Czasy były niepewne, więc Lennart nigdzie nie ruszał się bez broni, nawet idąc do wychodka, a gdy spał, to miecz i rusznicę pod ręką trzymał. Gdy więc zza ściany dobiegły odgłosy awantury, nie musiał tracić na nic czasu - chwycił broń i ruszył sprawdzić, co się, na demony, dzieje.
Obsługa schodzi na psy, pomyślał, widząc że karczmarz, miast śniadanie do łóżka podać, usiłuje zaszlachtować jednego z gości. Nie zastanawiając się zbytnio, co karczmarza opętało, ruszył na pomoc Oskarowi, ze szczerym zamiarem wysłania karczmarza do Ogrodów Morra.
Szlachcic, widząc zbliżającego się Lennarta, spróbował uniknąć kolejnego ciosu karczmarza i kolejnego zranienia.
Szaleniec na nic nie zwracał uwagi. Po raz kolejny zrobił szeroki zamach i nagle padł na ziemię. Przepatrywacz prostym, szybkim sztychem zakończył walkę. Miecz przebił gospodarza na wylot, przeszedł między żebrami, powodując rozległe krwotoki. Ciało osunęło się na kolana, a mrugnięcie okiem później padło na twarz pod nogi Oskara.
- Co mu się stało? - Lennart przeniósł wzrok z leżącego ciała na Oskara. - Tak sobie przylazł w środku nocy?
Nie czekając na odpowiedź dodał:
- Chyba pora opuścić to średnio gościnne miejsce. |