Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-12-2017, 20:45   #81
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację

Rudiego od niepamiętnych czasów ciągnęło do książek, a szczególnym upodobaniem darzył biblioteki. Nie mniej jednak skryte w półmroku pomieszczenie, w którym się obudził, wcale nie należało do miejsc, w których chciałby spędzać leniwe popołudnia, nie mówiąc już o pozostaniu na noc. Był sam, a wokół niego setki, a może nawet tysiące ciężkich, zakurzonych tomów oraz przerażające obrazy, będące karykaturalnymi portretami jakiś nieznanych mu osób, które wydawały się na niego spoglądać z każdego kąta.
Wiedziony wrodzoną ciekawością gnom sięgnął po jedną z wielu ksiąg, po czym bez namysłu otworzył ją. Niemalże natychmiast po obróceniu pierwszych stronic, z jej wnętrza wydarł się tak przeraźliwie donośny krzyk, że kapłan natychmiast wypuścił ją z rąk. Książka upadła z hukiem na ziemię i ku jego uldze sama się zamknęła, choć przez chwilę wciąż dało się słyszeć stłumiony skowyt dochodzący z jej wnętrza. Po tym wydarzeniu zapadła tak przenikliwa cisza, że kapłan był w stanie słyszeć jedynie łomot swojego skołatanego serca. Przez chwilę nie ruszał się, nasłuchując otoczenia, a kiedy wreszcie zebrał odwagę by zrobić krok do przodu, coś poruszyło się w przeciwległej części pomieszczenia i zaczęło szybko zbliżać się w jego kierunku..

Rudi nie wiedział czego może się spodziewać, szybko zatem wyciągał swój krótki miecz, założył amulet niewidzialności i czekał słuchając co może się do niego zbliżać.

Istota, która zajrzała do wnętrza ciasnego, wypełnionego książkami korytarza, sprawiła, że niewidzialny gnom nieomal pisnął z przerażenia i wstrętu, kiedy tylko ją ujrzał. To coś z pozoru przypominało bardzo wiekową kobietę, jakąś wiedźmę, której nie miała oczu, a z przodu jej łysej i pomarszczonej jak pomarańcza głowy, wyrastał olbrzymi nos, niemalże zajmujący połowę twarzy. Wąskie, sine usta wykrzywiły się w odrażającym grymasie, który ukazywał długie, spiłowane zęby. Istota ta poruszała się głównie na czworaka, ale od czasu do czasu podnosiła się do pozycji półstojącej, aby wysunąć przed siebie dłoń, na środku której znajdowało się miotające się we wszystkie strony oko. Powoli zaczęła zbliżać się w stronę kapłana, głośno węsząc i świszcząc, a ten zaczął cofać się w tył, by niedługo później dotknąć plecami zimnej ściany, na której znajdował się jeden z przerażających obrazów.

Rudi rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś czym mógłby zatrzymać zbliżającą się do niego kreaturę. Obrzydzenie go brało na samą myśl walki z tą na wpół pełzającą czarownicą w wielkim kicholem i okiem na dłoni. “Może obcięcie ręki pozbawiłoby ją wzroku” - pomyślał Rudi “zostawał jednak węch, który pewno lepszy jest niż wzrok w tych ciemnościach”
Pierwszą myślą jaka mu przyszła do głowy było zrzucenie na nią regału z książkami. Mogło to jednak skończyć się tylko na próbie, sam do silnych nie należał, a książki ciężkie były i było ich wiele. Na szczęście jego oczy świetnie widziały w słabym świetle. Wypatrzył drzwi i próbował do nich się przedostać, cały czas mając na oku kreaturę. W głowie za to już układał inkantację do rzucenia czaru błyskawicy, mając nadzieję, że nie podpali nimi ksiąg zgromadzonych na regałach - “szkoda by było” - pomyślał miłośnik czytania.
Szybko ułożywszy w myślach plan, gnom chwycił się regału i z całej siły pociągnął go ku sobie, tak iż ten gwałtownie przechył się. Wiedźma najwyraźniej wyczuła jego zamiary, bo rzuciła się do przodu z głośnym zawodzeniem, jednakże ciężki regał wpadł wprost na nią, przygważdżając ją do ziemi. Rudi przebiegł po regale i rzucił się w stronę drzwi. Otworzył je z tak wielką siłą, że niemalże wyleciały z zawiasów i wpadł na długi korytarz. Zaczął biec przed siebie, niemalże na ślepo i dopiero po chwili spostrzegł, że podłoga pod nim jest cała skąpana w jakiejś dziwnej cieczy, którą rozchlapywał biegnąć, jednakże w panice nawet tego nie zauważył na początku.
Zatrzymał się i przyjrzał się jej uważniej, ze strachem odkrywając, że jest to krew, a właściwie całe hektolitry krwi, które zalały korytarz po same kostki. Wtem usłyszał coś przed sobą. Wytężając wzrok, w ciemnościach przed nim ujrzał wynurzającą się z jednego z pomieszczeń wielką masę tkanki miękkiej, która przypominała otoczony dziesiątkami macek mózg. Owe macki wiły i wyciągały się w przeciwnym do niego kierunku, zbliżając się w stronę dwóch szamoczących się dalej w głębi korytarza figur. Rozpoznał w nich Larana i Auriel.

Czarodziej walczył z jakąś maszkarą, która wynurzyła się z portretu i pochwyciła go. Z pomocą przyszła mu szamanka, która zgrabnym cięciem odrąbała górne kończyny stwora, uwalniając przyjaciela. Ranna bestia schowała się z powrotem w portrecie, zaś czarodziej zaczął nucić jakąś inkantację. W ich stronę zbliżało się mackowate monstrum, ale nie to wydawało się najbardziej ich przerażać, lecz odległy kształt, który wyłonił się z głębi korytarza. Towarzysze Rudiego byli w potrzasku…

Rudi widząc w oddali Auriel i Larana walczących z dziwną maszkarą musiał zastanowić się co zrobić. Nie był pewny czy odesłanie magii cokolwiek da, więc postanowił skorzystać ze sprawdzonej już we wcześniejszych bitwach błyskawicac przeciwko kosiarzowi. Po chwili wyciągnął przed siebie miecz, by w razie czego móc obronić się tradycyjną bronią. Spojrzał na Larana, który właśnie przygotowywał się do rzucenia kolejnego czaru.

Auriel widząc, że Rudi przywoła zaklęcie w porę odsunęła się od celu. Ciśnięta przez gnoma błyskawica trafiła w najpierw mackowate monstrum by później ugodzić w kosiarza. Niestety tak niezawodne wcześniej błyskawice nie wyrządziły, żadnemu z nich większej krzywdy. Auriel widząc odporność na magię postanowiła zrobić użytek ze swych mieczy rozszarpując mackowate monstrum na kawałki. Gdy Laran i Auriel zbliżyli się do Rudiego, mag rzekł - Wynośmy się stąd.
- Dobrze was widzieć, całych i zdrowych, ale masz rację Laran, wynośmy się stąd. - powiedział Rudi - Wiecie gdzie jesteśmy, znów jakieś bóstwo bawi się nami jak marionetkami? - zwrócił się do Auriel, choć nie spodziewał się odpowiedzi. - Swoją drogą - ciągnął - pierwszy raz widzę by stwory były odporne na moją magię.
Rudi pewnie znów zawdzięczał życie towarzyszom, a w zasadzie Auriel. W myślach dziękował bogom, że ona razem z nimi trafiła do tego jakże dziwnego świata.
- Zapewne jesteśmy w podziemiach naszej kochanej twierdzy - odparł Laran - ale nie sądzę, by o to ci chodziło.
- To wdepnęliśmy w niezłe bagno - odparł Rudi - tam gdzie się ocknąłem była jakaś biblioteczka, z wiedźmą z okiem na ręku.
- Żywą, czy wkomponowaną w ścianę? - zainteresował się Laran, równocześnie na moment spoglądając w tył by sprawdzić, czy przywołany wcześniej żywiołak powstrzymuje konstrukta z kosą.
- Mam nadzieję, że już nieżywą, przygniotłem ją regałem z księgami, ale tętna jej nie sprawdzałem - Rudi odparł z nutką ironii.
- Wiedza ma swój ciężar i bywa niebezpieczna - odparł mag filozoficznie.
Rudi uśmiechnął się na słowa maga, za nic ich nie zrozumiał, ale nie chciał wyjść na niedouczonego. - Regał z księgami też - stwierdził, przypominając sobie o - gdy otwarłem jedną z ksiąg słychać było tylko przeraźliwy krzyk. Sądze, że to ożywiło tą wiedźmę. Wydaje mi się, że trzeba tu trzymać ręce przy sobie, bo nie wiadomo czy to co do nich bierzesz jest tym czym myślisz. - odparł gnom.
- Mam wrażenie, że to sen na jawie, koszmar… w którym możemy zginąć. Musimy powstrzymać istotę, która to wszystko ożywia. Chodźmy po prostu. Stojąc w miejscu niczego się nie dowiemy i nic nie rozwiążemy. - Mówiąc to Auriel schowała ze świstem obydwa miecze i ruszyła ostrożnie przed siebie.
- Koszmar, dobrze to ujęłaś Auriel, wyczuwasz czyjąś obecność? - zapytał gnom, po czym dodał -
Nie wiem skąd przybyliście tutaj, ale w bibliotece były chyba jeszcze jedne drzwi - powiedział Rudi.
- No to nie ma na co czekać - odparł Laran. - Prowadź.
Rudi bez chwili zwłoki ruszył w kierunku biblioteki brodząc we krwi, która rozlewała się po posadzce. Tuż przed wejściem zatrzymał się i skierował wzrok w stronę regału pod którym powinna znajdować się przygnieciona wiedźma. Jednakże owej maszkary tam już nie było. Regał leżał sobie swobodnie na ziemi, a w zasięgu wzroku nie było istoty, która tak bardzo go wtedy przestraszyła. Awanturnicy ostrożnie ruszyli przez bibliotekę, a każdemu ich krokowi towarzyszył odgłos skrzypiącej, drewnianej podłogi. Ku ich zdziwieniu, wyglądając przez okno, spostrzegli, że na zewnątrz panuje noc i tak bardzo niepasujący do tej krainy księżyc. Wiedzieli, że coś tu nie gra; że muszą być to jakieś zbiorowe halucynacje, ale nie wiedzieli jak przerwać ten koszmar.
Po drugiej stronie biblioteki znajdowały się lekko uchylone drzwi. Ostrożnie Rudi otworzył je i zaglądając do środka zauważył pnące się wąskim korytarzem schody, które prowadziły na pierwsze piętro. To gdzieś tam musiała znajdować się komnata, w której zjawa rzuciła na nich urok. Odgłosy walki za ich plecami już dawno ucichły, zaś Laran stracił kontrolę nad swoim żywiołakiem, więc wynik starcia był łatwy do przewidzenia. Awanturnicy musieli się spieszyć, jeśli nie chcieli stać się kolejną ofiarą stalowego żniwiarza. Auriel nie czekając na reakcje i decyzję innych, ruszyła w kierunku schodów, aby przemierzyć dalszą część zamku.
Rudi podążył prosto za Auriel, miał nadzieję, że szybko znajdą tego lub to co pociąga za sznurki.
Bohaterowie dotarli w ten sposób do kolejnej, tym razem znacznie większej od biblioteki komnaty. Trudno było określić jakie było jej dawne przeznaczenie, albowiem była pusta, nie licząc paru podtrzymujących strop kolumn. Zastanawiające było jednak to, że w kątach komnaty panowały ciemności tak wielkie, że ani szamanka, ani gnom nie byli w stanie ich przejrzeć. Naprzeciw siebie mieli długi korytarz, który prowadził do sali, gdzie wcześniej ujrzeli po raz pierwszy bladoniebieski kryształ. Co dziwne, choć do tamtego miejsca było stosunkowo daleko, żadne z nich nie musiało za bardzo wytężać wzroku, aby rozpoznać samych siebie, leżących tam jakby ktoś rzucił na nich jakiś potężny urok. Niezwykle osobliwym uczuciem było bycie w dwóch miejscach jednocześnie...
- O co tu chodzi - zapytał Rudi, nie licząc jednak na odpowiedź. Wiedział, że muszą jak najprędzej obudzić swoje postacie i wyrwać je z tego uroku.
- Mówiłam, że wygląda mi to na sen… Koszmar, znaczy się. Panowanie nad duszami… Oddzielenie formy - szepnęła Auriel przyglądając się ciałom z dystansu.
Rudi wiedział, że nie ma nic do stracenia, lubił swoje ciało, a teraz ono leżało bez ducha na podłodze kilkadziesiąt metrów przed nim. Postanowił więc ruszyć w tym kierunku i gdy zbliżył się bardziej użył czaru odpędzenia magii. Po wymówieniu ostatnich słów inkantacji czekał na reakcję. Nic się jednak nie wydarzyło, zupełnie tak jakby wypowiedziane przez Rudiego zaklęcie nie funkcjonowało w tej dziwnej przestrzeni. Gdy gnom zbliżył się bardziej do ciał został zaatakowany przez cienie.
Wiedząc, że magia nie zda mu się na nic, próbował przebić się z mieczem w dłoni w kierunku swego ciała leżącego na posadzce.

 
Feniu jest offline  
Stary 13-12-2017, 22:00   #82
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Podczas kiedy inni przebudzili się w nieprzyjemnych miejscach i szybko musieli toczyć bój z upiornymi przeciwnikami, Kaedwynna oraz Wilka zbudził odgłos wesoło trzaskającego drewna w rozpalonym kominku. Dwaj awanturnicy leżeli wygodnie na osobnych łóżkach, w komnacie znajdującej się na poddaszu twierdzy. Wewnątrz było ciepło i przytulnie, dlatego pomimo ogólnej dezorientacji nie spanikowali tak bardzo jak ich rozdzieleni towarzysze. Po przebudzeniu, druid wiedziony niezrozumiałą pokusą zbliżył się do okna. Rozsunął kotary i ku własnemu zdziwieniu, zauważył, że na zewnątrz panuje nocna ciemność, rozświetlana jedynie przez blade światło księżyca w pełni. No, właśnie… Księżyc był wysoko na niebie i świecił w pełni, a zmiennokształtny mógł przysiąść, że nie miał krwistego, ludzkiego mięsa w ustach od wieków. Co więcej; obaj dość szybko zauważyli, że to co na samym początku uznali za odgłosy trzaskającego drewna w kominku wcale nimi nie były, choć z pozoru tak się wydawało. Dźwięk, który ich zbudził, dochodził zza drewnianych drzwi prowadzących do ich komnaty i niewątpliwie był skrobaniem, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze i uciążliwsze…
Na takie sytuacje zostawał plan awaryjny. Nie miał pojęcia, czy ułudą było to miejsce, księżyc, czy dni spędzone w.pustynnej krainie. Jednak głód, z nim ciężko było walczyć. Splótł zaklęcie, które zwykle miało celować w przeciwników, by bezkrwawo zakończyć bój albo mocno podkopać przeciwnika. Mogło też czasem ratować postronnych ludzi od Wilka. Nie próbował go jednak jeszcze na sobie, ale czuł że przemiana się zbliża. Mógł również zużyć całą swoją energię jednym, potężnym czarem, by paść na pysk i być niegroźnym jak szczenię, ale ta opcja nie wchodziła teraz w rachubę. Dokończył splotu i związał samego siebie zaklęciem.
- A Tobie co jest? - Wojownik zwrócił się do Wilka, jednakże coś innego przykuło jego uwagę.
W tym samym czasie skrobanie za ścianą stało się coraz bardziej intensywne. Kaedwynn ostrożnym krokiem zbliżył się w stronę drzwi, lecz w tym samym czasie irytujący dźwięk ustał. Wojownik położył dłoń na klamce, napierając ciałem, aby ją powoli otworzyć i w tym samym momencie drzwi wraz z kawałkiem oderwanej ściany uderzyły go, posyłając na drugą stronę pokoju. Półprzytomny Kaedwynn podniósł się na łokciach, mrużąc oczy i próbując przejrzeć przez grubą warstwę pyłu i kurzu, która przesłaniała im widoczność.
Po chwili z chmury wynurzył się wielki cień i kiedy stanął przed blaskiem paleniska, obaj awanturnicy mieli okazję lepiej się mu przyjrzeć. Istota ta była rozmiaru rosłego goryla z uzębioną paszczą, która otwierała się na czubku głowy i czteroma potężnie umięśnionymi rękami.
- Do stu diabłów! Co tu kurwa jest?! - Wysapał Kaedwynn, wolną ręką szukając swojej broni.



- Nie wiem. - Warknął druid, poddając.się przemianie. Miał zamiar stanąć między stworem i Kaedwynnem. W głowie szukał nazwy dla tego.stwora. Nie był przekonany czy uda mu się powstrzymać bestię, która wyglądała jak połączenie rosiczki z małpą z nadmiarowymi rękoma. Mimo to, gdzieś tam tliła się nadzieja. Głęboko, bardzo głęboko. Wilk czekał na pierwszy cios bestii.

Gug, bo tak w rzeczywistości nazywała się ta demoniczna bestia rodem z koszmaru, zaatakował jako pierwszy, skacząc w stronę Kaedwynna i powalając go na ziemię z siłą górskiego olbrzyma (68). Pancerz był jednak na tyle wytrzymały, że zdołał częściowo pochłonąć siłę ciosu (8 - 6 = 2), ale mimo to wojownik z trudem zdołał złapać oddech.
Czując jak adrenalina zaczyna pompować w jego żyłach, Kaedwynn przeturlał się na bok i błyskawicznie sięgnął po wiszącą na plecach broń. Z głośnym, barbarzyńskim okrzykiem rzucił się na demona, wykonując potężnie cięcie znad głowy, jednakże gug był nie tylko silny, lecz także nadludzko szybki i bez trudu uniknął miecza wojownika, który przeciął ze świstem powietrze, by ostatecznie przepołowić znajdujące się przed nim krzesło.

Wilk okrążał przeciwnika, nie atakując. Podejrzewał że ciosy stwora nie zrobią mu krzywdy, ale nie był pewien, niczego nie był pewien. - Wiej. - Ryknął do rycerza, rozglądając się samemu za odpowiednimi drogami ucieczki. Myśli mu się nieco mieszały, nie był pewien, które z nich wywołuje księżyc, zaklęcie a które są jego własne. Dopiero po chwili rzucił się z pazurami na demona, jednak bez przekonania.

Kaedwynn w odpowiedzi warknął wściekle i najwyraźniej chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale musiał wykonać unik przed nadlatującym ciosem (64 vs 71).
- Nie podkulę ogona jak jakiś nędzny tchórz! Zwę się Kaedwynn Barbarzyńca, pogromca olbrzymów! - Ryknął na całe gardło, wkładając w swój następny cios całą swoją dziką furię. Pokryte runami ostrze olbrzymiego miecza dwuręcznego przecięło powietrze z głośnym świstem i z taką prędkością, że oczy Wilka nawet nie zdążyły tego zarejestrować. Potężne cięcie dosięgło demona (18 vs 96), rozpoławiając go w pół jak krzesło przed nim. (22 x 2 = 44 - 10 = 34 obrażeń)

Po tym ciosie Kaedwynn przez dłuższą chwilę stał nad zwłokami bestii, głośno dysząc. Jego miecz opadł z wolna w dół, a z oczu wojownika zniknęła dzika furia, dzięki której zawdzięczał swój przydomek.

- Chodźmy stąd. Odnajdźmy pozostałych - powiedział.
- Daj mi chwilę. Prawie cię zjadłem wcześniej. - Powiedział druid, wracając do ludzkiego kształtu, miał zamiar zaryzykować i zdjąć z siebie własne zaklęcie. Teraz, kiedy światło było zakryte, nie odczuwał już aż takiego działania księżyca.
- Czekaj, to chyba nie jest do końca dobry pomysł - odezwał się Kaedwynn, po tym jak już zajrzał do korytarza, z którego przyszedł demon.
- Przed nami zrujnowany korytarz z oknami, ale może uda mi się je przesłonić - po tych słowach wyszedł i po upływie niespełna minuty wrócił. - Droga wolna, niezły tam bajzel - stwierdził z lekkim uśmiechem na twarzy.



I rzeczywiście, korytarz, w którym znaleźli się dwaj awanturnicy wyglądał jak po przejściu wichury. Wszędzie leżały potłuczone wazy, rozerwane kotary, zniszczone obrazy i poprzewracane zbroje. Najwyraźniej awanturnicy znaleźli się w jakiejś sekcji mieszkalnej kasztelu, gdzie dawniej musiał mieszkać władca Hutaatep oraz jego rodzina. Korytarz prowadził w jednym kierunku, a na jego końcu znajdowały wielkie, dwuskrzydłowe drzwi.
- W takim razie chodźmy, coś tu jest nie tak, to albo iluzja, albo gdzieś nas znowu przeniosło. - Rzucił Wilk zerkając podejrzliwie w korytarz. - Poczekam ze zdjęciem zaklęcia, jakąś kotarą się zakryję, w ostateczności będziesz mnie prowadzić. - Dodał, na szybko przekształcając posłanie w dodatkową pelerynę, która oddzieliła by go od księżyca, gdyby zaszła potrzeba.[Chyba tutaj czegoś nie dokończyłeś]

Kaedwynn ruszył naprzód, pilnując aby światło księżyca nie padło na idącego jego śladem Wilka. Brodaty wojownik wiedział, że jeśli dojdzie do starcia, to jedno z nich tego nie przeżyje. Pokonali w ten sposób korytarz, ostrożnie przeszli kilka następnych pomieszczeń, aż dotarli do schodów. Tutaj panował już półmrok, więc Wilk mógł poruszać się swobodnie. Po schodach zeszli na pierwsze piętro i znaleźli się w kolejnym długim korytarzu, który prowadził do sali, gdzie wcześniej znajdował się kryształ oraz widmo, które rzuciło na nich swój urok. Co dziwne, choć do tamtego miejsca było stosunkowo daleko, żadne z nich nie musiało za bardzo wytężać wzroku, aby rozpoznać samych siebie, leżących tam jakby pogrążonych we śnie. Niezwykle osobliwym uczuciem było bycie w dwóch miejscach jednocześnie…

Patrząc dalej, spostrzegli Larana, Auriel oraz Rudiego, który zbliżał się w stronę komnaty, lecz chwilę po tym objęły ich towarzyszy kompletne ciemności, jakby smoliście czarna mgła okryła pomieszczenie, w którym się znaleźli.
- Widziałeś to? - Podniósł głos Kaedwynn, unosząc swój miecz do góry i przyjmując bojową postawę. - Chyba mają kłopoty.
- Tak, idź, zaraz dołączę, o ile to będzie dla was bezpieczne. - Warknął druid otoczony mrokiem.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 14-12-2017 o 01:29. Powód: Obrazki
Plomiennoluski jest offline  
Stary 14-12-2017, 07:55   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Laran nie zadał tradycyjnego (ponoć) w tym przypadku pytania "Gdzie ja jestem?", ale tylko dlatego, że nie miałby mu kto odpowiedzieć na to pytanie. Podobnie jak i na pytanie "Skąd się tu wziąłem?". Mógł jedynie domniemywać, że są gdzieś głęboko w trzewiach przeklętej (ponoć) fortecy i że przyczyniło się do tego widmo czarodziejki.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, rozświetlanym przez blask bijący z kostura.
Trudno było nie zauważyć, że jedynym (prócz niego) lokatorem niezbyt przytulnej komnaty jest Auriel. Co prawda wolałby, by znaleźli się tutaj wszyscy w komplecie, ale to już nie zależało od niego.
- Przeklęty Ramos - mruknął pod nosem. Cicho, bo nie chciał, by ewentualni lokatorzy podziemi zbyt szybko dowiedzieli się o ich tutaj obecności.
- Ramos? - spytała zaskoczona Anielica, która zdążyła otworzyć oczy i wstać. Przeniosła spojrzenie na maga. - Wydaje mi się, że nie miał z tym wiele wspólnego, nie wysyłałby wtedy najlepszego doradcy w tę podróż… Chyba, że wcale nie był najlepszy.
- Wydaje mi się, że to przez ten kamień. Widziałam raz taki, czarny. Przywołał zastępy zła i ożywieńców. Ten był błękitny, jakby działał w sferze duchowej i mistycznej. Rodzi to jednak tylko więcej pytań. - Kobieta westchnęła, a jej ton głosu był spokojny i niegłośny.
- Pewnie Ramos wiedział, że tu się coś dziwnego dzieje - odparł Laran. - A kolor kamienia może być mniej ważny. Wszystko można zepsuć. Ta czarodziejka nie wyglądała sympatycznie. Może ostatni gubernator zajął się czarną magią?

Ruszyli, by znaleźć drogę powrotną na powierzchnię, a przy okazji odszukać swych towarzyszy. Wnet jednak się okazało, że wszelka ostrożność, w tym i przyciszone głosy, są zbędne. Ktoś (lub coś) najwyraźniej wiedziało, że gdzieś tu są intruzi.
Ktoś (lub coś) ruszyło w ich stronę.
- Rycerz… - mruknęła Auriel pod nosem, zwracając spojrzenie w stronę dźwięku. Wyobrażała sobie żywą zbroję, pustą w środku, która wlecze za sobą ciężki oręż na łańcuchu. Poprawiła uchwyt rękojeści w delikatnych dłoniach.
Dała parę kroków przed Larana.
- Jeśli to coś groźnego… Trzymaj się za mną.
- Nie sądzę, by to było coś miłego - zgodził się mag.
Na wszelki wypadek przywołał kolejnego 'obrońcę' - tym razem żywiołaka ognia.
Wiele stworów właśnie ognia się obawiało, nie mówiąc już o tym, że ognista jaszczurka rzucała na okolicę przyjemniejsze, bardziej żywe światło.

Mag skoncentrował się na magicznej inkantacji, kiedy nagle coś wybiło go z koncentracji. Spoglądając w dół, zauważył coraz bardziej rozszerzającą się kałużę krwi… Nie, to nie była kałuża, a istny potop! Cały korytarz za ich plecami spływał szkarłatną posoką, w której dostrzec mogli własne odbicia, a przed nimi zbliżało się coś ciężkiego i niewątpliwie niebezpiecznego. Obejrzawszy się za siebie, Auriel dostrzegła śliskie, wijące się wokół siebie macki, które wolnym ruchem wysunęły się w liczbie tuzina z jednego z bardziej oddalonych pomieszczeń i teraz nieuchronnie zbliżały się w ich stronę. Czarownik kontynuował przywoływanie żywiołaka, kiedy zupełnie niespodziewanie jeden z obrazów drgnął gwałtownie, a z jego wnętrza wyskoczyła szkaradna istota z ptasim dziobem, który najeżony był szeregiem ciasno wyrastających, piłowatych zębów. Bestia z głośnym skowytem pochwyciła Larana z zamiarem wyciągnięcia go ze sobą do wnętrza spływającego krwią malowidła.



Auriel zareagowała niemal natychmiast, biorąc zamach mieczem aby oderżnąć kreaturze rękę, którą próbowała porwać maga. Gładkie cięcie ucięło kończynę na wysokości łokcia, zostawiając Larana z wciąż przyczepioną do jego ramienia małą pamiątką. Ranna kreatura zaskowyczała z bólu i cofnęła się w głąb obrazu.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - powiedział, zamiast podziękowań, Laran. - Muszę poćwiczyć uniki - dodał, odsuwając się od obrazu i oderwał wczepioną w jego dłoń rękę.
Mocniej ścisnął kij, po czym zabrał się za kolejną inkantację. Tym razem miał zamiar przywołać żywiołaka ziemi, na którym krew, jak sądził, nie zrobiłaby większego wrażenia.

Istota, która wyłoniła z ciemności przypominała wielkiego, mechanicznego konstrukta, który pozbawiony był głowy. W ręku dzierżył ogromną, niezwykle ciężką kosę, którą z początku ciągnął po ziemi, wydając charakterystyczny dźwięk, ale na widok swoich ofiar uniósł ją, gotując się do ataku. Czarodziej i szamanka byli w potrzasku. Po jednej stronie korytarza zbliżał się w ich stronę przerażający żniwiarz, a z drugiej strony wyłoniła się jedna wielka masa tkanki miękkiej, która przypominała olbrzymi mózg, którego otaczały długie macki, umożliwiające mu poruszanie się. On także zbliżał się w ich kierunku, jednakże spoglądając w jego stronę, oboje dostrzegli z pewnej odległości Rudiego, który w panice wypadł z jednego z bocznych pomieszczeń i znalazł się w skąpanej we krwi komnacie, po drugiej stronie mackowego monstrum.
Laran nie dał po sobie poznać, że zauważył kompana, który nagle pojawił się w tej samej komnacie. Uznał, że atak z zaskoczenia (jeśli oczywiście mackowate coś nie ma oczu ze wszystkich stron głowy) da Rudiemu większe szanse na sukces.
Przygotował się do rzucenia magicznego pocisku w konstrukt z kosą, równocześnie posyłając w tę stronę przywołanego przed momentem żywiołaka ziemi.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-12-2017, 01:25   #84
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
W zimnym, ociekającym wilgocią lochu zbudził się Taled oraz Khargar. Wprawdzie nie wiedzieli gdzie dokładnie się znajdują, ale z całą pewnością przebywali co najmniej kilka metrów pod ziemią i niewątpliwie była to sala tortur, o czym świadczyły wszelkiej maści nazbyt pomysłowe machiny do zadawania niewyobrażalnego bólu. Jedną z nich była żelazna dziewica, której wieko było delikatnie uchylone. Na jego krawędziach znajdowały się zaschnięte ślady krwi oraz tkanki mięśniowej. Wiedziony swą ciekawością Khargar zbliżył się do sarkofagu, a następnie ostrożnie go otworzył. To co tam zobaczył sprawiło, że mimowolnie odskoczył do tyłu, mimo że od samego początku spodziewał się nieprzyjemnego widoku. Była to istota, niewątpliwie ludzka, jednakże wyglądała jak poskręcana z wielu niepasujących do siebie części ciał, a następnie skuta pancerzem, który utrzymywał to wszystko w miejscu, nie pozwalając ciału rozpaść się. Tym większe było jego przerażenie, kiedy ów konstrukt otworzył szeroko nabrzmiałe krwią ślepia i poruszył się, wyciągając długie łapska w jego stronę…

-Co to jest, na wszystkie demony! - Warknął Khargar, odskakując od dziwacznego stworzenia. Nigdy nie spotkał się z taką poczwarą, a największy niepokój budziło to, jak się znaleźli w tym miejscu.

Po krótkiej chwili oszołomienia potrząsnął głową. Walczył już przecież z przeciwnikami mrożącymi krew w żyłach zwyczajnym ludziom, jak choćby nieumarłe sługi Celozji. Rzadko spotykał się z czymś czego jego topór nie mógł powalić, więc i tym razem go wyciągnął.
- Jakiś nieumarły, trzeba się go pozbyć! - Zawołał do Taleda.

Rycerz stał z mieczem i tarczą rozglądając się wokół. Nie wiedział gdzie jest i tylko odprowadził wzrokiem wojownika zbliżającego się do sarkofagu.

Gdy Khargar odskoczył od trumny Taled przybrał bojową postawę, a na słowa wojownika kiwnął głową i ruszył by stanąć niedaleko kompana i zmierzyć się z bluźnierstwem czarnej magii.

Ożywieniec zawył żałośnie na widok potencjalnych ofiar i rzucił się w ich stronę, wywalając na wierzch wygłodniały jęzor. Stwór oddychał z głośnym świstem, intensywnie łapiąc powietrze, jakby nie był w stanie poprawnie oddychać. Szponiastą dłonią zamachnął się w stronę Khargara, jednakże ten zręcznie sparował ten atak szerokim ostrzem swego topora. Z defensywy płynnie przeszedł do ataku, jednakże w szale bitewnym ten cios kompletnie ominął przeciwnika.

Taled natychmiast doskoczył do ożywieńca, wyprowadzając cięcie znad głowy, jednakże ten bez trudu ominął ten dość mało wyrafinowany atak. Khargar był prawdziwym mistrzem w walce toporami, a w szczególności upodobał sobie ich dwuręczną wersję. Nie było więc nic dziwnego, kiedy po pierwszym nieudanym ciosie, wojownik przeszedł do następnego, wyprowadzając zamaszyste cięcie z półobrotu, które zatopiło się w pancerzu pod pachą potwora. Niestety, przeciwnik wydawał się nie przejmować tym ciosem, albo też jego ciężka, okalająca korpus zbroja kompletnie pochłonęła obrażenia.

Tymczasem Taled uderzył raz jeszcze, bijąc z drugiej strony, aby wziąć poczwarę od flanki. Tym razem przeciwnik nie miał większej szansy na sparowanie ciosu i ostry jak brzytwa wbił się w grzbiet stwora, choć nie zadał mu poważnych obrażeń. Niezrażony swoim niepowodzeniem Khargar wyprowadził jeszcze jeden cios, który zatoczył szeroki łuk w powietrzu, jednakże monstrum bez trudu odskoczyło od niego, zwracając się ku rycerzowi. Taled poczuł ostre jak brzytwa szpony na swojej tarczy, będące niczym cios łap lwa. Potężny atak pozostawił głębokie szramy, jednakże rycerz z satysfakcją dostrzegł, że część pazurów ożywieńca ułamała się pod siłą uderzenia.

Khargar był wściekły widząc wytrwałość z jaką walczy jego przeciwnik. Nie imały się go ciosy, które powaliłyby niejednego człowieka jak kłodę drewna. Zawył tym głośniej i wyprowadził kolejne uderzenie, lecz te także ominęło swego celu . Ożywieniec wydawał się być nadzwyczaj szybki jak na swój dość znaczny rozmiar. Taled próbował przejść do kontrofensywy, jednakże w wąskiej przestrzeni między machinami do tortur i będąc jednocześnie nieustannie zasypywany ciosami, rycerz nie mógł skutecznie wyprowadzić ciosu. Tymczasem nacierający z drugiej flanki Khargar również nie miał zbyt wiele szczęścia. Chciał raz jeszcze ciąć ożywieńca, jednakże ten odrzucił go na bok kopniakiem. Dopiero Taledowi udało się przerwać pasmo porażek. Wyprowadzając kolejny cios, trafił stwora w pierś, wyraźnie go raniąc. Khargar wstał na równe nogi i skoczył do ataku, lecz ożywieniec wyczuł jego zamiary i w porę obrócił się, aby zablokować potężny cios. Bestia najwyraźniej szybko się uczyła i była w stanie dostosować swoją taktykę walki do starcia z dwoma przeciwnikami jednocześnie.

Ożywieniec tym razem skupił swoją uwagę na Khargarze, jednakże ten bez trudu uniknął nadlatujących łukiem szponów. Taled rzucił się na pomoc swojemu towarzyszowi, szaleńczo siekąc mieczem, jednakże każdy z tych ataków został zręcznie sparowany przez potwora. Khargar dostrzegając dla siebie okazję, wyprowadził potężne cięcie znad głowy, wkładając w nie resztki swoich sił i irytację, jaką odczuł w tej walce. Topór prześlizgnął się przez wystawione defensywnie ręce i zatopił się bezpośrednio w czaszce potwora , rozpoławiając ją w pół i zabijając go na miejscu.

Taled stanął nad trupem potwora lekko dysząc.
- Przeklęta bestia! Nie sądziłem, że we dwóch będziemy tak się z nią męczyć.- Podniósł wzrok na Khargara.
- Cały jesteś?- Zapytał wojownika.

- Zbierajmy się stąd i odnajdźmy resztę.- Zaproponował i zaczął rozglądać się za wyjściem.

Khargar wściekłe zadał jeszcze parę ciosów toporem, odrąbując ożywienieńcowi członki. Z takimi istotami nigdy nie było wiadomo czy naprawdę nie sczezły, nawet gdy na chwilę przestały się ruszać.

Następnie wziął głęboki oddech i obrócił się do Taleda:
-Gadasz jak gadasz ale walczysz naprawdę dobrze, rycerzu… trafiliśmy do jakiegoś popapranego gniazda nieumarłych, coś łatwo nas pojmały.. tak przeszukajmy to miejsce i znajdźmy jakieś wyjście.- Dodał sprawdzając czy sarkofag jest teraz pusty.

- Rację prawisz. Nie zgadzamy się ze sobą, ale walczyć to i ty potrafisz.- Uśmiechnął się lekko.
- To ruszajmy. Nie podoba mi się tu i mam nadzieję, że drugi raz zdążymy zasiekać to coś zanim zacznie piszczeć.

Nim jednak Khargar i Taled zdążyli ruszyć się z miejsca, drzwi prowadzące do pomieszczenia, w którym się znajdowały gwałtownie otworzyły się na oścież, trzaskając donośnie o ścianę. W przejściu przed nim stała ciemność korytarza.

Pantera opuściła łuk i strzałę widząc swoich nowych towarzyszy. Zaraz też rozproszyła niewidzialność.
- Wybaczcie. Nie wiedziałam kogo się spodziewać.

- Nasza kocica…- Mruknął Khargar, który stał z napiętymi mięśniami i toporem gotowym do rozprawienia się z czymkolwiek co miało przekroczyć drzwi.
- Jesteś z tej krainy, wiesz co tu się za cholerstwo zalęgło? Jacyś nieumarli, upiory… - Obrzucił Bast nieufnym spojrzeniem, nie znał jej prawie, kto wie czy czegoś nie knuła i nie zataiła informacji o nawiedzonej twierdzy?

- Pantera - Bast poprawiła Khagara - co dokładnie tu się czai nie wiem. Jeśli jednak wierzyć temu co zobaczyłam niedawno to to miejsce zostało przeklęte. Ta, przez którą zostaliśmy rozdzieleni, użyła potężnego magicznego kamienia. Tenże wyrwał dusze i przykuł je do tego miejsca.

Taled zdziwił się na słowa Bast.
- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy uwięzieni tu magicznie i ciąży na nas klątwa?- Opuścił broń lecz nadal czujnie się rozglądał.

- Tego nie wiem. Na tym miejscu ciąży klątwa. Może źle powiedziałam. Dawno temu została nałożona. - poprawiłą się samica.

- I czemu dopiero teraz nam o tym mówisz, Pantero?! - Warknął groźnie Khargar.

- Bo się dopiero o tym dowiedziałam - Bast uniosła dłoń w uspokajającym geście. - Rozumiem, że po rewelacjach od Auriel możecie być nieufni, ale przybyłam tu z wami z takimi samymi informacjami jak wy. Po prostu od kiedy się obudziłam zdążyłam dowiedzieć się co tutaj zaszło. A przynajmniej zakładam, że tak było. Nie do końca potrafię zaufać przedstawieniu odegranemu przez duchy, bo w takie sposób się dowiedziałam. Nie reagowały na moją obecność to pozwoliłam sobie obejrzeć co odgrywały. Mogę opowiedzieć po drodze, bo chyba nie zamierzamy tutaj czekać?

Taled pokiwał głową z niedowierzaniem.
- Lepiej chodźmy. Opowiesz nam po drodze co tu się dzieje. W sumie to już chyba nic nas nie zdziwi. Prawda Khargarze?- Zwrócił się z pustym uśmiechem do wojownika i wskazał drogę w którą mogli by dalej iść.

Bohaterowie ruszyli wąskim korytarzem, który, jak nie trudno było się domyśleć, znajdował się w podziemiach zamku. Po pewnym czasie natrafili na schody prowadzące na parter, a tam ruszyli kolejnym, lecz tym razem dobrze znajomym sobie korytarzem, który prowadził na pierwsze piętro. Wszystko jednak wydawało się o wiele dziwniejsze od tego, co dotychczas widzieli nim widmo rzuciło na nich swój urok. Różnice były subtelne, lecz jednak wyczuwalne - otoczenie utrzymane było w dziwnej kolorystyce, jakby pochodzącej ze snu. Spoglądali przez siebie jakby przez lekką mgłę lub filtr koloru bladoniebieskiego, przechodzącego w zieleń, a na zewnątrz zamku panowała noc z księżycem, który w tej krainie przecież nigdy nie gościł. Wszelkie próby otwarcia prowadzących na zewnątrz drzwi spełzły na niczym, a nawet szklane okna wydawały się być pancerne i niemożliwe do sforsowania jakimikolwiek metodami - nawet magiczny oręż nic by tu nie wskórał.

Nie mając wyboru, ruszyli dalej w poszukiwaniu reszty towarzyszy i w ten sposób trafili w stosunkowo krótkim czasie na ślady walki. Jeden z korytarzy spływał hektolitrami krwi, która sięgała po same kostki. Przed sobą mieli rozerwanego na strzępy żywiołaka ziemi, którego zwykł przywoływać Laran. Coś z niezwykłą siłą przepołowiło przywołańca i przerobiło go na gruz. Dalej zaś spostrzegli obrzydliwą, lecz na szczęście martwą już poczwarę, która przypominała olbrzymi mózg zakończony tysiącem macek. Truchło nosiło na sobie ślady miecza, najprawdopodobniej Auriel, bo nie były one podobne do wielkiej broni Kaedwynna.

Wszystko wskazywało na to, że coś potężnego zaatakowału tutaj ich towarzyszy, a ci musieli się ewakować. Cały korytarz spływał krwią, więc trudno było określić dokładnie, którą drogę wybrali, ale z całą pewnością biegli na przód. Tam znajdowały się tylko dwa możliwe przejścia - drzwi ulokowane w połowie korytarza, prowadziły na prawo, zaś kolejne były na samym jego końcu i prowadziły w lewo. Wszystkie przejścia były otwarte.

Taled zatrzymał się przy kałuży krwi.
- Niezłą jatkę tu mieli.- Zwrócił się do towarzyszy.
- Widać, że Auriel jest z Laranem. No chyba, że jedno po drugim przyszli tu.
Rycerz starał się omijać krew. Niestety jej było tak dużo, że stopy po kostki zanurzone były w cieczy.

- Prawe czy lewe?- Zapytał gdy stanęli przed wyborem drzwi. Dodatkową pomocą w wyborze właściwej drogi mógł być dudniący odgłos, który dobiegał z przejścia po lewej stronie. Jakby coś niezwykle ciężkiego oddalało się od nich.
- Słyszycie?- Szepnął Gryf do kompanów wskazując mieczem lewe drzwi.
- Idźmy za tym dźwiękiem. Skoro to nasza twierdza i tak trzeba będzie ją z tych ścierw wyczyścić.- Dodał i ruszył w pozycji bojowej do drzwi.

- Pozwólcie mi iść przodem. Zrobię zwiad - samica nie była przekonana aby ich towarzysze stawiali tak ciężkie kroki, ale warto było dowiedzieć się z czym mogą mieć do czynienia. Bast śmielej ruszyłą przed szereg zwalniając z każdym krokiem aby nie chlupotać. Mierził ją dotyk krwi na futrze i skórze. W takich ilościach była ona nieprzyjemna. Miała wciąż w pamięci dni swojego polowania kiedy krew zwierzyny spływała jej z pyska, lecz nigdy w takich ilościach. To była nienaturalne i niezdrowe.

Rycerz kiwnął głową towarzyszce przepuszczając ją.
- Miej czujność w sercu. - Rzucił Taled i gdy samica odeszła kilka kroków spojrzał na kompana.
- Ruszajmy.

Khargar rozglądał się wokół z mieszanką ponurej fascynacji i zgrozy. Miał wrażenie że byli uwięzieni w jakimś koszmarze...przynajmniej jego broń działała na zamieszkujące twierdzę stworzenia.
- Pozostali też tu walczyli, tak, możesz iść przodem Kocie, będziemy tuż za Tobą- nie miał nic przeciwko żeby ona szła przodem, byle ich tylko nie prowadziła w pułapkę…

Awanturnicy ruszyli więc ostrożnie przed siebie, posyłając czujną Bast przodem. Z każdym pokonanym metrem odgłosy ciężkich kroków, stawały się coraz wyraźniejsze, upewniając ich w przekonaniu, że obrali właściwy sobie kierunek. Pantera dotarła na koniec korytarza i skręciła przez drzwi po lewej stronie. Jeszcze przed wejściem do następnego pomieszczenia, Bast przezornie zajrzała do środka. Była to dosyć spora biblioteka z bardzo pokaźnym zbiorem ksiąg, spoczywających na zakurzonych regałach - za wyjątkiem jednego, który został niedawno przewrócony. Jednakże nie książki, ani nawet rozwieszone na ścianach malowidła z koszmaru nie przykuły tak bardzo wzroku Bast, jak masywna, humanoidalna istota z olbrzymią kosą, która w tamtej chwili zwrócona była do niej plecami i oddalała się w przeciwnym kierunku. Czymkolwiek to było, przypominało Żniwiarza, a właściwie to w jaki sposób ludzie na ogół wyobrażali sobie tego posłańca śmierci. Tylko, że istota ta nie była cherlawa, ani odziana w znoszone łachmany. Nawet nie miała głowy! Była to masywna, znacznie większa od człowieka maszyna, choć może nie było to właściwe określenie, albowiem nie wydawała żadnych mechanicznych dźwięków, ani nie sposób było dostrzec jakichkolwiek wystających przewodów czy kół zębatych. Lepszym określeniem była ożywiona zbroja, tylko pasująca bardziej do jakiegoś pół-olbrzyma niż człowieka, z naciągniętym na siebie postrzępionym, czarnym płótnem, jak u kata. Czymkolwiek to było, musiało być istną maszyną do zabijania, która przestraszyła Larana oraz Auriel…

Bast wyciągnęła rękę w ostrzegawczym geście do swoich towarzyszy. Nim zdecydowała czy należało umknąć przeciwnikowi chciała wypatrzeć czy też nie ma żadnych śladów po innych. Jeśli tędy przeszli powinni coś po sobie pozostawić.

Taled zatrzymał się po geście Pantery.
Znieruchomiał wpatrzony w kobietę czekając na więcej informacji. Słyszał kroki, lecz nie widział kto lub co je robi.

Bast cofnęła się do wojowników.
- Nie wiem co to za stwór, ale przypomina wasz koncept żniwiarza. Jest bardzo duży i ma kose. Wyglądem przypomina jakąś zbroję bez głowy. Póki co idzie w przeciwnym kierunku. Jeśli poczekamy będzie można za nim iść i zobaczyć dokąd idzie. - wyszeptała mając nadzieję, że jej tym nie zwróci uwagi istoty.

Rycerz popatrzył na Khargara ze zdziwieniem.
- Ta kraina nie przestanie chyba mnie zadziwiać.- Taled kiwnął głową na znak, że jest gotowy zaatakować intruza w ich twierdzy.
- I tak trzeba oczyścić to miejsce jak mamy tu rządzić.- Oznajmił próbując przekonać kompanów do walki.

Khargar rozglądał się dookoła niepewnie. Nie był osobą która unikała walki z groźnym przeciwnikiem, ale nie wiedział zbyt wiele o tym miejscu i zamieszkujących je maszkarach. Niedawno tylko cudem uniknął śmierci w walce z demonem pilnującym więzienia dżina.
-No tak, trzeba… - skinął głową Taledowi ponuro się szczerząc - pytanie czy nie połączyć sił z innymi, widzieliśmy ich ślady.

- To rozsądna decyzja. Przede wszystkim nie jestem pewna abyśmy w ogóle byli w naszej twierdzy. Nigdy w życiu nie widziałam tak słabego, białego słońca. Poszukam śladów i poprowadzę nas - samica zaczęła szukać czy ich towarzysze nie uciekli inną drogą przypadkiem i jak tylko znalazła jakikolwiek trop poprowadziłą wojaków. Mając na uwadze potwora.

Taled roześmiał się cicho.
- To nie słońce Bast.- Mówił z uśmiechem. - To księżyc.- Uśmiech znikał z jego twarzy i wrócił do spokoju jaki wcześniej od niego bił.
- Może macie rację.- Kiwnął głową i patrzył na Panterę, która przyglądała się śladom.
- Tylko pamiętajmy, że my najbardziej walczący jesteśmy. Jeśli ta poczwara teraz uderzy na samotnego Larana lub Rudiego to nie chcę myśleć czy przeżyje.- Dodał i już więcej nie podważał decyzji kompanów.

Bast ruszyła śladem Żniwiarza, a w pewnej odległości za nią szedł Taled i Khargar. Monstrualnych rozmiarów konstrukt powoli i nieporadnie zaczął wspinać się po schodach, kierując się wąskim przejściem w stronę drugiego piętra, kiedy nagle coś za nim przykuło jego uwagę. Idąc w półmroku, okryty ciężką zbroją rycerz niechcący potknął się o leżący na ziemi regał , czyniąc przy tym niemały raban. Żniwiarz odwrócił się na pięcie i zaczął szybkim krokiem schodzić w dół, tak iż Bast musiała odskoczyć od wąskiego przejścia, aby nie zostać przez niego staranowaną.

- Szykujcie się! - ryknęła pantera łapiąc równowagę. Skoczyła za potwora naciągając strzałę na łuk.

Taled odzyskał równowagę i warknął.
- Przeklęte podziemia.- Przybrał postawę bojową i ruszył na spotkanie dziwnego monstrum.

Khargar odskoczył, z toporem gotowym do zadania ciosu. Czas było znowu stawić czoła potwornemu przeciwnikowi, nie była to dla niego nowina.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 25-12-2017, 14:39   #85
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Laran bez słowa przyglądał się leżącym ciałom oraz oddalającemu się w ich stronę gnomowi, kiedy nagle spostrzegł, jak wiszące pod stropem cienie poruszyły się. Zaalarmowany, krzyknął w stronę Rudiego, na chwilę przed tym jak ogarnęły kapłana kompletne ciemności. Po chwili mag zrozumiał, że nie było to żadne zaklęcie, albowiem cienie miały szkaradne, najeżone kłami pyski oraz długie, wystawione do ataku szpony.
Na konstrukta magia nie działała, ale Laran miał nadzieję, że cienie będą mniej odporne...
- Może trzeba zniszczyć ten kamień? - powiedział, po czym zaczął się szykować do rzucenia kolejnego zaklęcia.
- Zdecydowanie tak! - odpowiedziała mu Auriel, stając kilka kroków przed magiem w pozycji bojowej. W smukłych i delikatnych, kobiecych dłoniach poprawiała uścisk rękojeści mieczy, patrząc na wyłaniające się z mroku zjawy. - Jeśli jedna z form zginie, to druga bez niej również. Wiem, że to co się dzieje tutaj to koszmar i pewnie jest nierealny, ale tutaj też możemy zginąć. Trzymaj się za mną Laran - Szamanka westchnęła potężnie szykując się do walki.
- Trzeba wrócić do ciał, to też może przerwać czar i pozwoli opuścić świat ducha - warknął głośno Wilk spowity w draperie i resztki posłania. Była najwyższa pora, rzucić się do ucieczki w ciało. Obawiał się jednak, że będzie musiał przedzierać przez cienie. Jego pazury były gotowe, mimo, że miał zamiar głównie unikać ciosów a jedynie tam gdzie to konieczne, rozszarpywać pazurami.
- Tamta forma może cię nie przyjąć, uznając za obcą. Ten artefakt to nie byle jaki kamyczek - wtrąciła szybko anielica.

Rudi szybko dobył miecza, kiedy tylko zauważył spadające na niego cieniste koszmary (51%). Ostrze przecięło powietrze oraz atakujące go istoty (3 obrażenia) i choć atak ten nie zrobił na przeciwniku większego wrażenia, to gnom ucieszył się widząc, że jego broń jest w stanie zranić oponentów.
Chwilę po tym wydarzeniu, u boku kapłana pojawiła się Auriel, która wślizgiem wdarła się między szeregi wrogów, tnąc i rąbiąc mieczem na wszystkie strony (1). Szamanka była w stanie usłyszeć bojowe okrzyki Kaedwynna oraz Wilka, którzy nadbiegali z przeciwnej strony, ale nie przykładała do tego większej uwagi, tak bardzo w tamtym momencie zajęta była rozrywaniem wrogów na strzępy (26 obrażeń - krytyczny cios). Rozpędzony do granic swych możliwości wilkołak wpadł z całym nadanym mu przez cztery kończyny impetem między przeciwników, kłami i pazurami rozrywając cienistą kurtynę przed sobą (54%), jednakże potwory zręcznie wymykały się jego ciosom.
Otoczony przez trzy cieniste stwory, Rudi musiał się sporo napracować, aby uniknąć ich wystawionych do ataku szponów. Udało mu się sparować atak pierwszego przeciwnika (17 vs 12), jednakże każdy kolejny cios pozostawiał płytkie rany na ramieniu gnoma (5 - 2 = 3 obrażenia oraz 2 - 4 = 0 obrażeń). Tymczasem otoczona przez cztery cienie Auriel miała trochę więcej szczęścia; atak pierwszego z nich przyjęła na defensywnie wystawionym ostrzu miecza i natychmiast odpowiedziała mu celną ripostą drugiego oręża (14 obrażeń), wysyłając go z powrotem w zaświaty, zaś resztę ciosów zgrabnie uniknęła z charakterystyczną dla siebie bojową gracją. Wilk zaś zupełnie nie przejmował się przeciwnikiem, nie musiał nawet się bronić, wiedząc, że przez jego niemalże pancerną skórę bestie nie zdołają się tak łatwo przebić. Swoimi ostrymi jak brzytwa pazurami, rozerwał na strzępy dwa kolejne stwory(11 oraz 10 obrażeń), które starały się oddzielić go od reszty awanturników.
Chwilę po tym wydarzeniu, do walki włączył się Kaedwynn wraz przywołanym przez Larana żywiołakiem ziemi. Ten pierwszy pokonał dwa cienie (18 oraz 14 obrażeń), które stanęły mu na drodze, zaś przywołaniec czarownika wpadł między Rudiego, a otaczających go wrogów i jednym potężnym ciosem powalił jednego z nich (13 obrażeń), na siebie przyjmując ciosy pozostałych (0 obrażeń).

W ciągu następnych kilkunastu sekund z rąk dzielnych awanturników padły kolejne cienie, aż w końcu po wrogach zostało nic więcej jak unoszące się w powietrzu czarne opary, które z każdą chwilą przerzedzały się, aż w końcu zniknęły raz na zawsze.




Zwycięstwo przyszło szybko i na szczęście obyło się bez poważniejszych ran. Bohaterowie nie mogli jednak długo go świętować, ani nawet tak naprawdę nie zdążyli się przywitać z wcześniej rozdzielonymi od nich towarzyszami broni, kiedy za sobą, w bibliotece, w której byli dosłownie kilka chwil temu, rozbrzmiały odgłosy krwawej walki…
- Co tam się dzieje? - mruknął Laran, świadom tego, że żywiołak wysłany przeciwko konstruktowi z kosą od jakiegoś czasu nie istnieje. - Ktoś się dobrał żniwiarzowi do skóry... Idziemy wspomóc tego kogoś, czy rozprawimy się z tym kamieniem, który, jak mi się zdaje, stoi za naszymi problemami?- To na pewno pozostali! - odezwał się Kaedwynn, wciąż ciężko dysząc po ostatniej walce. - Może powinniśmy się rozdzielić? Rudi spróbowałby cokolwiek uczynić z tym kamieniem, a reszta rozprawi się z tym żniwiarzem - mówiąc to wojownik spoglądał na Larana. Zastanawiało go, dlaczego nie rozprawiono się z tym zagrożeniem już wcześniej, ale nie pomyślał, aby o to ich zapytać.
- Jeśli to nasi, to mogą mieć kłopoty. Żniwiarz to taka jakby ożywiona zbroja, bez głowy, za to z pokaźnych rozmiarów kosą - wyjaśnił Laran. - Z żywiołakiem sobie poradził po kilku minutach, a na magię jest odporny. - Spróbuję dotrzeć najpierw do ciała - warknął.druid nabierając rozpędu. Gdyby ciało go nie przyjęło, mógł zawsze przegonić swoich w drodze do biblioteki, mimo nakładanej drogi.
Niestety, dotknięcie czy nawet potrząśnięcie żadnego z ciał nie umożliwiało jego obudzenia. Prawdę mówiąc; ciała awanturników wydawały się być eteryczne - niemożliwe w żaden sposób do pochwycenia. To samo tyczyło się kryształu, jednakże otaczająca go aura, która obejmowała pomieszczenie kloszem magicznej mocy była już wyczuwalna przez wrażliwe na magię istoty.
- Jako że na żniwiarza moja magia nie działa, to spróbuję zobaczyć, czy coś da się zrobić z tym kamieniem - powiedział Laran. - A nuż uda się nam, z Rudim, coś wymyślić. - Chodźmy więc - powiedział Rudi kierując swój wzrok na Larana, a później na kryształ.
Podchodząc do kryształu najpierw przyjrzał mu się uważnie, czy nie ma z wierzchu żadnych pęknięć. Spojrzał pytająco na Larana
- Widziałeś już tego typu kryształ? - po czym odwrócił się z powrotem do badanego obiektu i rzucił nań wykrycie magii.

 
Kerm jest offline  
Stary 29-12-2017, 20:54   #86
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Twierdza Hutaatep, Wschodnie rubieża Nithii
Południe, Klimat Pustynny

Wśród wielu przeciwników, jacy stanęli na drodze awanturnikom, niewielu było równie przerażających co Żniwiarz. Ten stalowy kolos, swym rozmiarem przewyższał największego spośród ludzi, a siłą nie miał sobie równych. Nie był jednak robotem, czy inną machiną, choć na pozór takową przypominał. Nie miał bowiem kół zębatych, ani widocznych przewodów. Nie wydawał też żadnych dźwięków, ale z całą pewnością był maszyną stworzoną do zabijania. W rzeczywistości był to niespokojny duch, tak bardzo zazdroszczący śmiertelnikom daru życia, iż poprzysiągł całe swe nienawistne istnienie poświęcić jego odbieraniu. Przybrał więc postać nierozerwalnie kojarzoną ze śmiercią - stał się ponurym żniwiarzem, lecz takim ze stali; ożywioną zbroją z olbrzymią kosą, zdolną przeciąć szereg mężów jednym dostatecznie silnym cięciem.
Stając naprzeciw wypaczonej istoty, awanturnicy wiedzieli, że nie zdołają przed nią uciec. Byli uwięzieni w twierdzy jak z koszmaru, z którego nie dało się wybudzić. Musieli więc walczyć do samego końca; liczyć na łut szczęścia i spróbować pokonać potężnego przeciwnika, albo zginąć próbując. Sygnałem do rozpoczęcia starcia była wystrzelona z łuku Bast strzała, która przefrunęła ze świstem przez całą długość podupadłej biblioteki i trafiła Żniwiarza, odbijając się z głuchym brzdękiem od jego twardego niczym granit pancerza. Jedno uderzenie serca później w jego stronę ruszył Kaedwynn, a tuż za nim podążała Auriel z dwoma mieczami błyszczącymi w delikatnych dłoniach. Khargar, który od początku starcia znajdował się najbliżej przeciwnika, dotarł do niego jako pierwszy, wyprowadzając potężny cios znad głowy, który łukiem zbliżył się w stronę biodra Żniwiarza i mimo niesamowitej siły włożonej w ten manewr, zostawił po sobie jedynie drobną rysę. Na naznaczonej wieloma szramami twarzy wojownika malowało się niemałe zaskoczenie, kiedy spostrzegł, że nawet magiczne ostrze jego topora nie było w stanie skutecznie przebić potężnej zbroi przeciwnika. Khargar szybko zrozumiał, że tkwiące w broni zaklęcie uchroniło ją przed niechybnym zniszczeniem.
- Jeśli nie macie zaklętego oręża, nawet nie podchodźcie! - Rzucił do pozostałych, w chwili kiedy ze schodów zbiegł przeistoczony w wilkołaka druid. Trzy susy później, Wilk znalazł się przy Żniwiarzu, jednakże to nie on pierwszy wyprowadził swój cios, albowiem wyprzedził go w tym Kaedwynn, który atakując z wyskoku próbował zatopić ostrze dwuręcznego miecza w grzbiecie stalowego potwora, jednakże klinga gwałtownie ześlizgnęła się po twardym jak kamień pancerzu, zaś Kaedwynn musiał wycofać się o kilka kroków wstecz, aby złapać równowagę i nie upaść po odbiciu się od pleców przeciwnika. W chwili kiedy wilkołak wskoczył na grzbiet Żniwiarza i zaczął szarpać go swoimi szponami, stojący tuż obok Khargara rycerz Taled wyprowadził proste pchnięcie przed siebie, jednakże te również rychle odbiło się od twardej powłoki nieprzyjaciela. Żniwiarz w tym samym momencie odpowiedział szerokim cięciem kosy, celując w znajdujących się przed nim dwóch wojowników. Taled w ostatniej chwili przyjął ten zaskakująco szybki cios na tarczy, która niemalże poszła w drzazgi od siły uderzenia, zaś Khargar musiał odskoczyć do tyłu, aby uniknąć rozczłonkowania, by chwilę później odpowiedzieć kontratakiem, lecz tym razem jego cięcie kompletnie ominęło zdumiewająco żwawo poruszającego się, jak na swój rozmiar, przeciwnika.

Tymczasem zupełnie niekłopotany Wilk zaczął systematycznie rozrywać grube blachy za pomocą ostrych jak brzytwy pazurów oraz nadludzkiej siły, która pozwalała mu wyginać nawet najgrubszą stal. Na grzbiecie górującego ponad awanturnikami Żniwiarza, zaczął pojawiać się coraz wyraźniejszy otwór, przez który dało się ujrzeć kotłującą się wewnątrz zbroi duszę przeklętej istoty. Wilkołak głośno zawył i wsadził tam rękę, próbując ją pochwycić, czy w jakikolwiek sposób zranić, jednakże widmo za każdym razem wymykało się pazurom druida.
Wyczuwając zagrożenie, Żniwiarz próbował zrzucić z siebie upierdliwego przeciwnika swym masywnym ramieniem. Ten moment nieuwagi wykorzystali pozostali awanturnicy, którzy mieli teraz okazję na zadanie precyzyjnych i niezwykle silnych ciosów. Auriel znalazła lukę w miejscu, gdzie u przeciętnego człowieka znajduje się staw kolanowy. Wepchnęła tam ostrze swego miecza, zmuszając olbrzymiego przeciwnika do gwałtownego klęknięcia przed nacierającymi z każdej strony wojownikami. Khargar, Kaedwynn oraz Taled raz po razie uderzali w Żniwiarza jakby ich bronie były kilofami, a on kawałkiem wyjątkowo opornej skały. Mimo to dzielnie znosił ich ciosy, choć zbroja była powyginana i dziurawa w wielu miejscach. I to właśnie w tym momencie Żniwiarz postanowił wolną ręką, która nie trzymała kosy, wyprowadzić cios na odlew, który rzucił Taledem i Khargarem o przeciwległą ścianę, pozbawiając ich tchu oraz przytomności. Kolos raz jeszcze zaczął przejmować inicjatywę, powstał z nóg i ruszył w stronę rannych wojowników, aby zakończyć swoje dzieło, kiedy niespodziewanie zwalił się na ziemię i zamarł w bezruchu. Triumfalnie stojący na grzbiecie Żniwiarza wilkołak dopadł wreszcie kryjące się w jego wnętrzu widmo i ostatecznie je zgładził…


Po stoczonej walce ze Żniwiarzem, awanturnicy zajęli się opatrywaniem rannych towarzyszy, chwilę przy tym rozmawiając o przygodach, które spotkały ich w trakcie zwiedzania nawiedzonej twierdzy. Bast opowiedziała im historię tego miejsca i jak czarodziejka, którą spotkali przy krysztale, w panice doprowadziła do upadku Hutaatep poprzez aktywację enigmatycznego artefaktu. Samo wspomnienie bladoniebieskiego kamienia przypomniało wszystkim o Laranie oraz Rudim, których zadaniem było przebudzenie uwięzionych awanturników z tego koszmaru. Rychle więc doprowadzili Taleda i Khargara do stanu używalności, po czym ruszyli na górę, do komnaty, gdzie na piedestale znajdował się kryształ.
Tym razem jednak pomieszczenie wyglądało nieco inaczej niż je zapamiętali. Panował tam dziwny półmrok, a nisko, tuż ponad podłogą, unosiła się gęsta jak mleko mgła. To wtedy właśnie ujrzeli spętanych wijącymi się niczym węże łańcuchami towarzyszy. Rudi i Laran szamotali się w przerażeniu, obserwując jak z sufitu zstępuje odziany w czarne szaty byt, którego widmowe skrzydła, na wzór anielskich, rozpościerały się szeroko, unosząc go niczym ducha. Auriel ugięły się nogi na widok zbliżającej się do kryształu istoty. Rozpoznała go od razu.
- Malthael… - Zdołała wykrztusić z siebie, a towarzyszący jej awanturnicy po raz pierwszy wyczuli w jej głosie strach, czy też bezradność, tak jakby opuściłą ją cała nadzieja, którą jak dotąd tryskała.
- Auriel - Oparł grobowym głosem przeistoczony w aspekt śmierci Malthael, przechylając głowę na bok jakby próbował się jej przyjrzeć z innego kąta. - Los nasz na zawsze spętany. Bez ciebie całe wieki mogłoby zająć mi odnalezienie tego kamienia. Dziękuję ci za to, najdroższa… - Po tych słowach w jego dłoniach pojawiły się dwa sierpy, których szerokie ostrza pokryte były dziwną, przypominającą hieroglify symboliką. Jednym gwałtownym ruchem przeciął on wykonane z brązu mocowania, które podtrzymywały kryształ, a następnie posłał wyrastające z wnętrza jego szat łańcuchy, aby go pochwycić.
- Twoje niedoczekanie, demonie! - Krzyknął Kaedwynn, poprawiając chwyt na rękojeści dwuręcznego miecza. Następnie ruszył przed siebie, szarżując na Malthaela w ślepym szale, jednakże w tym samym czasie pochwyciły go wystrzelone do przodu łańcuchy, a następnie, skrępowanego już, uniosły wysoko pod sufit.
- Zapłacisz za to! Za wszystkie krzywdy, które wyrządziłeś Blackmoor! Auriel ciebie powstrzyma! - Wykrzykiwał wojownik, szamocząc się z niezniszczalnymi okowami.
- Nikt nie powstrzyma śmierci… - odparł Malthael grobowym głosem. Delikatnym, jakby od niechcenia, ruchem dłoni przywołał falę ciemności, która w jednej chwili ogarnęła pomieszczenie, wydzierając dusze z coraz chłodniejszych ciał awanturników. W mgnieniu oka potężna energia zaczęła wszystkich postarzać, przypominając im jak bardzo kruchy jest żywot śmiertelnika. Wszystko wskazywało na to, że niebawem bohaterowie dołączą do grona zebranych przez Malthaela dusz, kiedy nagle rozbłysło światło jasnej energii. Na ułamek sekundy przed utratą przytomności, wszyscy dostrzegli stojącą w blasku anielskiej chwały Auriel. Był to ostatni obraz jaki zapamiętali. Później była już tylko ciemność, która wydawała się trwać w nieskończoność…
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 29-12-2017 o 21:03.
Warlock jest offline  
Stary 01-01-2018, 15:57   #87
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

We śnie się spotkamy i we śnie pożegnamy
Auriel & Malthael

Dla Anielicy świat nie uległ zmianie. Wciąż tkwiła w komnacie, w której Malthael próbował skraść duszę poległych we śnie wojowników. Kobieta ochroniła ich. Auriel była zaskoczona blaskiem jaki otoczył jej kruche ciało. Nie sądziła, że łaska bogów wróci do niej tak szybko, a jeszcze nawet nie zdążyła sprzeciwić się Malthaelowi. Spojrzała na niego zza blond grzywki, która opadła jej na czoło. Cały wygląd anielicy uległ zmianom. Kruczoczarne do tej pory włosy stały się jasne i błyszczące, zaś ciemne jak węgiel oczy zajaśniały wyraźnym błękitem. Spojrzała na Archanioła Śmierci, kiedy dzieliło ich zaledwie parę metrów.
- Przestań to robić! Przecież nie byłeś taki, po co ci to wszystko? Po co roztaczasz wokół siebie tyle zła i nienawiści? - nie wiedziała po co skierowała do niego te pytania, ale zrobiła to. Białe jak śnieg skrzydła rozpostarły się wokół jej osoby.

Malthael unosił się parę stóp ponad ziemią, będąc przy tym praktycznie nieruchomy. Wyglądał na niewzruszonego pokazem mocy Auriel, ale mimo to w jego pozagrobowym głosie dało się słyszeć nutkę podziwu.
- Piękna jak niegdyś… Widzisz teraz co rada nam uczyniła? Wygnała nas obu, ponieważ przestaliśmy się słuchać czyichś rozkazów i wzięliśmy nasz los w swoje ręce. Poświęciłem całe tysiąclecia walcząc z piekielnymi legionami w wiecznym konflikcie, którego nie ma końca. Zrozumiałem, że nie pokonam odwiecznego wroga, jeśli nie zniszczę źródła grzechu, z którego czerpie on swoją moc - powiedział Malthael, mając na myśli ludzi i wszelkie śmiertelne rasy, których grzeszne życie było karmą dla demonów.
- Wybrałem mniejsze zło, aby pokonać przeciwnika jego własną bronią. Dołącz do mnie, Auriel, a zaprowadzimy ład w całym Stworzeniu.

- Oszalałeś!
- uniosła się kobieta, w emocjach jak i nad ziemią. - Nigdy nie dołączę do Thantosa i jego poronionej wizji światów. - Auriel zmarszczyła nos, a jej twarz złagodniała, ukazując anielskie dobro. Patrzyła chwilę na Archanioła jakby tęskniła za jego obliczem.
- Wróć do nas, Malthaelu - anielica wyciągnęła otwartą dłoń w jego kierunku - Wróć do mnie. Wiem, że nie jesteś taki. Brakuje mi ciebie i twojej mądrości - kobieta wyraźnie posmutniała, jednak wciąż trzymała dłoń wyciągniętą w jego kierunku, jakby licząc na to, że ten ma w sobie wciąż gamę uczuć i emocji.
- Wiem jacy są ludzie, ale gdyby nie oni i ich grzechy, nie byłoby też nas. Gdyby nie było tego wszystkiego, nie bylibyśmy potrzebni. Moja nadzieja, twoja mądrość, na co to wszystko, gdy nie ma przeciw czemu toczyć boju? Nie słuchaj Thantosa, proszę cię… Tęsknimy za tobą… Ja tęsknię.

- Thantos to tylko narzędzie - odparł archanioł śmierci, wyraźnie rozgniewany słowami Auriel. - Myśli, że ma nade mną kontrolę, ale jest w błędzie. To tylko chwilowy sojusz, zawarty z potrzeby. Później i jego pokonam, ale najpierw zdobędę resztę kryształów. Mam już kamień dusz, teraz dzięki Tobie wpadł w moje ręce kamień snów, zaś pozostała trójka to tylko kwestia czasu - spod kaptura nie dało się dostrzec jego twarzy, być może w swej wypaczonej postaci nie miał żadnej, ale w jego głosie dało się usłyszeć całkowitą pewność swoich przekonań. Malthael oszalał, o czym dobrze wiedziała Auriel i żadne z jej słów nie przemawiało do jego na wskroś przesiąkniętej złem duszy. Obserwując go w takiej postaci czuła ból widząc kim się stał i obwiniając się, słusznie bądź też nie, że sama do tego doprowadziła.
- To ty jesteś jego narzędziem, wycofaj się! - próby Auriel zdradzały jej przywiązanie.

- Zbyt długo spędziłaś czas ze śmiertelnymi i stałaś się równie miękka jak oni. Ta kraina kieruje się innymi prawami; zdobyłaś się na to, by wyzwolić swe anielskie moce, ale wśród śmiertelnych na zawsze pozostaniesz jedną z nich. Niczym więcej… Czyż nie tęsknisz za dawną potęgą i chwałą? Jeśli dołączysz do mnie, to wspólnie obalimy Thantosa i wyplenimy ten świat z zarazy jaką stała się ludzkość. Jeśli zostaniesz z nimi, umrzesz tak jak i oni, mimo że czas nie ma już nad Tobą władzy… Wybór należy do Ciebie. Przybyłem tu po ten kryształ i wrócę do Planu Żywiołów z Tobą lub bez Ciebie - powiedział, wymownie celując sierpem w stronę anielicy.

