Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2017, 09:15   #134
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29


- Trzeba porozmawiać z Rogerem. On coś może wiedzieć. Znaleźli z Tess coś. Angie z nim rozmawiała. I Angie może mieć racje, może tam jest jakaś szczepionka na tą wściekliznę czy co. Porozmawiasz z nim? Bo mnie to nie wiem czy nerwów starczy na rozmowę z nim a to może być istotne. - Sam poczekał aż Kate wyjdzie na korytarz i zapytał Vex o to co się dowiedział podczas rozmowy z Angie w pokoju obok. Nieprzytomna kobieta dalej leżała złożona nieprzytomnością. A ze słyszalnej barwy rozmów z korytarza dało się słyszeć głos matki chłopców i jej bliższych i dalszych sąsiadów. Zapewne reagowali na pomysł związania podobnie jak przed chwilą Kate. Tylko synowie Kate zareagowali o wiele radośniej i bardziej żywiołowo na pomysł związania Carli.

- Tak! Zwiążmy ją! Jak Indianie! - i z ganku dobiegły odgłosy indiańskiego bojowego zawołania w wykonaniu obydwu chłopców. Oraz tupot nóg w rytm biegania i zamieszanie wśród dorosłych jakie wywołał ten dziecięcy wybuch entuzjazmu.

- Chłopcy! Ale proszę mi tu zaraz wrócić! Zostawcie panią ona musi odpoczywać! - doszedł ich strofujący głos matki obydwu chłopców. Musiała podnieść głos bo obydwaj zdążyli już dobiec na korytarzu do wciąż otwartych drzwi pokoju więc stali się widoczni dla trójki wewnątrz a i sami widzieli ich i nieprzytomną kobietę.

- Aalee mamoo! Tu jest Angie! Na pewno nam pomoże wiązać tą panią nie?! - Jack spróbował proszących negocjacji z rodzicielką jednocześnie patrząc prosząco na nastolatkę oczekując chyba wsparcia w tej zabawie z wiązaniem nieprzytomnej pani. Władza rodzicielska okazała się jednak tak stanowcza jak i szybka w działaniu.

- Chłopcy! Proszę tu zaraz do mnie! Pan Hank już poszedł po coś do wiązania i on się tym zajmie. Nie przeszkadzajmy im. - starsza kobieta była zdecydowana na tyle, że chłopcy spojrzeli żałośnie na trójkę dorosłych wewnątrz pokoju by wziąć ich na świadków jak ciężkie jest ich chłopięce życie ale wrócili z powrotem w stronę korytarza prowadzącego na ganek. Kate nie czekała na zakończenie operacji wiązania nieprzytomnej Carli tylko pożegnała się z towarzystwem zabierając bardzo z tego powodu nieszczęśliwych chłopców ze sobą do domu.

- Dobra mam tu trochę sznura, na szybkiego to znalazłem. Potem najwyżej znajdę coś innego. Ale upał, ciężko nawet myśleć. - powiedział Hank czyli ten mężczyzna palący wcześniej ręcznie skręcanego papierosa na ganku. Wrócił po paru chwilach trzymając biały sznur do bielizny. Dość łatwy do przecięcia gdy się miało nóż albo nożyczki ale całkiem mocny na rozerwanie gdy się miało do dyspozycji tylko własne dłonie i mięśnie. Wraz z Hankiem, który był panem w średnim wieku, siwiejącą szczeciną na policzkach i kolejnym papierosem w zębach do pokoju weszło kilka osób które pewnie miały zamiar albo asystować w tym wiązaniu albo zwyczajnie się przyglądać. A z upałem miał rację. Mżawka jaka mżyła od rana chyba skończyła się na dobre i zaczęło się przejaśniać. A wraz ze Słońcem od razu dało się odczuć kopnięcie południowego gorąca. Powietrze od parującej wilgoci wydawało się parne i gęste. A wraz z ustąpieniem mżawki pojawiły się pierwsze komary. Dało się słyszeć pierwsze pacnięcia rozgniatające te złośliwe owady.

Z początku Hank się zastanawiał jak zacząć. W końcu zaczął od tego co mógł czyli od nadgarstków. Z kostkami był ten problem, że na łóżku niezbyt było je do czego przywiązać bo nic tam tak wyraźnie nie wystawało jak rama nad nagłówkiem. Starszy mężczyzna przywiązał jeden z nadgarstków Carli do ramy łóżka. Odciął składanym nożem nadmiar, sprawdził ale biały, plastikowy sznurek zdawał się trzymać całkiem mocno. Potem obszedł łóżko i pochylił się nad nieruchomą kobietą. Złapał za jej wolny jeszcze nadgarstek i przysunął go do ramy łóżka. Zaczął okręcać go białym sznurkiem gdy nagle zatrzymał się w połowie ruchu.
- O. - powiedział nagle znieruchomiały z zaskoczenia. Bez żadnego ostrzeżenia nieruchoma dotąd kobieta nagle otworzyła oczy i akurat on stał jej na linii wzroku. I wydawał się całkowicie tym zaskoczony i zmieszany jak dziecko przyłapane na podbieraniu cukierków z pudełka. Natomiast Carla nie wydawała się w ogóle zaskoczona czy zdeprymowana.

Szarpnęła obwiązanym białym sznurkiem ramieniem ale jeszcze nie przywiązanym jakby chciała złapać albo odepchnąć Hanka. Ten wciąż zaskoczony albo został odepchnięty albo odruchowo odskoczył. Ale stracił równowagę i poleciał w tył przewracając się wprost na nogi wujka Angie przez co ten też poleciał w tył uderzając plecami w ścianę. Nagle w niezbyt dużym pokoju zaczął się harmider. Carla chyba chciała dokończyć skok by rzucić się na powalonego Hanka ale wtedy dał o sobie znak ten nadgarstek jaki ten zdążył przywiązać. Kobieta prychnęła i wrzasnęła coś niezrozumiale szarpiąc związanym nadgarstkiem ale sznurek trzymał mocno. Kilkoro ludzie którzy wydawali się tak samo zaskoczeni jak Hank całą tą akcją krzyczało i poganiało się nawzajem ale w tak szybkiej akcji nikt chyba nie był pewny co trzeba robić.

- Trzymajcie ją! - krzyknął rozzłoszczonym i przestraszonym głosem gramolący się z podłogi Hank. Któryś z mężczyzn ruszył do przodu ale gdy zbliżył się do łóżka od strony związanego nadgarstka Carli gdzieś na ostatnie pół kroku ta zwróciła uwagę na niego. A twarz miała tak rozzłoszczoną, że mężczyznę to zatrzymało. Zaraz potem zeskoczyła z łóżka by go sięgnąć ale łóżko nadal ją trzymało za ten przywiązany nadgarstek. - O cholera! - krzyknął któryś z sąsiadów widząc jak nieprzytomna dotąd kobieta zaczęła ciągnąć łóżko za sobą. Wlokła je za przywiązany nadgarstek krok po kroku kierując się w stronę tych kilku osób stojących przy drzwiach. Ktoś nie wytrzymał nerwowo i wybiegł na korytarz. Inni się chyba zabierali do tego samego ale nagle drzwi okazały mieć bardzo małą przepustowość by zmieścić ich wszystkich na raz.






- No to klops. - powiedział wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna w kapturze. Kaptur pozwalał zasłonić jego zdeformowaną brzydką blizną twarz. Przynajmniej z dalszej odległości. Ale siedząca po drugiej stronie kobieta i tak ją widziała. Bo z bliska było ją widać nawet pod kapturem. Poza tym nawet całkiem po ciemku wiedziała gdzie jest i wygląda ta jego blizna. Tak jak i reszta ciała. A on podobnie znał ją.

Teraz jednak rozmawiali i planowali co dalej właściwie odkąd dzisiaj wstali. Wieczorem dotarli tutaj jakimś przypadkowym samochodem i na dziś mieli plan znaleźć kolejny. Taki który jedzie na południe, w stronę przeprawy promowej w Pendleton. Wczoraj wydawał się to całkiem przyzwoity plan. Ten Dew wedle faceta który ich podrzucił miało być pierwszą lub patrząc od północy, ostatnią względną ostoją cywilizacji przed tą przeprawą promową. Ale był już wieczór a po zmroku nic nie pływało. Zaś same Pendleton było na południowym brzegu więc na północnym można było rozbić się tylko pod mostem lub na. A w Dew można było przenocować w cywilizowanych warunkach, tak w pokoju z łóżkiem, pościelą, nawet balię wynająć i naftowo - świeczkowe oświetlenie mieć. Zaś prom w Pendleton w tej okolicy był jedną z kluczowych przepraw przez Arkansas więc zawsze ktoś jechał tam lub z tamtąd. Znalezienie więc okazji która mogłaby ich podrzucić ten ostatni kawałek do rzeki wczoraj wieczorem nie wyglądało na zbyt trudne. Ale po wieczorze przyszła noc. A wraz z nią potop.

