Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2017, 07:55   #83
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Laran nie zadał tradycyjnego (ponoć) w tym przypadku pytania "Gdzie ja jestem?", ale tylko dlatego, że nie miałby mu kto odpowiedzieć na to pytanie. Podobnie jak i na pytanie "Skąd się tu wziąłem?". Mógł jedynie domniemywać, że są gdzieś głęboko w trzewiach przeklętej (ponoć) fortecy i że przyczyniło się do tego widmo czarodziejki.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, rozświetlanym przez blask bijący z kostura.
Trudno było nie zauważyć, że jedynym (prócz niego) lokatorem niezbyt przytulnej komnaty jest Auriel. Co prawda wolałby, by znaleźli się tutaj wszyscy w komplecie, ale to już nie zależało od niego.
- Przeklęty Ramos - mruknął pod nosem. Cicho, bo nie chciał, by ewentualni lokatorzy podziemi zbyt szybko dowiedzieli się o ich tutaj obecności.
- Ramos? - spytała zaskoczona Anielica, która zdążyła otworzyć oczy i wstać. Przeniosła spojrzenie na maga. - Wydaje mi się, że nie miał z tym wiele wspólnego, nie wysyłałby wtedy najlepszego doradcy w tę podróż… Chyba, że wcale nie był najlepszy.
- Wydaje mi się, że to przez ten kamień. Widziałam raz taki, czarny. Przywołał zastępy zła i ożywieńców. Ten był błękitny, jakby działał w sferze duchowej i mistycznej. Rodzi to jednak tylko więcej pytań. - Kobieta westchnęła, a jej ton głosu był spokojny i niegłośny.
- Pewnie Ramos wiedział, że tu się coś dziwnego dzieje - odparł Laran. - A kolor kamienia może być mniej ważny. Wszystko można zepsuć. Ta czarodziejka nie wyglądała sympatycznie. Może ostatni gubernator zajął się czarną magią?

Ruszyli, by znaleźć drogę powrotną na powierzchnię, a przy okazji odszukać swych towarzyszy. Wnet jednak się okazało, że wszelka ostrożność, w tym i przyciszone głosy, są zbędne. Ktoś (lub coś) najwyraźniej wiedziało, że gdzieś tu są intruzi.
Ktoś (lub coś) ruszyło w ich stronę.
- Rycerz… - mruknęła Auriel pod nosem, zwracając spojrzenie w stronę dźwięku. Wyobrażała sobie żywą zbroję, pustą w środku, która wlecze za sobą ciężki oręż na łańcuchu. Poprawiła uchwyt rękojeści w delikatnych dłoniach.
Dała parę kroków przed Larana.
- Jeśli to coś groźnego… Trzymaj się za mną.
- Nie sądzę, by to było coś miłego - zgodził się mag.
Na wszelki wypadek przywołał kolejnego 'obrońcę' - tym razem żywiołaka ognia.
Wiele stworów właśnie ognia się obawiało, nie mówiąc już o tym, że ognista jaszczurka rzucała na okolicę przyjemniejsze, bardziej żywe światło.

Mag skoncentrował się na magicznej inkantacji, kiedy nagle coś wybiło go z koncentracji. Spoglądając w dół, zauważył coraz bardziej rozszerzającą się kałużę krwi… Nie, to nie była kałuża, a istny potop! Cały korytarz za ich plecami spływał szkarłatną posoką, w której dostrzec mogli własne odbicia, a przed nimi zbliżało się coś ciężkiego i niewątpliwie niebezpiecznego. Obejrzawszy się za siebie, Auriel dostrzegła śliskie, wijące się wokół siebie macki, które wolnym ruchem wysunęły się w liczbie tuzina z jednego z bardziej oddalonych pomieszczeń i teraz nieuchronnie zbliżały się w ich stronę. Czarownik kontynuował przywoływanie żywiołaka, kiedy zupełnie niespodziewanie jeden z obrazów drgnął gwałtownie, a z jego wnętrza wyskoczyła szkaradna istota z ptasim dziobem, który najeżony był szeregiem ciasno wyrastających, piłowatych zębów. Bestia z głośnym skowytem pochwyciła Larana z zamiarem wyciągnięcia go ze sobą do wnętrza spływającego krwią malowidła.



Auriel zareagowała niemal natychmiast, biorąc zamach mieczem aby oderżnąć kreaturze rękę, którą próbowała porwać maga. Gładkie cięcie ucięło kończynę na wysokości łokcia, zostawiając Larana z wciąż przyczepioną do jego ramienia małą pamiątką. Ranna kreatura zaskowyczała z bólu i cofnęła się w głąb obrazu.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - powiedział, zamiast podziękowań, Laran. - Muszę poćwiczyć uniki - dodał, odsuwając się od obrazu i oderwał wczepioną w jego dłoń rękę.
Mocniej ścisnął kij, po czym zabrał się za kolejną inkantację. Tym razem miał zamiar przywołać żywiołaka ziemi, na którym krew, jak sądził, nie zrobiłaby większego wrażenia.

Istota, która wyłoniła z ciemności przypominała wielkiego, mechanicznego konstrukta, który pozbawiony był głowy. W ręku dzierżył ogromną, niezwykle ciężką kosę, którą z początku ciągnął po ziemi, wydając charakterystyczny dźwięk, ale na widok swoich ofiar uniósł ją, gotując się do ataku. Czarodziej i szamanka byli w potrzasku. Po jednej stronie korytarza zbliżał się w ich stronę przerażający żniwiarz, a z drugiej strony wyłoniła się jedna wielka masa tkanki miękkiej, która przypominała olbrzymi mózg, którego otaczały długie macki, umożliwiające mu poruszanie się. On także zbliżał się w ich kierunku, jednakże spoglądając w jego stronę, oboje dostrzegli z pewnej odległości Rudiego, który w panice wypadł z jednego z bocznych pomieszczeń i znalazł się w skąpanej we krwi komnacie, po drugiej stronie mackowego monstrum.
Laran nie dał po sobie poznać, że zauważył kompana, który nagle pojawił się w tej samej komnacie. Uznał, że atak z zaskoczenia (jeśli oczywiście mackowate coś nie ma oczu ze wszystkich stron głowy) da Rudiemu większe szanse na sukces.
Przygotował się do rzucenia magicznego pocisku w konstrukt z kosą, równocześnie posyłając w tę stronę przywołanego przed momentem żywiołaka ziemi.
 
Kerm jest offline