Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2017, 01:25   #84
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
W zimnym, ociekającym wilgocią lochu zbudził się Taled oraz Khargar. Wprawdzie nie wiedzieli gdzie dokładnie się znajdują, ale z całą pewnością przebywali co najmniej kilka metrów pod ziemią i niewątpliwie była to sala tortur, o czym świadczyły wszelkiej maści nazbyt pomysłowe machiny do zadawania niewyobrażalnego bólu. Jedną z nich była żelazna dziewica, której wieko było delikatnie uchylone. Na jego krawędziach znajdowały się zaschnięte ślady krwi oraz tkanki mięśniowej. Wiedziony swą ciekawością Khargar zbliżył się do sarkofagu, a następnie ostrożnie go otworzył. To co tam zobaczył sprawiło, że mimowolnie odskoczył do tyłu, mimo że od samego początku spodziewał się nieprzyjemnego widoku. Była to istota, niewątpliwie ludzka, jednakże wyglądała jak poskręcana z wielu niepasujących do siebie części ciał, a następnie skuta pancerzem, który utrzymywał to wszystko w miejscu, nie pozwalając ciału rozpaść się. Tym większe było jego przerażenie, kiedy ów konstrukt otworzył szeroko nabrzmiałe krwią ślepia i poruszył się, wyciągając długie łapska w jego stronę…

-Co to jest, na wszystkie demony! - Warknął Khargar, odskakując od dziwacznego stworzenia. Nigdy nie spotkał się z taką poczwarą, a największy niepokój budziło to, jak się znaleźli w tym miejscu.

Po krótkiej chwili oszołomienia potrząsnął głową. Walczył już przecież z przeciwnikami mrożącymi krew w żyłach zwyczajnym ludziom, jak choćby nieumarłe sługi Celozji. Rzadko spotykał się z czymś czego jego topór nie mógł powalić, więc i tym razem go wyciągnął.
- Jakiś nieumarły, trzeba się go pozbyć! - Zawołał do Taleda.

Rycerz stał z mieczem i tarczą rozglądając się wokół. Nie wiedział gdzie jest i tylko odprowadził wzrokiem wojownika zbliżającego się do sarkofagu.

Gdy Khargar odskoczył od trumny Taled przybrał bojową postawę, a na słowa wojownika kiwnął głową i ruszył by stanąć niedaleko kompana i zmierzyć się z bluźnierstwem czarnej magii.

Ożywieniec zawył żałośnie na widok potencjalnych ofiar i rzucił się w ich stronę, wywalając na wierzch wygłodniały jęzor. Stwór oddychał z głośnym świstem, intensywnie łapiąc powietrze, jakby nie był w stanie poprawnie oddychać. Szponiastą dłonią zamachnął się w stronę Khargara, jednakże ten zręcznie sparował ten atak szerokim ostrzem swego topora. Z defensywy płynnie przeszedł do ataku, jednakże w szale bitewnym ten cios kompletnie ominął przeciwnika.

Taled natychmiast doskoczył do ożywieńca, wyprowadzając cięcie znad głowy, jednakże ten bez trudu ominął ten dość mało wyrafinowany atak. Khargar był prawdziwym mistrzem w walce toporami, a w szczególności upodobał sobie ich dwuręczną wersję. Nie było więc nic dziwnego, kiedy po pierwszym nieudanym ciosie, wojownik przeszedł do następnego, wyprowadzając zamaszyste cięcie z półobrotu, które zatopiło się w pancerzu pod pachą potwora. Niestety, przeciwnik wydawał się nie przejmować tym ciosem, albo też jego ciężka, okalająca korpus zbroja kompletnie pochłonęła obrażenia.

Tymczasem Taled uderzył raz jeszcze, bijąc z drugiej strony, aby wziąć poczwarę od flanki. Tym razem przeciwnik nie miał większej szansy na sparowanie ciosu i ostry jak brzytwa wbił się w grzbiet stwora, choć nie zadał mu poważnych obrażeń. Niezrażony swoim niepowodzeniem Khargar wyprowadził jeszcze jeden cios, który zatoczył szeroki łuk w powietrzu, jednakże monstrum bez trudu odskoczyło od niego, zwracając się ku rycerzowi. Taled poczuł ostre jak brzytwa szpony na swojej tarczy, będące niczym cios łap lwa. Potężny atak pozostawił głębokie szramy, jednakże rycerz z satysfakcją dostrzegł, że część pazurów ożywieńca ułamała się pod siłą uderzenia.

Khargar był wściekły widząc wytrwałość z jaką walczy jego przeciwnik. Nie imały się go ciosy, które powaliłyby niejednego człowieka jak kłodę drewna. Zawył tym głośniej i wyprowadził kolejne uderzenie, lecz te także ominęło swego celu . Ożywieniec wydawał się być nadzwyczaj szybki jak na swój dość znaczny rozmiar. Taled próbował przejść do kontrofensywy, jednakże w wąskiej przestrzeni między machinami do tortur i będąc jednocześnie nieustannie zasypywany ciosami, rycerz nie mógł skutecznie wyprowadzić ciosu. Tymczasem nacierający z drugiej flanki Khargar również nie miał zbyt wiele szczęścia. Chciał raz jeszcze ciąć ożywieńca, jednakże ten odrzucił go na bok kopniakiem. Dopiero Taledowi udało się przerwać pasmo porażek. Wyprowadzając kolejny cios, trafił stwora w pierś, wyraźnie go raniąc. Khargar wstał na równe nogi i skoczył do ataku, lecz ożywieniec wyczuł jego zamiary i w porę obrócił się, aby zablokować potężny cios. Bestia najwyraźniej szybko się uczyła i była w stanie dostosować swoją taktykę walki do starcia z dwoma przeciwnikami jednocześnie.

Ożywieniec tym razem skupił swoją uwagę na Khargarze, jednakże ten bez trudu uniknął nadlatujących łukiem szponów. Taled rzucił się na pomoc swojemu towarzyszowi, szaleńczo siekąc mieczem, jednakże każdy z tych ataków został zręcznie sparowany przez potwora. Khargar dostrzegając dla siebie okazję, wyprowadził potężne cięcie znad głowy, wkładając w nie resztki swoich sił i irytację, jaką odczuł w tej walce. Topór prześlizgnął się przez wystawione defensywnie ręce i zatopił się bezpośrednio w czaszce potwora , rozpoławiając ją w pół i zabijając go na miejscu.

Taled stanął nad trupem potwora lekko dysząc.
- Przeklęta bestia! Nie sądziłem, że we dwóch będziemy tak się z nią męczyć.- Podniósł wzrok na Khargara.
- Cały jesteś?- Zapytał wojownika.

- Zbierajmy się stąd i odnajdźmy resztę.- Zaproponował i zaczął rozglądać się za wyjściem.

Khargar wściekłe zadał jeszcze parę ciosów toporem, odrąbując ożywienieńcowi członki. Z takimi istotami nigdy nie było wiadomo czy naprawdę nie sczezły, nawet gdy na chwilę przestały się ruszać.

Następnie wziął głęboki oddech i obrócił się do Taleda:
-Gadasz jak gadasz ale walczysz naprawdę dobrze, rycerzu… trafiliśmy do jakiegoś popapranego gniazda nieumarłych, coś łatwo nas pojmały.. tak przeszukajmy to miejsce i znajdźmy jakieś wyjście.- Dodał sprawdzając czy sarkofag jest teraz pusty.

- Rację prawisz. Nie zgadzamy się ze sobą, ale walczyć to i ty potrafisz.- Uśmiechnął się lekko.
- To ruszajmy. Nie podoba mi się tu i mam nadzieję, że drugi raz zdążymy zasiekać to coś zanim zacznie piszczeć.

Nim jednak Khargar i Taled zdążyli ruszyć się z miejsca, drzwi prowadzące do pomieszczenia, w którym się znajdowały gwałtownie otworzyły się na oścież, trzaskając donośnie o ścianę. W przejściu przed nim stała ciemność korytarza.

Pantera opuściła łuk i strzałę widząc swoich nowych towarzyszy. Zaraz też rozproszyła niewidzialność.
- Wybaczcie. Nie wiedziałam kogo się spodziewać.

- Nasza kocica…- Mruknął Khargar, który stał z napiętymi mięśniami i toporem gotowym do rozprawienia się z czymkolwiek co miało przekroczyć drzwi.
- Jesteś z tej krainy, wiesz co tu się za cholerstwo zalęgło? Jacyś nieumarli, upiory… - Obrzucił Bast nieufnym spojrzeniem, nie znał jej prawie, kto wie czy czegoś nie knuła i nie zataiła informacji o nawiedzonej twierdzy?

- Pantera - Bast poprawiła Khagara - co dokładnie tu się czai nie wiem. Jeśli jednak wierzyć temu co zobaczyłam niedawno to to miejsce zostało przeklęte. Ta, przez którą zostaliśmy rozdzieleni, użyła potężnego magicznego kamienia. Tenże wyrwał dusze i przykuł je do tego miejsca.

Taled zdziwił się na słowa Bast.
- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy uwięzieni tu magicznie i ciąży na nas klątwa?- Opuścił broń lecz nadal czujnie się rozglądał.

- Tego nie wiem. Na tym miejscu ciąży klątwa. Może źle powiedziałam. Dawno temu została nałożona. - poprawiłą się samica.

- I czemu dopiero teraz nam o tym mówisz, Pantero?! - Warknął groźnie Khargar.

- Bo się dopiero o tym dowiedziałam - Bast uniosła dłoń w uspokajającym geście. - Rozumiem, że po rewelacjach od Auriel możecie być nieufni, ale przybyłam tu z wami z takimi samymi informacjami jak wy. Po prostu od kiedy się obudziłam zdążyłam dowiedzieć się co tutaj zaszło. A przynajmniej zakładam, że tak było. Nie do końca potrafię zaufać przedstawieniu odegranemu przez duchy, bo w takie sposób się dowiedziałam. Nie reagowały na moją obecność to pozwoliłam sobie obejrzeć co odgrywały. Mogę opowiedzieć po drodze, bo chyba nie zamierzamy tutaj czekać?

Taled pokiwał głową z niedowierzaniem.
- Lepiej chodźmy. Opowiesz nam po drodze co tu się dzieje. W sumie to już chyba nic nas nie zdziwi. Prawda Khargarze?- Zwrócił się z pustym uśmiechem do wojownika i wskazał drogę w którą mogli by dalej iść.

Bohaterowie ruszyli wąskim korytarzem, który, jak nie trudno było się domyśleć, znajdował się w podziemiach zamku. Po pewnym czasie natrafili na schody prowadzące na parter, a tam ruszyli kolejnym, lecz tym razem dobrze znajomym sobie korytarzem, który prowadził na pierwsze piętro. Wszystko jednak wydawało się o wiele dziwniejsze od tego, co dotychczas widzieli nim widmo rzuciło na nich swój urok. Różnice były subtelne, lecz jednak wyczuwalne - otoczenie utrzymane było w dziwnej kolorystyce, jakby pochodzącej ze snu. Spoglądali przez siebie jakby przez lekką mgłę lub filtr koloru bladoniebieskiego, przechodzącego w zieleń, a na zewnątrz zamku panowała noc z księżycem, który w tej krainie przecież nigdy nie gościł. Wszelkie próby otwarcia prowadzących na zewnątrz drzwi spełzły na niczym, a nawet szklane okna wydawały się być pancerne i niemożliwe do sforsowania jakimikolwiek metodami - nawet magiczny oręż nic by tu nie wskórał.

Nie mając wyboru, ruszyli dalej w poszukiwaniu reszty towarzyszy i w ten sposób trafili w stosunkowo krótkim czasie na ślady walki. Jeden z korytarzy spływał hektolitrami krwi, która sięgała po same kostki. Przed sobą mieli rozerwanego na strzępy żywiołaka ziemi, którego zwykł przywoływać Laran. Coś z niezwykłą siłą przepołowiło przywołańca i przerobiło go na gruz. Dalej zaś spostrzegli obrzydliwą, lecz na szczęście martwą już poczwarę, która przypominała olbrzymi mózg zakończony tysiącem macek. Truchło nosiło na sobie ślady miecza, najprawdopodobniej Auriel, bo nie były one podobne do wielkiej broni Kaedwynna.

