Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-12-2017, 16:30   #111
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Linda i Drake u mostku bram

W zasadzie Linda cieszyła się z jakiegoś powodu niespodziewanym towarzystwem Drake’a.
- No to jesteśmy - mruknęła gdy zatrzymali się w końcu przed włazem mostku. - Pytanie co teraz.
Skoro wejście nadal pozostawało zamknięte, najwyraźniej działania Tichego nie przyniosły skutku. Jako pokładowy nawigator Linda miała zagwozdkę.
Logiczne i chłodne podejścia do paranoiczki objawiającej się przejęcia wszechświata przez cyborgi, androidy i sztuczną inteligencję było ironią, która zapewne spaliłaby na panewce.

Norton rozważała dostępne opcje wpatrując się w twarz kanoniera.

Jak przekonać nawigatorkę do tego, że oboje są ludźmi?

Uśmiech - rzadko spotykane zjawisko u lekarki - rozjaśnił jej twarz. Może ten bourbon nie był takim złym pomysłem? Gestem wskazała Drakowi by zdjął hełm.
Sama też zaczęła gmerać przy zamku nadając do Pryii:
- Teddy? Teddy to ja, Linda i Drake. Zobacz, jesteśmy sobą, nikt nas nie podmienił. Nadal jesteśmy ludźmi.
Kątem oka obserwowała kanoniera z prośbą w oczach.

Kanonierowi cisnął się na język zabawny, ale średnio pasujący do warunków komentarz, tym bardziej niestosowny, gdy po drugiej stronie zamkniętych drzwi znajdował się nikt inny, tylko Teddy. Cudem wcześniej zachował kamienną twarz, mijając sfochanego Tichy’ego. Kapitan który nie dostał się na mostek swojego statku… musiało zaboleć. Z drugiej strony Drake zachodził w głowę dlaczego stary tak szybko się poddał? Hermkens nie raz przecież odwalało słabiej lub mocniej. Kwestia warunków, a ich były nerwowe - nieprzyjazny teren dla świra borykającego się z mania prześladowczą i teoriami spiskowymi przy których każdemu by odwaliło, gdyby w nie wierzył. Nawigator wierzyła.

- Daj spokój Miśka, kto niby miałby nas podmienić? - westchnął ociężale. Wzrok Lindy jednak przywołał go do porządku i zaskoczył. Zdjąć hełm, tutaj? No dobra… - Jesteśmy tu sami, widzisz? Tylko ja i Linda - wzorem lekarki zaczął zdejmować osłonę głowy.

- Teddy? No hej, popatrz. - lekarka uśmiechnęła się ponownie chociaż trochę kurczowo. Dawno wypadła z obiegu w tych sprawach. Nie wiedziała też jak zareaguje Drake na jej plan. W zasadzie jednak jakby nie zareagował, mogło to tylko ukazać głębię jego człowieczeństwa. Linda zaś najwyżej dołoży oskarżenie o napaść seksualną do wpisu w swoich aktach.
Brunetka podpłynęła do kanoniera i otoczyła szyję mężczyzny ramieniem.
Było to określenie mocno na wyrost bo ani kombinezon ani pływający ruch w korytarzu pozbawionym grawitacji nie pomagał w pełnych gracji ruchach. Niemniej przynajmniej próbowała by wyglądało to szczątkowo kusząco.
Wsunęła palce we włosy Drake i spoglądając mu w oczy mruknęła raz jeszcze:
- Niech ona to lepiej ogląda.
Przysunęła się lewitując ku kanonierowi by ostatecznie musnąć jego usta swoimi.
Lekko, na próbę, rozważając ile to miesięcy upłynęło od ostatniego pocałunku.

To z pewnością nie było zachowanie według protokołu i zaskakujące na tyle, że nawet Drake’owi spadła maska spokoju z twarzy. Spodziewałby się podobnego zachowania po każdej kobiecie z załogi, ale nie po Norton. W pierwszej chwili go zamurowało, więc stał jak słup zastanawiając się szybko co tu jest grane. Dobra, chcieli pokazać nawigator emocje? Jego gęba w brwiami uniesionymi prawie do linii włosów nad czołem i szok na całej reszcie twarzy chyba dość skutecznie rozwiązywały ten problem.
- Dużo wypiłaś? - spytał czując w jej oddechu alkohol, a Linda zrobiła bliżej niesprecyzowaną minę. Zaskoczenie przerodziło się w coś innego. Kosmos był pusty, oni spędzali czasem długie tygodnie w parę osób na pokładzie statku. Potrzeby szły na bok, zostawała praca. Zazwyczaj działało, ale teraz nie mieli “zazwyczaj”.

Przez jego twarz przeszedł skurcz, brwi opadły na prawidłowe miejsce. Kanonier patrzył w oczy zastępcy kapitana z bliższej niż kiedykolwiek odległości, mimo pancerza miał dobitną świadomość obecności kobiety przy boku. I jej usta zaraz obok jego ust. Robili pokaz dla Teddy, nie? Dostanie pokaz.
- Powinnaś częściej zaglądać do kieliszka - uśmiechnął się mrużąc przy tym oczy z jawnej uciechy i zaczął działać. Włączył magnesy w butach, przytwierdzając się stabilnie do podłogi. Złapał kobietę ramieniem w pasie i przyciągnął do siebie, drugą ręką posyłając na tył jej głowy i przyciągając twarz do siebie. Pocałował ją najpierw lekko, za drugim razem mocniej, a za trzecim wpił się w jej usta z całym nagromadzonym przez długi post głodem. Najwyżej da mu zaraz po ryju… e tam. Było warto.

O dziwo, nie dała.
Z cichym westchnieniem poddała się działaniom Drake i na ile mogła wtuliła się.
W otaczającej ich ciszy słyszała przyspieszające bicie własnego serca. Przez chwilę myśli Lindy wypełniły definicje sprzężenia zwrotnego reakcji chemicznych odbywających się podczas pocałunku i aktu miłosnego. A potem Drake pocałował ją mocniej i żądza udzieliła się i lekarce. A może to była desperacja?
Przestała analizować.
Chciała poczuć bliskość i ciepło innej osoby.
Mruknęła cicho coś niezrozumiale i zaczęła oddawać pełne pasji pocałunki.
Skubnęła zębami dolną wargę Drake po omacku szukając przycisku na jego kombinezonie.
Gdzie on był u diaska? Niecierpliwe dłonie Norton nagle straciły typową dla kobiety precyzję.
Zdyszana odsunęła się z lekkimi wypiekami na twarzy by odszukać ten cholerny przycisk.

Pomyśleć, że przechodzili koło siebie korytarzami Acherona setki razy. Widywali codziennie, nawet gadali i na tym się kończyło. Teraz poszedł impuls, a dotychczasowy porządek trafił szlag. Ciepło ciała zamkniętego w pancerzu, jego smak i ciężar wyczuwalny pomimo braku grawitacji drażniły. Tak samo jak złączone usta i mieszające się oddechy. Ręce na oślep szukające przycisku awaryjnego zrzucenia pancerza.
Drake nie mówił, korzystał z być może ostatniej okazji w życiu na… bliskość z drugim człowiekiem. Brakowało mu tego, złapał więc szansę i chwycił ją obiema dłońmi. Myślenie się wyłączyło zostawiając odruchy. Sam zaczął macać pancerz Lindy w poszukiwaniu tego pieprzonego guzika i znalazł. Może miał farta, a może wiedział gdzie szukać. Syknął elektroniczny system, kawałki blachy wyleciały w przestrzeń korytarza unosząc się w powietrzu, a kanonier nie tracił czasu. Oddychając ciężko przekręcił się i zrobił krok do przodu, przyciskając niesioną kobietę do ściany.

“Granaty” leniwa i nieskoordynowana myśl zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
Linda gorączkowo schwyciła twarz Drake’a w obie dłonie, przyciągając ją do swojej. Chciała więcej tych pocałunków. Pragnęła poczuć dotyk jego dłoni na nagiej skórze. Bliskość twardego, męskiego ciała ocierającego się o jej własne krągłości.
- Gdzie? - wydyszała odrywając się od kanoniera jedynie na ułamek sekundy i na powrót uniemożliwiając mu udzielenie odpowiedzi. Nogami odruchowo otoczyła otulone kombinezonem biodra. Dłonie głaskały pieszczotliwie kark mężczyzny, wsuwające się we włosy palce zacisnęły się kurczowo. Namiętna reakcja Drake’a nakręcała Lindę do granic.

