Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2017, 16:48   #113
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Ostatni bastion Ludzkości: Teddy i Linda z Drake'iem

Zrobił się w interesie ruch i ruch interesów. Najpierw cyber-Tichy, potem druga para sługusów syntetyków. Prya znała ich sztuczki, chcieli namówić ją do otworzenia drzwi - chociaż raczej chodziło o to aby się na mostku nie wysadzała krzycząc jedną ze spiskowych teorii powszechnie obśmiewanych… głupcy i ślepe marionetki.

Już miała odejść od drzwi po machnięciu ręką na nową parę androidów, kiedy zaczął się cyrk. Oto Lodowa Góra zderzyła się z Titaniciem - wyglądało ciekawie.

- Ja pierdolę - nawigator gapiła się w ekraniki kamer, zezując drugim okiem na wykresy życiowe według Kluczy lekarki i kanoniera. Pokrywały się jak samo, jak Drake pokrywał Norton, a żeby móc oczywiście potem przeanalizować zajście, Prya zaczęła nagrywać całość. Zza żelaznej kurtyny przyglądała się liżąco-posuwającej parze mając na widoku trzęsący się w rytm walenia męski tyłek i podskakujące cycki. Też w tym samym rytmie.

I tak im nie wierzyła, nie do końca. W końcu i tak mogli mieć chipy, nie?

Postanowiła jednak zaryzykować. Żeby potem nie nazwali jej paranoiczką.

Nawigator pomajstrowała przy przełącznikach, podpięła na powrót okablowanie. Drzwi na mostek rozsunęły się bezszelestnie, a ona stanęła w progu, chowając lewą połowę ciała za solidną bramą. Jeden rzut oka wystarczył aby wbić kołek pod dalszą stabilizację - czerwona jucha na gołych plecach. Ich pokładowy artylerzysta krwawił. Czyli człowiek, chociaż może zindoktrynowany.

- Właźcie. - Hermekns mruknęła, cofając się o krok w bok. Rzuciła zezem na pośladki bielejące w półmroku korytarza niczym dwa księżyca i dodała - Zanim tamci nie przyjdą.

Linda rzuciła Drake’owi spojrzenie pełne mieszanych odczuć. Zadowolenia bo plan negocjatorki się powiódł i żalu, bo plan negocjatorki się powiódł. Zaplatając pospiesznie koszulkę Drake’a tak by zrobić z niej coś na kształt przepaski biodrowej, uśmiechnęła się w końcu do nawigatorki.
- Dzięki, Teddy.

Kanonier też wyglądał niewyraźnie. Odchrząknął i puścił lekarce oko, zanim zabrał sie za zapinanie spodni. Wizja przeniesienia zabawy do kajuty kusiła jak jasny szlag, nie przyszli niestety pod mostek po to aby… no mieli się na niego dostać. Pocieszające było to, że szansa jeszcze się trafi, może potem. Teraz mieli w planach zażegnanie kłopotów. Udało się. Powinien się cieszyć, ale radość miała gorzki posmak.
- Także ten… pomożesz nam z tym? - popatrzył na Teddy i pokazał unoszący się w powietrzu sprzęt. Elementy pancerzy, granaty i nóż nadal dryfowały w powietrzu - Nic ci nie jest Miśka?

- Nie -
nawigator wzruszyła ramionami, zapuszczając żurawia na korytarz i dopiero kiedy zobaczyła, że prócz nich nie ma tam żadnych cyborgów, wypłynęła dwa kroki poza bezpieczny teren. Odbiła naramiennik w stronę pary przy ścianie, złapała latający beztrosko granat i burknęła - Musiałam zmienić trasę pionowo do ekliptyki ustalonej przez Alex, ale udało się. Parę dziesiątek minut udało się dzięki temu zyskać na pracę przy reaktorze… więcej nie wyciągnę. Wróciliśmy już na prawidłowy tor. Musi wystarczyć - zdała coś na kształt raportu, zezując na Norton - I jest sprawa, nie jesteśmy tu sami. Truchło do którego lecimy to dwa statki - machnęła brodą gdzieś w kierunku sterów - Wielki i mały. Drugi też jest wygaszony i bez energii, nie odzywają się. Śmierdzi mi to - skończyła gadać, cofając się. Westchnełą i doburczała - Pospieszcie się, nie chcę cyborgów na mostku.

- Już, już - rzuciła Linda i trzymając opaskę na miejscu, dryfowała w kierunku mostku, druga ręką próbując złapać pchnięty naramiennik. - Na pokładzie też sami nie jesteśmy. Dostałaś wiadomości? - spojrzała na nawigatorkę sprawdzając, czy ta nie wpadła na nową teorię spiskową dotyczącą obcej formy życia. - Trzeba by Tichemu dać znać - dodała też ugodowo.

- Tak, dostałam - Prywatne odpowiedziała zdawkowo, łypiac niechętnym okiem w dół, tam gdzie twarz brunetki - Jaką masz pewność, że stary to stary? Mogli go podmienić. Zasięg skanerów na statku już nam ograniczyli... wiedziałam, że nie jesteśmy sami - mruknęła, wracając na mostek.

Za jej plecami Drake przewrócił oczami tak, aby Linda mogła zauważyć. Zbierał sprzęt, zakładając pancerz kawałek po kawałku.
Pochylił się nad lekarką i szepnął jej do ucha.
-Trzeba kogoś z nią zostawić. Innego niż Tichy, bo się pozabijają. Może Red? - musnął końcem nosa jej policzek - Ty wracasz się przebrać, a ja cię odprowadzam.

Linda zdusiła uśmiech i zgromiła kanoniera wzrokiem. Przynajmniej próbowała zgromić, bo nie wychodziło jej to specjalnie dobrze. Głupawy uśmiech nie chciał zejść jej z ust, gdy tylko spoglądała na Drake’a. Odruchowo zwróciła twarz jakby do pocałunku.
Zapatrzona w usta Leona zwróciła się do Pryi:
- Tichy to Tichy, Teddy, przecież sama to wiesz podświadomie - Norton wspomniała minę kapitana, wkurzonego do granic - Przecież wiesz, że wychwyciłabyś zmianę wzorca jego zachowania a jego temperament zdawał się niezmieniony? Co powiesz, aby Red dołączyła na mostek? - dłonie Norton pokątnie sięgały by dotknąć, musnąć kanoniera - Sprawdzałam ją niedawno w labie, jest czysta. Drake z nią był na zewnątrz więc nie została sama ani przez chwilę. Ja skoczę się przebrać do kajuty. Z Drakiem - Linda starała się by jej głos nie drżał i był choć trochę profesjonalny - i zaraz wrócimy. Wiesz, że nie narażałabym Cię na niebezpieczeństwo. Od Ciebie zależy czy się stąd wyniesiemy czy nie.

- Tichy’ego też widzieliśmy. Sapie jak zwykle i mędzi pod nosem. To on. Nie do podrobienia -
kanonier pokiwał głową próbując mówić równie powoli co zazwyczaj. Stanął za plecami Lindy udając niewzruszonego. Nie przeszkadzało mu to zapoznawać się dyskretnie z jej tylnymi, dolnymi partiami. Gładził pałacami jędrne pośladki, schodząc w dół wzdłuż pęknięcia między nimi aż zagłębił palec wskazujący w wilgotnym ciepłe. Najpierw ostrożnie, do pierwszego zgięcia. Wysunął go i ponowił manewr, tym razem wbijając go aż po kostkę dłoni. Tam go zgiął poruszając drażniąco w przód i w tył. Oddychał przez nos, wciągając zapach włosów lekarki i przymykał oczy, gdy ona złapała go za tę i inną część ciała. Linda jakimś cudem przemogła w sobie odruch przegięcia się i wciągnęła ostro powietrze przez nos. Przysunęła się nieco bliżej Drake’a, gdy jej ciało reagowało entuzjastycznie na jego dotyk. Zaklinając Teddy w duchu by ta podjęła szybko decyzję... - Red nieźle strzela. - ...Norton doszła do wniosku, że w tę grę mogą grać oboje. Odszukała broń kanoniera opiętą materiałem jeansów i zacisnęła na niej palce - W razie kłopotów będziesz miała wsparcie.

- Chcecie się jebać możecie tu, mnie to zwisa
- od fotela nawigatora doszedł ponury, obojętny głos Hermkens - Nie musicie łazić nigdzie, jeszcze was podmienią…- doburczała i westchnęła - Red jest spoko. - nastąpiła chwila przerwy - Lubię ją.

Lindę zatkało na taką propozycję i spojrzała bardzo niepewnie na Drake’a, napierając biodrami na męską dłoń. Nie poznawała samej siebie, szczególnie, że faktycznie rozważała tę opcję! Chciała powtórki ale aż tak?
- Bourbon - wypowiedziała bezgłośnie. - Teddy a może ustalimy hasło? - na szybko szukała rozwiązań. - Żebyś wiedziała, że ekipa to ekipa - ostatnie słowo wypowiedziała już mocno zduszonym tonem.

- Może bourbon? - kanonier uśmiechał się głupkowato, sapiąc lekarce w kark i całując go co kilka oddechów. Najchętniej nie szedłby nigdzie, tylko pchnął kobietę na ścianę i tam wznowił zabawę, skoro ich pluszowa Miśka nie widziała problemu. - Bourbon jako hasło - stęknął głośniej czując dotyk na spodniach. W ramach rewanżu dołożył drugi palec, pakując go w Lindę bez zbędnego czajenia. Kciukiem masował i napierał na drugi otwór, szczerząc się jak dziecko w sklepie ze słodyczami - Wolę nie mieć widowni z Tichy'ego. Poza tym musimy coś sprawdzić… w zbrojowni - zełgał bez mrugnięcia okiem - Przygotować na wypadek kłopotów z naszą żywą paczką.

Wspomnienie o żywej broni sprawiło, że Norton ścierpła skóra i kobieta otrzeźwiała.

- Teddy, wezwiemy. - z trudem odsunęła się od kanoniera zagryzając wargi by nie jęknąć - ... TIchego i Red … - mówiła z przyspieszonym oddechem - ... i skoczymy po nowe kombinezony i broń. Hasło ‘bourbon’. Ok? - przez chwilę bawiła się w trzymanie dłoni kanoniera z dala od siebie.

- Tichy, Red - zaczęła nadawanie komunikatu - zameldujcie się na mostku. Powtarzam, Tichy i Red, zameldujcie się na mostku.

- Granaty FB, napalm i holo. EMP też. MO z zapasową butlą. I kanapkę. Z szynką i majonezem. Bez ogórka - Prya powiedziała swoją listę życzeń, siadając za sterami. Inny komentarz był zbędny.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline