Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2017, 22:39   #193
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Fortenhaf – dzień czwarty, ranek.


Szóstka bohaterów w towarzystwie pętającego się między nogami psa, przegadała całą noc, snując różne plany, wymieniając się spostrzeżeniami oraz przemyśleniami. Czy to z uwagi na zmęczenie, chorobę, grasujące bandy, czy krzyki umierających ludzi nie zdecydowali się podjąć konkretnych działań. Otto Widdenstein, Svein Dahr i Roel Frietz zostali na noc w - dom Josefa. Lennart Schatz, Oskar von Hohenberg, Erich von Kurst udali się do gospody Przy Bramie. Oberżysta niechętnie wpuścił trójkę bohaterów do środka. W głównej Sali panował półmrok i chłód. Palenisko było zgaszone, żaden z gości nie przesiadywał przy ławie o tej porze. Nie odzywał się do nich, niczego nie proponował. Trójka mężczyzn mogła więc udać się na spoczynek. Zajmowali dwa pokoje, przepatrywacz i rycerz nocowali w jednej izbie, poważnie chory kanciarz w sąsiedniej. Tuż przed świtem drzwi, do jednej z izb zaskrzypiały. Gospodarz z obłędem w oczach, zamarł na chwilę. Najwyraźniej straszliwe wydarzenia, których był świadkiem, odcisnęły pięto na jego umyśle. Najpewniej w ciągu ostatnich dni widział więcej okrucieństwa niż przez całe swoje życie. Gdyby nie to skrzepnięcie drzwi to Oskar z pewnością miałby już poderżnięte gardło.




Nastał kolejny dzień. Pierwsze promienie wschodzącego słońca ponownie wydobyły Fortenhaf z mroku, w którym pogrążone było przez całą noc. Nadal wszędzie było pełno trupów, na ulice trafiali też kolejni chorzy. Rodzinny pozbywały się ich bez sentymentu. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo śmierdzi rozkładające się ciało. Szczególnie jeśli tych ciał jest więcej, trwa to kolejny dzień, a do tego dochodzi odór palonych trupów. Mdły odór zdawał się docierać wszędzie, wgryzał się w ubrania i włosy, przebijał przez najgrubsze mury. Okna domów i tego dnia miały szczelnie zatrzaśnięte okiennice. Coś się jednak zmieniło, ulice nie były już całkiem puste, tak jak dzień wcześniej. Z zewnątrz dochodziły hałasy, wystarczyło opuścić czy to dom zmarłego maga, czy gospodę, aby natrafić na zaginionych pielgrzymów.

Praktycznie naprzeciwko siedziby Josefa, pod jednym z domostw zakapturzona postać, w towarzystwie kilku osób, zbliżyła się do leżącego na ziemi mężczyzny i pochyliła się. Wystarczyło wyjść z budynku, aby usłyszeć dalszą rozmowę.
- Czy przyjmujesz moją wiarę? – padło pytanie spod zaciągniętego na twarz kaptura.
- Jestem chory, daj mi spokój – wyszeptał w odpowiedzi chory mężczyzna.
- Uzdrowię cię, jeżeli się zgodzisz.
- Nie drwij ze nie. Czy nie widzisz, że umieram?
- Nie ma w zwyczaju drwić sobie z innych. Uwierz, a będziesz zbawiony. Mój Bóg, Siewca uleczy cię.

Po raz pierwszy w czasie tej rozmowy chory spojrzał na pochyloną nad sobą postać. Próbował wyczytać z jej oczu czy kłamie, czy mówi prawdę. Jednak nic w nich nie znalazł. Ani nienawiści, ani drwiny, ani współczucia. Mimo to nie odrzucił propozycji.
- Zrobię wszystko, byleby tylko wyzdrowieć. Ulecz mnie, a pójdę za tobą nawet do ogrodów Morra.
Słysząc jego słowa, zakapturzona postać zaczęła szeptać coś w dziwnym języku. Otto wyczuł, że przez ciało chorego przelała się fala magicznej energii. Nie był w stanie jej jednak dokładniej określić. Na twarzy chorego wróciły rumieńce, krew w żyłach zaczęła żwawiej pulsować. Wkrótce wyczerpane ciało odzyskało swoją siłę.
- Zrobiłem, jak obiecałem bracie. Mam nadzieję, że ty również dotrzymasz danego mi przyrzeczenia – odezwała się zakapturzona postać i ruszyła w dalszą drogę.
Mężczyzna, który jeszcze przed chwilą konał, wstał i dołączył do pochodu.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline