- O tym.. nic nie wiem. Nie wygląda na członka żadnego znanego mi klanu. Ale skoro trzyma się z dala od pozostałych pewnie nie należy do któregoś z pozostałych rodów.- zastanawiał się Jarvis pocierając podbródek. - Coś więc jest tu… nie tak. Nie wydaje mi się, żeby poszukiwanie Eleonory nowego protektora dla swej rodziny, było głównym powodem zebrania się tu wampirów z tylu różnych klanów. Myślę że to bardziej wygodna wymówka dla nich, po to by… spotkać się nieformalnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline