Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2017, 14:06   #58
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie poszli na polanę, gdzie było dawne obozowisko z powozem i trupami koni. Śmierdziały już niemożebnie i czy dla człowieka, czy dla wampira, czy dla zwierza obecność w pobliżu była nie do wytrzymania. Alexander poprowadził Aile ku skrajowi Przyklasztorów, gdzie było jaśniej niż w lesie, ale równie spokojnie i cicho od kiedy zniknęli ludzie z tej wsi. Gdy uprowadzano mieszkańców część zwierząt zaszlachtowano na mięso, część pewnie zabrano, a część została. Kilka kóz, dwie krowy i stadko owiec zbrojni wyłapali zabierając do klasztoru, reszta… przepadła w lesie, albo i w żołądkach drapieżników. Jedyne żywe stworzenia w Przyklasztorach to były… koty. Przemykały cichcem między budynkami nie ruszywszy z uprowadzonymi ludźmi, albo w las i wyszukiwały zapomnianych jaj, myszy mających żniwa w opuszczonych stodołach, czy mniejszych ptaków wijących swe gniazda pod strzechami opuszczonych domów. Może nie było ich wiele, ale tylko one widoczne w ciemności dla Gangrelki potrafiącej przebijać wzrok nocy, kojarzyły się trochę z Kocimi Łbami. Tam służba śmiała się, że były faktycznymi panami na zamku, tu sierściuchy zostały faktycznymi panami pustej wsi.

Alexander przystanął i odchylił głowę.
Z jego ust wydobyło się wycie, ale było o wiele bardziej autentyczne niż udawane czasem przez ludzi dla krotochwili czy dla zabawy. Brzmiało jak prawdziwe wycie drapieżnika, tuż obok. Aż ciarki przechodziły skórę. Aila wspomniała krzyk orła jaki wydał Angus na murach klasztornych, tam też czuć było jakoby zwierz ten dźwięk wydawał, nie wampir.
I przebrzmiewało mocą.

Nie czekali długo.

Aila widząca w ciemności dzięki wampirzemu darowi krwi, zobaczyła wilka stojącego na skraju lasu. Był raczej niemłody, pysk poznaczony miał szramami, a lewe ucho zwisało w strzępach. Choć wyglądał na sytego, to w sylwetce były ślady wymizerowania. I nie był to jakiś wielki okaz, do Białego, lub Czarnego z Kocich Łbów brakowało mu tyle co Alinie do cesarzowej.
Zwierz pochylił łeb i obnażył kły. Z jego gardła wydobył się cichy warkot.
Szlachcianka położyła dłoń na rękojeści miecza bardziej w odruchu niż z faktycznej potrzeby. Zachowywała czujność, lecz nie chciała okazywać zwierzęciu wrogości.
- Dobry wieczór. - Przywitała go tak, jak wita się ludzi równych sobie stanem, lekko tylko kiwając głową na znak powitania.
Zwierze jeszcze bardziej zniżyło głowę i mocniej uniosło wargi. Warkot stał się głośniejszy, ale na to warczeć zaczął też Alexander. Przez chwilę wydając różne zwierzęce dźwięki wampir i wilk patrzyli na siebie, głównie sobie w oczy. Widać było też drobne ruchy głową gangrela, rękami, przemieszczał się lekko, nie więcej niż pół kroku, a jednak każdy z takich ruchów mógł coś oznaczać i nie wprawiony jeszcze komunikacją ze zwierzętami Alexander wspierał się nimi.
- Nie odejdzie, nie zaatakuje. To chyba można nazwać chwiejną akceptacją - bękart rzekł w końcu po ludzku.
- Rozumiesz go... - ni to zapytała ni stwierdziła Aila, po czym przyklękła. - Jeśli chcesz, możesz podejść i mnie poznać. - powiedziała do wilka, lecz nie spuszczała wzroku, by nie uznał tego jako gestu poddańczości.
Z ust Alexa wydobyło się ciche skomlenie, a wilk uspokoił się. Choć był czujny i trochę spięty. Kolejne warknięcie nie było już agresywne. Zbliżył się trochę, ale wciąż trzymał dystans.
- Dwa chodzące trupy, dwa razy więcej zapachu śmierci - odezwał się bękart chyba tłumacząc zachowanie drapieżnika.
- Przynajmniej nie jesteśmy apetyczni - odparła łagodnie Aila, nie poruszając się.
- Ciekawisz go. Nie wiem jak przetłumaczyć jego imię, chyba się nie da. Przewodził watasze w tej części gór, aż wyzwał go do walki młodszy basior. Przegrał, stracił pozycję, samice, musiał odejść, jest samotnikiem - Alexander mówił spokojnym tonem, a wilk obserwował ich nie zbliżając się bardziej. Był w odległości dziesięciu kroków.
- Nie ma nic do stracenia... jak my - rzekła szlachcianka i powoli wysunęła dłoń w kierunku starego basiora.
Wilk uniósł głowę i spojrzał na palce wampirzycy. Pochylił łeb, ale tym razem nie w agresywnym geście i zastrzygł uszami, w tym poszarpanym. Zbliżył się ostrożnie do pary wampirów, wciąż spięty i czujny.
- Chce odzyskać pozycję. Obiecałem, że mu pomogę, dam mu siłę do walki o przywództwo, nauczę go czegoś… za to on uczy mnie polować. Choć nic mi po takiej nauce - Alex skrzywił się w grymasie.
Aila pogładziła delikatnie wielki łeb i uśmiechnęła się smutno.
- Myślisz, że masz prawo ingerować w ich watahę? Dasz władzę temu, którego związałeś ze sobą, choć naturalnie to nie jego prawo rządzić. Czym różni się więc to, od czynów starszych, którzy w ten sposób kierują ludźmi?
- Wszystkim i niczym - Bękart odpowiedział spoglądając na żonę kucającą w ciemności. - Niczym, bo moja ingerencja sprawi, że popłynie wilcza krew. Ten którego wesprę najpewniej zginie, może zagryzie przeciwnika… zmieni się alfa watahy. Starsi tak robią z ludźmi, ale miast jednego, dwóch basiorów giną tysiące, gdy taki Josef zechce ingerować, zechce wspomóc swego ludzkiego, możnego sługę krwi. - Wzruszył ramionami. - Różni się jednak wszystkim. Po pierwsze, to zwierzęta, po drugie to jego plan i chęci, nie moje. Poza tym zginę w tej dolinie lub ją opuszczę i nie będę nim kierował.
- Weź jednak pod uwagę ile żyją oni, a ile ty. Może też zaczynali od watahy wilków? Może kiedyś też mieli szczere chęci niesienia pomocy... kto wie? Faktem jest jednak, że ledwo trzecią noc chodzisz po świecie jako nieumarły, a już chcesz ingerować w życie śmiertelnych istot, znajdując ku temu powody.

Wilk słuchał, lecz nie rozumiejąc słów, łowił jedynie łagodny ton głosu i pieszczotę, którą obdarzała go chłodna ręka, toteż przymknął oczy ukontentowany. Dawno wszak nikt go nie dotykał w celu innym niż chęć zabicia czy zdominowania.
- W nic nie chcę ingerować. Nie interesuje mnie ta wilcza wataha. Daję broń temu co ma względem niej jakieś plany, jako zapłatę za to, że uczy mnie i zapewnia krew z upolowanych zwierząt. - Alexander uśmiechnął się. - Jestem jak kowal, który daje komuś siekierę przyjmując zań zapłatę. Będziesz obwiniała każdego kowala w Europie, za każdy mord uczyniony siekierą? Czy mówisz to jeno aby wzbudzić we mnie winę i poczucie, że jestem taki jak starsi? Nie idzie ci to dobrze kochana.
- Po prostu pokazuję ci zależność. Może starsi, o których mówisz, też się tak tłumaczą? Nie zdziwiłoby mnie to wszakże. Ot, mając potęgę, użyczają jej innym, lecz o konsekwencjach, jakie to rodzi względem świata żywych już nie myślą…

Ujął ją za dłoń.
- Jesteśmy drapieżnikami, jak on - ruchem głowy wskazał wilka - ale on gdy syty to nie dręczy łownej zwierzyny, nie posługuje się nią w planach pełnych ambicji jak wielu nieumarłych ludźmi. Las spływa krwią tylko gdy jest głodny. Tak być powinno. - Pochylił się ku niej. - I tak jak u wilków, nieumarli mają ambicje by niczym przewodnik stada przewodzić innym. Taka wilcza natura, ludzka zaś, to być wolnym. On przegrał i nie chciał się podporządkować pogromcy, to pozwolono mu odejść, żyje jako samotnik. Mi pozwolą ci z Wiednia? Nie, przymuszą do służby. To jest różnica.
- Skąd wiesz? Żyjesz w tym świecie mroku od 3 nocy i już wszystko wiesz. To mnie przeraża Alexandrze, właśnie ta twoja pewność wszystkiego, co uważasz za prawdę. - burknęła, a zmiana tonu jej głosu, sprawiła, że wilk cofnął się, znów pokazując zębiska.
- Och... wybacz. - Powiedziała do niego szlachcianka.
- Angus przecież potwierdził. “Czeladnik potrzebuje mistrza”. Nieumarłym jestem od trzech nocy, ale znam ich od lat dziesięciu. Pięć jako ghul Elijahy, drugie pięć zgłębiając ich tajemnice i naturę jako łowca. To mało by wyrobić sobie opinię?
- Ja ich znam niemal tyle samo i jakoś nie mam twojej pewności. Wręcz przeciwnie, uważam, że właśnie takie podejście kreuje wojny i konflikty. Jak ten nasz.
- Też nie mam pewności. Byłem jednak zabawką wampira jako śmiertelnik, teraz sam jestem wampirem i… zmienia się tylko to, że są starsi, potężniejsi. To strach Ailo. Boję się. - Alexander spojrzał jej w oczy. - Nie wróciliśmy na Kocie Łby bo baliśmy się, że odnajdzie nas tam Marcus. Pomogę wam go zniszczyć, pojedziemy na Kocie Łby i będziemy dalej w strachu, że Wiedeń nie odpuści, nie zaakceptuje spokojnej niezależności? Ach, wiem, tylko ja będę się tego bał - dodał gorzko.
- Ja też będę. Lecz nie Wiednia, lecz tego, że cię stracę - powiedziała ciszej. Tymczasem wilk wycofał się pospiesznie i umknął w zarośla.
- Chyba nie poświęcaliśmy mu dość uwagi...
- Albo uznał, że zacznie bez nas. Nic mi nie daje ta nauka, on przyzwyczajony by polować w grupie, co we dwóch czynimy, albo niczem lis podwędzać ludziom kury, względnie cichcem owce ze stada wyszarpać. Nie dla samotnego drapieżcy to nauka.

Aila patrzyła jeszcze chwilę w ślad za zwierzęciem.
- Myślisz, że to możliwe? Że kiedyś wrócimy na Kocie Łby? - Zapytała wreszcie, nie patrząc na małżonka.
- Tak, kiedyś. Chciałbym by od nas jeno to zależało.
- Zależy. Jednak zawsze będzie wymagało dogadania się z kimś, ugryzienia w język, by nie powiedzieć za dużo. Tylko ktoś naprawdę niezwyciężony i potężny mógłby sobie pozwolić na nierespektowanie innych.
- Wiem, odwykłem od tego, że jest prosto. - Alex uśmiechnął się. - Zobaczymy co czas przyniesie, możliwe, że tu, w tej dolinie spotkamy swój kres.
- Szczególnie jeśli ktoś nie przestrzega postanowień rozejmu. - Usłyszeli męski głos. Znali go oboje.
Marcus.

Aila, która od razu poderwała się na nogi i wyciągnęła miecz. Zobaczyła pierwsza jak sylwetka wampira oddziela się nagle od pnia drzewa i oto ledwo kilka metrów przed nimi stanął stary wampir.
- Witaj Ailo. Witaj Alexandrze, widzę, że bardzo dobrze sobie radzisz z mową zwierząt. Cieszy mnie to. Nie wiem czy zauważyliście, ale znajdujecie się poza terenem klasztoru, co mnie osobiście... również bardzo cieszy. - Wampir uśmiechnął się drapieżnie.
- Nie przestrzega warunków rozejmu? Cieszy? - Alexander zdawał się nie do końca wiedzieć o co chodzi jego ojcu w krwi.
- Tylko klasztor dla nas bezpieczny miał być - rzekła beznamiętnie Aila, walcząc ze strachem. Wyprostowała się jednak dumnie. - To jednak nie znaczy, że nie możemy go opuszczać. Tylko Angus nie może - powiedziała
- Uczy mnie polować, jak wampir, nie jak zwierzę - dodał Bękart spoglądając na ojca w krwi.
- Polować na co? - zapytał Marcus, po czym dodał: - Ludzie i zwierzęta to żałosne cele. Jeśli chcesz się nauczyć polować naprawdę, poluj na wampiry. Co powiesz na małe polowanie? Ojciec i syn... - powiedział, znacząco nie uwzględniając w tej propozycji Aili.
- Zostaw ją w spokoju, to na Angusie ci zależy. - Bękart skrzywił się. - Może nawet wesprze nasze działania.
Marcus jednak zdawał się go nie słyszeć.
- Pobawimy się. Ailo, ty zaczniesz uciekać, najlepiej już. Za kilka chwil ja i Alexander zaczniemy cię szukać. Jeśli dotrzesz do klasztoru, wygraliście, jeśli Alexander znajdzie cię pierwszy, też wygraliście, jeśli jednak to ja na ciebie pierwszy natrafię... - oblizał wargi - Wtedy ja wygrałem. No, na co czekasz, dziewczyno? Uciekaj - powiedział, poganiając Ailę gestem dłoni. Ta spojrzała ze strachem na wampira i jego potomka, po czym schowała miecz, odwróciła się i zaczęła biec co sił w nogach, kierując się na klasztor.
- Zdecydowanie wolę ją w takim stroju niż tych długich sukniach - skomentował Marcus, przyglądając się jej tyłowi.
- Bawi cię straszenie jej? - Alexander spytał odwracając się ku Marcusowi. - Staram się wziąć ją na naszą stronę, jak i Viligaiłę. To nie pomaga.
- Bawi to za duże słowo, ale rozprasza nudę, owszem. - Odparł Marcus, podnosząc głowę, by spojrzeć na nocne niebo. - Zaraz spadnie deszcz.
- Odnaleźli to co zostawiłes w lochach. Czemu akurat mniszki?
- Były pod ręką. Umiesz formować szpony?
- Nie, nie potrafię tego. A czemu? Mieczem równie dobrze się zabija.
- Przydają się do czegoś jeszcze. Do szybkiego poruszania po drzewach. - Rzekł Marcus, a z jego palców uformowały się ogromne szpony bestii. - Przygotuj się, zaraz ruszamy.
- Gdzie? - Młodszy wampir zmarszczył brwi. - Przecież jestem zakładnikiem, muszę wrócić do klasztoru.
- Nie uważałeś? Za Ailą. - I mówiąc to wampir skoczył do przodu z nadludzką zwinnością, zaczepiając się szponami o gałąź drzewa, by zaraz potem skoczyć na kolejne drzewo i kolejne, a potem kolejne... Podążał tropem Aili nie wolniej niż ona biegła, a dla niego wciąż była to tylko zabawa.
- Ty to na poważnie?! - Bękart wzmocnił się krwią rzucając się naprzód by doścignąć Marcusa. Tąpnęło nim przerażenie, bo dopiero teraz zrozumiał, iż Marcus nie mówił o “polowaniu” tylko po to aby przestraszyć Aile i przepłoszyć ją w celu rozmowy w cztery oczy z nieumarłym potomkiem.

Między drzewami niewiele widział, bo panowała ciemność, a gęstwina liści skutecznie wstrzymywała światło księżyca i tak tylko z rzadka przebijającego zza chmur znamionujących deszcz. Już po kilkunastu krokach dzikiego biegu nie bardzo wiedział w którą stronę się kierować, polegając głównie na słuchu. Co gorsza stracił też z oczu Marcusa, więc miotał się biegnąc orientacyjnie w stronę klasztoru.
Nagle z prawej strony, gdzie płynęła rzeka, przez którą kiedyś nieszczęśliwie się przeprawiał, usłyszał znajome wycie wilka. Odpowiedział mu własnym, przez które przebijała rozpacz. Choć biegł ku klasztorowi zboczył nieco ku stronie skąd słyszał znajomego sobie wilka. Tam pomiędzy drzewami na wielkiej skale ponad wartkim prądem wody dostrzegł znajomą sylwetkę. Zwierzę również go dostrzegło, po czym ruszyło biegiem przed siebie, podążając równolegle do koryta rzecznego.
- Znajdź mi tę z którą byłem - wywarczał wciąż biegnąc. W ciemności wilczy węch był chyba jedynym co mu zostało.
Nie wiedział czy wilko go zrozumiał, ten bowie biegł przed siebie brzegiem rzeki i nawet na niego nie spojrzał. Rzeka szumiała głośno, dlatego nie od razu Alexander usłyszał dodatkowe źródło dźwięku. Mniej więcej w tym samym momencie usłyszał więc i zobaczył przed sobą sylwetkę Aili, jak brodząc po kolana, przemyka się do przodu. Był to ryzykowny plan. Woda spowalniała ją znacznie, ale po prawdzie zagłuszała odgłosy kroków i zacierała ślady.
Puścił się pędem brzegiem aby zrównać się z nią i dopaść do niej. Jeżeli Marcus nie kłamał samo to powinno ją ocalić, a jak nie to będąc blisko mógł choć próbować ją bronić.
Usłyszawszy go obejrzała się z przerażeniem w oczach. Kiedy jednak dostrzegła znajome oblicze padła na kolana w wodzie, która teraz sięgała jej pasa i rozpłakała się krwawymi łzami. Wygrali. Brodząc w zimne, górskiej rzece zbliżył się do niej, również opadł na kolana i wziął ją w objęcia. Przytuliwszy jej głowę do swej piersi gładził jej włosy szepcząc uspokajające słowa.
Siedzieli tak, obojętni na zimno wody, skupieni na sobie. Aila uspokajała się powoli, na tyle by poskarżyć się:
- Widzisz? Dla niego to zabawa. On celowo to zrobił. Ostatnio też kazał mi uciekać, zostawić Isottę. A teraz ciebie... - znów zaszlochała, choć już bez łez.
- Ciiii Nie myśl o tym. Jesteś bezpieczna. - Wciąż ją gładził po włosach.
Przylgnęła do niego.
- Zabierz mnie stąd... - powiedziała cicho z twarzą wtuloną w jego szyję. Wilk przyglądał się tej scenie z pewnego oddalenia. Gdy Alexander spojrzał na niego, wydawało się, że zwierzę kiwnęło mu głową, po czym ruszyło wolnym krokiem w las.
Wziął ją na ręce i wyszedł z wody.
Nie wypuszczając z rąk i wciąż niosąc skierował się w strone klasztoru majaczącego na wzgórzu.
Zaczęło padać.


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline