13-12-2017, 16:30 | #111 |
Reputacja: 1 | Linda i Drake u mostku bram
__________________ Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu, Upał na ulicy i plamy na Słońcu. Hej, hej… |
13-12-2017, 22:40 | #112 | ||
Reputacja: 1 | Statek się rozlatywał, a drużyna postanowiła radośnie odpalać fajerwerki. Za chwile będą biegać po gruzowisku i strzelać do siebie panikując. Tak… broń palna i granaty to właśnie to, co teraz im wszystkim pomoże. Odesłał listę zakupów:
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 21-12-2017 o 09:41. | ||
14-12-2017, 16:48 | #113 |
Reputacja: 1 | Ostatni bastion Ludzkości: Teddy i Linda z Drake'iem
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
15-12-2017, 22:07 | #114 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Zbrojownia: Red i Nivi
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
17-12-2017, 11:24 | #115 | |
Reputacja: 1 | Był wściekły. Na tyle rozjuszony, że nie rozmawiał z Nivią i Red, nieprzyjemnym spojrzeniem witając się i krótkimi bąknięciami odpowiadając na instrukcje Julii. We wściekłości dozbrajał się; ruszył pierw na tył, aby na kombinezon dorzucić ciężki, wojskowy pancerz. Uzupełnił podstawową amunicję Sajgi o dodatkowe magazynki, które przymocował w odpowiednim miejscu, na udzie dozbrojonym najświeższym opancerzeniem. Granat odłamkowy, piankowy i flashbang. Na łydce znalazł miejsce nóż bojowy, o rękojeści zdobionej w standardowe moro. Miotał dłońmi, ciskał się pomiędzy półkami, paplał coś niezrozumiałego pod nosem, nie brał udziału, a nawet nie słuchał dyskusji obu kobiet, które niepewnie spoglądały na chaotyczne ruchy swojego kapitana. Dobrze, że nie spojrzały na jego gorejące ślepia - puste jak u psychopaty. Był wściekły. Już kiedyś zdarzyło mu się, doszło do sytuacji gdzie zabijał, torturował, przypalał, wydłubywał oczy. Dla informacji, w potrzebie zysku i dla własnej uciechy, dla tego drugiego Tichego, który w sytuacjach szczególnych wyłaził ze skóry starego kapitana, brał górę nad jego wyraźnie ludzkim "ja". Najgorzej, bo ta załoga nie miała jeszcze do czynienia z jego wewnętrznymi demonami. W wyobraźni latały mu pomysły, sposoby likwidacji nieposłuszeństwa, oporu i wszelkiego buntu. Poderżnięte gardło, rozłupany łeb, salwa potężnym ładunkiem śrutowym w tył głowy. Napalm, gaz bojowy, pociski ze straszliwie satysfakcjonującym Uragan D2, germańska myśl technologiczna z czasów wielkich wojen, teraz w kosmicznym, ciągle ruchomym wydaniu. Podniecające myśli wypluwały stłumiony śmiech i pomruki triumfu, już prawie odzyskiwał humor, tuż tuż był przy psychicznej stabilizacji pod postacią złego kapitana, kiedy słuchawki rozbrzmiały krótką instrukcją. Cytat:
Dla ciebie Pan Leon Tichy, ty lodowata samico! Ryknął w myślach, skarcił wszystkich po kolei za okrutną niesubordynację. Na mostek, co?? W zaufaniu przekazał nawigator dowództwo, a ta suka jego obdarzyła niewyobrażalną zniewagą, nazywając kapitana kupą pierdolonego złomu?! Z całej siły palnął pięścią w pobliski, metalowy stolik, aż na parę sekund ucichła pobliska rozmowa. To był odpowiedni manewr, z mięśni uleciały nerwowe drgawki, a mózg mógł skupić się na działaniu. Nim wyszedł wykonać powierzony kapitanowi statku Acheron ten śmieszny rozkaz, wsadził pod lewą pachę, do kabury uszytej z nieprzyjemnego materiału, małego, poręcznego Hecklera. W kłębowiskach myśli naszło go, że powoli zaczyna brakować tlenu. Jeżeli mały magazyn takowego znajduje się w zbrojowni, trzęsącymi się od wściekłości rękoma uzupełni jego ubytek. Obserwator mógł dostrzec chorobliwe rozdwojenie osobowości kapitana, kiedy lewa dłoń, jakby mimochodem w tej całej nerwowej sytuacji wymanewrowała pomiędzy płytami pancerza, chwyciła papierosa i cichutko umieściła go w kieszonce zewnętrznego uzbrojenia. Najciemniej pod latarnią, wszystko pod psychopatycznym okiem obecnie władającego Tichego. | |
17-12-2017, 16:37 | #116 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 13 02:25 h; 10.5 ja od Dagon V Układ Dagon; 2:25 h po skoku; 10.5 ja od Dagon V; pokład “Archeon” Dziób; pokł C; seg 3; mostek; Tichy, Prya i Julia Byli i poszli. Właściwie popłynęli. Linda i Drake. I znowu nawigator Hermkens została sama na mostku. Minuty upływały. Tak samo jak jednostki astronomiczne jakie dzieliły ich od gazowego giganta jakiego Prya obrała za cel. Jakieś półtorej godziny. Gdzieś za tyle będzie musiała rozpocząć manewr hamujący. Nie miała pojęcia jak posuwają się prace na rufie. Na razie wskaźniki mocy ani drgnęły nadal pokazując resztki mocy. Poza tym rufa zdawała się pochłaniać kolejnych członków załogi jak jakaś czarna dziura. Wrażenie było o tyle silniejsze, że z powodu licznych awarii i uszkodzeń liczne sektory na wyświetlanym schemacie korwety naprawdę świeciły czernią z braku danych. Równie dobrze mógł tam szaleć pożar, dominować mroźna pustka w swoim nieruchomym uścisku albo było nawet względnie cało a tylko Alex miała odcięte dane od tych rejonów. Z perspektywy mostka zdanego na czujniki komputera głównego wszystkie te wersje były równie prawdopodobne. Jednak rufa pochłonęła już prawie połowę załogi. Znaczki oznaczające Rohana, Nivi, Abe i Veronicę migały jak stroboskopy na dyskotece. Tylko coraz częściej gasły niż błyskały światłem. Klucze Lindy i Drake od jakiegoś czasu znieruchomiały w kajucie Lindy. Za to pod mostek przesunęły się klucze Tichy’ego i Julii. No i Alex zameldowała, że z polecenia Rohana zadokowała z rejsu rozpoznawczego Iron Skye i zgrała z niego materiał więc jest dostępny i gotowy do obejrzenia. Wtedy rejon gdzie była czwórka załogi na rufie zgasł zamazany czernią a krótki komunikat Alex potwierdził awarię i utratę łączności z tym rejonem. Kapitanowi “Archeona” trochę zeszło dłużej w drodze na mostek niż z mostka do zbrojowni. Ale wtedy nie musiał robić postoju na wymianę zasobnika z tlenem. Teraz jednak żółty alarm tlenowy zamilkł i znów miał w zbiornikach tlenu na następne 10 godzin. Znowu znalazł się przed drzwiami mostka, znowu były zamknięte ale tym razem przed nimi zastał Julię. Rusznikarka, dozbrojona i wyekwipowana, wezwana przez Lindę zdążyła dopłynąć przed drzwi mostka i stwierdzić, że drzwi są zamknięte. Ale zaraz dołączył do niej sam kapitan. Dziób; pokł D; seg 3; kajuta Lindy; Linda i Drake Kabina Lindy była całkiem blisko mostku. Prawie tuż pod nim. Więc wystarczyło, że razem z kanonierem zlecieli przez schody na “piętro niżej”. Było blisko do śluzy gdzie mogli zabrać całe skafandry. Ale przebrać spokojniej i wygodniej było już w prywatnej kajucie lekarza pokładowego. I tam wreszcie zostali sami. Bez świadków ani tych żywych ani tych optycznych. Czasu mieli mało. Na pewno coś się zacznie wkrótce dziać. I pewnie nic dobrego. Jak ich nie wezwą to zrobi to Alex albo samych ich wezwie poczucie obowiązku czy koleżeństwa. Ale to za chwilę. Za chwilę mogą też popłynąć do zbrojowni po rzeczy dla nawigator czy kogoś innego. Ale tą chwilę mieli tylko dla siebie. A przecież by założyć te nowe skafandry i tak trzeba było zdjąć te rozwalone. --- Dwoje ludzi o krótko ostrzyżonych włosach pływając w powietrzu, dopinało swoje skafandry. Przy okazji wymiany starych na nowe odwlekli problem z uzupełnieniem tlenu na kolejne kilka godzin. W porównaniu do tempa działań na statku wydawało się to prawie jak mieć święty spokój na następny dzień czy inny podobnie daleki termin. Skóra na krótko wyzwolona z uścisku materii znów została skuta w jej okowy żegnając się z powiewem swobodnego powietrza. Jednak bez tych okowów szanse na przeżycie poza przytulnym gniazdkiem Lindy mieli dość nikłe. Alex przy okazji migała komunikatem o zadokowaniu Iron Sky i gotowości do wyświetlenia nagranych przez drona filmów. Właściwie nie byli pewni od jak dawna ale chyba jak tu przybyli to jeszcze nie migała. Jeszcze dopiąć hełmy i można było wyruszyć na korytarz i dalej. Do zbrojowni, na mostek czy gdzieś indziej. Rufa; pokł D; seg 8; siłownia hipernapędu; Rohan, Nivi, Abe i Veronica Znowu dali radę. I główny inżynier i przekalibrowany przez niego wypalacz. Brodacz w ciężkim kombinezonie obserwowała jak świetlista, buzująca żółto - biała smuga pokonuje ostatnie milimetry i wreszcie dopełnia pracy. Zgasił urządzenie pozwalając mu choć na moment odpocząć. Dalej zrobiły już jego mięśnie napierając na wycięty właśnie korek w poszyciu pokładu. Ten po lekkim oporze i dźwiękiem bardziej odczuwalnym bezpośrednio przez samo ciało niż uszy dał się wepchnąć o poziom niżej. Droga wolna! Udało mu się przepalić przez 2 z planowanych 3 otworów w naprawdę rewelacyjnym czasie. Zdążył przenieść się o poziom niżej, wymierzyć zasięg ostatniego z planowanych otworów i ponownie ustawić wypalacz do pracy. Chociaż znów stał przed dylematem czy przeciążyć maszynę i jak tak to jak bardzo. Znowu bowiem stał przed tym samym ryzykiem co poprzednio. Dotąd albo szczęście albo solidność i odporność urządzenia mu sprzyjało. Ale nawet on nie był w stanie oszacować na pewno czy będzie tak też i tym razem. Chwilę wcześniej Alex potwierdziła zarówno zadokowanie latającego drona jak i przekazanie jego nagrań do swoich zasobów. Więc w tej chwili mógł z nich skorzystać każdy załogant na każdym działającym panelu. Z działającymi panelami czy czujnikami Alex na pokładzie D gdzie się właśnie przebił było jednak gorzej. Tu już łączność wyraźnie rwała się i szwankowała. Czasem trzeba było prosić by ktoś coś powtórzył, czasem trzeba było się domyślać o co chodzi z daną wypowiedzią. Musiał się więc już znajdować blisko tej najbardziej zdewastowanej części. Nie było się co dziwić. W końcu pod spodem już był przedział maszynowni. Za to kończąc pomiary i rozstawianie wypalacza mógł się nacieszyć towarzystwem. Na dole spotkał Abe a niedługo potem doleciały do nich Nivi i Veronica. Wyglądały jak dwunogie wielbłądy pod wpływem zabawek dowleczonych przez pół korwety ze zbrojowni. Miał właściwie więc do dyspozycji trzy osoby. Właściwie samo wypalanie gdy już wszystko było ustawione nie było aż tak strasznie trudne. Ktoś z nich powinien chyba dać radę wykonać taką pracę co zwolniło by go wreszcie do innych zadań. No i chyba odkąd wyskoczyli w tym systemie pierwszy raz miał aż tyle osób wokół siebie co samo w sobie zdawało się dodawać otuchy. Nivi z Veronicą odkryły rzecz jaką właściwie świetnie znały bo znał je każdy początkujący astronauta. W nieważkości niby rzeczy nic nie ważyły i można było niesamowite ciężary podnosić jedną ręką czy nawet paluszkiem. Ale jak już się coś wzięło to im większą masę miał dany obiekt tym trudniej było nadać mu większy pęd. A gdy już się mu nadało to jeszcze trudniej było go wyhamować. Zwłaszcza jak się samemu nie było nijak, nigdzie przytwierdzonym i dryfowało się bezwładnie w przestrzeni. Tak i teraz czuły jak zabrany ze zbrojowni sprzęt ciąży im. Jak leciały wzdłuż korytarza było ładnie. Ale gdy choćby zatrzymywały się przy drzwiach by otworzyć je panelem te wszystkie torby, karabiny, przywieszki dalej ciągnęły przed siebie zderzając się w tym leniwym, nieważkim tempem w tą ścianę, drzwi czy panel. Było to trochę uciążliwe ale ostatecznie jednak poradziły sobie z tym całkiem nieźle. Obydwie miały też wreszcie na własne oczy zobaczyć jak wyglądają rejony bliższe rufy. A wyglądały znacznie gorzej od tych na dziobie. Nawet ładownia która oberwała bezpośrednio wydawała się teraz nie tak zniszczona. Pewnie przez to, że poza dropshipem i kontenerem i tak niewiele w niej było a co było przy trafieniu wywiało w kosmos. Zaś w tych wszystkich korytarzach, schodach, salach jakie mijały nadal wszystko tkwiło w zawieszeniu, dryfując po ciemku, w półmroku lub świetle. Ale ogólnie im bliżej rufy tym tego światła było mniej. A jak było coraz częściej było migającym drażniąco światłem alarmowym. Tam gdzie uchowała się atmosfera brzęczały też ostrzegawczo syreny alarmowe a gdzie jej nie było panowała bezgłośna, nienaturalnie cisza. Tylko wciąż się co chwila coś ruszało. Coś ocierało się o skafander, szurało po jego powierzchni wywołując wrażenie, że coś czy ktoś je zaczepia. A w tych warunkach migającego światła i ostrych, próżniowych półmroków oczom ciężej było od jednego rzutu oka zidentyfikować czy to jakieś kable, czy to ta druga załogantka coś chce, czy może to coś jeszcze innego. Otuchy dodawała jednak obecność tej drugiej osoby. Poruszanie się tymi rejonami w pojedynkę wydawało się dość ryzykownym pomysłem a myśl o obcym stworzeniu jakie gdzieś tu mogło się czaić w ogóle już szarpało nerwy. Tutaj wydawało się, że coś się czai przed i za każdym rogiem. Więc gdy wreszcie dotarły do pomieszczenia gdzie pracował Rohan zastały je puste. I świeżo wypalony otwór w pokładzie wciąż szczerzący się rozgrzaną plaststalą otoczony kłębami mgły z gaśnicy i świecącymi kroplami stopionej materii. Na szczęście i Rohan i Abe był tuż po drugiej stronie otworu. Za to z łącznością było już słabo. Co prawda we czwórkę mogli rozmawiać swobodnie tam gdzie komunikatory same z siebie łapały zasięg. Ale resztą statku by się połączyć było jeszcze możliwe ale był już wyraźny kłopot. - Ale tnie. - powiedział Veronica krzywiąc się na te zakłócenia. Chyba powiedziała to w złą godzinę bo nagle coś strzeliło iskrami, trochę jakby nawet wybuchło choć z powodu tego błysku i nagłej ciemności nie byli już tego pewni. I jeszcze do tego komunikatory zasygnalizowały brak łączności z resztą statku. Nivi zanim zdążyła coś powiedzieć poczuła, że coś naparło ocierając się o jej udo. Ktoś ją dotknął? I trzymał? No chyba tak. Albo podobnie. Poza małymi świecidełkami przy szybkach hełmów była czarna ciemność dookoła. I czasem błyskającego snopu iskier gdzieś tam w rogu. Ale świecidełka pozwalały najwyżej rozpoznawać twarz z bliska i sygnalizować pozycję z dalszych odległości. Przy hełmach były latarki tak samo jak przy prawicy skafandrów. Trzeba było je tylko włączyć. - Chłopaki to wy mnie klepiecie po tyłku? Nie mów Nivi, że to ty. - rozległ się w słuchawkach niepewny głos Veronici. Nivi zaś czuła, że ten dotyk na udzie jakby się przesunął z bocznej strony bardziej ku przodowi i jakby osłabł.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
18-12-2017, 10:10 | #117 |
Reputacja: 1 | Przebił się i miał dobry czas. Na twarzy inżyniera pojawił się uśmiech. Poklepał laser górniczy jak starego dobrego konia, który pomoże mu odjechać ku zachodowi słońca w tle napisów końcowych. Zszedł na niższy poziom i rozpoczął od wymiany chłodziwa. Niby wszystko zainstalował w przeciwprądzie. Niby zoptymalizował wydajność, a jednak chłodziwo się zużywało. Dobrze, że Drake przytaszczył go tak dużo.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 18-12-2017 o 13:58. Powód: Kilka drobniejszych edycji po konsultacji z MG |
19-12-2017, 10:20 | #118 |
Reputacja: 1 | To było bez sensu! Z wszystkich osób chyba była najmniej przydatną do siedzenia na mostku. Słaby nastrój Julii właśnie leciał na łeb na szyję. Dobrze, że veronika poszła z Nivi, trochę się tam zebrało tego zamówionego szpeju, no i gdzieś tam z tyłu było to cholerne coś, z czym tak bardzo pani biolog chciała się zaprzyjaźnić. |
21-12-2017, 21:29 | #119 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
22-12-2017, 16:31 | #120 |
Reputacja: 1 | Abe zapalił lampy na swoim stroju po czym odbił się w stronę gdzie jak przypuszczał uciekło to coś. -Ok, dwa pytania, co to do cholery było? i gdzie się podziało? Rozejrzał się i podniósł jakiś fragment rury z podłogi -Ok, może zrobimy tak: rozdzielamy się na dwa dwuosobowe zespoły i szukamy tego zwierzaka. Pewnie Nivi chciałabyś do swojej kolekcji, o ile to coś ci z niej nie uciekło...
__________________ A Goddamn Rat Pack! |