Żak Przemysław zareagował z właściwym oburzeniem, a zaraz potem z właściwym zainteresowaniem.
- Kto ma, ten ma - mruknął, nie wyglądając na kogoś zainteresowanego sikaczem robionym z pomyj z kadzi oraz na wpół przetrawionej okowity - tak jak nie każda wiadomość jest coś warta, tak… - zamilkł jakby oburzony - mówicie, że Inkwizycja w Mogilnie? Kiedy ja do nich właśnie... - zawiesił głos - Skądże to wiecie? Kruk wam wieści przyniósł? - spojrzał podejrzliwie na przybysza, gdyż tak właśnie należało uczynić. Najpierw w środku wsi, gdzie wszyscy się znają od kołyski lub siennika raczej, wpada nikomu nieznany żak, a zaraz potem wędrowiec z płaszczem w ptasich piórach. Pokręcone ścieżki losu sugerują w takich przypadkach, że zarówno wędrowiec, jak i żak są na siebie skazani.
Przemysław tedy klucz złapał, gestem głowy podziękował za wino karczmarzowi o długim języku, mruknął tylko niechętnie - Wo.. - ale zaraz ugryzł się w język. Woda to w chrzcielnicy i rzece, tego już prawie dał radę się nauczyć. Zaraz potem ruszył w kierunku pokoju wskazanego przez kelnerkę.
Stara zasada mówi, że informacja, która sama do ciebie przychodzi jest nic nie warta. A do zasad należy się stosować.
- Chyba nie będziecie tak stali... podróżniku? - rzucił tylko odchodząc - Pokój jest opłacony. Ktoś musi w nim spać. Musimy tylko ustalić kto. - Od zasad też są odstępstwa. To nie miała być zwyczajna noc.