Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2017, 02:35   #132
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Wujek i Angie i dziwne słowa i negocjacie. I karabin! Od dziadka!

Słowa… tyle słów. Mądrych jak to u wujka, bo w końcu był wujkiem i do tego Paznokciem. Mówił mądrze i Angie go rozumiała w większości. Znaczenia paru zwrotów musiała się domyślić, inne zapamiętała aby spytać potem, o ile będzie jeszcze okazja. Różnie mogło być, a ona nie wiedziała już czy chce słuchać. Znaczy chciała, ale tam na ulicy. Tutaj i teraz miała mówić, bo padło pytanie. Nie chciała mówić - brakowało jej słów aby opisać dźwiękami to co czuła, ale nie było to przyjemne. Bolało i szczypało tam gdzie lewa strona piersi. Chyba jednak Wujek nie miał jej za zbyt bystrej, przecież wiedziała że kiedyś założy swoje stado. Chciała żeby to zrobił i nie musiał być sam. Bycie samemu było takie smutne i przykre.
W końcu blondynka przestała uparcie patrzeć w podłogę między nogami, ale nie podniosła głowy.
- Teraz mówisz, tłumaczysz. Jak jesteśmy sami - powiedziała zamiast odpowiedzieć na pytanie i zadała własne - Dlaczego przy ludziach krzyczałeś na mnie?

- Reagowałem.
- odpowiedział po chwili zastanowienia ciemny blondyn siedzący naprzeciw blondynki. - Może nie jak się powinno w takich sytuacjach. Ale tak umiem. Tak reaguję gdy widzę, że jakiś mój żołnierz robi coś niewłaściwego. Szybko. Zanim się zastanowię. Widziałem, że zrobiłaś coś niewłaściwego. Coś co mnie zdenerwowało. Więc zareagowałem od razu. - wytłumaczył patrząc chwilę w okno, pokiwał trochę ciemno blond głową. - Nie chciałem ci zrobić przykrości. Ale też nie mogłem udać, że nie widzę co robisz. Więc zareagowałem. - dodał wracając spojrzeniem znowu na siedzącą naprzeciw nastolatkę. - Przepraszam cię jeśli cię to zabolało. Nie chciałem tego. Ale też nie chciałbym takich przykrości między tobą a Vex. To nie było potrzebne. I nie jest. - powiedział znowu przybierając ten tłumaczący ton. Choć trochę się zacinał przy każdym zdaniu jakby nie przychodziło mu mówić tego lekko.

W czasie gdy mówił Angie coraz mocniej zaciskała dłonie aż pobielały jej w końcu kostki. Dalej uparcie patrzyła w ziemię, jeszcze długo po tym jak w pokoju zapanowała cisza. Nie ruszała się, nie podnosiła wzroku. Liczyła słoje na drewnianej desce między butami.
- Acha - przerwała ciszę kiedy doliczyła się dwudziestu kółek i tylko raz się pomyliła z kolejnością cyferek - Reagowałeś. Szybko, odruchowo. Zdenerwowałeś się i zareagowałeś od razu. Czyli nie miałeś czasu aby przemyśleć. Powiedziałeś co czułeś. Prawdę, bo kłamstwo wymaga czasu żeby je wymyślić. Po co przepraszasz? Nie przepraszaj. Zrobiłeś to co chciałeś zrobić - wstała, zgarniając karabin na ramię. Z premedytacją omijała wzrokiem postawną sylwetkę siedzącą na drugim łóżku - Jak przepraszasz to kłamiesz. Wstydzisz się. Pan z pustyni miał rację - koniec wymamrotała pod nosem, zbierając się do opuszczenia pokoju.

- Tak. Teraz jest mi z tego powodu głupio i wstydzę się tego. - przyznał otwarcie wujek wcale się nie kryjąc. - Przepraszam bo widzę teraz jak rozmawiamy jaką przykrość ci to sprawiło i jak to przeżywasz. Żałuję, że nie umiem inaczej. Być lepszym w takich reakcjach i relacjach i rozmowach i w ogóle. Ale nie miałem kiedy się tego nauczyć. Uczyłem się czegoś innego. Coś co mi było potrzebne. Wychowywanie dorastającej nastolatki nie było mi dotąd potrzebne. Też się uczę tego dopiero teraz. Od ciebie. Przez tą naszą wspólną drogę. Dlatego popełniamy oboje tyle błędów. Musimy się siebie nawzajem nauczyć. Tak jak nowi partnerzy. W końcu się dotrą albo rozstaną. Ale jeśli im się uda, jeśli się dotrą to wówczas stanowią niezawodny zespół. My mamy zespół ale to dla nas nowy zespół. I dla ciebie i dla mnie. Potrzebujemy czasu i okazji by się zgrać Angie. - Pazur siedział dalej na swoim łóżku i mówił do siedzącą na drugim łóżku drobniejszą blondynkę.

- Nie przepraszaj. Dziadek mówił, że jeżeli się coś zrobi to idzie się dalej. I nie przeprasza. Zrobiłeś co chciałeś zrobić. Nie przepraszaj - powtórzyła zatrzymując się w pół ruchu. Opuściła pięści i odetchnęła przez nos, a gdy wydmuchnęła powietrze, rozluźniła też dłonie. Patrzyła martwo na zamknięte drzwi.
- Kiedy odszedłeś do pracy przyszli do nas na pustynię źli ludzie. Pytali o ciebie i tych których ścigałeś. Dziadek paru złapał i rozmawiał z nimi tak, że trzech z czterech umarło po tej rozmowie i bardzo krwawili. Na jednym uczył mnie… torturowania. Tłumaczył, że to jak ze skórowaniem obiadu - mówiła powoli i apatycznie, zaczynając bujać się na piętach - Przywiązujesz ludzia do krzesła i bierzesz nóż. Zadajesz pytania, a jak nie odpowie to odcinasz mu kawałek skóry z uda albo ramienia. Niewielki pasek. I pytasz. Ciągle o to samo. Jak skończy się skóra na jednej kończynie i ciągle słyszysz te same odpowiedzi… znaczy mówi prawdę, ale i tak się upewniasz. Idziesz do drugiego ludzia i jego też skórujesz po kawałku, mówiąc pytania. Masz czerwone ręce, kręci cię w nosie, a uszy bolą od krzyków - wyczuła ruch za plecami, więc przerwała. Usłyszała ciężkie kroki i dotyk na ramionach, ale wywinęła się zanim opiekun ją objął. Zrobiła trzy kroki w bok, odwracając się i wreszcie na niego patrząc tak jak na drzwi - twarzą bez wyrazu i śladu emocji. Podjęła też opowieść - Trupy wyrzuciliśmy daleko od domu i był spokój przez jakiś czas. Drugi raz przyszli jak dziadek już usnął, strzelaliśmy się. Długo i bardzo potem bolało, bo wdało się zakażenie, ale teraz są tylko blizny. Chcieli mi zrobić krzywdę, ale byłam szybsza. Wtedy złapałam dwóch. Jednego przywiązałam do krzesła, drugiego związałam i zakopałam po szyję w piasku. Jak tak zrobisz i zostawisz głowę ponad piaskiem to wystarczy od rana do późnego popołudnia żeby zaczął prosić o wodę i żeby go wyciągnąć… powie wszystko. Przez słońce. Na pustyni słońce jest groźne, groźniejsze niż tutaj. Bez osłony w południe można umrzeć… albo mieć zwidy… no i pali. Robi bąble na skórze. To jego zakopałam i zostawiłam. Z tym na krześle rozmawiałam pytaniami i nożem, a co powiedział potwierdził ten w piachu. Zanim się utrupił na dobre powiedział, że to nie pustynia trzyma potwory z daleka ode mnie - przekręciła lekko głowę w bok - Ale trzyma takiego potwora jak ja z dala od ludzi. Miał rację, ciebie też męczę. To co robię, jak robię. Nie umiem inaczej - odwróciła głowę do okna, siadając na krawędzi “swojego” łóżka - Mam być miękka? Mówić ciągle że czegoś się boję, coś mnie brzydzi, albo… nie wiem. Boję się. Za każdym razem kiedy w okolicy jest ktoś inny niż ty. Kiedy spotykamy coś nowego, albo dziwnego… a tu wszystko jest dziwne i nowe.

Wujek widząc, że niezbyt ma szansę na pocieszenie nastolatki dotykiem usiadł obok niej na jej łóżku i pochylił się do przodu opierając łokcie na kolanach. Milczał dobrą chwilę i wtedy gdy Angie opowiadała mu swoją historię i wtedy gdy już skończyła. W końcu patrząc gdzieś w łózko z jakiego właśnie przyszedł odezwał się.
- Niezbyt wiem co mam ci powiedzieć na to wszystko Angie. Bym był mądrzejszy pewnie bym wiedział ale nie jestem więc niezbyt wiem. - powiedział w końcu lekko rozchylając dłonie pokazując nimi złowioną niewidzialną rybę. - Ale wiem, że nie chodzi o to by być miękkim. - odwrócił głowę by spojrzeć na siedzącą w tej chwili obok ale trochę bardziej z tyłu niego nastolatkę. - Chodzi o to by nie być non stop twardym, nieczułym i bezlitosnym. Bo wtedy Angie naprawdę można łatwo stać się potworem. Ale dla tych co ci zależy. Dla miłych dla ciebie ludzi. Dla tych co ci pomagają. Nie trzeba być wiecznie twardym. I oni czynią nas ludzkimi. Trzymają potwora na uwięzi. - powiedział lekko machając jedną z pustych dłoni. Patrzył gdzieś w oczy nastolatki jakby je widział doskonale nawet mimo cienia dawanego przez kaptur i niezbyt jasne wnętrze pokoju. Albo blondynka miała takie wrażenie, nie była właściwie pewna. Wujek wyciągnął tą dłoń w jej strony mniej więcej w takim geście jakby czekał czy złapie go za tą wyciągniętą dłoń albo da się przyciągnąć do niego.

W pierwszym odruchu nastolatka pochyliła się nieznacznie, węsząc nad ręką. Czuła skórę i pot. Smar broni i proch. Charakterystyczny zapach wujka nie do pomylenia z niczym innym. Wyprostowała się, nie łapiąc za nią. Zamiast tego odtrąciła dłoń opiekuna na bok, zbijając ją przedramieniem. Podniosła twarz, patrząc mu prosto w oczy, a coś w mięśniach wokół ust drgnęło. Zamrugała, zacisnęła szczęki i nagle wyskoczyła do przodu wskakując Paznokciowi na kolana i z całej siły obejmując za szyję. Zamarła tak, z czołem przyciśniętym do jego policzka i zamkniętymi powiekami.
- Pojadę do cioci, będą tam inne dzieci. Ktoś spyta co robiły jak były małe i miękkie. Miały… powiedzmy dziesięć latów. - powiedziała z dziwnym smutkiem, przyciskając się jeszcze mocniej - Jeden powie, że pomagał mamie i tacie w sklepie z rzeczami. Inny że bawił się misiami. Jeszcze inny że sadził warzywa a potem je wymieniał z rodzicami w jakimś markiecie… a ja co powiem? Że polowałam? Nie tylko na obiady? Że tortowałam i trupiłam ludziów? Strzelałam im w głowy i kończyny? Skórowałam ich żywcem? Jednego zakopałam i zostawiłam? Że pozwoliłam… - zacięła się i westchnęła - Będziesz miał kłopot. Ze mną. Jak zostanę z tobą.

- Nie bój się. Jestem z tobą. Przejdziemy przez to razem. Jak tylko wrócę.
- wujek chyba dał się zaskoczyć tym nagłym skokiem swojej podopiecznej ale zaraz przyjął ją na swoich kolanach i złapał mocno przyciągając do siebie. Duża dłoń opadła na blond czuprynę nastolatki i głaskała ją pocieszająco. - Nie będzie nam lekko. Ale nauczymy się. Nie bój się. - powiedział jeszcze raz z jakimś dziwnym jak na niego szczękościskiem. - Ale Angie. Wszędzie gdzie byśmy nie pojechali i gdzie i z kim nie zaczęli to czekają nas takie albo podobne trudności. Ale wierzę, że damy radę. Że to pokonamy. - mówił jakoś ciszej dalej głaszcząc ją po głowie.

- Chcę żebyś miał swoje gniazdo i młode i żonę. Dom… niekoniecznie na piasku. - nastolatka tłumaczyła cicho, rozluźniając się pod dotykiem opiekuna. Usiadła pewniej, mniej rozpaczliwie się w niego wczepiając, chociaż nadal się bardziej przyklejała niż siedziała - Tu jest fajniej, bo zielono… i jest tyle wody, że nie boli głowa z pragnienia. I można robić prysznic. Lubię Vex, chciałabym żeby z nami została. Była w tym domu, bo jest kochana. Ale niech nie próbuje mi mówić co… zmieniać. Za bardzo. Nie… uważam że to będzie złe. Dla… myślę, że… chcę być sobą. Bo kim innym mam być jak nie Angie? - jąkając się, ale powiedziała o co jej chodzi, przy okazji używając zwrotów o których wcześniej mówił wujek - Mogę udawać że nie umiem mówić, tam u cioci. To… byłoby mniej problemowe. Nie muszę mówić aż wrócisz. - uniosła rękę i też zaczęła głaskać blond włosy, ale na wujkowej głowie - Jak jesteś to się nie boję. I… tak. Uda się. Nam. Razem, tak? Jesteśmy zespołem. Ale nie krzycz, bo wtedy się boję. I nie mów że się mnie wstydzisz, bo… to boli. Słowa. Nie wiem co robić, chce uciekać. Daleko, żeby ich nie słyszeć. Nie musieć myśleć i czuć. Bo mam tylko ciebie, a… - przełknęła ślinę i wzruszyła ramionami.

Wujek pokiwał ciemno blond głową.
- Dobrze. Dobrze Angie. - pokiwał znowu tą głową ale nastolatka nie była pewna na co czy do czego tak mówił i twierdząco kiwał głową. - Porozmawiam z Vex. - powiedział z zastanowieniem - No i pewnie. - powiedział cofając nieco głowę w tył by móc spojrzeć na twarz nastolatki. - Jesteśmy zespołem. Ty i ja. - powiedział lekko uśmiechając się i klepiąc zewnętrzną stroną dłoni w obojczyk nastolatki. - A z ciocią Ellie pomyślimy jeszcze dobrze? - zaproponował.

- Dobrze wujku - Angela zgodziła się bez jęknięcia skargi, prostując plecy i dając mu buziaka w czoło. Uśmiechnęła się nawet i już miała wstać, kiedy wyrzuciła z siebie szybko, z poważną miną - O mało nie strzeliłam do Rogera. Chciałam… go zabić. Jak wróciłam pod pompę - zrobiła się smutna, zaczęła się też kiwać w przód i w tył jak dziecko z chorobą sierocą - Mówił że powinniście się trzymać z dala od siebie bo byłbyś dobrym trofeum dla Khaina, jakby Khain pozwolił mu wygrać. Potem powiedział o tym bryku z prochami jak byli dziś tam z Tess. Znaczy wczoraj po te… towary. Chciałam żeby ci to pokazał i powiedział, bo jesteś mądry, a tam może są leki na to nieumieranie do końca. Bo pomyślałam… - zacięła się, ale prychnęła zła na siebie i mówiła dalej, patrząc wujkowi w oczy bardzo poważnie jakby sama miała przezwisko Zordon - Jak cie to przypadkiem ugryzie… taki potworowaty człowiek, chce cię wyleczyć. Nie… nie zabijać. Nie dam rady do ciebie strzelić nawet jak będziesz chciał mnie zjeść zębami za życia. A tam moga być leki albo przepisy jak zrobić leki… - skrzywiła się, wzruszając ramionami - Tak pomyślałam. Dlatego go tam nie zabiłam. Mogę to zrobić tutaj… nawet teraz jak chcesz.

Wujek wyglądał w pierwszej chwili, że też chyba sądził, że to koniec dyskusji. Ale to o czym prawie w ostatniej chwili powiedziała nastolatka jednak wywołało zauważalną reakcję. Właściwie to cały ich zestaw.
Wyznaniem, że Angie chciała zabić Rogera wydawał się być kompletnie zaskoczony. Brwi uniosły mu się do góry i minę też miał zdziwioną. Gdy nastolatka doszła do wyznania o planach Khainity za to prychnął i pokręcił głową. Zupełnie jakby jego nie najlepsza opinia o wytatuowanym mężczyźnie potwierdziła się po raz kolejny. Za to informacja o towarze i namiarze na niego jaki Angie wydostała od Rogera zaciekawiła go chyba całkiem mocno. A gdy doszła do swoich obaw związanych z tą dziwną chorobą to westchnął jakby mu też było z tym nie lekko.
- Angie. - zaczął znowu wyciągając dłoń w stronę podopiecznej. - Nie bój się Angie, nic nam nie będzie. Wyjdziemy z tego, przedostaniemy się na drugi brzeg i odjedziemy stąd. To tylko kwestia czasu. Mamy ten autobus, Vex umie nim jeździć, możemy nim dojechać do rzeki czy tu przed Pendelton czy tam co mama tych chłopaków mówiła. Wydostaniemy się stąd i nic nam nie będzie.- powiedział z łagodnym uśmiechem ciemny blondyn. - Zobaczysz, nikt nas nie ugryzie. - dodał na wszelki wypadek z trochę szerszym uśmiechem.
- I dziękuję ci, że wstawiłaś się za mną przy Rogerze. Ale właśnie choćby dlatego nie chcę się z nim zadawać. Chociaż dla ciebie to pewnie trudne. - trochę westchnął i pokiwał głową. Nastolatka znała go na tyle by czuć, że chyba domyśla się chociaż trochę jak mogła przebiegać jej rozmowa z Rogerem i jakie emocje mogła w niej wzbudzić.
- Ale poczekaj Angie. Nie wiem czy dobrze rozumiem. Roger coś wie o jakiejś bryce z prochami? I był tam z Tess? I tam są jakieś lekarstwa? - zainteresował się tym co mówiła blondynka ale mrużył oczy i słyszała niepewność w jego głosie jak zwykle gdy upewniał się w rozmowie z kimś czy mówią o tym samym. - To ma coś wspólnego z tą dziwną wścieklizną tutaj? - dopytał się robiąc dłonią ruch w stronę zamkniętych obecnie drzwi za którymi została reszta towarzystwa.

- Byłoby mi smutno gdyby umarł… Roger. Ale jak trzeba to to zrobię. Ty też się nie martw. Nie pozwolę nikomu cię skrzywić. - nastolatka przyznała szczerze, głaszcząc ogolony niedawno policzek opiekuna - Utrupię każdego kto spróbuje. Czy tu, czy po drugiej stronie rzeczy. Czy u cioci. - To że w tym Pendelton też mogą być ci dziwni nie chcący umierać ludzie przemilczała. Po co mówić niemiłe rzeczy? Po prostu zamiast tego się przygotuje i będzie czujna.
- Roger mówił że wczoraj zanim Tess się pospała przed potworzeniem… no w starym dorzeczu znaleźli jakiegoś bryka z towarem. Tess się zacięła o blachę, potem… mieli odlota - skrzywiła się, wzruszając ramionami. - Nie pamięta czy ktoś albo coś ugryzło ją. Znaczy Roger nie pamięta. Ale wie gdzie ten bryk.. Jakiś medykowy. Czy coś - znowu wzruszyła ramionami i westchnęła cichutko - chciałam żeby narysował mapę, albo pokazał na mapie gdzie to jest. No ale powiedział że nie ma mapa, a zresztą teraz tutaj inaczej wygląda niż na papierze - powiodła ręką dookoła pokazując tak na oko cały świat i okolicę, a nawet pewnie i to co za górą co widziała na północy bardzo, ale to bardzo daleko. Pewnie tam gdzie słona woda, a może i dalej? - Nie wiem czy ma… ale zobacz. Tess pospała i potem wstała potworem. Ugryzła tego pana Bena. Ben się pospał… i wstał spotworzony. Ugryzł Rice, tak jak Tess ugryzła jego. No tak - znowu popatrzyła mu bardzo poważnie w twarz - Uważam że to może mieć coś wspólnego z tą dziwną wścieklizną tutaj i… nie uciekniemy. To nas kiedyś dopadnie. Ciocia Ellie niedaleko. Jak się ta wścieklizna rozniesie to dojdzie i tam - dziewczyna przykleiła się na powrót do bluzy munduru i ciepłego ciała pod spodem.

- Mhm. Brzmi sensownie. - powiedział wujek znowu poważniejąc i marszcząc brwi w skupieniu tym razem. Widocznie znowu nad czymś myślał. Objął tulącą się do niego nastolatkę i przytulił do siebie. Myślał tak chwilę tuląc jednocześnie podopieczną do siebie. - Więc musimy porozmawiać z Rogerem o tej bryce co znaleźli w tym zakolu. I widocznie coś jest na rzeczy z tym zarażaniem przez gryzienie. Jak ta kobieta tutaj też została ugryziona to jakoś trzeba ją zabezpieczyć. Trzeba ostrzec ludzi. - wujek mówił tak jakby szykował następne posunięcia.

- O ile posłuchają - Angie wyraziła wątpliwość, prostując kołnierzyk munduru - Mogą nie posłuchać. Nie uwierzyć. Ja bym ją zastrzeliła póki śpi… ale jeżeli ja zwiążemy i ludzie zobaczą. No to wtedy uwierzą. Że była chora. To… trzeba z nimi porozmawiać - tutaj wyraźnie się zawahała.

- Ale może nie jest chora na tą wściekliznę. Może to przypadek i to coś innego. Nie możemy nikogo zastrzelić gdy nie mamy pewności. Poza tym jak Roger nie kłamał i naprawdę znalazł jakiś samochód z lekarstwami to kto wie. Może tam byłaby jakaś odtrutka. Nie wiadomo. - wujek tłumaczył łagodnie dlaczego nie chce zabijać tej kobiety kilka ścian dalej. - I nie bój się Angie ja z nimi porozmawiam. Tam chyba jest ta mama tych chłopców ona wydaje mi się porządną kobietą. - pocieszył ją jeszcze wujek i chyba miał zamiar wstać by tam pójść i zobaczyć tą nieprzytomną kobietę i jak to tam wygląda.

Blondynka stoczyła mu się z kolan, uwalniając od swojego ciężaru.
- Ale idę z tobą, będę bezpieczyć - powiedziała tonem informacji, nie pytania. Karabin trafił na jej ramię naładowany i gotowy do negocjacji - Oni są… silni, no przynajmniej Tess. Trzeba uważać, ale nie martw się. Jestem obok - uśmiechnęła się pogodnie.

- Dobrze Angie. - uśmiechnął się również wujek wstając z łóżka. Też poprawił karabinek chociaż nadal trzymał go na plecach co do zbyt szybkiego zdejmowania się nie nadawało. Już łatwiej by mu pewnie było wyjąć pistolet z kabury na udzie. Więc chyba kłopotów tak zaraz się nie spodziewał. Potem ruszył w stronę drzwi na korytarz. Gdy wyszli okazało się, że większość grupki stała przy wyjściu i na ganku. Rozmawiali ze sobą ale chyba przerwali by spojrzeć kto pojawił się na korytarzu. Z przeciwnej strony widać było te otwarte drzwi do pokoju w którym miała leżeć ta nieprzytomna kobieta.
Blondynka szła u jego boku, zastanawiając się czy starczy jej pestek żeby ochronić rodzinę przed niebezpieczeństwem. Rachunek wypadał kiepsko... ale pocieszała się, że nigdy nie była dobra z liczenia.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline