Kilka godzin później i jedną oszukaną stację benzynową wjeżdżała do borów tucholskich. Również tym razem wjechała powoli w las motocyklem. Po chwili schowała motocykl i ruszyła zmieniona w wilka przez gęsty las. Zawyła od czasu do czasu wzywając kogokolwiek. Aż w końcu się pojawił. Jeden samotny wilk. Gdy tylko ją zobaczył przyjął ludzką postać.
- Coś ty za jedna i czego tu szukasz?
Żenia zdała sobie sprawę, że przecież to wyskowyczała, więc powinien wiedzieć. No chyba, że wycie jej nie szło tak jak przypuszczała. Co nie było znowu takie nieprawdopodobne. W końcu wyła zaledwie od ilu? 48 godzin?
Nim odpowiedziała rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu pozostałych wilczych stróży.
- Hmm - mruknęła zmieniając postać - Jestem Żenia, Córka Ognistej Wrony - dziewczyna nadal rozglądała się uważnie podchodząc nieco bliżej wilka. Nadstawiała uszu, jakoś instynktownie próbując sprawdzić czy wokół nie usłyszy szeptów. Dziwne było to, że pojawił się tylko jeden z watahy. Podskórnie spodziewała się komitetu jak w Białowieży. - Ragabash Panów Cienia. A Ty?
- Ragabash. Fajnie. Też jestem Ragabashem. Mam na imię Grzegorz. Śmiech Księżyca. Z Plemienia Kruka. Opiekujemy się tymi borami. Cóż cię sprowadza? Nie mamy tu Panów Cienia.
- Mhm. A gdzie reszta? - dziewczyna rozejrzała się raz jeszcze. - Chciałam pomówić w ważnej sprawie.
- Trzeba było zadzwonić. Myślisz, że nie mamy co robić, tylko po lesie łazić? Mnie też spotkałaś tu przypadkiem. A wy, Panowie Cienia siedzicie u siebie w lesie cały czas? Skąd w zasadzie przyjechałaś? - Grzegorz włożył ręce do kieszeni i patrzył na nią z ciekawością.
- Tak i śpiewamy Kumbaya na głosy. - prychnęła Żenia - Ragabashem z jakiego plemienia mówisz? Może na trzeci głos chcesz dołączyć? - Żenia zmrużyła oczy zagryzając wargę i dodała niewyraźnie - Z Białowieży. No to jak, panie Przypadku, zabierzesz mnie gdzieś w tajne miejsce czy postoimy tutaj i… zabierzesz mnie potem? - uniosła brew.
- Wrażeń szukasz? Wiesz, ja nie z tych łatwych. Postaw mi drinka czy coś. - Uśmiechnął się szeroko. - A tak całkiem serio, to tajne miejsca są tajne z jakiegoś powodu, nie?
- Hmmm, to zróbmy tak. Zadzwonisz do kogo tam trzeba, pogadamy, zgodzicie się na moją prośbę i wtedy Ci postawię. - Żenia odpowiedziała odruchowym uśmiechem - Będę wiedzieć za co stawiam.
- Aaa… to ty nie tak bezinteresownie. No dobra - odwrócił się do niej plecami i ruszył w stronę, z której przyszedł.
- Myślałem, że coś z tego będzie, wiesz? Ale widzę, że nie pogadamy. Mama miała racje mówiąc, żebym nie gadał z Ragabashami.
Brunetka obejrzała się raz jeszcze niepewnie i dogoniła Grzegorza truchtem:
- To chyba musi Ci być smutno. Zero życia wewnętrznego, co? Ale nie martw się. W końcu masz możliwość pogadać z kimś inteligentnym. Zapisz datę w pamiętniku. - poradziła lojalnie drepcząc obok.
- Zapiszę bez wątpienia. W Białowieży nie ma Ragabasha Panów Cieni. Kim jesteś, Żeńka? - zatrzymał się, a ona niemal na niego wpadła.
- Pytałeś skąd przyjechałam - Bondar odsunęła się lekko - prosto stamtąd. A na razie znikąd. Ciągle w trakcie rytuału przejścia więc jeszcze znikąd. Nie szukacie nowych do pomocy? - rzuciła lekkim tonem choć wzrok miała poważny.
- Eh - westchnął ciężko - My nie śpiewamy Kumbaya na głosy. Wiec sorry, ale chyba nam się pomoc nie przyda. Coś jeszcze umiesz? Poza rytuałem przejścia, bo jego jak rozumiem nie umiesz ukończyć - drwił z poważną miną.
Żenia parsknęła:
- Umiem tylko muszę załatwić tę sprawkę co z nią przyjechałam. Całkiem sporo umiem tylko mało pamiętam. Ale ekipa mówi, że to normalne. - rozłożyła ręce - I że pamięć odzyskam.
- Skoro „ekipa” tak mówi, to się ich trzymaj. A jak musisz załatwić sprawę, to możesz pod tamtym drzewkiem. Obiecuję nie patrzeć - wskazał palcem jedną z sosen.
- Skąd taka obsesja z podlewaniem sosenek? Chcesz o tym pogadać? - Bondar spytała troskliwie i pokręciła głową:- A na poważnie, to nie wiem czy ma sens trzymanie.
Rozglądała się wokoło:
- Jakby co to wyślę zgłoszenie w trzech kopiach i topless. - poruszyła brwiami w górę i dół.
- Może jesteś z Białowieży. Tam ponoć z gołymi dupami latają - wilkołak rozmarzył się na moment. - Dobra, daj mi numer. Nasz agent się z tobą skontaktuje
- Numer czego?
- Noż kurwa buta. Na buta będę ci dzwonił. Tylko pamiętaj, żeby nogi myć wieczorem, bo zasieg stracisz. - nie wytrzymał Grzegorz.
- No to dobra, bo tak się składa, że nie mam telefonu. Mogę poczekać pod sosenką.
- Eee nie spławiali cię z wielu rozmów kwalifikacyjnych, co?
- Jeśli to robili to nie pamiętam. - wzruszyła ramionami. - A pogadać chcę o caernie. Dla Czarnego.
- Ha! Wiedzialem. Tak coś czułem, że jesteś od Czarnego. Ta morda chyba… to z kim chcesz gadać? Z szefem pewnie? I nie masz telefonu. No to co? Czekasz pod sosną? A co mi tam. Najwyżej jak się wkurzy, to puści cię bez spodni z powrotem przez las.
Odwrócił się i ruszył szybkim krokiem, zgiął się lekko… i po chwili zmieniony w kruka wzbił się w powietrze.
- Zafiksowany na gołych tyłkach… - mruknęła Żenia do siebie wgapiając się za ptakiem z zaskoczeniem. Faktycznie przycupnęła pod sosenką. Zaburczało jej w brzuchu.
Westchnęła.
Ostatni raz jadła wieczorem poprzedniego dnia.
Zacięła się jednak i zaczęła rozkminiać opcje wyrwania obrazu z muzeum by nie myśleć o głodzie. Nastawiła się na dłuższe czekanie.