Wziął ją za rękę i przyłożył do odpowiedniego miejsca na metalowej płycie. Tak było łatwiej niż przerywać zabawę. Stęknął kiedy zakleszczyła go nogami i przyspieszył tempo łapiąc ją za szyję i zaciskając na moment palce. Nie przestawał gryźć i miażdżyć jej warg, sapiąc kobiecie prosto w nos. Językiem badał głębsze zakamarki jej ust, dłoń z szyi zsunęła się niżej na piersi tak przyjemnie miękkie co szło wyczuć i przez plastik i gumę.
- Kurwa - stęknął odchylając kark do tyłu i przy pomocy zębów pozbył się rękawicy.

Gdy on szamotał się z rękawicą, ona przecisnęła ręce i zaczęła szarpać jego czarny t-shirt.
Na cholerę im tyle ubrań?
- Trzeba zmienić przepisy… nie potrzeba - wydyszała wpijając się w szyję Drake’a ustami i przesuwając nimi w górę ku płatkowi ucha. Dmuchnęła gorącym oddechem i dokończyła nie kontrolując oddechu - tylu warstw.
W między czasie dłonie szarpały i tarmosiły ciemny materiał ciągnąc go w górę.
Linda jęknęła cicho gdy w końcu poczuła ciepłe ciało Leona pod palcami. Podsuwając t-shirt w górę, przeciągnęła też paznokciami po skórze. Jej język błądził i wciąż na nowo badał usta mężczyzny. Jej ciało już dawno było gotowe po poczuć go jeszcze bliżej.
Myśli o Teddy rozmywały się w przyjemności i poczuciu bliskości.

- Potem… dobra? Potem - wymamrotał, ściągając do końca podkoszulkę i “wieszając” ją w powietrzu. Kanonier dyszał ciężko, mając w objęciach żywy, ciepły i tak przyjemnie ciepły obiekt. Kobietę o smaku alkoholu i szaleństwa, bo nie byli normalni. Oboje. Przestał całować jej usta, zmieniając cel na policzek. Znaczył mokrą ścieżkę wzdłuż niego aż do ucha. Tam się zatrzymał, objeżdżając językiem teren pod jego dolną krawędzią, a jeszcze nad zawiasem żuchwy. Syknął nagle bo paznokcie przejechały mu po skórze. Zapiekło, zabolało i coś chyba się przecięło, ale to był detal. O wiele bardziej interesujące bodźce wygnały chwilową konsternację i Drake podjął wędrówkę ustami, schodząc niżej po szyi aż do obojczyka. Ciągnęło go do cycków, jak cholera chciał je zmacać jeszcze raz i najlepiej nie wypuszczać z rąk. Ktoś mu jednak kiedyś dobitnie wytłumaczył, że laski nie składają się z samych cycków. Ograniczył się do wsunięcia palców pod równie czarną jak jego podkoszulkę i podwinięcie jej Lindzie pod obojczyki. Żeby mu nie uciekła jeszcze mocniej naparł na nią całym ciałem, przyciskając do ściany. Ugniatając lewą pierś, sięgnął w dół do rozporka i leginsopodobnych spodni. Wypadało je zdjąć, ale wtedy straciłby ten cholerny kontakt i ciepło, wyczuwalne biciem serca zaledwie przez dwie warstwy skóry. Już dawno nie miał kobiety, zbyt dawno.
Sapał podniecony do kwadratu, a subtelne pojękiwanie Norton tylko go nakręcało. Nie… nie ma sensu bawić się w ściąganie czegokolwiek.
Nie przestając całować nadstawionej szyi, z kieszeni spodni wyjął składany scyzoryk i przeciął Lindzie spodnie na szwie w kroku. Norton zadrżała.
- Nie bój się - wysapał i odstawił nóż w nieważkość, gmerając przy suwaku swoich spodni.

- Pospiesz się - stęknęła lekarka, wciągając z podniecenia głęboko powietrze. Ciężki oddech unosił jej piersi, ocierały się o ciało Leona, stwardniałe i napięte.
Obserwowała przez chwilę ruchy mężczyzny sama wsuwając dłoń między ich ciała by sięgnąć skrywanej dotąd męskości.
- Pospiesz - drżała z napięcia i kręciła lekko ułatwić obojgu bliższy kontakt.
Kontakt z rzeczywistością straciła kilkanaście minut temu.
Ugryzła namiętnie ramię mężczyzny i bardziej przeszkadzając niż pomagając drażniła kark, linię żuchwy i kącik ust nieokiełznanymi pocałunkami. Wolną dłonią próbowała sięgnąć pośladka.
Gdyby ktoś ją teraz zobaczył - ktoś oprócz Teddy i Drake’a - nie poznałby w niej Królowej Lodu.

Skoro dama prosiła, nie wypadało odmówić. Ugiął kolana i jednym szybkim ruchem wszedł w lekarkę, dobijając ją do ściany. Trochę zbyt gwałtownie i bez powolnego badania terenu, ale podniecenie wyciszało rozsądek. Jęknął głośno, zagryzajac zęby i wycofał się tylko po to, aby pchnąć jeszcze raz. Zaparł się ręką o chłodny metal obok jej głowy, poruszając biodrami w rytm nadawany przez jej oddech. Patrzył jej prosto w oczy - inne niż te które zwykle widywał przy zbliżeniach… kiedyś. Żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia pocałował ją, obserwując reakcje mimiki twarzy i oddychając urywanie przez nos.

Zazwyczaj ciemnobrązowe oczy Norton teraz zdawały się czarne. Może to przez mrok korytarza a może przez żądzę i kurczowe napięcie ciała.
Podchwyciła spojrzenie Drake’a leczy gdy wdarł się w nią kolejny raz przymknęła powieki, odgięła głowę do tyłu i wydała przeciągły jęk. Nie przejmowała się, że Tichy może wrócić, nie przejmowała się niczym. I tak mieli zginąć na tej pustej łupinie.
Trzymała się kurczowo Leona i z lekkim uśmiechem mieszającym się z zaciskanymi z rozkoszy powiekami powtarzała na przemian jego imię i zachęcała go do dalszych wysiłków.
- Mocniej - dyszała przyciągając jego twarz do swych piersi.

Większej motywacji kanonier nie potrzebował, w ogóle nie potrzebował żadnej dodatkowej motywacji. Wystarczył sam dotyk, wiercący w nosie zapach kobiety i wilgotny żar połączonych bioder. Ostrożność poszła w odstawkę, kontrolę przejęły instynkty. Przyspieszył tempo nie bawiąc się w subtelności. Brał ją pod ścianą, wychodząc z gościnnego ciała tylko po to aby z impetem przyszpilić je jeszcze raz i tak w kółko. Zaciskał przy tym dłonie na biodrze i piersi lekarki, wbijając w nie palce w miarę jak zbliżał się do samego szczytu. Czerń przesłoniła mu widok, powietrze z sykiem opuszczało jego płuca. Pierwsze dreszcze szarpnęły nim, stęknął głośno, opierając spocone czoło o to drugie czoło. Wykonał jeszcze parę pchnięć, wolniejszych i bardziej chaotycznych. Zgubił rytm, jęknął głośno i zamarł słysząc jedynie huk pulsu w uszach. Obezwładniające poczucie spełnienia prawie ugięło mu nogi.
- To co… widzimy się za dziesięć lat w sądzie? - dał radę wydyszeć i się uśmiechnąć - Z zarzutami dla faszystowskiej świni o molestowanie i gwałt?

Pytanie przedarło się przez mgiełkę oszołomienia i echo krzyku rozkoszy. Opuchnięte wargi lekko piekły, napięte mięśnie rozluźniały się z drżeniem. Ciało reagowało lekkim szokiem na nagłą i niespodziewaną dawkę seratoniny. Linda zamrugała, gdy pod otwieranymi powiekami zamajaczyła twarz Jacka.
Poczuła złość.
I by się jej pozbyć, zatkała Drake’a pocałunkiem.
- Nie wiedziałam, że z Ciebie taki optymista - mruknęła już chyba trzeźwa bo ton głosu zaczynał chłodzić na nowo. Przeczył, tak bardzo przeczył reakcjom jej rozedrganego ciała.
Pogładziła Drake’a lekko po policzku, rozluźniając zaplątane na nim nogi. - Mamy dwa problemy - mruknęła powoli wyswobadzając się i osuwając wciąż jakoś dziwnie przyklejona do kanoniera. - Teddy to raz. I… nie mam spodni…
Uniosła wzrok na Leona i zaczęła chichotać nieopanowanie.

- A… racja - kanonier zrobił niemądrą minę, zezując w dół i podrapał się po głowie. Liczył chociaż, że nawigator nie zrobiła niczego nierozsądnego… znowu… i nie nagrała ich. Nie chciał się potem zobaczyć gdzieś na portalu z pornosami w kategorii “amatorzy” i “publiczne”, a po Teddy… ciężko było się spodziewać czegoś konkretnego w zestawieniu z karuzelą czystego chaosu który reprezentowała.
- Chcesz to weź moją podkoszulkę - powiedział, całując ją ostatni raz, ale z objęć jeszcze kobiety nie wypuścił - Da się to jakoś zawiązać i przyczepić żeby nie było widać… i nie przewieje cię. A potem do kajuty. - teraz on przybrał fachowy ton - Musisz się przebrać.

