Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2017, 01:42   #136
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Oboje miejscowych słuchali co mówi lekarka i patrzyli synchronicznie na kolejno przez nią pokazywanych pacjentach i zaleceniach. Teraz gdy zwolniło się nieco miejsca przy pobitych gościach Maria podeszła do nich oglądając ich. Izzy miała wrażenie, że zwłaszcza przygląda się ich twarzom.
- Znacie ich może? - zapytała patrząc na pozostałą trójkę. Rob jednak przecząco pokręcił głową a Lou zawahał się. - Ten na górze to chyba już kiedyś tu był… Ale pewności nie mam i mogę się mylić. - właściciel lokalu mówił z zamyśleniem patrząc na górne łóżko. - A tego, i tego z piwnicy to w ogóle. - dodał szybciej i bardziej zdecydowanie a gesty dłoni odpowiednio wskazały na dolne łóżko i podłogę.

- Dobrze to chodźmy zobaczyć tego gagatka na dole. - powiedziała Maria i wskazała na Lou gestem dłoni by spełnił swoją rolę przewodnika. Dopiero teraz Izzy dostrzegła, że w dłoni brakuje jej dwóch palców. Ale strata musiała być dawno temu bo ubytki dawno zarosły skórą.

- Sami? Ja zza baru ale widziałem co on potrafi Mario. - w głosie barmana wyraźnie dało się słyszeć obawę i niechęć przed takim krokiem.

- Chcesz go tu trzymać do skończenia świata Lou? Trzeba coś z nim przecież zrobić. Prędzej czy później. Więc chyba lepiej prędzej prawda? Po to mnie przecież wezwałeś a jak nie to wracam do Kate na placki i ploty i radź sobie sam. - Latynoska nagle wystrzeliła szybkim, latynoskim slangiem ociekającym żywiołowością i nutką reprymendy. Lou skrzywił się z niesmakiem ale pokiwał głową na znak zgody.

- Dobra, dobra to chodźmy. Ale weźmy kogoś. A ja wezmę strzelbę z baru. - powiedział ugodowo właściciel lokalu. Dwoje miejscowych wydawało się być bardziej skupionych na rozmowie ze sobą niż czym innym więc Rob wykorzystał sytuację i zerknął zaciekawiony na żonę.

- Mówiłeś przecież, że go przywiązaliście. - Maria zerknęła w górę na mężczyznę który przepuścił ją pierwszą by wyszła na korytarz.

- No tak. Ale też widziałem jak z paru chłopa miało problem go utrzymać. I zobacz na drzwi. No zobacz co zrobili z moimi drzwiami. - Lou skinął głowa i zatrzymał się w drzwiach o jakich mówił by wskazać na wyrwany zamek przez który w ogóle się nie zamykały. Latynoska też popatrzyła z zastanowieniem i już nic nie powiedziała. Ruszyła ku schodom a za nią barman.

Lekarka wykorzystała spokój żeby wstać, zebrać rzeczy i popatrzeć znacząco na Roberta.
- Potrzebujemy łodzi, albo informacji o łodzi. Przysługi. Przysługi robi się oddając przysługi - wyszeptała, kiwając na drzwi przez które wyszła kontrastowa para - Wypada też sprawdzić w jakim stanie jest agresor. Z bliska. Tak aby zobaczyć jak jego oczy reagują na światło. Jak to mutant będzie można go powiesić. Jak już oprzytomniał to pogadamy - złapała go za rękę - Wezmę broń i też pójdę. Nie… - chciała coś powiedzieć, ale sobie podarowała i machnęła ręką. Co miała mówić? Że go nie zostawi? I tak to wiedział.

Robert spojrzał z góry na żonę, przeanalizował szybko co mówiła i skinął bez słowa głową.
- Chwileczkę! - nieco podniósł głos wychodząc na korytarz. Maria i Lou zdążyli już zejść na półpiętro ale słysząc za sobą głos zatrzymali się i odwrócili. - Nie wiecie może gdzie ktoś w okolicy ma łódź? Szukamy łodzi. Właściwie chcielibyśmy dostać się na drugą stronę rzeki. - powiedział łowca mutantów zbiegając sprawnie po schodach. Lou i Maria popatrzyli chwile na siebie z zastanowieniem.

- Właściwie to ja mam jakąś łódź. - powiedział z zastanowieniem barman.

- Świetnie! A podrzuciłbyś nas do Pendleton? - zapytał i ucieszył się mężczyzna w kapturze nasuniętym na pobliźnioną twarz.

- Oj, ja jestem potrzeby tutaj. Jak stąd wyjadę wszystko mi tu rozkradną i rozbiorą. - barman pokręcił z niechęcią głową wskazując gestem rozłożonych ramion na otaczające ich schody i ściany. Robert wyraźnie wydawał się nie pocieszony taką odpowiedzią. - Ale właściwie jak sama podwózka bez żadnych hec, tak tam i z powrotem mógłbym młodego wysłać. Ale no tak za nic to chyba niezbyt. Pójdziesz z nami na dół do tego typa? Widzę, że z ciebie kawał chłopa to byś się przydał w razie czego. - Lou powiedział swoją propozycję zerkając ciekawie na nieco tylko niższego od siebie mężczyznę.

- Ja też pójdę - lekarka dołączyła do rozmowy - Każda para rąk się przyda, zobaczę też czy i jego nie trzeba poskładać. Może i świr, ale szkoda żeby się wykrwawił w piwnicy.

Cała czwórka wydawała się zadowolona z takiego obrotu sprawy i ugody. Lou zgodził się na towarzystwo Izzy w wycieczce do piwnicy a Robert zgodził się na układ z podwózką łodzią przez jakiegoś młodego. Zeszli więc razem na parter do głównej sali. Już ze schodów rodzice mogli dostrzec swoją pociechę. Za to ona kompletnie nie raczyła nawet spojrzeć w stronę schodów. Za to ze skupieniem obserwowała tego młodego chłopaka. Widocznie pokazywał jak się robi drinki bo robił jakiś ruch butelkami i szklankami a Maggie uważnie obserwowała co robi a potem powtarzała. Obok stała ta dziewczyna co znali już ją z pokoju na piętrze i w odpowiednim momencie podsuwała odpowiednie składniki do drinków by pierwsza dwójka miała co potrzeba pod ręką. Te trzyosobowe widowisko, zwłaszcza mała dziewczynka w centrum wyraźnie przykuwało spojrzenia i uśmiechy sporej części gości przy barze. Lou trochę zepsuł efekt gdy wrócił za bar. Dziewczyna widząc powrót szefa i jeszcze dwójkę dorosłych z pokoju znowu wyglądała na spłoszoną i szybko czmychnęła gdzieś na zaplecze. Chłopak zaś co prawda spojrzał na powrót szefa ale jakoś nie przerwał swoich operacji ze szklankami i butelkami. Maggie zaś w ogóle nie zwracała na nic innego uwagi.

- Percepcję na pewno ma po tobie. - powiedział z uśmiechem Rob szczerząc się bezczelnie do żony. - Nie masz ochoty na drinka? Na pewno mają coś dobrego. - dodał łapiąc delikatnie żonę za ramię i ciągnąc ją tak by pewnie znaleźć się naprzeciw zapracowanej Maggie.

- Mieszanie drinków ma w sobie sporo z chemii. Dobieranie odczynników, łączenie ich w odpowiedniej kolejności i proporcjach. Na szczęście inteligencję również ma po mnie. - lekarka odwzajemniła uśmiech, łapiąc go pod ramię - Tak… drink to dobry pomysł. Przyda nam się krótki oddech - westchnęła, zastanawiając się czy nie popełniła po drodze żadnego błędu wychowawczego. Lekarz. Ich córka miała zostać lekarzem i któregoś dnia przejąć rolę matki. Obsługą baru mógł zająć się ktoś inny. Taki, który nie czytał płynnie w wieku 2 lat.
- Co robicie Myszko? - spytała córki - Poczęstujecie nas? Ja i tata chętnie byśmy się czegoś smacznego napili - uśmiechnęła się i szturchnęła Roberta łokciem w bok.
- Robię drinki! Zobacz! - Maggy zawołała radośnie podnosząc wreszcie głowę znad baru. - Zrobię wam Pragnienie Południa! - pochwaliła się radośnie dziewczynka. Młody barman też się uśmiechnął i popatrzył na młodą pomocnicę zachęcająco. Ta zaś w skupieniu wzięła dwie czyste szklanki, postawiła przed sobą na barze i zaczęła szykować ten kolorowy drink mieszając alkohol, wodę, owoce na brzegu szklanki, nawet spytała barmana czy może słomki. Jak widziała Izzy słomek było w szklance na słomki tylko kilka. Ale chłopak z uśmiechem skinął głową i pozwolił jej. Więc w dwóch szykowanych drinkach wylądowały dwie słomki. Na sam koniec barman się schylił i wyszurał coś chyba szufladę. Maggy się schyliła i jej rączka wróciła z kostkami lodu. Barman zamknął szafkę lub lodówkę a dziewczynka z triumfem na twarzy postawiła dwie szklanki przed rodzicami.

Lód? Prawdziwy lód? Nie na co dzień spotykało się podobny rarytas, prąd był rzadkością, ale zamrożone kostki tym bardziej cieszyły w upalnym klimacie.
- Dziękujemy pani - Izzy wzięła szklankę i upiła łyk, czując na podniebieniu rum i sok jabłkowy, doprawiony słodkim syropem o posmaku cynamonu. Zamruczała i siorbnęła jeszcze raz - Pyszne.

- Aha. - tatuś dziewczynki przytaknął też wyraźnie zadowolony z takiego prezentu. Upił łyk i kolejny. Potem nagle sobie o czymś przypomniał. - A dla tak młodej damy coś by się znalazło? - zapytał młodego barmana i ten też wydawał się spostrzec, że trzeci i najmłodszy członek rodziny siedzi z pustymi rękami.

- Oczywiście. - odpowiedział prędko i jego dłonie zdawały się pracować sprawnie i automatycznie. Błyskawicznie wydobył szklankę, dolał jakieś sok, i kolejny, dodał trochę owoców, i jeszcze dorzucił na sam koniec znowu te kostki lody a na deser słomkę. W ciągu paru chwil wyczarował bezalkoholowego drinka przed młodą damą który na pierwszy rzut oka wyglądał na równie poważnie jak te przygotowane przed chwilą przez nią dla swoich rodziców.

- O jak super! - wykrzyczała radośnie dziewczynka. Złapała z entuzjazmem za szklankę i podpatrzonym u starszych gestem stuknęła się ze szklankami rodziców. A potem z zapałem zaczęła siorbać przez słomkę swój napój.

Niewiele rzeczy poprawiało nastrój tak, jak zimny napój w upalny dzień. Lekarka stuknęła szklankę Maggie, potem Roberta i wysączyła jeszcze parę łyków, zapamiętując aby po przyjeździe do domu zakręcić się za zamrażarką.
- Dobry gust też ma po mnie - powiedziała dwuznacznie, patrząc z ukosa na męża.

- Być może. Ale dobre oko i smak ma na pewno po mnie. - mężczyzna z pobliźnioną twarzą odwzajemnił się bezczelnym tonem. Równie bezczelnie pochylił się w stronę siedzącej obok kobiety i puścił żurawia w jej dekolt. Trochę słyszała a trochę czuła jak łowił nozdrzami bijący z bliska jej zapach. A, że musiał się pochylić ku niej sama też czuła zapach bijący od niego. Dziewczynka na stołu z drugiej strony lady roześmiała się widząc wygłupy rodziców.

Lekarce przypomniało się, że swojego chłopa tez miała dokładnie sprawdzić. Wyciągnęła dłoń żeby położyć ją na oszpeconym policzku i już miała rzucić zaczepny tekst o powiększaniu rodziny, kiedy drzwi do baru skrzypnęły i weszła grupa której chyba nikt się nie spodziewał.
 
Driada jest offline