Trochę wcześniej po drodze do Conybery
Trzewiczek nie spędził całej drogi w towarzystwie Shavriego. Sporo słuchał opowiadań Toriki, ale w zasadzie to większość czasu spędził w wózku Zenobii. Co tam robił i czemu tak długo?
Wewnątrz zakrytym płachtą namiocie panował lekki półmrok. Taki... ćwierćmrok. Stimy siedział nad doniczką, podskakując czasem na wyboistej drodze. Właśnie wyścielał doniczkę króliczą skórką, co samo w sobie było osobliwe. Dodatkowo co chwila sięgał po jakieś dziwaczne narzędzia no i oczywiście miał na nosie swoje “Vigogle”.
-
A ty Zen. Słyszałaś o tym Arthindolu? Albo czarodzieju Bowgentle? Widzę, że masz tu trochę rzeczy świadczących, że magia nie jest ci zupełnie obca. Zastanawiam się też nad tą Agathą i tym drugim duchu. Zamierzam je odnaleźć.
Stimy przymierzył króliczą czapkę. Z jakiegoś powodu wykonał ją tak, że uszy sterczały po obu bokach.
Zenobia zastanowiła się.
-
Nie, nie miałam eeee... przyjemności poznać-zdecydowała-
A rzeczy? Tak, wiele jest magicznych, ale nie wszystkie oczywiście. Niektóre na takie mogą wyglądać a nie są. Za to jeśli ich umiejętnie użyć, to dzieje się prawdziwa magia.- mrugnęła porozumiewawczo Trzewiczkowi.
Zaciekawiona przyglądała się poczynaniom Stimiego. Jakie on ma zwinne palce? -pomyślała z jakąś dziwną fascynacją. A jaką fantazję... Pokręciła głową w podziwie patrząc na gliniano - futrzaną czapę. Ślicznie wyłożył doniczkę tym futerkiem. Musi go poprosić, żeby wykończył w ten sposób kilka jej przedmiotów. Może nawet te łańcuszki do krępowania?
-
Doskonale wiem o czym mówisz, Zen. Tu postukać, tu popukać, tam nasmarować. Mam przyjaciela, który zna się na takich przedmiotach. Bez użycia magii, a jednak jest w stanie zadziwić caaalutki świat. - Stimy rozejrzał się po kolekcji Zen -
Ciężko mi odgadnąć przeznaczenie niektórych z nich... wiesz, że ostatnio trochę sam eksperymentuję? Ale nie zupełnie bez magii. Chodzi mi po głowie taki zamysł by ożywić martwą materię.
-
A po co nieżywe ożywiać?- szczerze zdziwiona zastanowiła się jednak. Właściwie gdyby tak ożywić jeden z jej pejczów, albo…
Kto wie, może poprosi?
-
Mam różne pomysły. Jeden trochę przypomina moje magiczne dyski, tylko, że byłaby to chodząca skrzynia. Mógłbym spróbować też stworzyć niewielkie mechaniczne stworzonko, które potrafi latać. Przydatne w poszukiwaniach, lub orientacji w terenie, bo wszystko co widzi, mógłbym zobaczyć i ja! Słyszałem też, że niektóre osoby z mojej profesji potrafią stworzyć strażnika, który ich broni, gdy czują się zagrożeni, albo taką kuszę, która sama strzela!
-
A po co ona ma strzelać, no i do kogo?- Wyrwało się Zenobii. Nagle zrobiło się jej smutno. Niby rzecz oczywista, taka kusza, ale jakaś taka… No szczęścia i miłości to ona nie przynosi. Snując te przemyślenia, wygrzebała skądś dzban wina i dwa kubki. Napełniła je i podała jeden Stimiemu.
-
To dobre dla kogoś, kto zajmuje się wojaczką, ale ja raczej skłaniałbym się do pomysłu konstruktu latającego. Może taki do przesyłania wiadomości… - Stimy przeciągnął do siebie swój kubek i przytulił się do niego łakomie.
Dalsza podróż upłynęła im w miłej atmosferze. Stimi mówił a Zenobia słuchała. Zwykle za takie towarzystwo kazała sobie płacić, ale w tym przypadku jakoś o tym nie myślała. Niedługo później dzban pokazał im dno.