- Przypomnij sobie kim naprawdę byłeś, kim ‘my’ byliśmy. Nie pozwól by zło pochłonęło cię do reszty. Chcę być z tobą, iść z tobą… ale nie chcę tej ścieżki. Obrałeś złą drogę, Thantos cię skrzywdzi! Przestaniesz istnieć i trafisz w pustkę, bo tam lądujemy po ostatecznej klęsce. Przestaniesz istnieć, Malthaelu, nie rób mi tego. - Auriel miała nadzieję, że choć część z jej słów trafia do mężczyzny, choć miała wrażenie, że Archanioł jest tylko powłoką, bytem bez cienia uczuć i emocji, chodzącą pustką próbującą dosięgnąć celu. Ściągnęła brwi w zastanowieniu. Zabrała rękę, ale w zamian tego, dała krok w jego stronę.
- Jeśli chciałabym pójść z tobą… To gdzie byśmy byli? Z Thantosem, u jego boku? Nawet jeśli to twoje narzędzie, ja go nie chcę widzieć. - spróbowała zagrać w inną nutę pomału rozumiejąc, że do Malthaela nie trafi żaden argument.

- To my jesteśmy narzędziami, dziećmi bogów, tak jak oni niegdyś byli dziećmi tytanów i im służyli - odparł lodowatym głosem Malthael.
- Bogowie jednak obrócili się przeciwko tytanom, strącili ich do tartaru i sami przejęli władzę nad światem, kreując go na własny obraz. Mieli dość bycia narzędziami w czyiś rękach, tak jak ja mam dość wykonywania rozkazów w niekończącym się cyklu istnienia. Na nic taki los, kiedy nie ma się wolnej woli, jaką chociażby posiadają istoty, z którymi przebywasz. Widzisz, Auriel… - Malthael zbliżył się do anielicy na odległość ledwie kilku ludzkich kroków. - Nie pragnę jedynie zniszczenia demonów, ale także strącenia wszystkich bogów i odebrania im władzy nad tym światem. To oni stworzyli ludzi, demony i grzechy tego świata, oni są sprawcami wszystkich wielkich konfliktów, a kiedy wreszcie znikną wszystkie ich twory, co mi się uda dokonać dzięki Kamieniom Tytanów, to też oni przestaną istnieć, a wtedy wreszcie zapanuje harmonia i ład we wszechświecie.

- Gdzie więc byśmy byli, jeśli nie tu, gdzie jesteśmy? I od kiedy kamienie mają taką moc, byś samodzielnie mógł pokonać wszystkich bogów? No i niby kto wtedy rządziłby wszechświatem? Ty?
- Auriel nie odsunęła się, patrząc w pustkę spod jego kaptura. Nie wydawało się, że miałaby się go bać. Wiedziała, że zostali tutaj już tylko sami, a czy uda jej się wyrwać z tego snu czy nie… Póki co nie robiło jej to większego znaczenia.
- My. Jeśli do mnie dołączysz. Prędzej czy później to uczynisz, jestem tego pewny - odparł niewzruszenie Malthael. - Zaś co do bogów… Swą moc czerpią od wyznawców, do pewnego stopnia. Im więcej ludzi się ich boi, im więcej ludzi składa im każdego dnia modlitwy, tym większą potęgą się otaczają. Pozbywając się grzeszników, osłabie ich, a jeśli to nie zadziała… - Malthael odwrócił głowę w bok, jakby chciał spojrzeć gdzieś daleko.
- Jeśli wciąż będą dla mnie zbyt potężni, to uwolnię tytanów z ich więzienia. Obalimy bogów, a moje poświęcenie Władcy Stworzenia na pewno docenią i nagrodzą.

- Czym będziesz rządził, kochany, jeśli wszystko zniszczysz?
- spytała czule anielica, nie odrywając od niego błękitu swych oczu.
Malthael nie odpowiedział na to pytanie. Przez chwilę stał nieruchomo spoglądając na nią spod nieprzeniknionej czerni, która kryła się pod kapturem, po czym odsunął się od niej i wzniósł się w powietrze na wysokość kilku łokci.
- Zdobyłem to, po co tu przybyłem. To co robię jest słuszne i ty też to w końcu pojmiesz… - Były to jego pożegnalne słowa, bowiem chwilę później pochłonęła go szara mgła i wraz z nią Malthael rozpłynął się, pozostawiając anielicę samą sobie. To właśnie wtedy Auriel spostrzegła, że jej towarzyszy już nie ma wokół niej. Nie było po nich żadnego śladu. Nawet ciała, które wcześniej leżały na podłodze komnaty, zniknęły. Było tylko te należące do niej. Obserwując je, dostrzegła na swej porcelanowej twarzy dwie niewielkie łzy, które spłynęły w dół, zostawiając po sobie mokry ślad.
- Przebudź się, błagam… Auriel… - Dobiegł jej uszu znajomy głos, pochodzący jakby z pustki.
Ściany komnaty zniknęły, pozostała po nich jedynie bezkresna czerń, którą nie sposób było przeniknąć wzrokiem. Nie było już piedestału, ani żadnej innej rzeczy w zasięgu wzroku. Jedynie mrok oraz jej własne ciało, które wydawało się emanować delikatnym, ciepłym, kojącym oczy światłem. Wykreowany przez kryształ świat zaczął sypać się jak domek z kart, więc nie zostało jej już nic więcej jak podejść do własnego ciała i przebudzić się z tego koszmaru... Co okazało się nie być taką prostą sprawą.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 03-01-2018, 01:03   #88
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca Wspólna


Kiedy wreszcie awanturnicy otworzyli oczy i zaczęli powoli podnosić się na nogi, spostrzegli ku własnej uldze, że na powrót znajdują się w krainie żywych. Na zewnątrz świeciło znane im słońce, dało się usłyszeć wesoły śpiew ptaków dochodzący gdzieś z dziedzińca, a w zamku zapanowała błoga cisza. Nie dało się już wyczuć obecności złowrogich sił, klątwa najwyraźniej została zdjęta, a po Malthaelu i tajemniczym kamieniu ślad zaginął. Jedyną osobą, która wciąż pogrążona była we śnie była Auriel i pomimo nawet dość brutalnych prób przebudzenia jej, dziewczyna nie otworzyła oczu, ni dała jakikolwiek znak samoświadomości.
- Coś jest nie tak - powiedział Kaedwynn, potrząsając nieprzytomną dziewczyną. Po jego urywającym się głosie można było wzywnioskować, że obawia się najgorszego. - Czyżby wciąż była tam uwięziona? Z tym… Malthaelem? - Imię anioła śmierci wypowiedział z niekrytym obrzydzeniem.
- Przeklęty! - Warknął w swej bezradności. - Zabrał kryształ i naszą Auriel!
Pomimo czarnych przewidywań, Kaedwynn tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia co się stało z kryształem i nieprzytomną towarzyszką. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętał był widok otoczonej oślepiającym blaskiem Auriel, która jednym ruchem delikatnych dłoni odegnała od nich wysysające życie ciemności. Zastanawiał się, czy kobieta przypadkiem wciąż toczy walkę ze swym małżonkiem w krainie, nad którą ten starał się zawładnąć. Jeśli czarny kryształ pozwolił mu sprawować władzę nad śmiercią, to bladoniebieski musiał być związany ze snem lub koszmarem. Wszystko tam bowiem było wypaczone i surrealistyczne, pomimo pewnych powiązań z rzeczywistością.

Bast zmarszczyła nos. Jej też się nie podobała ta sytuacja.
- Jeśli rozwiązania nie znajdziemy tutaj, trzeba go poszukać gdzie indziej w tej fortecy. Jeśli ciąży nad nią teraz czar być może będę potrafiła jej pomóc teraz. - Bast przyklękła nad anielicą. Wyciągnęła swoją szczupłą i długą dłoń nad ciało leżącej i zaczęła sprawdzać czy wyczuje magię, która mogłaby wiązać Auriel w krainie snów. Zamierzała ją rozproszyć jeśli tylko ją odnajdzie, jednakże żadnej aury, czy jakiegokolwiek śladu magii nie wyczuła. Być może Auriel padła z wyczerpania, kiedy zużyła resztki swej mocy, aby uchronić przyjaciół, a może rzucony został na nią o wiele potężniejszy urok, którego nie sposób było przegnać nie znając jego źródła.

Khargar wpatrywał się w Auriel oszołomionym spojrzeniem. Uważał wcześniej dziewczynę za wariatkę, ale naprawdę wyglądało na to że była anielicą o wielkiej mocy. I jej moc… z tego co rozumiał właśnie ich ocaliła. Pokręcił głową i zacisnął pięść w determinacji:
- Nie mam pojęcia o tym co się na wszystkie diabły z nią dzieje! Idę sprawdzić czy nasza twierdza jest pusta, ktoś idzie ze mną?!

Taled siedział na kamieniu i wpatrywał się w Auriel i towarzyszy. Podniósł swoją tarczę sprawdzając czy to co pamiętał to było na jawie czy snem.
Nie zastanawiał się długo gdyż Khargar rzucił propozycję.
- Nie wiem co tu się stało. Nie rozumiem tego chorego świata. Nie wiem czy to co nas spotkało było jawą czy snem. - Mówił spokojnie. - Idę z Khargarem.- odpowiedział na propozycję i wziął swój rynsztunek. - Czuwajcie nad nią a my się rozejrzymy.

Kaedwynn obrzucił odchodzących towarzyszy krytycznym spojrzeniem.
Jakby to miało w czymkolwiek pomóc, pomyślał odprowadzając wzrokiem Taleda i Khargara, po czym jeszcze mocniej objął spoczywającą w jego ramionach Auriel.
- Czarowniku - Kaedwynn zwrócił się do Larana. - Będziesz w stanie jakoś jej pomóc? Nie wiem… Przewertować stare księgi z zaklęciami, użyć swojej magii czy w jakikolwiek inny sposób wybudzić ją z tego koszmaru? Podejmiesz się tego? - Było to pytanie, które w ustach zdesperowanego mężczyzny brzmiało niczym rozkaz.
- Jeśli się przeciążyła i zużyła całą moc, to po prostu śpi wyczerpana. - Wilk podszedł do anielicy i sprawdził ją tak, jak sprawdziłby każdego innego adepta. - Jeśli mam rację, obudzi się za miarkę świecy, może trzy. Potem możemy się martwić. - Powiedział spokojnie Wilk.
Jeśli zużyła całą moc, to może się nie obudzić, pomyślał Laran, nie wypowiadając jednak tej myśli na głos.

- Trzeba by przeszukać całą bibliotekę. Ale i tak niewiele innego można zdziałać, nie wiedząc dokładnie, kto, co, jak i dlaczego to zrobił. - Bast mruknęła z niezadowoleniem pod nosem.
- Kaedwynnie przeszukanie twierdzy może o tyle pomóc, że możemy znaleźć jakąś podpowiedź. Niestety póki co jej stan wybiega poza moje umiejętności. Kamień zniknął. Nie ma już tej łuny. Czymkolwiek była ta istota miała wpływ nie tylko na nasze umysły, ale i rzeczywistość. - Samica nie mogła za wiele zrobić więc dołączyła do przeszukujących.
- To zdaje się był jej mąż. Ta dziewczyna lubi kłopoty. A skoro to był Malthael, to i Bóg śmierci się gdzieś tu wmieszał. - Warknął druid. Ciągle był rozstrojony po wizji księżyca.
- Albo to kłopoty lubią ją - odparł Laran. - A co do mężczyzn to ma pewnie pecha, skoro takiego męża sobie wybrała.
- Czasami chciałabym znów być tylko panterą. Ludzie i im podobni mają bardzo dużo problemów - poprzez “im podobni” Bast miała na myśli większość istot dwunożnych. Anioły też się w to wliczały, możliwe że bogowie też. - Ale to niemożliwe, więc pomóżmy Auriel jak ona nam pomogła.
- Zobaczmy więc, co ciekawego kryje biblioteka - zaproponował Laran. - Może Taled i Khargar coś znajdą, a może w opasłych księgach trafimy na rozwiązanie tego problemu.

