Sytuacja w pomieszczeniu na parterze wieży zmieniła się diametralnie, gdy do walki dołączyli Bernhardt i Axel. Bestia została teraz wzięta w dwa, a raczej trzy ognie i z ofensywy przeszła do defensywy, ale nadal była groźna. Nieco problematyczne stało się też ciskanie błyskawic przez Wolfganga, gdyż trójka jego kompanów, wciąż flankując i okrążając potwora, za bardzo nie dawała mu możliwości pewnego posłania energetycznego, zabójczego pocisku.
Lothar nie atakował. Cały czas znajdował się w pozycji obronnej, jaką wyuczył się podczas niezliczonych godzin nauki fechtunku. Teraz żmudne ćwiczenia przynosiły efekt, bo monstrum nie było w stanie przebić się przez jego zastawę, co równocześnie dawało czas Axelowi i Bernowi. Obaj z uniesionymi mieczami starali się trafić w plecy lub boki potwora.
Wciąż wystraszony Mayer nie do końca panował nad swoimi, roztrzęsionymi rękami. Bernhardt natomiast nie miał tego problemu, cios wyprowadzony z szerokiego zamachu wgryzł się w plecy stwora, druzgocząc mu łopatkę. Jedna ręka zwisła bezwładnie, coś wydało okrzyk bólu do złudzenia przypominający ludzkie „aaaaała booooooooliiii“, po czym poczwara zwinęła się w piruecie i skoczyła na Zinggera, z zamiarem wbicia w niego pokaźnych zębisk. Otumaniona bólem chybiła o włos, ale znalazła się na wolnym polu, co wykorzystał Wolfgang, wykrzykując ostatnie sylaby trzymanej w pogotowiu inkantacji.
Znów zaiskrzyło i wszystko na moment zniknęło w oślepiającym świetle. Wyładowanie elektryczne z hukiem przeskoczyło z ręki Techlera na stwora, dla którego były to ostatnie chwile życia. Ogarnięty iskrzącą poświatą zatrząsł się i padł na ziemię, a pomieszczenie wypełnił smród spalonego ciała.