Wszystko wskazywało na to, że coś potężnego zaatakowału tutaj ich towarzyszy, a ci musieli się ewakować. Cały korytarz spływał krwią, więc trudno było określić dokładnie, którą drogę wybrali, ale z całą pewnością biegli na przód. Tam znajdowały się tylko dwa możliwe przejścia - drzwi ulokowane w połowie korytarza, prowadziły na prawo, zaś kolejne były na samym jego końcu i prowadziły w lewo. Wszystkie przejścia były otwarte.

Taled zatrzymał się przy kałuży krwi.
- Niezłą jatkę tu mieli.- Zwrócił się do towarzyszy.
- Widać, że Auriel jest z Laranem. No chyba, że jedno po drugim przyszli tu.
Rycerz starał się omijać krew. Niestety jej było tak dużo, że stopy po kostki zanurzone były w cieczy.

- Prawe czy lewe?- Zapytał gdy stanęli przed wyborem drzwi. Dodatkową pomocą w wyborze właściwej drogi mógł być dudniący odgłos, który dobiegał z przejścia po lewej stronie. Jakby coś niezwykle ciężkiego oddalało się od nich.
- Słyszycie?- Szepnął Gryf do kompanów wskazując mieczem lewe drzwi.
- Idźmy za tym dźwiękiem. Skoro to nasza twierdza i tak trzeba będzie ją z tych ścierw wyczyścić.- Dodał i ruszył w pozycji bojowej do drzwi.

- Pozwólcie mi iść przodem. Zrobię zwiad - samica nie była przekonana aby ich towarzysze stawiali tak ciężkie kroki, ale warto było dowiedzieć się z czym mogą mieć do czynienia. Bast śmielej ruszyłą przed szereg zwalniając z każdym krokiem aby nie chlupotać. Mierził ją dotyk krwi na futrze i skórze. W takich ilościach była ona nieprzyjemna. Miała wciąż w pamięci dni swojego polowania kiedy krew zwierzyny spływała jej z pyska, lecz nigdy w takich ilościach. To była nienaturalne i niezdrowe.

Rycerz kiwnął głową towarzyszce przepuszczając ją.
- Miej czujność w sercu. - Rzucił Taled i gdy samica odeszła kilka kroków spojrzał na kompana.
- Ruszajmy.

Khargar rozglądał się wokół z mieszanką ponurej fascynacji i zgrozy. Miał wrażenie że byli uwięzieni w jakimś koszmarze...przynajmniej jego broń działała na zamieszkujące twierdzę stworzenia.
- Pozostali też tu walczyli, tak, możesz iść przodem Kocie, będziemy tuż za Tobą- nie miał nic przeciwko żeby ona szła przodem, byle ich tylko nie prowadziła w pułapkę…

Awanturnicy ruszyli więc ostrożnie przed siebie, posyłając czujną Bast przodem. Z każdym pokonanym metrem odgłosy ciężkich kroków, stawały się coraz wyraźniejsze, upewniając ich w przekonaniu, że obrali właściwy sobie kierunek. Pantera dotarła na koniec korytarza i skręciła przez drzwi po lewej stronie. Jeszcze przed wejściem do następnego pomieszczenia, Bast przezornie zajrzała do środka. Była to dosyć spora biblioteka z bardzo pokaźnym zbiorem ksiąg, spoczywających na zakurzonych regałach - za wyjątkiem jednego, który został niedawno przewrócony. Jednakże nie książki, ani nawet rozwieszone na ścianach malowidła z koszmaru nie przykuły tak bardzo wzroku Bast, jak masywna, humanoidalna istota z olbrzymią kosą, która w tamtej chwili zwrócona była do niej plecami i oddalała się w przeciwnym kierunku. Czymkolwiek to było, przypominało Żniwiarza, a właściwie to w jaki sposób ludzie na ogół wyobrażali sobie tego posłańca śmierci. Tylko, że istota ta nie była cherlawa, ani odziana w znoszone łachmany. Nawet nie miała głowy! Była to masywna, znacznie większa od człowieka maszyna, choć może nie było to właściwe określenie, albowiem nie wydawała żadnych mechanicznych dźwięków, ani nie sposób było dostrzec jakichkolwiek wystających przewodów czy kół zębatych. Lepszym określeniem była ożywiona zbroja, tylko pasująca bardziej do jakiegoś pół-olbrzyma niż człowieka, z naciągniętym na siebie postrzępionym, czarnym płótnem, jak u kata. Czymkolwiek to było, musiało być istną maszyną do zabijania, która przestraszyła Larana oraz Auriel…

Bast wyciągnęła rękę w ostrzegawczym geście do swoich towarzyszy. Nim zdecydowała czy należało umknąć przeciwnikowi chciała wypatrzeć czy też nie ma żadnych śladów po innych. Jeśli tędy przeszli powinni coś po sobie pozostawić.