- Mhm - mruknęła Linda zagadkowo. Spojrzała na kanoniera z lekkim zaskoczeniem, odsuwając lekko twarz by móc ocenić każdy szczegół. - Zaskakujesz mnie. - powiedziała była Lodowa Pani.
Wyciągnęła się po leniwie unosząca się obok koszulkę Leona tak, by otrzeć się o niego całym ciałem.
Co ona do cholery robiła?
Poczuła gdzieś tam budzącą się raz jeszcze iskierkę ekscytacji.
Powinna dostać się na mostek.
Ale racja, bez ciuchów to był kiepski pomysł.
- Tak jest - mruknęła w końcu do ucha Drake’a. - Mamy się nie rozdzielać. - gdy spojrzała na mężczyznę w jej oczach zamigotały iskierki.

Kanonier parsknął śmiechem i z premedytacją znowu przycisnął panią doktor do ściany.
- W razie czego znam jeden sposób żeby zasłonić dziurę w spodniach - mruknął niskim głosem prosto do jej ucha - Problem rozdzielania czegokolwiek też wtedy odpada - powoli wracał do zwyczajowego, flegmatycznego tonu, chociaż ruchy nadal miał energiczne. Udem rozchylił jej nogi na boki, stając między nimi - A Teddy i tak niczego nowego nie zobaczy - dodał na koniec i skrzywił się. Dla zabicia kwaśnego posmaku w ustach skubnął szyję Lindy wargami.

Linda wtuliła twarz w zagłębienie szyi Drake’a wciągając głęboko zapach mężczyzny. Polizała miejsce przy obojczyku:
- Nie kuś… - nagle jej głos stał się lekko ochrypły. Aż tak jej brakowało seksu? Zdziwiła się. - Sprawdźmy, czy zadziałało. Jeśli nie, mam jeszcze trochę bourbonu w kajucie. - wszystko to Norton bardziej mruczała przesuwając wygłodniałymi ustami po szyi, grdyce i podbródku Leona. Jeśli to ich ostatnie chwile, wolała je spędzić w jego ramionach i smakiem alkoholu w ustach niż użerać się z Teddy. - Umowa… stoi? - dłoń lekarki musnęła pieszczotliwie podbrzusze kanoniera.

- No stoi... nie czujesz? - parsknął napierając biodrami na jej biodra - Tak to przedstawiasz, że wolałbym aby nie zadziałało. Z dwóch bramek wolę ciebie i bourbona. Albo ciebie w bourbonie - mruknął z udawaną pretensją, i cmoknął ją w czoło. Dla niego Prya mogłaby zostać za tymi durnymi drzwiami. Serio...
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 13-12-2017, 22:40   #112
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Statek się rozlatywał, a drużyna postanowiła radośnie odpalać fajerwerki. Za chwile będą biegać po gruzowisku i strzelać do siebie panikując. Tak… broń palna i granaty to właśnie to, co teraz im wszystkim pomoże. Odesłał listę zakupów:
Cytat:
  • Pancerz natryskowy
  • Czynnik uszczelniający
  • Coś oślepiającego/ogłuszającego
  • Granat EMP
Nie potrzebował broni. Miał pistolet. Strzał z pistoletu w tych warunkach i tak może zabić każdego z załogantów. Powinni się skupiać na naprawach, a nie na bieganiu i strzelaniu. Owszem, mają na pokładzie obcego. Rohan do końca nie był pewny organicznej natury istoty, więc granat EMP wydawał mu się słusznym elementem na podorędziu. Ogłuszenie nie wchodziło w grę w próżni. Oślepienie miało szanse powodzenia, o ile istota z którą mieli do czynienia miała oczy. I to oczy które wykrywały światło widzialne, a nie np. Promieniowanie podczerwone. Może mieli na pokładzie jakiś paralizator? Dodał do listy zapotrzebowania:
Cytat:
  • Paralizator?

Wypalanie było niesamowicie angażującą pracą. Inżynier tylko na moment oderwał się od wypalacza, żeby pancerzem natryskowym przytwierdzić do ścian, sufitu i podłogi różne przeszkadzające i unoszące się dotychczas wkoło przedmioty. A także roztopioną plastal.

- Bezpieczeństwo przede wszystkim -
powiedział do siebie w ciszę kombinezonu.
- Alex, ściągnij Iron Sky i podłącz do wewnętrznej sieci. Nagrania prześlij na mostek.

I tyle. Nie ruszy się od wypalacza. Za dużo pracy w to włożył dotychczas, żeby teraz przerywać. Musiał w ciągu godziny dostarczyć zasilanie dla Pryi. Jakiekolwiek animozje nie dzieliły tej pary, to nie ulegało wątpliwości, że w dotychczasowej sytuacji to dzięki ich współpracy statek nie był jeszcze płonącą kulą gdzieś w nicości. Inżynier zebrał dla niej moc szybciej, niż komukolwiek mogło się to udać. Ona zaś wyskoczyła z nadprzestrzeni bezbłędnie po jednym enigmatycznym komunikacie z maszynowni. I choć żadne z nich nie przyznało tego otwarcie, stanowili zgrany zespół.

Rohanowi spierzchły usta. Przełknął ślinę i myślał dalej. Tym razem już nie o Hermkens. Tym razem o Larsen. O jej odkryciu. Chciałby, żeby mogła się nim z kimś podzielić. Żeby udało im się przetrwać. Wystarczy, że dobiją do tamtego statku. Systemy będzie można jakoś ze sobą połączyć. Rohan był prawie pewien, że za kilka tygodni ruszą w dalszą podróż. Trzeba będzie wstawić nowy reaktor. Albo i dwa. Załatać rufę prowizorycznymi osłonami. Tak tylko, żeby statek wskoczył w nadświetlną i dowiózł ich do jakiejś przystani. Larsen musiałaby do tego czasu złapać obcego. Choć, jeżeli ta istota zginie, to jej materiał genetyczny i tak posłuży jako niezbity dowód. Czteroliniowe DNA? Inżynier analizował. Musiał mieć w białkach coś innego niż ATGC. Przecież atomy nie rozciągały się w nieskończoność. Długości wiązań były stałe. Wyrażone w angstremach. Co za tym idzie oś skrętu dla czterech nici helisy musiałaby być szersza. Biologia nie była jego dziedziną i tam gdzie chemia materiałowa zmieniała się w enzymatyczna biochemię rozkładał ręce. Jednak głównym powodem rozmyślań były Oczy. Oczy Rohana były sprytnymi dronami rozpoznawczymi. Mogły być skonfigurowane na poszukiwania konkretnych elementów. Inżynier musiał się zastanowic co odróżni obca formę życia od elementu otoczenia i innych załogantów. Potrzebował na to jeszcze trochę czasu… ale wypalacz miał jeszcze sporo do przepracowania.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 21-12-2017 o 09:41.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-12-2017, 16:48   #113
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Ostatni bastion Ludzkości: Teddy i Linda z Drake'iem

Zrobił się w interesie ruch i ruch interesów. Najpierw cyber-Tichy, potem druga para sługusów syntetyków. Prya znała ich sztuczki, chcieli namówić ją do otworzenia drzwi - chociaż raczej chodziło o to aby się na mostku nie wysadzała krzycząc jedną ze spiskowych teorii powszechnie obśmiewanych… głupcy i ślepe marionetki.

Już miała odejść od drzwi po machnięciu ręką na nową parę androidów, kiedy zaczął się cyrk. Oto Lodowa Góra zderzyła się z Titaniciem - wyglądało ciekawie.

- Ja pierdolę - nawigator gapiła się w ekraniki kamer, zezując drugim okiem na wykresy życiowe według Kluczy lekarki i kanoniera. Pokrywały się jak samo, jak Drake pokrywał Norton, a żeby móc oczywiście potem przeanalizować zajście, Prya zaczęła nagrywać całość. Zza żelaznej kurtyny przyglądała się liżąco-posuwającej parze mając na widoku trzęsący się w rytm walenia męski tyłek i podskakujące cycki. Też w tym samym rytmie.

I tak im nie wierzyła, nie do końca. W końcu i tak mogli mieć chipy, nie?

Postanowiła jednak zaryzykować. Żeby potem nie nazwali jej paranoiczką.

Nawigator pomajstrowała przy przełącznikach, podpięła na powrót okablowanie. Drzwi na mostek rozsunęły się bezszelestnie, a ona stanęła w progu, chowając lewą połowę ciała za solidną bramą. Jeden rzut oka wystarczył aby wbić kołek pod dalszą stabilizację - czerwona jucha na gołych plecach. Ich pokładowy artylerzysta krwawił. Czyli człowiek, chociaż może zindoktrynowany.

- Właźcie. - Hermekns mruknęła, cofając się o krok w bok. Rzuciła zezem na pośladki bielejące w półmroku korytarza niczym dwa księżyca i dodała - Zanim tamci nie przyjdą.

Linda rzuciła Drake’owi spojrzenie pełne mieszanych odczuć. Zadowolenia bo plan negocjatorki się powiódł i żalu, bo plan negocjatorki się powiódł. Zaplatając pospiesznie koszulkę Drake’a tak by zrobić z niej coś na kształt przepaski biodrowej, uśmiechnęła się w końcu do nawigatorki.
- Dzięki, Teddy.

Kanonier też wyglądał niewyraźnie. Odchrząknął i puścił lekarce oko, zanim zabrał sie za zapinanie spodni. Wizja przeniesienia zabawy do kajuty kusiła jak jasny szlag, nie przyszli niestety pod mostek po to aby… no mieli się na niego dostać. Pocieszające było to, że szansa jeszcze się trafi, może potem. Teraz mieli w planach zażegnanie kłopotów. Udało się. Powinien się cieszyć, ale radość miała gorzki posmak.
- Także ten… pomożesz nam z tym? - popatrzył na Teddy i pokazał unoszący się w powietrzu sprzęt. Elementy pancerzy, granaty i nóż nadal dryfowały w powietrzu - Nic ci nie jest Miśka?

- Nie -
nawigator wzruszyła ramionami, zapuszczając żurawia na korytarz i dopiero kiedy zobaczyła, że prócz nich nie ma tam żadnych cyborgów, wypłynęła dwa kroki poza bezpieczny teren. Odbiła naramiennik w stronę pary przy ścianie, złapała latający beztrosko granat i burknęła - Musiałam zmienić trasę pionowo do ekliptyki ustalonej przez Alex, ale udało się. Parę dziesiątek minut udało się dzięki temu zyskać na pracę przy reaktorze… więcej nie wyciągnę. Wróciliśmy już na prawidłowy tor. Musi wystarczyć - zdała coś na kształt raportu, zezując na Norton - I jest sprawa, nie jesteśmy tu sami. Truchło do którego lecimy to dwa statki - machnęła brodą gdzieś w kierunku sterów - Wielki i mały. Drugi też jest wygaszony i bez energii, nie odzywają się. Śmierdzi mi to - skończyła gadać, cofając się. Westchnełą i doburczała - Pospieszcie się, nie chcę cyborgów na mostku.

- Już, już - rzuciła Linda i trzymając opaskę na miejscu, dryfowała w kierunku mostku, druga ręką próbując złapać pchnięty naramiennik. - Na pokładzie też sami nie jesteśmy. Dostałaś wiadomości? - spojrzała na nawigatorkę sprawdzając, czy ta nie wpadła na nową teorię spiskową dotyczącą obcej formy życia. - Trzeba by Tichemu dać znać - dodała też ugodowo.

- Tak, dostałam - Prywatne odpowiedziała zdawkowo, łypiac niechętnym okiem w dół, tam gdzie twarz brunetki - Jaką masz pewność, że stary to stary? Mogli go podmienić. Zasięg skanerów na statku już nam ograniczyli... wiedziałam, że nie jesteśmy sami - mruknęła, wracając na mostek.

Za jej plecami Drake przewrócił oczami tak, aby Linda mogła zauważyć. Zbierał sprzęt, zakładając pancerz kawałek po kawałku.
Pochylił się nad lekarką i szepnął jej do ucha.
-Trzeba kogoś z nią zostawić. Innego niż Tichy, bo się pozabijają. Może Red? - musnął końcem nosa jej policzek - Ty wracasz się przebrać, a ja cię odprowadzam.

Linda zdusiła uśmiech i zgromiła kanoniera wzrokiem. Przynajmniej próbowała zgromić, bo nie wychodziło jej to specjalnie dobrze. Głupawy uśmiech nie chciał zejść jej z ust, gdy tylko spoglądała na Drake’a. Odruchowo zwróciła twarz jakby do pocałunku.
Zapatrzona w usta Leona zwróciła się do Pryi:
- Tichy to Tichy, Teddy, przecież sama to wiesz podświadomie - Norton wspomniała minę kapitana, wkurzonego do granic - Przecież wiesz, że wychwyciłabyś zmianę wzorca jego zachowania a jego temperament zdawał się niezmieniony? Co powiesz, aby Red dołączyła na mostek? - dłonie Norton pokątnie sięgały by dotknąć, musnąć kanoniera - Sprawdzałam ją niedawno w labie, jest czysta. Drake z nią był na zewnątrz więc nie została sama ani przez chwilę. Ja skoczę się przebrać do kajuty. Z Drakiem - Linda starała się by jej głos nie drżał i był choć trochę profesjonalny - i zaraz wrócimy. Wiesz, że nie narażałabym Cię na niebezpieczeństwo. Od Ciebie zależy czy się stąd wyniesiemy czy nie.

- Tichy’ego też widzieliśmy. Sapie jak zwykle i mędzi pod nosem. To on. Nie do podrobienia -
kanonier pokiwał głową próbując mówić równie powoli co zazwyczaj. Stanął za plecami Lindy udając niewzruszonego. Nie przeszkadzało mu to zapoznawać się dyskretnie z jej tylnymi, dolnymi partiami. Gładził pałacami jędrne pośladki, schodząc w dół wzdłuż pęknięcia między nimi aż zagłębił palec wskazujący w wilgotnym ciepłe. Najpierw ostrożnie, do pierwszego zgięcia. Wysunął go i ponowił manewr, tym razem wbijając go aż po kostkę dłoni. Tam go zgiął poruszając drażniąco w przód i w tył. Oddychał przez nos, wciągając zapach włosów lekarki i przymykał oczy, gdy ona złapała go za tę i inną część ciała. Linda jakimś cudem przemogła w sobie odruch przegięcia się i wciągnęła ostro powietrze przez nos. Przysunęła się nieco bliżej Drake’a, gdy jej ciało reagowało entuzjastycznie na jego dotyk. Zaklinając Teddy w duchu by ta podjęła szybko decyzję... - Red nieźle strzela. - ...Norton doszła do wniosku, że w tę grę mogą grać oboje. Odszukała broń kanoniera opiętą materiałem jeansów i zacisnęła na niej palce - W razie kłopotów będziesz miała wsparcie.

- Chcecie się jebać możecie tu, mnie to zwisa
- od fotela nawigatora doszedł ponury, obojętny głos Hermkens - Nie musicie łazić nigdzie, jeszcze was podmienią…- doburczała i westchnęła - Red jest spoko. - nastąpiła chwila przerwy - Lubię ją.

Lindę zatkało na taką propozycję i spojrzała bardzo niepewnie na Drake’a, napierając biodrami na męską dłoń. Nie poznawała samej siebie, szczególnie, że faktycznie rozważała tę opcję! Chciała powtórki ale aż tak?
- Bourbon - wypowiedziała bezgłośnie. - Teddy a może ustalimy hasło? - na szybko szukała rozwiązań. - Żebyś wiedziała, że ekipa to ekipa - ostatnie słowo wypowiedziała już mocno zduszonym tonem.

- Może bourbon? - kanonier uśmiechał się głupkowato, sapiąc lekarce w kark i całując go co kilka oddechów. Najchętniej nie szedłby nigdzie, tylko pchnął kobietę na ścianę i tam wznowił zabawę, skoro ich pluszowa Miśka nie widziała problemu. - Bourbon jako hasło - stęknął głośniej czując dotyk na spodniach. W ramach rewanżu dołożył drugi palec, pakując go w Lindę bez zbędnego czajenia. Kciukiem masował i napierał na drugi otwór, szczerząc się jak dziecko w sklepie ze słodyczami - Wolę nie mieć widowni z Tichy'ego. Poza tym musimy coś sprawdzić… w zbrojowni - zełgał bez mrugnięcia okiem - Przygotować na wypadek kłopotów z naszą żywą paczką.

Wspomnienie o żywej broni sprawiło, że Norton ścierpła skóra i kobieta otrzeźwiała.

- Teddy, wezwiemy. - z trudem odsunęła się od kanoniera zagryzając wargi by nie jęknąć - ... TIchego i Red … - mówiła z przyspieszonym oddechem - ... i skoczymy po nowe kombinezony i broń. Hasło ‘bourbon’. Ok? - przez chwilę bawiła się w trzymanie dłoni kanoniera z dala od siebie.

- Tichy, Red - zaczęła nadawanie komunikatu - zameldujcie się na mostku. Powtarzam, Tichy i Red, zameldujcie się na mostku.

- Granaty FB, napalm i holo. EMP też. MO z zapasową butlą. I kanapkę. Z szynką i majonezem. Bez ogórka - Prya powiedziała swoją listę życzeń, siadając za sterami. Inny komentarz był zbędny.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 15-12-2017, 22:07   #114
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Zbrojownia: Red i Nivi

Julia zerknęła na staruszka.
- Jeśli mogę doradzić cokolwiek do ochrony przed naszą nawigator… to pancerze są z tyłu. - Julia coraz mnie rozumiała co się dzieje na tym cholernym statku. - Ale obawiam się, że przy użyciu granatu w niczym one nie pomogą.

Red obejrzała się na Nivi przymocowując do specjalnych szelek pistolety. Oba maleństwa już jakiś czas temu wyposażyła w celowniki, a do tego jednemu zafundowała powiększony magazynek, tak jak drugiemu znacznik holo.
- Wiesz… jeśli chcesz wziąć karabinek to nie ma problemu, mam 2-3 zrobione sztuki. - Julia wskazała na ścianę z dłuższą bronią, wskazując wiszące od lewej M16-tki. - Problem jest w tym, że spluwa będzie miała problem by przeładować samą energią wystrzału. No a potem wiesz.. Zatnie się bum i masz to w czaszce. Ale jeśli chcesz coś o większym zasięgu mogę ci ją zawsze ustawić na ogień pojedynczy.

Biolog uśmiechnęła się pod nosem i kiwnięciem głowy podziękowała za trud i uwagę, skupione wokół dozbrojenia. Pogładziła przy tym chłodną lufę karabinu ostatniego po prawej stronie. Specyfikacja jej umykała, jednak wizualnie wygladał całkiem porządnie.
- Jeżeli nie będzie to stanowić problemu - przeniosła wzrok z broni na rusznikarkę, zachodząc w głowę co więcej winna powiedzieć. Szybko przetrząsnęła słownik, decydując się na neutralny zwrot po którym prawdopodobnie nie obrazi nikogo - Dziękuję też… za Edgara. Czuję się spokojniej wiedząc, że jest w bezpiecznym miejscu i nie sam.

- To nie jest problem.
- Julia podeszła do broni i jeszcze raz przyjrzała się jej, upewniając się że zostawiła wszystko dobrze przygotowane. - Jeśli chodzi o amunicję byłoby dużo prościej jakbym wiedziała z czym właściwie mamy walczyć, bo co nieco sprzętu tu jest.

- Też chciałabym to wiedzieć Red
- Larsen westchnęła, nieznacznie przymykając piekące powieki. Oddałaby połowę holokolekcji o życiu i rozwoju owada z rodziny Chrysoperla carnea, byle zyskać szanse wypicia porządnego espresso, a najlepiej dwóch. Oraz zdrzemnięcia się kwadrans… tyle by wystarczyło, by pozbyć się tępego łupania w okolicach potylicy, znamionującego zbliżającą się wielkimi krokami kolejną migrenę.
- Naszego gościa pokrywa twarda, odporna powłoka z teflonu. Ciężko będzie ją przebić. - powiedziała spokojnie, chowając niepewność w najdalszych zakamarkach serca. Wątpliwości nikomu i niczemu nie pomogą, trzeba było je więc odsunąć, póki sprawa nie rozwiąże się do końca w ten, czy inny sposób - Pod spodem prawdopodobnie znajduje się miękkie ciało, choć inne od tego co znamy - uniosła przedramię na wysokość brzucha, odczytując wiadomość wysłaną przez Inżyniera i podświadomie porównała wyświetlane pozycje ze standardową listą, zalecaną do zaopatrzenia w razie awarii. Praktycznie nie chciał broni, co kobietę ucieszyło. Czyżby znalazła jedynego myślącego logicznie człowieka na tym rozpadającym pokładzie? Bo na Lindę, co pokazała ich ostatnia rozmowa, nie miała co liczyć. Od razu zrobiło się jej lżej na duszy i jakby spokojniej.
- Wolałabym jednak, o ile to nie problem oczywiście, aby zamiast zabijać przesyłkę - unieszkodliwić ją motorycznie. - uniosła spojrzenie, kotwicząc je na oczach rusznikarki - To pierwszy przypadek kontaktu z istotą niepochodzącą z ziemskiej puli genetycznej. Na dokładkę tak skomplikowanym. Nie mamy do czynienia z pojedynczą komórką, lecz organizmem złożonym na poziomie ciebie, bądź mnie.

Red przestawiła ustawienia karabinu.
- Wiesz, że łatwiej jest zawsze coś zabić niż zatrzymać? - Rusznikarka rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając w nim inspiracji. - Mogę ci dopiąć celownik i siatkę, choć cholera zawsze widzę jak coś z pazurami niczym noże przecina to gówno. - Podrapała się po hełmie. - Są granaty oślepiające flashbangi i ewentualnie granaty z pianką unieruchamiającą, tylko cholera wie jak to się zachowa w stanie nieważkości. Po prostu warto być daleko od celu, ok? A co do naboi.. No mogę ci dać zwykłe przeciwpancerne, które gówno mu zrobią ale w razie czego uszkodzą pancerz, ale serio… jak już siatka i pianka nie zadziała wolałabym byś miała z sobą coś co go szturchnie i to porządnie.

- Muszę spróbować, to mój obowiązek. Zniszczyć zawsze go zdążymy, co innego zbadać… potrzebujemy go w hm. Szerszej perspektywie
- biolog zagryzła wargi, powstrzymując chęć do dalszego wykładania punktu widzenia dość niepopularnego… i tak niewiele by to zmieniło.
- Zdam się na ciebie. Militaria nie są moją gałęzią zainteresowań - usta jej drgnęły, na parę sekund unosząc oba kąciki ku górze w grymasie uśmiechopodobnym - Rohan również prosi o parę drobiazgów. Wolałabym się pospieszyć i nie zostawiać go samego. Kwestia… bezpieczeństwa. Poza tym bycie w pojedynkę przy naszych warunkach doprowadza do frustracji - pokręciła na koniec głową, chwytając ostrożnie jeden z obłych pojemniczków z napalmem. Obróciła go w palcach i odłożywszy na miejsce, wzruszyła lewym barkiem. Smażenia również wolałaby uniknąć.

- Mnie tylko o mały włos nie doprowadziło do zgonu. - Rusznikarka oddała Nivi broń. - Dlatego wolałabym byś sama nie lazła w tamten sektor… dobra co chce pan inżynier? Spakuję was. Ładuje ci do broni przeciwpancerne, ale dostaniesz do kieszeni magazynek z czymś mocniejszym, ok? Jak już będzie ciężko to zabij to, ok? Bo tutaj nikt poza tobą nie da rady tego przebadać i uwierz na pewno nie będzie się z tym certolił.

Ruda głowa poderwała sie bystro, uwaga Larsen w ułamku sekundy zyskała nowy punkt skupienia.
- Widziałaś go? Obcą formę życia? - jednym płynnym skokiem znalazła się obok drugiej kobiety, chwytając ją za ramię i wlepiając rozognione spojrzenie w jej twarz. Blade policzki pokryły czerwone plamki, a cała sylwetka spięła się w oczekiwaniu.

- Uwierz mi, że jakbym ją widziała to już byś miała na biurku sprawozdanie. Wolę wiedzieć co biega po statku. - Ruda chwilę przyglądała się się Nivi. Najpierw Drake pierdolący o niewolnicach, a teraz… - Ale cokolwiek to jest mam brzydkie podejrzenie, że ma sporo pary w łapach, bo beczki z kwasem nie latają ot tak sobie i mam brzydkie podejrzenie, że to cholerstwo jedną we mnie rzuciło.

W odpowiedzi napotkała na uprzejme zainteresowanie, pod którym Nivi schowała własny niepokój.
- Może być ranne - odpowiedziała powoli, przekrzywiając po ptasiemu kark w bok. Jak miała pomóc czemuś, czego budowy nie rozumiała? Jeszcze - Ma silnie… ma kwas zamiast krwi - zaczęła, lecz w porę się zmitygowała. Nie rozmawiała z Rohanem, musiała ograniczyć zbędną nomenklaturę do minimum, aby nie odstraszyć drugiej załogantki. Stuknęła trzy razy w hoklawiaturę, przesyłając zamówienie - Trzymaj, jak widzisz parę drobiazgów raptem. Nie przedźwigamy się. Mamy paralizator? - zakończyła optymistycznie.

- Nie kojarzę nic takiego… - Red zerknęła na listę. - Ale z resztą nie będzie problemu. Jak myślisz co to może jeść? Tak myślę, że gdybym wstała po jakiejś cholernie długiej drzemce i ewentualnie była ranna, to byłabym też głodna. Można by na to coś zastawić pułapkę.

- Karmiono to kroplówką. Myślę, że potrafi syntetyzować potrzebne mu składniki z dostępnego pokarmu organicznego. Glukoza, sód, potas
- Larsen podrapała się po nosie, tłumiąc chęć aby podzielić się dłuższą wersją przemyśleń - Możemy zakładać, że nie pogardzi niczym, czym nie pogardziłoby stworzenie z naszego ekosystemu. Z naciskiem na pokarmy wysokobiałkowe, jako te dostarczające najwięcej energii.

Julia już chciała coś wtrącić gdy w słuchawce rozbrzmiał znajomy głos pani doktor.
- Tichy, Red - zaczęła nadawanie komunikatu - zameldujcie się na mostku. Powtarzam, Tichy i Red, zameldujcie się na mostku.

Głos Lindy lekko ją zaskoczył. Co znowu? Czyżby te same kłopoty, które miał staruszek? Nie powinna kwestionować rozkazów, w ogóle nie powinna się odzywać, ale zaczynała nabierać dziwnego przeczucia, że coś się dzieje tu nie tak.
- Pani doktor… czy jest to pilna sprawa?- Odezwała się do mikrofonu spokojnie, cały czas patrząc na stojącego obok kapitana. Kto tu do cholery dowodził tym statkiem? Mówiła na kanale ogólnym, w sumie jak się coś dzieje to niech załoga wie. - Właśnie zamierzałam odeskortować doktor Nivi do inżyniera Rohana pracującego w zagrożonej części statku. Gdy tam dotrę mogłabym pomóc i ubezpieczać prace przy naprawie statku.

Red westchnęła i spojrzała na Nivi.
- Dobra spakuję ci to i zobaczymy co odpowie. - Rusznikarka zaczęła wyjmować na stojący na środku pomieszczenia stół kolejne elementy zamówienia. - Po cholerę ja na tym mostku.

Larsen przywołała pogodny grymas na bladą twarz, rozkładając z pozoru bezradnie ręce.
- Skoro cię wołają, znaczy jesteś potrzebna. Sprawdzisz co z Edgarem, proszę? Przy okazji oczywiście - dodała prośbę, opuszczając ramiona luźno wzdłuż tułowia - Nie musisz się obawiać, nie jest daleko. Dam radę zabrać sprzęt sama.

- Ta jest, chłopiec na posyłki melduje się do zadania. - Red wskazała przygotowany na blacie szpej. - To łapaj sprzęt, a ja zobaczę co się tam dzieje.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 17-12-2017, 11:24   #115
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Był wściekły. Na tyle rozjuszony, że nie rozmawiał z Nivią i Red, nieprzyjemnym spojrzeniem witając się i krótkimi bąknięciami odpowiadając na instrukcje Julii.

We wściekłości dozbrajał się; ruszył pierw na tył, aby na kombinezon dorzucić ciężki, wojskowy pancerz. Uzupełnił podstawową amunicję Sajgi o dodatkowe magazynki, które przymocował w odpowiednim miejscu, na udzie dozbrojonym najświeższym opancerzeniem. Granat odłamkowy, piankowy i flashbang. Na łydce znalazł miejsce nóż bojowy, o rękojeści zdobionej w standardowe moro.

Miotał dłońmi, ciskał się pomiędzy półkami, paplał coś niezrozumiałego pod nosem, nie brał udziału, a nawet nie słuchał dyskusji obu kobiet, które niepewnie spoglądały na chaotyczne ruchy swojego kapitana. Dobrze, że nie spojrzały na jego gorejące ślepia - puste jak u psychopaty.

Był wściekły. Już kiedyś zdarzyło mu się, doszło do sytuacji gdzie zabijał, torturował, przypalał, wydłubywał oczy. Dla informacji, w potrzebie zysku i dla własnej uciechy, dla tego drugiego Tichego, który w sytuacjach szczególnych wyłaził ze skóry starego kapitana, brał górę nad jego wyraźnie ludzkim "ja". Najgorzej, bo ta załoga nie miała jeszcze do czynienia z jego wewnętrznymi demonami.

W wyobraźni latały mu pomysły, sposoby likwidacji nieposłuszeństwa, oporu i wszelkiego buntu. Poderżnięte gardło, rozłupany łeb, salwa potężnym ładunkiem śrutowym w tył głowy. Napalm, gaz bojowy, pociski ze straszliwie satysfakcjonującym Uragan D2, germańska myśl technologiczna z czasów wielkich wojen, teraz w kosmicznym, ciągle ruchomym wydaniu. Podniecające myśli wypluwały stłumiony śmiech i pomruki triumfu, już prawie odzyskiwał humor, tuż tuż był przy psychicznej stabilizacji pod postacią złego kapitana, kiedy słuchawki rozbrzmiały krótką instrukcją.

Cytat:
- Tichy, Red zameldujcie się na mostku. Powtarzam, Tichy i Red, zameldujcie się na mostku.

Dla ciebie Pan Leon Tichy, ty lodowata samico! Ryknął w myślach, skarcił wszystkich po kolei za okrutną niesubordynację. Na mostek, co?? W zaufaniu przekazał nawigator dowództwo, a ta suka jego obdarzyła niewyobrażalną zniewagą, nazywając kapitana kupą pierdolonego złomu?!

Z całej siły palnął pięścią w pobliski, metalowy stolik, aż na parę sekund ucichła pobliska rozmowa. To był odpowiedni manewr, z mięśni uleciały nerwowe drgawki, a mózg mógł skupić się na działaniu. Nim wyszedł wykonać powierzony kapitanowi statku Acheron ten śmieszny rozkaz, wsadził pod lewą pachę, do kabury uszytej z nieprzyjemnego materiału, małego, poręcznego Hecklera. W kłębowiskach myśli naszło go, że powoli zaczyna brakować tlenu. Jeżeli mały magazyn takowego znajduje się w zbrojowni, trzęsącymi się od wściekłości rękoma uzupełni jego ubytek.

Obserwator mógł dostrzec chorobliwe rozdwojenie osobowości kapitana, kiedy lewa dłoń, jakby mimochodem w tej całej nerwowej sytuacji wymanewrowała pomiędzy płytami pancerza, chwyciła papierosa i cichutko umieściła go w kieszonce zewnętrznego uzbrojenia. Najciemniej pod latarnią, wszystko pod psychopatycznym okiem obecnie władającego Tichego.
 
Szkuner jest offline  
Stary 17-12-2017, 16:37   #116
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 02:25 h; 10.5 ja od Dagon V

Układ Dagon; 2:25 h po skoku; 10.5 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; pokł C; seg 3; mostek; Tichy, Prya i Julia



Byli i poszli. Właściwie popłynęli. Linda i Drake. I znowu nawigator Hermkens została sama na mostku. Minuty upływały. Tak samo jak jednostki astronomiczne jakie dzieliły ich od gazowego giganta jakiego Prya obrała za cel. Jakieś półtorej godziny. Gdzieś za tyle będzie musiała rozpocząć manewr hamujący. Nie miała pojęcia jak posuwają się prace na rufie. Na razie wskaźniki mocy ani drgnęły nadal pokazując resztki mocy.

Poza tym rufa zdawała się pochłaniać kolejnych członków załogi jak jakaś czarna dziura. Wrażenie było o tyle silniejsze, że z powodu licznych awarii i uszkodzeń liczne sektory na wyświetlanym schemacie korwety naprawdę świeciły czernią z braku danych. Równie dobrze mógł tam szaleć pożar, dominować mroźna pustka w swoim nieruchomym uścisku albo było nawet względnie cało a tylko Alex miała odcięte dane od tych rejonów. Z perspektywy mostka zdanego na czujniki komputera głównego wszystkie te wersje były równie prawdopodobne. Jednak rufa pochłonęła już prawie połowę załogi. Znaczki oznaczające Rohana, Nivi, Abe i Veronicę migały jak stroboskopy na dyskotece. Tylko coraz częściej gasły niż błyskały światłem. Klucze Lindy i Drake od jakiegoś czasu znieruchomiały w kajucie Lindy. Za to pod mostek przesunęły się klucze Tichy’ego i Julii. No i Alex zameldowała, że z polecenia Rohana zadokowała z rejsu rozpoznawczego Iron Skye i zgrała z niego materiał więc jest dostępny i gotowy do obejrzenia. Wtedy rejon gdzie była czwórka załogi na rufie zgasł zamazany czernią a krótki komunikat Alex potwierdził awarię i utratę łączności z tym rejonem.

Kapitanowi “Archeona” trochę zeszło dłużej w drodze na mostek niż z mostka do zbrojowni. Ale wtedy nie musiał robić postoju na wymianę zasobnika z tlenem. Teraz jednak żółty alarm tlenowy zamilkł i znów miał w zbiornikach tlenu na następne 10 godzin. Znowu znalazł się przed drzwiami mostka, znowu były zamknięte ale tym razem przed nimi zastał Julię. Rusznikarka, dozbrojona i wyekwipowana, wezwana przez Lindę zdążyła dopłynąć przed drzwi mostka i stwierdzić, że drzwi są zamknięte. Ale zaraz dołączył do niej sam kapitan.



Dziób; pokł D; seg 3; kajuta Lindy; Linda i Drake



Kabina Lindy była całkiem blisko mostku. Prawie tuż pod nim. Więc wystarczyło, że razem z kanonierem zlecieli przez schody na “piętro niżej”. Było blisko do śluzy gdzie mogli zabrać całe skafandry. Ale przebrać spokojniej i wygodniej było już w prywatnej kajucie lekarza pokładowego. I tam wreszcie zostali sami. Bez świadków ani tych żywych ani tych optycznych. Czasu mieli mało. Na pewno coś się zacznie wkrótce dziać. I pewnie nic dobrego. Jak ich nie wezwą to zrobi to Alex albo samych ich wezwie poczucie obowiązku czy koleżeństwa. Ale to za chwilę. Za chwilę mogą też popłynąć do zbrojowni po rzeczy dla nawigator czy kogoś innego. Ale tą chwilę mieli tylko dla siebie. A przecież by założyć te nowe skafandry i tak trzeba było zdjąć te rozwalone.


---



Dwoje ludzi o krótko ostrzyżonych włosach pływając w powietrzu, dopinało swoje skafandry. Przy okazji wymiany starych na nowe odwlekli problem z uzupełnieniem tlenu na kolejne kilka godzin. W porównaniu do tempa działań na statku wydawało się to prawie jak mieć święty spokój na następny dzień czy inny podobnie daleki termin. Skóra na krótko wyzwolona z uścisku materii znów została skuta w jej okowy żegnając się z powiewem swobodnego powietrza. Jednak bez tych okowów szanse na przeżycie poza przytulnym gniazdkiem Lindy mieli dość nikłe.

Alex przy okazji migała komunikatem o zadokowaniu Iron Sky i gotowości do wyświetlenia nagranych przez drona filmów. Właściwie nie byli pewni od jak dawna ale chyba jak tu przybyli to jeszcze nie migała. Jeszcze dopiąć hełmy i można było wyruszyć na korytarz i dalej. Do zbrojowni, na mostek czy gdzieś indziej.



Rufa; pokł D; seg 8; siłownia hipernapędu; Rohan, Nivi, Abe i Veronica



Znowu dali radę. I główny inżynier i przekalibrowany przez niego wypalacz. Brodacz w ciężkim kombinezonie obserwowała jak świetlista, buzująca żółto - biała smuga pokonuje ostatnie milimetry i wreszcie dopełnia pracy. Zgasił urządzenie pozwalając mu choć na moment odpocząć. Dalej zrobiły już jego mięśnie napierając na wycięty właśnie korek w poszyciu pokładu. Ten po lekkim oporze i dźwiękiem bardziej odczuwalnym bezpośrednio przez samo ciało niż uszy dał się wepchnąć o poziom niżej. Droga wolna! Udało mu się przepalić przez 2 z planowanych 3 otworów w naprawdę rewelacyjnym czasie.

Zdążył przenieść się o poziom niżej, wymierzyć zasięg ostatniego z planowanych otworów i ponownie ustawić wypalacz do pracy. Chociaż znów stał przed dylematem czy przeciążyć maszynę i jak tak to jak bardzo. Znowu bowiem stał przed tym samym ryzykiem co poprzednio. Dotąd albo szczęście albo solidność i odporność urządzenia mu sprzyjało. Ale nawet on nie był w stanie oszacować na pewno czy będzie tak też i tym razem.

Chwilę wcześniej Alex potwierdziła zarówno zadokowanie latającego drona jak i przekazanie jego nagrań do swoich zasobów. Więc w tej chwili mógł z nich skorzystać każdy załogant na każdym działającym panelu. Z działającymi panelami czy czujnikami Alex na pokładzie D gdzie się właśnie przebił było jednak gorzej. Tu już łączność wyraźnie rwała się i szwankowała. Czasem trzeba było prosić by ktoś coś powtórzył, czasem trzeba było się domyślać o co chodzi z daną wypowiedzią. Musiał się więc już znajdować blisko tej najbardziej zdewastowanej części. Nie było się co dziwić. W końcu pod spodem już był przedział maszynowni.

Za to kończąc pomiary i rozstawianie wypalacza mógł się nacieszyć towarzystwem. Na dole spotkał Abe a niedługo potem doleciały do nich Nivi i Veronica. Wyglądały jak dwunogie wielbłądy pod wpływem zabawek dowleczonych przez pół korwety ze zbrojowni. Miał właściwie więc do dyspozycji trzy osoby. Właściwie samo wypalanie gdy już wszystko było ustawione nie było aż tak strasznie trudne. Ktoś z nich powinien chyba dać radę wykonać taką pracę co zwolniło by go wreszcie do innych zadań. No i chyba odkąd wyskoczyli w tym systemie pierwszy raz miał aż tyle osób wokół siebie co samo w sobie zdawało się dodawać otuchy.

Nivi z Veronicą odkryły rzecz jaką właściwie świetnie znały bo znał je każdy początkujący astronauta. W nieważkości niby rzeczy nic nie ważyły i można było niesamowite ciężary podnosić jedną ręką czy nawet paluszkiem. Ale jak już się coś wzięło to im większą masę miał dany obiekt tym trudniej było nadać mu większy pęd. A gdy już się mu nadało to jeszcze trudniej było go wyhamować. Zwłaszcza jak się samemu nie było nijak, nigdzie przytwierdzonym i dryfowało się bezwładnie w przestrzeni. Tak i teraz czuły jak zabrany ze zbrojowni sprzęt ciąży im. Jak leciały wzdłuż korytarza było ładnie. Ale gdy choćby zatrzymywały się przy drzwiach by otworzyć je panelem te wszystkie torby, karabiny, przywieszki dalej ciągnęły przed siebie zderzając się w tym leniwym, nieważkim tempem w tą ścianę, drzwi czy panel. Było to trochę uciążliwe ale ostatecznie jednak poradziły sobie z tym całkiem nieźle.

Obydwie miały też wreszcie na własne oczy zobaczyć jak wyglądają rejony bliższe rufy. A wyglądały znacznie gorzej od tych na dziobie. Nawet ładownia która oberwała bezpośrednio wydawała się teraz nie tak zniszczona. Pewnie przez to, że poza dropshipem i kontenerem i tak niewiele w niej było a co było przy trafieniu wywiało w kosmos. Zaś w tych wszystkich korytarzach, schodach, salach jakie mijały nadal wszystko tkwiło w zawieszeniu, dryfując po ciemku, w półmroku lub świetle. Ale ogólnie im bliżej rufy tym tego światła było mniej. A jak było coraz częściej było migającym drażniąco światłem alarmowym. Tam gdzie uchowała się atmosfera brzęczały też ostrzegawczo syreny alarmowe a gdzie jej nie było panowała bezgłośna, nienaturalnie cisza. Tylko wciąż się co chwila coś ruszało. Coś ocierało się o skafander, szurało po jego powierzchni wywołując wrażenie, że coś czy ktoś je zaczepia. A w tych warunkach migającego światła i ostrych, próżniowych półmroków oczom ciężej było od jednego rzutu oka zidentyfikować czy to jakieś kable, czy to ta druga załogantka coś chce, czy może to coś jeszcze innego. Otuchy dodawała jednak obecność tej drugiej osoby. Poruszanie się tymi rejonami w pojedynkę wydawało się dość ryzykownym pomysłem a myśl o obcym stworzeniu jakie gdzieś tu mogło się czaić w ogóle już szarpało nerwy. Tutaj wydawało się, że coś się czai przed i za każdym rogiem.

Więc gdy wreszcie dotarły do pomieszczenia gdzie pracował Rohan zastały je puste. I świeżo wypalony otwór w pokładzie wciąż szczerzący się rozgrzaną plaststalą otoczony kłębami mgły z gaśnicy i świecącymi kroplami stopionej materii. Na szczęście i Rohan i Abe był tuż po drugiej stronie otworu. Za to z łącznością było już słabo. Co prawda we czwórkę mogli rozmawiać swobodnie tam gdzie komunikatory same z siebie łapały zasięg. Ale resztą statku by się połączyć było jeszcze możliwe ale był już wyraźny kłopot. - Ale tnie. - powiedział Veronica krzywiąc się na te zakłócenia. Chyba powiedziała to w złą godzinę bo nagle coś strzeliło iskrami, trochę jakby nawet wybuchło choć z powodu tego błysku i nagłej ciemności nie byli już tego pewni. I jeszcze do tego komunikatory zasygnalizowały brak łączności z resztą statku. Nivi zanim zdążyła coś powiedzieć poczuła, że coś naparło ocierając się o jej udo. Ktoś ją dotknął? I trzymał? No chyba tak. Albo podobnie. Poza małymi świecidełkami przy szybkach hełmów była czarna ciemność dookoła. I czasem błyskającego snopu iskier gdzieś tam w rogu. Ale świecidełka pozwalały najwyżej rozpoznawać twarz z bliska i sygnalizować pozycję z dalszych odległości. Przy hełmach były latarki tak samo jak przy prawicy skafandrów. Trzeba było je tylko włączyć. - Chłopaki to wy mnie klepiecie po tyłku? Nie mów Nivi, że to ty. - rozległ się w słuchawkach niepewny głos Veronici. Nivi zaś czuła, że ten dotyk na udzie jakby się przesunął z bocznej strony bardziej ku przodowi i jakby osłabł.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-12-2017, 10:10   #117
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Przebił się i miał dobry czas. Na twarzy inżyniera pojawił się uśmiech. Poklepał laser górniczy jak starego dobrego konia, który pomoże mu odjechać ku zachodowi słońca w tle napisów końcowych. Zszedł na niższy poziom i rozpoczął od wymiany chłodziwa. Niby wszystko zainstalował w przeciwprądzie. Niby zoptymalizował wydajność, a jednak chłodziwo się zużywało. Dobrze, że Drake przytaszczył go tak dużo.

Gdyby nie pompa perystaltyczna, to nie dałoby się wylać cieczy z wężów, ale jak zwykle inżynieria radziła sobie z przeciwnościami zgotowanymi przez naturę. Choć śmiesznie wyglądał wielki bąbel rosnący wewnątrz kanistra, do którego pompa z uporem bezrozumnego narzędzia wpychała gorący płyn.

Po chwili ta sama pompa zajmowała się wydzieraniem lodowatego chłodziwa z ostatniego kanistra. Praca szła zbyt wolno. Światła co jakiś czas przygasały. Czerwone koguty alarmowe mrugały bez ustanku. Było to męczące, zwłaszcza dla oczu. Ale praca zbliżała się do końca.Później już tylko kalibracja lasera.

30% zwiększenia wydajności świetnie sprawdziło się na ostatnim otworze. Tym razem też mogło się sprawdzić. Inżynier poinstruował Specjalistę Abe Wekesa w zakresie obsługi lasera. Wolał mieć przy laserze kogoś, kto w razie awarii nie spanikuje, a zajmie się naprawą. On musiał przekierować tu magistralę zasilania.

Inżynier kończył właśnie przekazywać swoje plany, gdy w pomieszczeniu pojawiły się dziewczyny. W zasadzie raczej je usłyszał niż zobaczył. Komunikacja bliska je wychwyciła i dała nasłuch. A wielkie cienie rozciągające się z maleńkich przedmiotów oświecone latarką zasłaniały coraz to inne szczegóły otoczenia. Dobrze, że dziewczyny się pojawiły. Zawsze to dwie dodatkowe pary oczu pilnujące ich pleców.

Ani Veronika, ani Nivi nie podlegały rozkazom Rohana, gdyż nie należały do personelu inżynieryjnego. Choć, według nomenklatury wojskowej miał prawo wydawać im rozkazy. Nie przepadał za przejmowaniem odpowiedzialności za innych, ale był odpowiedzialny za statek. To od jego decyzji zależało czy uda im się tę kupę złomu doprowadzić do jako takiej używalności.

Sprawdził paczkę od Nivi. Granaty piankowe przyłączył do skafandra. Granat EMP też. Materiały naprawcze jak pancerz natryskowy i uszczelniacz podzielił po równo między siebie i Abe’go. Każdemu z nich mogły się przydać.

Miał sporo szczęścia. Właśnie umieścił ostatni z pojemników z pancerzem natryskowym przy swoim pasie, gdy nagle migające światła zniknęły. Ciemność jaka nagle zapanowała zdała się nieprzenikniona. Może przez zmęczenie oczu? Brak wypoczynku od kilku godzin? Lewą ręką uruchomił oświetlenie hełmu. Cienie zdały się jeszcze większe i jeszcze groźniejsze.

Wtedy usłyszał zaniepokojony komunikat Very. Natychmiast poświecił latarką w jej stronę.

Dziewczyna unosiła się w powietrzu... choć w ich otoczeniu nie było powietrza. I ciężko było też określić, że ktoś się unosi, skoro sufit, ściany i podłoga nie spełniały żadnej roli jako odnośnik położenia. Veronica w każdym razie wierzgała, a wokół jej nogi pełzł jakiś połyskujący kształt. Dziewczyna próbowała się opędzić. Brak przyczepności do podłoża jej w tym nie pomagał. Inżynier pomógł sobie włączając latarkę przy prawym nadgarstku. Pomyślał odruchowo o teflonowej powłoce obcego organizmu.

Zobaczył jak kształt przemieszczał się w stronę jej butli z tlenem. Za ciasno, żeby strzelać. Zresztą w tych warunkach jak przypuszczał najprawdopodobniej zabiłby Verę. Sięgnął po swój młot, którym wcześniej pozbywał się reaktora. Odbił się z całych sił w stronę oświetlonej snopem światła dziewczyny.

- Vera bez paniki, Nivi odsuń się.

Syntetyczne nogi naparły mocno wypychając ciało olbrzyma wprost na dziewczyny. W prawej dłoni wokół młota zaczęła pobłyskiwać niebieskawa poświata. Gdy już się zbliżał to jeszcze uruchomił magnetyczne buty, żeby mieć choć ułudę kontroli nad lotem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 18-12-2017 o 13:58. Powód: Kilka drobniejszych edycji po konsultacji z MG
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-12-2017, 10:20   #118
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
To było bez sensu! Z wszystkich osób chyba była najmniej przydatną do siedzenia na mostku. Słaby nastrój Julii właśnie leciał na łeb na szyję. Dobrze, że veronika poszła z Nivi, trochę się tam zebrało tego zamówionego szpeju, no i gdzieś tam z tyłu było to cholerne coś, z czym tak bardzo pani biolog chciała się zaprzyjaźnić.

Widząc, że kapitanowi odwala bardziej niż zwykle ruszyła przodem. Jeszcze brakowało jej wysłuchiwania bełkotu starego dziada w tym wszystkim. Westchnęła ciężko podlatując pod drzwi mostka.

Nie powinno jej tu być. Ta załoga… póki wszystko działało jeszcze jakoś dawali radę, ale teraz. Red pokręciła głową i spojrzała na zamknięte drzwi. Trzeba to tylko przetrwać i się wynieść.
- Tu Julia Valentine zgodnie z rozkazem melduję się. - Spojrzała na obserwującą ją kamerkę.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-12-2017, 21:29   #119
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Zrobił się ruch w umierającym interesie, brakowało tylko żeby przed mostkiem zrobił się korek… tyle dobrego, że wtedy Teddy bez mniejszych problemów mogłaby pozbyć się większości sługusów cyborgów za jednym zamachem.

Chociaż Linda i Drake mówili, ze Tichy to Tichy, a nie kopia Tichy’ego kontrolowana przez androidy… no ale jak niby do końca miała im zaufać? Niby widziała naocznie i słyszała bardzo wyraźnie pokaz ludzkich zachowań stadnych… tylko i tak gdzieś z tyłu głowy paliła sie jej ostrzegawcza lampka, sygnalizująca potencjalne kłopoty i niebezpieczeństwa.

- Właź - burknęła przez komunikator, widząc jak pod drzwiami do ostatniego bastionu ludzkości na Acheronie dobija się nowa dostawa podejrzanych osobników z Red na czele.
Nawigator wdusiła guzik konsolety, a wrota rozsunęły się zachęcająco. Tego co miała pokitrane po kieszeniach jeszcze nie wyciągała. Wciąż przyjdzie na to zarówno czas, jak i okazja.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 22-12-2017, 16:31   #120
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe zapalił lampy na swoim stroju po czym odbił się w stronę gdzie jak przypuszczał uciekło to coś.

-Ok, dwa pytania, co to do cholery było? i gdzie się podziało?

Rozejrzał się i podniósł jakiś fragment rury z podłogi
-Ok, może zrobimy tak: rozdzielamy się na dwa dwuosobowe zespoły i szukamy tego zwierzaka. Pewnie Nivi chciałabyś do swojej kolekcji, o ile to coś ci z niej nie uciekło...
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172