Noc okazała się straszna i wypełniona krzykami oraz strachem. Ludzie wobec żywiołu natury jak zwykle okazali się bezradni. Mogli tylko krzyczeć, bać się i modlić. I to właśnie robili. Jednak fala potopu przeszła, tak samo nagle jak przyszła. Ale zostawiła po sobie wodę. Cała okolica zrobiła się powodziowa. Gdzie okiem nie sięgnąć ulice i pola były zalane nieprzejrzystą wodą. Od rana jeszcze zaczęło mżyć dopełniając fatalnego uroku. I nagle nie tylko podróż do Pendleton ale gdziekolwiek poza budynek, okazywała się nie lada wyzwaniem. I Rob i Izzy rozmawiali chyba z każdym kto sie nawinął a gdy nie rozmawiali słuchali innych rozmów. Teraz rano rozmowy już nie przypominały tego panicznego lęku jak w nocy podczas ataku żywiołu. Ale dominowało ponure zniechęcenie. W lokalu gdzie nocowali większość ludzi to byli goście skądś tam. Ale przewijali się i miejscowi. Większość gości podobnie jak i rodzina O’Neal próbowali się jakoś wydostać z tej wodnej matni. I większość podobnie jak oni odbijała się jak piłeczka od ściany przeszkód.

Woda nie była zbyt głęboka. Zwykle mniej więcej do kolan dorosłego. Ale przez tą falę w nocy i wodę teraz większość pojazdów zalało na tyle, że był problem z ich uruchomieniem. Widzieli przez okna wiele podniesionych masek gdzie kierowcy czy spece próbowali przywrócić pojazdy do życia. U miejscowych wyglądało to podobnie. Zresztą pojazdów mieli chyba niewiele albo tak mówili. Zwykła bryczka zaprzężona w konie okazywała się bardziej odporna na taką katastrofę. Ale te mieli zwykle miejscowi a ci byli zajęci ratowaniem tego co się da a nie wożenia obcych gdzieś tam.

O tym własnie Izzy rozmawiała z Robem zanim nie zaczął się ten cyrk. Rob był zdania, że tą bryczką czy innym wozem to chyba by było najpewniej dojechać gdziekolwiek. Ale pewnie trzeba by zabulić za wynajem i pewnie nie mało z powodu tych okoliczności. Izzy zaś kojarzyła, że w okolicy tak bliskiej wielkich rzek jak Arkansas gdzie zmierzali czy ciemna smuga na wschodzie oznaczająca granicę Wielkiego Ścieku ludzie często miewają łodzie i inne takie pontony. Nawet jak nie mieszkają bezpośrednio przy rzece. Podróż łodzią wydawał się nawet bardziej pewny od konnej czy samochodowej przy tej powodzi. No ale łódź też trzeba było odkupić albo wynająć razem z właścicielem. I na tym właśnie stanęła rozmowa. By znaleźć wśród miejscowych kogoś z wozem lub łodzią co da się wynająć lub odsprzeda te fanty. Inaczej zostawało czekać na jakąś szansę czy okazję wydostania się stąd. I gdzieś wtedy zaczął się cyrk. Akurat jak przez radio skończyła się jakaś melodia i dał się słyszeć głos spikera.

- Witajcie moi mili! Tu wasz ukochany DJ Devitt! Za oknami widzę właśnie wyszło Słońce przeganiając te cholerne chmury a mój termometr pokazuje 31*C! Co prawda wciąż zmagamy się ze skutkami katastrofalnej powodzi ale hej! Jesteśmy przecież ludźmi z Arkansas! Przecież to nie pierwsza powódź jaką nam serwuje nasza piękna choć kapryśna rzeka. Poradzimy sobie tak samo jak z poprzednimi. A teraz trochę ogłoszeń. - spiker mówił jednym tchem i tak szybko jakby w ogóle nie było potrzebne mu oddychanie. A mimo to potrafił mówić czytelnie i zrozumiale. Radio było jedną z niewielu atrakcji w tym lokalu. Stało nad barem i grało. Nie taki częsty obrazek. Co więcej nie było to tylko działający aparat puszczający nagrane piosenki ale właśnie prawdziwie działające radio. Takie ze spikerem i puszczaną muzyką. Wieczorem puszczało muzykę i ogłoszenia. W nocy też ktoś je włączył ledwo sytuacja przestała być tak nagła i zaskakująca. Głos w radio zdawał się pomagać zachować ludziom jakiś odcień normalności. Muzyki było mniej za to były podtrzymujące na duchu komunikaty, informacje i ogłoszenia. Od rana sytuacja okrzepła tak w radiu jak i w okolicy. Ludzie przeszli to etapu życia podczas katastrofy powodziowej. Z wszystkimi dołączonymi do tego plusami i minusami.

DJ zaczął mówić właśnie o tych ogłoszeniach gdy zaczął się ten cyrk. Zamieszanie. Tupot butów, odgłosy uderzeń, krzyki i wszystkie oznaki rozpoczętej bijatyki. Ktoś się z kimś zmagał na piętrze. Głowy w sali głównej podniosły się z zaciekawieniem na sufit ale nikt w pierwszej chwili nie reagował. Izzy poczuła jak dłoń Maggie mocniej zaciska się na jej ramieniu. Awantura coś nie cichła. Nawet potężniała. Słychać było jakieś krzyki i wrzaski. Agresywne, niepokojące, przestraszone. Coś trzasnęło jakby połamał się jakiś mebel. Kilka osób wstało. Kilka pomacało się po rękojeściach kolb i broni. - Idź zobacz co tam się dzieje. - powiedział barman do jakiegoś pomocnika który trochę jakby był kelnerem a trochę pomagał w kuchni. Młody miał niewyraźną minę słysząc to polecenie ale widząc znaczące spojrzenie szefa westchnął i ruszył w stronę schodów. Doszedł go półpiętra więc jeszcze był widoczny z sali głównej gdy zatrzymał się. Coś na górze pękło znowu. A sądząc po tym jak odgłosy nagle stały się wyraźniejsze brzmiało jakby tam na górze rozwalili drzwi. Młody jęknął gdy pewnie już zobaczył co się dzieje. - Co tam się dzieje?! - krzyknął do niego zdenerwowany i zaniepokojony szef. - Biją się! - odkrzyknął na chwilę patrząc niepewnym wzrokiem na szefa ale bójka na górze szybko przykuła jego uwagę. Barman zaklął i zaczął sięgać po coś pod ladą, pewnie po jakiś pacyfikator wszystkich barmanów. Ale wówczas rumor nasilił się i coś zaczęło zwalać się po schodach. Tuż obok młodego uderzył z impetem w ścianę jakiś kłąb splecionych ciał. Ktoś jęknął, ktoś wrzasnął, młody odskoczył, krzyknął a potem uciekł przestraszony z powrotem na dół.

Cyrk się powiększał o kolejnych gapiów i uczestników. Najpierw barman, potem paru gości, nawet Rob, ruszyli rozdzielać walczących. Półpiętro i schody okazało się mało wdzięcznym miejscem do walki czy kumulacji tłumu na tyle osób. Ludzie krzyczeli i krzyczeli na siebie, poganiali się, dawali mądre rady ale w końcu przewaga liczebna zrobiła swoje. Wspólnie obezwładnili chyba głównego prowodyra. Wyglądało to jednak dość niepokojąco. Z pół tuzina mężczyzn w tym Rob i barman, miało wyraźne trudności by okiełznać szarpiącego się mężczyznę. Ten wyglądał jakby dopadł go jakiś szał. Barman w końcu kazał go zamknąć gdzieś w piwnicy. Więc po chwili otrzepująca się grupka mężczyzn, w tym Rob, wróciła z tej piwnicy po dobrej chwili odgłosów szarpania się i bijatyki. Ale nawet teraz dało się słyszeć jakieś stukoty i stłumione wycia tego prowodyra. Można było jednak już mówić, że akcja pacyfikacyjna się udała.

Barman swoim improwizowanym pomocnikom zaserwował kolejkę czegoś mocniejszego. Wszyscy chyba byli zaskoczeni tym całym zdarzeniem. Dało się poznać i słyszeć tak w grymase twarzy jak i rozmowach. Pobitym którego przeniesiono do zdemolowanego pokoju a tam znaleziono kolejnego też w podobnym stanie okazał się przyjezdny gość. Pokój był z tych tańszych, z dwoma piętrowymi łóżkami gdzie albo wynajmowały go jakieś rodziny czy grupki albo wspólnie spali ci co nie stać było na osobny pokój lub w tych nie było już miejsca. Barman o tym zamkniętym teraz w piwnicy wiele nie wiedział. Tyle, że przyszedł w nocy i chciał pokój a za tyle sprzętu co miał to mu starczyło na ten wspólny więc tam wylądował. Teraz oczywiście pluł sobie w brodę, że go przyjął. Dwóch pobitych gości i zdemolowany pokój. Po jakimś czasie przyszła jakaś korpulentna, starsza już wiekiem Latynoska. Barman wyraźnie jej się spodziewał i ucieszył, że przyszła. Zaczął prowadzić ją na górę do tego zdemolowanego pokoju a potem zeszli do piwnicy gdy najwyraźniej mężczyzna streszczał jej co tu się niedawno wydarzyło.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 17-12-2017 o 09:34.
Pipboy79 jest offline