Taled zatrzymał się po geście Pantery.
Znieruchomiał wpatrzony w kobietę czekając na więcej informacji. Słyszał kroki, lecz nie widział kto lub co je robi.

Bast cofnęła się do wojowników.
- Nie wiem co to za stwór, ale przypomina wasz koncept żniwiarza. Jest bardzo duży i ma kose. Wyglądem przypomina jakąś zbroję bez głowy. Póki co idzie w przeciwnym kierunku. Jeśli poczekamy będzie można za nim iść i zobaczyć dokąd idzie. - wyszeptała mając nadzieję, że jej tym nie zwróci uwagi istoty.

Rycerz popatrzył na Khargara ze zdziwieniem.
- Ta kraina nie przestanie chyba mnie zadziwiać.- Taled kiwnął głową na znak, że jest gotowy zaatakować intruza w ich twierdzy.
- I tak trzeba oczyścić to miejsce jak mamy tu rządzić.- Oznajmił próbując przekonać kompanów do walki.

Khargar rozglądał się dookoła niepewnie. Nie był osobą która unikała walki z groźnym przeciwnikiem, ale nie wiedział zbyt wiele o tym miejscu i zamieszkujących je maszkarach. Niedawno tylko cudem uniknął śmierci w walce z demonem pilnującym więzienia dżina.
-No tak, trzeba… - skinął głową Taledowi ponuro się szczerząc - pytanie czy nie połączyć sił z innymi, widzieliśmy ich ślady.

- To rozsądna decyzja. Przede wszystkim nie jestem pewna abyśmy w ogóle byli w naszej twierdzy. Nigdy w życiu nie widziałam tak słabego, białego słońca. Poszukam śladów i poprowadzę nas - samica zaczęła szukać czy ich towarzysze nie uciekli inną drogą przypadkiem i jak tylko znalazła jakikolwiek trop poprowadziłą wojaków. Mając na uwadze potwora.

Taled roześmiał się cicho.
- To nie słońce Bast.- Mówił z uśmiechem. - To księżyc.- Uśmiech znikał z jego twarzy i wrócił do spokoju jaki wcześniej od niego bił.
- Może macie rację.- Kiwnął głową i patrzył na Panterę, która przyglądała się śladom.
- Tylko pamiętajmy, że my najbardziej walczący jesteśmy. Jeśli ta poczwara teraz uderzy na samotnego Larana lub Rudiego to nie chcę myśleć czy przeżyje.- Dodał i już więcej nie podważał decyzji kompanów.

Bast ruszyła śladem Żniwiarza, a w pewnej odległości za nią szedł Taled i Khargar. Monstrualnych rozmiarów konstrukt powoli i nieporadnie zaczął wspinać się po schodach, kierując się wąskim przejściem w stronę drugiego piętra, kiedy nagle coś za nim przykuło jego uwagę. Idąc w półmroku, okryty ciężką zbroją rycerz niechcący potknął się o leżący na ziemi regał , czyniąc przy tym niemały raban. Żniwiarz odwrócił się na pięcie i zaczął szybkim krokiem schodzić w dół, tak iż Bast musiała odskoczyć od wąskiego przejścia, aby nie zostać przez niego staranowaną.

- Szykujcie się! - ryknęła pantera łapiąc równowagę. Skoczyła za potwora naciągając strzałę na łuk.

Taled odzyskał równowagę i warknął.
- Przeklęte podziemia.- Przybrał postawę bojową i ruszył na spotkanie dziwnego monstrum.

Khargar odskoczył, z toporem gotowym do zadania ciosu. Czas było znowu stawić czoła potwornemu przeciwnikowi, nie była to dla niego nowina.
 
Lord Melkor jest offline