Przemysław zmierzający najwyraźniej do pokoju z listem w ręce zatrzymał się widząc, że Ptasznik nie ma zamiaru iść za nim.
- Panie, o wielką przysługę mnie prosicie - zbliżył się do niego i zaczął możliwie najciszej - Noc już zapadła, a do klasztoru najmniej godzinę. Do tego deszcz drogę utrudnia i ciemności zupełne, jako że księżyca nie widać. Prawda to jest, że z polecenia do Inkwizycji idę i jak słyszę, szukano mnie tutaj. Służba Bogu jednak nie zwalnia od niebezpieczeństw, a wręcz większe jeszcze czyhać mogą. Zło prędzej nastaje na tych, co przysługę dobru dać mogą - widać było, że Przemysław wiedzy szuka, a nie publicznej zwady z Ptasznikiem.
- Gdy do bram zapukam, nie jest pewne, że bracia po nocy mi otworzą, a Inkwizycja, że rozmawiać zechce. Cóż to za wieści, o tak wielkim znaczeniu, że Płockie tereny obejmują? Stąd wszak do miasta tego jeszcze nielicha droga do przebycia - przerwał na chwilę zbierając myśli.
- Wiele imion Panie nadanych, to i długa historia i wiedza. Kimże jesteście i co was tu sprowadza? Może Wasze doświadczenie pomóc może mnie lub Inkwizycji i na wydarzenia, o których mówicie wpłynąć jakoś. Każda pomoc cenna okazać się może.