Oboje miejscowych słuchali co mówi lekarka i patrzyli synchronicznie na kolejno przez nią pokazywanych pacjentach i zaleceniach. Teraz gdy zwolniło się nieco miejsca przy pobitych gościach Maria podeszła do nich oglądając ich. Izzy miała wrażenie, że zwłaszcza przygląda się ich twarzom.
- Znacie ich może? - zapytała patrząc na pozostałą trójkę. Rob jednak przecząco pokręcił głową a Lou zawahał się. -
Ten na górze to chyba już kiedyś tu był… Ale pewności nie mam i mogę się mylić. - właściciel lokalu mówił z zamyśleniem patrząc na górne łóżko. -
A tego, i tego z piwnicy to w ogóle. - dodał szybciej i bardziej zdecydowanie a gesty dłoni odpowiednio wskazały na dolne łóżko i podłogę.
- Dobrze to chodźmy zobaczyć tego gagatka na dole. - powiedziała Maria i wskazała na Lou gestem dłoni by spełnił swoją rolę przewodnika. Dopiero teraz Izzy dostrzegła, że w dłoni brakuje jej dwóch palców. Ale strata musiała być dawno temu bo ubytki dawno zarosły skórą.
- Sami? Ja zza baru ale widziałem co on potrafi Mario. - w głosie barmana wyraźnie dało się słyszeć obawę i niechęć przed takim krokiem.
-
Chcesz go tu trzymać do skończenia świata Lou? Trzeba coś z nim przecież zrobić. Prędzej czy później. Więc chyba lepiej prędzej prawda? Po to mnie przecież wezwałeś a jak nie to wracam do Kate na placki i ploty i radź sobie sam. - Latynoska nagle wystrzeliła szybkim, latynoskim slangiem ociekającym żywiołowością i nutką reprymendy. Lou skrzywił się z niesmakiem ale pokiwał głową na znak zgody.
-
Dobra, dobra to chodźmy. Ale weźmy kogoś. A ja wezmę strzelbę z baru. - powiedział ugodowo właściciel lokalu. Dwoje miejscowych wydawało się być bardziej skupionych na rozmowie ze sobą niż czym innym więc Rob wykorzystał sytuację i zerknął zaciekawiony na żonę.
- Mówiłeś przecież, że go przywiązaliście. - Maria zerknęła w górę na mężczyznę który przepuścił ją pierwszą by wyszła na korytarz.
- No tak. Ale też widziałem jak z paru chłopa miało problem go utrzymać. I zobacz na drzwi. No zobacz co zrobili z moimi drzwiami. - Lou skinął głowa i zatrzymał się w drzwiach o jakich mówił by wskazać na wyrwany zamek przez który w ogóle się nie zamykały. Latynoska też popatrzyła z zastanowieniem i już nic nie powiedziała. Ruszyła ku schodom a za nią barman.
Lekarka wykorzystała spokój żeby wstać, zebrać rzeczy i popatrzeć znacząco na Roberta.
-
Potrzebujemy łodzi, albo informacji o łodzi. Przysługi. Przysługi robi się oddając przysługi - wyszeptała, kiwając na drzwi przez które wyszła kontrastowa para -
Wypada też sprawdzić w jakim stanie jest agresor. Z bliska. Tak aby zobaczyć jak jego oczy reagują na światło. Jak to mutant będzie można go powiesić. Jak już oprzytomniał to pogadamy - złapała go za rękę -
Wezmę broń i też pójdę. Nie… - chciała coś powiedzieć, ale sobie podarowała i machnęła ręką. Co miała mówić? Że go nie zostawi? I tak to wiedział.
Robert spojrzał z góry na żonę, przeanalizował szybko co mówiła i skinął bez słowa głową.
- Chwileczkę! - nieco podniósł głos wychodząc na korytarz. Maria i Lou zdążyli już zejść na półpiętro ale słysząc za sobą głos zatrzymali się i odwrócili. -
Nie wiecie może gdzie ktoś w okolicy ma łódź? Szukamy łodzi. Właściwie chcielibyśmy dostać się na drugą stronę rzeki. - powiedział łowca mutantów zbiegając sprawnie po schodach. Lou i Maria popatrzyli chwile na siebie z zastanowieniem.
- Właściwie to ja mam jakąś łódź. - powiedział z zastanowieniem barman.
-
Świetnie! A podrzuciłbyś nas do Pendleton? - zapytał i ucieszył się mężczyzna w kapturze nasuniętym na pobliźnioną twarz.
-
Oj, ja jestem potrzeby tutaj. Jak stąd wyjadę wszystko mi tu rozkradną i rozbiorą. - barman pokręcił z niechęcią głową wskazując gestem rozłożonych ramion na otaczające ich schody i ściany. Robert wyraźnie wydawał się nie pocieszony taką odpowiedzią. -
Ale właściwie jak sama podwózka bez żadnych hec, tak tam i z powrotem mógłbym młodego wysłać. Ale no tak za nic to chyba niezbyt. Pójdziesz z nami na dół do tego typa? Widzę, że z ciebie kawał chłopa to byś się przydał w razie czego. - Lou powiedział swoją propozycję zerkając ciekawie na nieco tylko niższego od siebie mężczyznę.
- Ja też pójdę - lekarka dołączyła do rozmowy -
Każda para rąk się przyda, zobaczę też czy i jego nie trzeba poskładać. Może i świr, ale szkoda żeby się wykrwawił w piwnicy.
Cała czwórka wydawała się zadowolona z takiego obrotu sprawy i ugody. Lou zgodził się na towarzystwo Izzy w wycieczce do piwnicy a Robert zgodził się na układ z podwózką łodzią przez jakiegoś młodego. Zeszli więc razem na parter do głównej sali. Już ze schodów rodzice mogli dostrzec swoją pociechę. Za to ona kompletnie nie raczyła nawet spojrzeć w stronę schodów. Za to ze skupieniem obserwowała tego młodego chłopaka. Widocznie pokazywał jak się robi drinki bo robił jakiś ruch butelkami i szklankami a Maggie uważnie obserwowała co robi a potem powtarzała. Obok stała ta dziewczyna co znali już ją z pokoju na piętrze i w odpowiednim momencie podsuwała odpowiednie składniki do drinków by pierwsza dwójka miała co potrzeba pod ręką. Te trzyosobowe widowisko, zwłaszcza mała dziewczynka w centrum wyraźnie przykuwało spojrzenia i uśmiechy sporej części gości przy barze. Lou trochę zepsuł efekt gdy wrócił za bar. Dziewczyna widząc powrót szefa i jeszcze dwójkę dorosłych z pokoju znowu wyglądała na spłoszoną i szybko czmychnęła gdzieś na zaplecze. Chłopak zaś co prawda spojrzał na powrót szefa ale jakoś nie przerwał swoich operacji ze szklankami i butelkami. Maggie zaś w ogóle nie zwracała na nic innego uwagi.
- Percepcję na pewno ma po tobie. - powiedział z uśmiechem Rob szczerząc się bezczelnie do żony. -
Nie masz ochoty na drinka? Na pewno mają coś dobrego. - dodał łapiąc delikatnie żonę za ramię i ciągnąc ją tak by pewnie znaleźć się naprzeciw zapracowanej Maggie.
-
Mieszanie drinków ma w sobie sporo z chemii. Dobieranie odczynników, łączenie ich w odpowiedniej kolejności i proporcjach. Na szczęście inteligencję również ma po mnie. - lekarka odwzajemniła uśmiech, łapiąc go pod ramię -
Tak… drink to dobry pomysł. Przyda nam się krótki oddech - westchnęła, zastanawiając się czy nie popełniła po drodze żadnego błędu wychowawczego. Lekarz. Ich córka miała zostać lekarzem i któregoś dnia przejąć rolę matki. Obsługą baru mógł zająć się ktoś inny. Taki, który nie czytał płynnie w wieku 2 lat.
-
Co robicie Myszko? - spytała córki -
Poczęstujecie nas? Ja i tata chętnie byśmy się czegoś smacznego napili - uśmiechnęła się i szturchnęła Roberta łokciem w bok.
- Robię drinki! Zobacz! - Maggy zawołała radośnie podnosząc wreszcie głowę znad baru. -
Zrobię wam Pragnienie Południa! - pochwaliła się radośnie dziewczynka. Młody barman też się uśmiechnął i popatrzył na młodą pomocnicę zachęcająco. Ta zaś w skupieniu wzięła dwie czyste szklanki, postawiła przed sobą na barze i zaczęła szykować ten kolorowy drink mieszając alkohol, wodę, owoce na brzegu szklanki, nawet spytała barmana czy może słomki. Jak widziała Izzy słomek było w szklance na słomki tylko kilka. Ale chłopak z uśmiechem skinął głową i pozwolił jej. Więc w dwóch szykowanych drinkach wylądowały dwie słomki. Na sam koniec barman się schylił i wyszurał coś chyba szufladę. Maggy się schyliła i jej rączka wróciła z kostkami lodu. Barman zamknął szafkę lub lodówkę a dziewczynka z triumfem na twarzy postawiła dwie szklanki przed rodzicami.
Lód? Prawdziwy lód? Nie na co dzień spotykało się podobny rarytas, prąd był rzadkością, ale zamrożone kostki tym bardziej cieszyły w upalnym klimacie.
-
Dziękujemy pani - Izzy wzięła szklankę i upiła łyk, czując na podniebieniu rum i sok jabłkowy, doprawiony słodkim syropem o posmaku cynamonu. Zamruczała i siorbnęła jeszcze raz
- Pyszne.
-
Aha. - tatuś dziewczynki przytaknął też wyraźnie zadowolony z takiego prezentu. Upił łyk i kolejny. Potem nagle sobie o czymś przypomniał. -
A dla tak młodej damy coś by się znalazło? - zapytał młodego barmana i ten też wydawał się spostrzec, że trzeci i najmłodszy członek rodziny siedzi z pustymi rękami.
-
Oczywiście. - odpowiedział prędko i jego dłonie zdawały się pracować sprawnie i automatycznie. Błyskawicznie wydobył szklankę, dolał jakieś sok, i kolejny, dodał trochę owoców, i jeszcze dorzucił na sam koniec znowu te kostki lody a na deser słomkę. W ciągu paru chwil wyczarował bezalkoholowego drinka przed młodą damą który na pierwszy rzut oka wyglądał na równie poważnie jak te przygotowane przed chwilą przez nią dla swoich rodziców.
-
O jak super! - wykrzyczała radośnie dziewczynka. Złapała z entuzjazmem za szklankę i podpatrzonym u starszych gestem stuknęła się ze szklankami rodziców. A potem z zapałem zaczęła siorbać przez słomkę swój napój.
Niewiele rzeczy poprawiało nastrój tak, jak zimny napój w upalny dzień. Lekarka stuknęła szklankę Maggie, potem Roberta i wysączyła jeszcze parę łyków, zapamiętując aby po przyjeździe do domu zakręcić się za zamrażarką.
-
Dobry gust też ma po mnie - powiedziała dwuznacznie, patrząc z ukosa na męża.
-
Być może. Ale dobre oko i smak ma na pewno po mnie. - mężczyzna z pobliźnioną twarzą odwzajemnił się bezczelnym tonem. Równie bezczelnie pochylił się w stronę siedzącej obok kobiety i puścił żurawia w jej dekolt. Trochę słyszała a trochę czuła jak łowił nozdrzami bijący z bliska jej zapach. A, że musiał się pochylić ku niej sama też czuła zapach bijący od niego. Dziewczynka na stołu z drugiej strony lady roześmiała się widząc wygłupy rodziców.
Lekarce przypomniało się, że swojego chłopa tez miała dokładnie sprawdzić. Wyciągnęła dłoń żeby położyć ją na oszpeconym policzku i już miała rzucić zaczepny tekst o powiększaniu rodziny, kiedy drzwi do baru skrzypnęły i weszła grupa której chyba nikt się nie spodziewał.