Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2017, 10:33   #125
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Post wspólny

Studnia Starej Sowy
30 Eleint, Śródlecie, poranek

Po nekromancie nie było już śladu. To znaczy… śladów było dużo, ale samego czarodzieja jakby trochę… brakowało.
Może się wyniósł? Znalazł to czego szukał i poszedł badać trupy gdzie indziej? Tylko dlaczego miejsce to wyglądało jak… pobojowisko? Z tego co pamiętała Melune, mag był w miarę uporządkowanym mężczyzną. Ekscentrycznym, ale sumiennym. Nie podarłby własnego namiotu, no i… zapewne zabrałby swoich ożywionych ochroniarzy ze sobą, a nie zostawił na pożarcie zwierzynie.
Półelfka kucnęła przy zdekapitowanym szkielecie i przyjrzała się mu uważnie. Tak, nie mogło być pomyłki. Głowy z trupów same nie poodpadały, gdy zniknęła magia i tkanka je łącząca. Ktoś je odciął ostrym ostrzem i silnym zamachem.
Czy mężczyzna miał miecz? Tori nie pamiętała, ale szczerze powątpiewała, by ten chudzina miał w rękach tyle krzepy, by wykręcać młynki czymś większym i cięższym od magicznej różdżki.
- Tu coś się stało… niepokoi mnie to Jorisie. Pozbyliśmy się orków, więc… kto… to wszystko zrobił? - Kapłanka popatrzyła na myśliwego, wyraźnie zmartwiona. Czyżby w lesie kryła się kolejna grupa bandytów?

Myśliwy wyglądał na równie zbitego z tropu co półelfka. Przyjrzał się kilku truposzczakom, które faktycznie były chyba doczesną obstawą nekromanty, ale zaniechał ich przeszukiwania. Podszedł natomiast do studni, która jak na studnię była dość szeroka. Nawet bardzo, bo średnicy miała dwa bez mała metrów co nijak się miało do zapewnienia wody jednej raptem niewielkiej strażnicy.
- Może wpadł do środka? - zasugerował butem strącając w ciemności kamyk. Nim nastał plusk chwila minęła, lecz nie na tyle długa by było to dziwne. W końcu byli na wzgórzu - Albo…
Obejrzał się na resztki namiotu, w którym mag wcześniej rezydował i kucnąwszy zaczął przekładać płachty. Ujawniło to kilka poprzewracanych mebli i jeszcze jednego kościotrupa. Może nieco bardziej “umięśnionego” i ubranego w coś co na dobrą sprawę kiedyś mogło być szatami.
- Albo i nie wpadł.
-No i dupa. Mówiłam, żeby najpierw poszukać go w zamku- Zamarudziła Zenobia. -Właściwie, to dalej możemy go szukać. Schowamy zewłok i poszukamy go gdzie indziej? - Zapytała z nadzieją. Niestety nikt nie skomentował kolejnego pomysłu na oszukanie Tressendarów.
- O ile to on… - mruknął Joris próbując sobie przypomnieć kolor szat Czerwonego Maga. Jeśli to był nekromanta, to ciało było w namiocie. - A wy Shavri nie mieliście aby jakiegoś sposobu by go rozpoznać?
- Zdaje się, że Marv… - przyznał roztargniony tropiciel. Właśnie pomyślał, że wie gdzie są odcięte głowy. Zmówił w myślach żarliwą modlitwę o spokój zmarłych. Jeśli Torika zarządzi dla nich zrobienie zbiorowej mogiły, pomoże jej...
- Coś musiało go zaskoczyć. Albo ktoś, skoro cięcia na trupach były od miecza… - kontynuował Joris. - Zastanawiam, się czy to nie ci sami od tych zatkniętych głów w Conyberry. Wiek trupów podobny jest chyba. Słuchajcie… nieopodal jest stara kryjówka orków. Wybiliśmy je, ale licho wie, czy co nowego się tam nie zadomowiło. Chętny kto pójść tam ze mną i to sprawdzić?
Myśliwy szczególnie pełnym nadziei spojrzeniem obdarzył Przeborkę, Rikę i Shavriego. Ale odpowiedziała mu Zenobia.
-Ja z tobą pójdę - mrugając porozumiewawczo i uśmiechając się szeroko.

- Ja też! - zapiała nazbyt piskliwie i gorliwie Melune, czerwieniąc się nieznacznie na twarzy i patrząc intensywnie na starą pannę.

Niziołek na chwile ożywił się, gdy dotarli do Wieży Starej Sowy, lecz był to tylko moment, który podkreślił jak bardzo przygnębiony chodzi od dłuższego czasu. Chwila radości opadła szybko i niziołek znów spuścił wzrok.
- Ja zostanę tutaj. Rozejrzę się dokładnie.
- Nie dzielmy się za bardzo. - barbarzynka rozejrzała się po pobojowisku, jakby zza krzaków zaraz miało co wyskoczyć - Nie lepiej iść całą bandą? Kto wie, ile tam zielonych jest, może się nam każda ręka przydać... a tak z trupami zostawać chyba niektórym nie w smak…- Marvowi chyba wszystko jedno - odparł barbarzynce Joris na widok działań rudzielca - To i Trzewiczka może przypilnować. A to niedaleko jest. Do popołudnia z powrotem będziemy...- Idę z wami - zgłosił sie Shavri.

Marv nie zwracał na nich uwagi, ani nie włączał się do toczącej się dyskusji. Zamiast tego stanął wśród tych bezgłowych szczątków i wyciągnął amulet od ich pracodawcy, wypowiadając słowo aktywujące magię. Nagle przeszedł przez jego ciało nieprzyjemny dreszcz, wszyscy mogli zobaczyć jak zadrżał. Opanował się szybko, patrząc przed siebie i zadając krótkie pytania. Po chwili przestał, chowając amulet.
- To nasz zaginiony. Zginął zabity przez złotego elfa z mieczem o głowni w kształcie skrzydeł i symbolem Corellona Larethiana na piersiach. Niestety magia była ograniczona i nie potrafił mi odpowiedzieć na inne pytania. Wiem tylko, że elf był sam. To problem, bo nasz pracodawca może nie chcieć zapłacić jeśli wrócimy bez jego ekwipunku, szczególnie pierścienia. Ktoś słyszał o takim elfie grasującym w okolicy?
Już gdy zabrzmiało imię elfiego boga, w imię którego tyle potworów legło w okolicy, Joris zerknął nerwowo na półelfkę. Pokręcił nieznacznie głową, ale wydawał się przy tym jakoś niezdecydowany. Gdy Marv zaś zawiesił między nimi pozostające bez odpowiedzi pytanie, milczał zapatrzony niby na wywernie gniazda gdzie iść wszak zamierzał.
- Niech nikt się nie rusza, proszę. Poszukam śladów. O ile nie spadli z nieba lub nie użyli terere… magicznej bramy, musiały zostać po nich jakieś ślady. Dajcie mi chwilę i jeśli to możliwe - nie kręćcie się z łaski swojej - poprosił Shavri i zaczął krążyć wokół grupy z nosem niemal przy ziemi. Frustracja jego jednak narastała z chwili na chwilę. Ślady to pojawiały sie, to znikały. Nie potrafił znaleźć dla nich wspólnego klucza. Były za stare, żeby móc powiedzieć o nich coś na pewno... Rozczarowany zaprzestał po pół godzinie robienia coraz szerszych kółek i wrócił przez krzaki do grupy, zdał raport ze swej porażki i już był gotów do dalszych działań.

“Taki wstyd…” Pomyślała dziewczyna z południa stojąc na środku pobojowiska. “Taka hańba dla całego klerykału…” Nawet wyznawcy Shar, nie zachowywali się jak zwykli mordercy, hańbiący wszelkie prawa i dogmaty boskie. “Jest gorszy od drowa…” Selunitka wpatrzyła się w pozostawione szczątki istot, zmawiając cichą modlitwę.
- Trzeba będzie ich wszystkich pochować, ale to potem, gdy już wrócę ze zwiadu - stwierdziła głośno, ignorując lub może nie słysząc pytania rudowłosego. - Stimi uważaj na siebie… masz wodę ode mnie, pamiętaj, że w razie kłopotów masz jej użyć. Niedługo wrócę i poszukamy ducha. - Obiecała kompanowi z cieniem smutnego uśmiechu na ustach.

- “Ponoć u znajomego maga na skraju lasu pomieszkiwał, od jego chowańca nazwano Wieżą Starej Sowy. “ - zacytował niziołek ni to z gruchy, a i nie z pietruchy. - Strasznie nieskładnie. Potraficie przywoływać sowy? Potraficie? - kontynuował, oczekując aż Shavri zrobi swoje - Przygotuję specjalną aurę magiczną dla mojego czasomierza, dzięki której będziemy mogli zadać pytania zwierzętom, aż przesypie się cały piasek! Może akurat ta sowa się zjawi? A jak nie to może znajoma tamtej sowy? Albo znajoma znajomej, lub jakieś pisklę pisklęcia babci matki owej sowiej prababki? - spojrzał pytająco na ludzi, którzy w jego mniemaniu wyglądali na takich, którzy najprędzej będą w stanie mu pomóc.
Stimy wiedział, że szanse na odnalezienie chowańca maga, który zamieszkiwał te rejony blisko sto lat temu nie będzie zbyt prawdopodobne, chyba nawet mniej jak odnalezienie ducha owego maga, ale w sumie co on tam mógł wiedzieć o sowich rozmowach? Nie wiedział też jak długo żyją takie sowy... a nuż któraś będzie coś wiedziała!

Ku radości Stimiego Shavri poinformował go, że sowy mogą dożyć i siedemdziesiątki. Sam niziołek skądinąd wiedział ponad to, że wiek chowańców magicznie się wydłuża. Może była jakaś szansa na dowiedzenie się czegoś nowego? Pełen nadziei Trzewiczek nie mógł się już doczekać wieczoru - a był przecież dopiero ranek!!


 
Sayane jest offline