Otto obudził się w kiepskim stanie. Tylko otworzył oczy już zbierało się mu na wymioty. Przeleciał przez pokój i uznając, że nie zdąży zejść na dół otworzył okno i pozbył się kolacji i żółci, które się nagromadziły przez noc.
~ Co za czort?~ Wyjęczał odsuwając się od okna.
Niby nikomu nie zrobił niemiłej niespodzianki, ale światło dnia nie było dziś najmilsze dla jego oczu.
Wieddenstein ogarnął się, myjąc się i spłukując nieczystości z siebie. Gdy zszedł na dół do jadalni kompani już siedzieli. Mag chwycił butelkę wina, która została po wczorajszym zebraniu i kubek. Pospiesznie wlał do pełna i wychylił szkarłatny płyn duszkiem. Poczuł momentalnie jak kiszki mu się skręcają i musiał pędem lecieć do wychodka.
Gdy już organizm nie dawał się we znaki ruszył ku drzwiom domu Josefa gdy zobaczył dziwną scenę na ulicy. Otto stanął w cieniu by nie zostać zauważonym i słuchał.
~ A więc wszystko jasne.~ Krew zaczynała odpływać z twarzy maga. Czemu nie zauważył i nie domyślił się wcześniej, że mnisi to słudzy plugawego Nurgla.
Nie czekając dłużej Otto otworzył drzwi i zauważył Sviena.
- Jeśli to dla Ciebie nie przeszkoda to poproszę byś ich poinformował. Ja idę za nimi. Może do gniazda swojego mnie doprowadzą.- Oznajmił i szybko wbiegł do domu po swoje rzeczy. Wybiegł na ulicę i starał się odnaleźć pielgrzymów by iść ich śladem.