Rudiemu cała ta sprawa z Malthaelem się nie podobała. Skoro przybył tu w poszukiwaniu kryształu istniało prawdopodobieństwo, że gdzieś w tej nieznanej dla nich krainie znajdują się podobne tego typu kryształy.
- Biblioteka jest ciekawa - odezwał się do Larana - chętnie ją zbadam - po czym wstał i najpierw ruszył w stronę Auriel. Nachylił się nad jej głową po czym próbował pomodlić się jak umiał o przywrócenie jej do świata żywych. Jeśli modlitwy nie pomogą, mógł spróbować rytuału wskrzeszenia, nie wiedział jednak czy zadziała on na anielskie istoty. Spędziwszy nad Auriel dłuższą chwilę wstał i wyszedł, rzucając - w bibliotece mnie szukajcie. Może uda mi się czegoś dowiedzieć.
- Kaedwynie, jeśli z nią zostaniesz, sprawdzę resztę najbliższych pomieszczeń. Mogą być tu inne nieprzyjemne niespodzianki. - Mruknął nieco niechętnie druid.
Kaedwynn skinął głową na słowa Wilka.
- Zaniosę ją do pomieszczenia, w którym się przebudziliśmy, druidzie. Tam nas szukajcie - muskularny wojownik przerzucił nieprzytomną kobietę przez ramię. Była tak drobna, że wydawała się lekka niczym puch, a jednak w walce dorównywała zawziętością najlepszym zbrojnym jakich znał.
- A i tego… - przed odejściem zwrócił się jeszcze do zmiennokształtnego. - Ten numer z zaklęciem podczas fazy księżyca był dobrym rozwiązaniem. Nie wyszedłbym cało w walce z dwoma przeciwnikami, więc chyba uratowałeś mi życie. Dziękuję… - po tych słowach ruszył na górę.
- Nie ma za co, trzeba wiedzieć, kiedy się kontrolować. - Rzucił Wilk ruszając by zbadać korytarze i pomieszczenia.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 03-01-2018, 04:09   #89
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Bast, Laran i Rudi opuścili komnatę z podestem, gdzie do niedawna znajdował się Kamień Snów, po czym zeszli krętymi schodami na dół do biblioteki, która choć była mocno zakurzona i nosiła ślady długotrwałego zaniedbania, to w niczym nie przypominał na wpół zrujnowanej sali z koszmaru, jaką widzieli błądzący w snach awanturnicy. Rozwieszone na ścianach portrety i obrazy nie przedstawiały groteskowych postaci, a jedynie dawnych władców Hutaatep. Bohaterowie ujrzeli więc wielkiego, przypominającego barbarzyńcę z północy wojownika, o którym opowiadała Bast, a także pół tuzina innych postaci, w tym ostatniego władcę twierdzy, który nawet wyglądał na mało kompetentnego człowieka. Awanturnicy zastanawiali się czy było między nim, a pierwszym władcą jakiekolwiek pokrewieństwo, albowiem różnic między nimi było tyle, co między psem a kotem.

W przeciwieństwie do biblioteki ze snów, wszystkie regały były tu uporządkowane, księgi nie straszyły nietypowymi okładkami, a po otwarciu ich nie wydawały z siebie żadnych przeraźliwych odgłosów. Wertując zgromadzone tu stosy ksiąg, w czym przydatna okazała się być Bast, bowiem nie wszystkie były spisane we Wspólnym, awanturnicy natknęli się na dobrze ukrytą, małą, wręcz podręczną książeczkę opatrzoną skórzaną i pogniecioną okładką. Znalazł ją Rudi i jako pierwszy ją otworzył, ale nie był w stanie jej rozszyfrować, ponieważ zdobiły ją same hieroglify. Nie mniej uznał to za warte uwagi znalezisko, dlatego przekazał ją Bast, która stwierdziła, że musi być to jakiś pieczołowicie wykonany notatnik należący do czarodziejki, którą ujrzała we śnie. Dobre kilka godzin zajęło jej przeczytanie wszystkich zapisanych tam informacji, ale dzięki temu pantera trochę lepiej poznała historię kryształu. Dowiedziała się, że Kamień Snów jest jednym z pięciu potężnych artefaktów, które stworzyli u zarania dziejów tytani i stąd czerpały swą prawdziwę nazwę - Kamienie Tytanów. Ten jeden pozwalał wypaczać rzeczywistość, sprawować władzę nad snami wszystkich stworzeń, a nawet przywoływać te obrazy do świata żywych. Opisany był jeszcze Kamień Dusz, który we władaniu miał Malthael oraz Kamień Czasu, który zaginął podczas upadku Xyqaty - nithijskiego miasta położonego na północnym brzegu Jeziora Menkor. Los pozostałych był nieznany...
- No to by trzeba odwiedzić Xygatę - powiedział Laran. - Kamień powinniśmy wyczuć z daleka. No i może faraon będzie coś wiedzieć - bądź na temat pozostałych kamieni, bądź osób, które mogłyby coś o tym wiedzieć. Poza tym przydałaby się nam wiedza o tym, jak takie kamienie wykorzystywać.
- Wiesz coś na temat Xygaty? - zwrócił się do Bast.
- Może wyrocznia będzie w stanie nam pomóc, choć może to niezbyt mądre pytać o kamienie akurat nią! - zaproponował Rudi, po czym żałował, że powiedział to głośno. Po czym wrócił do przeglądania ksiąg z wypiekami na twarzy.
- To jest to miejsce gdzie właśnie przebywają cyklopy. Tam uda się wyprawa księcia Qareha, władcy Menkary - wyjaśniła Bast - Jest niemal pewne, że Ramos będzie chciał nas tam wysłać z pomocą. Tam właśnie będą wyrocznie. Książę chce się pozbyć również wyznawców cyklopów.
- No to pytanie brzmi, czy Auriel powinna nam towarzyszyć w tej wyprawie - stwierdził Laran. - Skoro dzięki niej ten cały Malthael trafił na ten kamień, to może ją w jakiś sposób potrafi śledzić?
- Jeśli tak jest to myślę, że lepszym pomysłem będzie odnalezienie sposobu aby nie mógł jej śledzić. Najpierw jednak musi się obudzić. Póki co mamy informacje o samym krysztale, ale na jakiej zasadzie on działa, już nie - pantera westchnęła ciężko. - Nie wiem czy w zapiskach odnajdziemy co nam potrzebne. Pójdę przeszukać inne pomieszczenia tej twierdzy. W razie czego zbierzcie książki, które mogą się wam jeszcze wydać odpowiednie, przetłumaczę je później.
Jak powiedziała, tak Bast wstała od siedzenia nad książkami i ruszyła po twierdzy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 06-01-2018, 21:19   #90
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Twierdza Hutaatep, Wschodnie rubieża Nithii
Południe, Klimat Pustynny

Wiele dni upłynęło od pamiętnego spotkania z Malthaelem; upadłym archaniołem, będącym aspektem śmierci, który wykradł cenny Kamień Snów sprzed nosa bohaterów. Od tamtego czasu awanturnicy nie próżnowali i razem z doradcą Oteshem zajmowali się przywracaniem Hutaatep do jego dawnej chwały. Swoje panowanie na nowych ziemiach rozpoczęli od kontaktów z tubylcami, którzy opowiedzieli im o lokalnych problemach i innych pilnych sprawach, które wymagały uwagi zaangażowanego władcy. Największą barierą w prowincji, która powstrzymywała rozwój cywilizacji, był ustawiczny brak wody, co też rzucało się w oczy od pierwszych chwil spędzonych poza murami twierdzy. Nieliczne osady powstały wokół oaz czy innych źródeł, lecz te były znacznie oddalone od siebie i często padały łupem dzikich humanoidów, dla których woda była znacznie cenniejsza od złota. Na całym kontrolowanym przez awanturników obszarze, tylko dwie oazy pozostawały w rękach pospólstwa, a nithijskich wiosek było co najmniej kilkanaście. Za taki stan rzeczy odpowiadały koczownicze plemiona Tanagoro, których czarnoskóry lud wiele wycierpiał z rąk Nithijczyków, w tym szczególnie za życie Ramosa IV, dlatego nie oszczędzali oni lokalnych niedobitków i często posuwali się do zuchwałych ataków na spokojne, dotąd nikomu nieprzeszkadzające osady. Poza plemiennymi wojownikami byli też goblinoidzi, czyli wszelkiej maści dzikie humanoidy o zgniłozielonej lub pokrytej gęstym futrem skórze i niecywilizowanym usposobieniu. Zamieszkiwali oni tereny górzyste, a w szczególności upodobali sobie zatęchłe pieczary oraz inne ukryte przed światłem słonecznym miejsca, skąd mogli atakować znienacka niespodziewających się zagrożenia podróżnych. Od czasów upadku Hutaatep, większość cywilizowanych obywateli Nithii opuściła pogranicze, a nieliczni którzy zostali i przetrwali, zmuszeni byli zamieszkiwać mniej urodzajne gleby i każdego dnia walczyć o pożywienie oraz wodę z lepiej przystosowanymi od nich społecznościami. To właśnie dlatego powrót władców do Hutaatep był tak z dawna wyczekiwany i pomimo wielu pretensji pod adresem faraona (lud ten czuł się przez niego porzucony), wszyscy byli wdzięczni mu, że przysłał w te miejsce ludzi na tyle zdeterminowanych, aby ujarzmić dzikie pogranicze i wprowadzić do niego odrobinę postępowej cywilizacji, a wraz z nią bezpieczeństwo oraz handel.


Pierwszy miesiąc upłynął dość leniwie i głównie na zbieraniu informacji o okolicy. Awanturnicy umilali sobie ten czas szkoląc się we własnym zakresie, czytając zgromadzone w bibliotece zbiory oraz ucząc się oficjalnego języka królestwa, którego byli teraz dumnymi reprezentantami. Twierdzę Hutaatep dokładnie wysprzątano od wewnątrz, odkrywając przypadkiem kilka ukrytych przejść i pomieszczeń, a w tym pracownię alchemiczną, na widok której szczególnie ucieszył się Rudi, albowiem były tam zgromadzone wszystkie narzędzia, składniki oraz przedmioty niezbędne w pracy alchemika. Kilka dni później po tym odkryciu nastąpiło pierwsze istotne wydarzenie w nowo tworzonej historii Hutaatep, które na zawsze miało zmienić jego oblicze.
Pewnego słonecznego i bezwietrznego poranka, awanturników zbudził donośny odgłos trąb, które zagrzmiały gdzieś w oddali. Wyglądając przez wąskie okna twierdzy ujrzeli przed sobą istny sznur ludzi, przeciskających się przez piaszczyste wydmy w stronę Hutaatep. Byli to obiecani przez faraona Ramosa IV niewolnicy oraz rzemieślnicy, których zadaniem była odbudowa ongiś powstałych podczas oblężenia zniszczeń. W wyprawie przez pustynię towarzyszyła im zbrojna eskorta, której przewodziła niewątpliwie atrakcyjna, choć skrywająca swe piękno pod długimi szatami i pancerzem kobieta. Poruszała się ona z gracją wysoko urodzonej osoby, choć jej wojskowy stopień na to nie wskazywał. Kapitan po dotarciu na miejsce pokłoniła się przed awanturnikami, przekazując pozdrowienia oraz list od faraona. W swoim oficjalnym rozporządzeniu, wyjaśniał on, że stojąca przed nimi Aisza oraz jej oddział złożony z czterdziestu ludzi zostaje przydzielony do dyspozycji władców Hutaatep, zaś ich żołd za pierwszy rok zostanie wypłacony z królewskiego skarbca. W liście było też wspomniane, że w najbliższym czasie przybędzie do Hutaatep poselstwo, którego awanturnicy powinni od teraz wyczekiwać i kiedy nadejdzie właściwa pora; przyjąć z najwyższymi honorami. Powód ich przybycia nie był przedstawiony, a zapytana o to samo Aisza mogła jedynie wzruszyć ramionami, tłumacząc, że rozkaz wręczenia listu padł z góry, bez słów wyjaśnienia i nie pozostało jej nic innego jak go wykonać…
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172