Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2017, 16:48   #238
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Zwijając obóz Wagner nie myślał o niczym innym jak zmiażdżonej czaszce małego zielonoskórego. Zastanawiało go kim byli ci dwaj goście. Na myśl przychodziła mu odpowiedź, ale usilnie starał się znaleźć inne wytłumaczenie. Oni byli zwiadem. Po każdej takiej grupie przychodził większy oddział albo cała armia co nie napawało czeladnika pozytywnymi myślami. Pakując swoje rzeczy Moritz myślał o szeregach małych, zielonych stworków chcących ukatrupić jego i jego przyjaciół. Gdyby do tego doszło czeladnik nie chciałby się kryć tylko pomóc przyjaciołom. W walce i tak był niewiele pomocny, ale zawsze lepsze to niż nic.

Kiedy obóz był jedynie wspomnieniem, a grupa zbierała się do wymarszu Kaspar zauważył kilku zielonoskórych. Gobliny początkowo przyglądały się w niewielkiej grupie, ale kiedy ich grupa ukazała się w całej okazałości Moritz musiał jeszcze raz przemyśleć swoje ewentualne postępowanie. Były ich aż trzy tuziny. Byli uzbrojeni w łuki, miecze, maczugi i włócznie. W oczy najbardziej rzucała się dwójka goblinów wyglądająca na szamana oraz dowódcę. Pierwszy z nich posiadał dziwaczny kij oraz hełm z
nabitą nań czaszką, a drugi zdawał się wydawać rozkazy machając swoimi dwoma mieczami.

Grupa podróżników miała przewagę wysokości i pozycji, ale Wagner podejrzewał, że ta przewaga była jedynie kwestią czasu. Pierwsza salwa łuczników goblińskich nie była zbyt groźna i nikt nie został ranny, ale z czasem stwory mogły wpaść na plan jak dostać się na półkę skalną.

- Może by trzeba wyzwać wodza tamtejszych na pojedynek? - zaproponował Kaspar. - Gotte mógłby to załatwić.

- Lepszy sposób na to mam - wyszczerzył się paskudnie krasnolud zmieniając młot dwuręczny na tarczę. Roześmiał się głośno i zrzucił trupa na dół, dobywając jednoręcznej broni. - Kurwie wy chodźcie tu syny! - wrzasnął ze wzniesioną pod kątem osłoną mającą zapewnić ochronę przed spadającymi strzałami.

- Jak dla mnie musimy iść wyżej, ale wcześniej zasypać gobliny jakąś lawiną. - powiedział Wagner. - Czy uda nam się taką wywołać? Albo chociaż w inny sposób pozbyć się zagrożenia…

- Wyżej? - Kaspar spojrzał na mówiącego. - Ledwo zaczniesz się wspinać, to cię zasypią strzałami.

- Wyżej, ale wcześniej… - powtórzył Wagner spokojnie. - Wcześniej musimy pozbyć się problemu zielonoskórych. To ty i Grimm jesteście Ci taktyczni. - dodał.

- Ano mógłbym - dopiero teraz Gotte się otrząsł po sugestii Kaspara. - Pewniakiem. Ale może nasz drogi przyjaciel, by dziurę jakąś kopalnianą wykopał? Jak żem chadzał po świecie, to żem nie takie historyje ło krasnoludach górnikach posłyszał. Łone to kopać umiom, łoj umiom. A jak takie złe, to w ogóle szybciakiem to machnom. - Miller, lekko skulony, szturchnął plecy Winkla, by przedstawić mu swój, jak zwykle inteligentny, pomysł. Arno tknąć się bał.

- Kopać ma nam teraz biedny Grimm? - zapytał rozbawiony Wagner. - Nie. Teraz trzeba się ich na dobre pozbyć. Nawet jak wejdziemy w tunel one mogą ruszyć za nami i nas przygwoździć…

- Się znaczy zajebać. Do nogi jednej - zachichotał Hammerfist.


Początek walki nie był dla Wagnera zbyt owocny. Czeladnik próbował zepchnąć na łby goblinów kamień, ale robiąc to na oślep nikogo nie trafił. Miałby pewnie większe szanse gdyby wychylił się za krawędź półki, ale wtedy mógłby zostać trafiony. Zauważając, że gobliny zaczynają się wspinać Wagner przemógł się i postanowił wychylić. Najbliższy półki zostałby przez niego zepchnięty na dół, ale noga Moritza minęła go o kilka cali. Zielonoskóry wtulił głowę w ramiona i przywarł do ściany. Po chwili jednak wdrapał się na półkę i wraz z drugim zielonoskórym rzucili się na Wagnera, który dobył sztyletu.

Pierwszy cios jednego z goblinów chybił, ale drugi trafił solidnie w prawą rękę. Wagner poczuł jak jego ramię promienieje bólem. Widział jak z jego rany zaczyna wylewać się ciemna posoka. Rozjuszony czeladnik zaatakował sztyletem trafiając goblina prosto w twarz. Ostrze weszło przez jeden policzek aby wyjść drugim. Goblin zaryczał przeraźliwie, ale kontynuował starcie wiedząc, że wraz ze swoim rodakiem mieli przewagę liczebną.

Wagner nie chciał początkowo salwować się ucieczką, ale walka nie była jego żywiołem. Jeszcze za dawnych czasów nie przepadał za przemocą i - mimo iż wiedział, że czasem nie było innego wyjścia - zawsze wolał szukać innego rozwiązania. Ból w ręce był na tyle silny, że Moritz nie wiedział czy był w stanie kontynuować bój. Obawiał się, że jeszcze jeden cios mógłby go zabić dlatego zręcznie starał się odskoczyć i uciec na tyły mijając ochroniarza i jego dwóch oponentów.

Szczęśliwie Wagnerowi się udało. Walka była chaosem, w którym on się nie odnajdywał. Wiedział, że wokół niego o życie walczyli jego przyjaciele. Wiedział, że od tego starcia mogło wiele zależeć, ale nie był wojownikiem. Potrafił błyskawicznie rachować, czytać, pisać, opatrywać rany, handlować i tworzyć dzieła sztuki, ale... wojownikiem był żadnym. Musiał zatem postąpić jak nie wojownik. Musiał uciec.
 
Lechu jest offline