Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2017, 05:37   #121
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Obóz


Shavri liczył, że nim reszta wróci, uda mu się porozmawiać z Jorisem o sprawie w dziczy, którą miała dla niego wiewiórka. Tymczasem musiał się trochę nachodzić, nim zebrał stos drewna, który uznał za wystarczający na dobry początek. Liczył, że brać, która wybrała się do zjawy Aghaty, będzie pamiętała o tym, że zobowiązała się także rozejrzeć za drewnem.

Kiedy ognisko już płonęło, Shavri skrupulatnie wyczesał Mirrę, a potem wsadził w żar gar, do którego wrzucił królicze mięso, i… o przewrotności losu - marchewkę pociętą w talarki. Wyciągnął też kawałek smoczego udźca, który wędził dwie noce temu. Obwąchał nieufnie i doszedł do wniosku, że nie zaszkodzi, jeśli powędzi się jeszcze trochę. Mięso o dziwo nie przedstawiało sobą żadnych oznak nadpsucia. Z czego wniosek, że albo wędzenie dobrze mu robi, albo smoczowina nie psuje się tak szybko.

Obiecując sobie odważnie, że wkrótce w końcu jej spróbuje, Shavri wstał i obszedł z pochodnią najbliższą okolicę obozowiska w ramach niewymuszonego patrolu. Na Jorisa natknął się w połowie drogi do obozu, za co phandalińczyk był losowi wdzięczny, bo ciągnięte w półmroku belki okazały się cięższe niż sądził.

Shavri zgasił pochodnię, zasadził ją sobie za pas i pomógł mu dotaszczyć znalezisko w okolice ogniska, gdzie w powietrzu czuć już było gulasz z królika. Traffo dołożył do ognia, dolał go gara jeszcze nieco wody i połamał do środka te kilka sucharów, które mu się ostały z jego dziennej racji.
- No dobrze. To opowiedz mi, coś tam znalazł. I co to za sprawę ma do Ciebie wiewiórka? Ach… i daj miskę. Nie było kiedy zieleniny dobrać, ale marchew chyba wystarczy - rzucił, pokazując palcem kociołek. Zaproponował go też Marvowi, który przyjął strawę z krótkim “Dziękuję”. Królik może i największy nie był, ale przyprawiony w gulaszu zdawał się być idealny na trzy porcje - nawet jeśli skąpej, to jednak gorącej - strawy.

- Dobre - przyznał Joris, oblizując palce, którymi wygarnął część potrawki z miski. Wiewiórka również nie byłaby sobą gdyby nie podeszła by powąchać, co tam zajadają z Shavrim, ale gdy tylko opar bratniej króliczej duszy dotarł do jej ruchliwych nozdrzy, fuknęła coś gniewnie i zwiała w ciemności. - O pomoc poprosiła. To jeszcze nic znaczy. Znaczy… - myśliwy podrapał się po głowie, po czym machnął ręką od niechcenia - A zresztą. Powiedziała, że zwierzaki w okolicy chorują. Więc sprawdzam… Widziałem, że polowałeś z Kirą wczoraj… Niczego dziwnego nie zauważyłeś?
- Nie
- przyznał tropiciel po chwili namysłu. - Muszę ci się przyznać, że nie. Ale to o niczym nie świadczy.
Shavri jednak nie zwątpił w swoje talenta. Dziwna mogła by być nagła ptasia cisza albo chaotyczny gąszcz śladów, albo oniemiałe zwierzę z pianą na pysku pośrodku szlaku. Ale z pewnością zauważyłby to wszystko. Wytrąciłoby go to z równowagi w delikatny sposób podczas tropienia.
- Mówiła może coś więcej? Jak chorują i co my mielibyśmy z tym zrobić?
Trochę go zmartwiła ta informacja. Choroba zwierząt mogła dotyczyć jednej gromady: choćby lisów lub zajęcy. Ale mogła dotyczyć wszystkich, jak morowe powietrze ludzi. Mogła się przenieść na wszelką trzodę, a nawet na ludzi…
- Mówiła… - Joris zamyślił się na chwilę przypominając sobie ich pogawędkę. Pogawędkę, która była drugą w jego życiu. I jakby się uprzeć to mogło do niej w ogóle nie dojść, a jej treść mogła być jego wymysłem. Jedni wielbią smoki. Może inni wierzą, że gadają z wiewiórkami? Dlatego Joris wolał myślami pozostawać przy temacie choroby, a nie gadania z wiewiórkami - Mówiła, że różne zwierzęta chorują. Nie opisała przebiegu. I raczej nie będzie w stanie. Za to uznała, że skoro pokonaliśmy smoka, to pokonamy też chorobę. A jak pomóc?
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Jeszcze nie wiem. Zobaczymy. Na razie muszę znaleźć jakieś chore zwierzę. Pokażę je Rice. Może będzie wiedziała o co chodzi. A jak nie… Będę martwić się później. Może druida wytropię. Taki druid to zarośnięty jak niedźwiedź w borze… Nie tak łatwo mu się ukryć.
Przechylił miskę do ust upijając polewki, po czym odwrócił się odruchowo w ciemności gdzie zniknął gryzoń.
Shavri również popatrzył w kierunku, z którego ostatni raz przed zmierzchem dobiegły go znajome okrzyki łowieckie Kiry. Może lepiej, żeby tak sama nie polowała w lesie?
- Tak, dobrze będzie znaleźć jakieś chore zwierzę - przyznał, z miejsca angażując się w ten pomysł. - Obaj znamy nie na nich nieco, może razem z Riką będziemy potrafili coś we trójkę wykombinować. Znaleźć jakieś ślady ugryzienia albo zatrucia. Może nawet byłbyś w stanie porozmawiać z jakimś innym futrzakiem. Kurde, strasznie ci tego zazdroszczę. W takim dobrym znaczeniu. - Shavri westchnął, rozciągnął się i zaczął szukać w jukach swojej harmonijki.
Ogień i jedzenie to jedno, ale trzeba było jakoś odczarować to miejsce. Na przykład muzyką A sam Shavri miał już trochę dosyć nerwowego zerkania co jakiś czas, w kierunku, w którym poszli ich towarzysze, więc chętnie zajmie myśli melodią.
- Ani się obejrzysz, jak Ci Sune figla spłata i usłyszysz - odparł Joris ożywionym na widok harmonijki głosem po czym zaśmiał się szczerze - Aż za dobrze Shavri.
Co rzekłszy klasnął w dłonie w oczekiwaniu na muzykę. Jakoś tak się złożyło, że w tym całym Phandalin nikomu do śpiewu nie było prędko. No może poza Riką, ale ona to się musiała naprawdę napić, żeby śpiewać. I licho wie, czy w ogóle o tym pamiętała później. Tak czy inaczej miał nadzieję, że będzie znać tę melodię, bo by i chętnie co pośpiewał.
Pokrzepiony tą myślą Shavri, uśmiechnął się do harmonijki. W sumie, jeśli mieli się zdradzić, to już to zrobili dymem z ogniska. Przyłożył instrument do ust i zaczął grać “Przepióreczkę” - piosenkę tyleż śmieszną, co sprośną.
 
Drahini jest offline  
Stary 15-12-2017, 09:01   #122
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Obok chatki Banshee
28 Eleint, Śródlecie, zmierzch

Barbarzynka uważnie przyglądała się wyjściu z chatki, ale kiedy Trzewiczek i Zenobia wyszli bez pośpiechu (i bez krwiożerczej zjawy dyszącej im za plecami), odprężyła się wyraźnie i schowała broń.
- Duch was nie pożarł... może i dla mnie będzie łaskawy. - uśmiechnęła lekko - Dalejże, mówcie! Co tam się wydarzyło, żeście tacy weseli? - zagadnęła z nieukrywaną ciekawością.

Kapłanka Selune krzątała się nieopodal, rozglądając za wszystkim co zielone i do czegoś się przydające, umiejętnie przy tym unikając walecznej koleżanki. Niestety w okolicy zamieszkania banshee, nazbierała samego chrustu, bo nic jakby nie chciało za bardzo rosnąć w tych rejonach.
Cóż… takie uroki posiadania ducha za sąsiada.
Na widok wychodzących i lekko chwiejących się towarzyszy. Zamarła… zbladła… a później się uśmiechnęła. Dobrze, że nie wyszli na czworaka… tak jak ona.
Podeszła do reszty, ale stanęła nieco z boku, przysłuchując się co takiego mają do powiedzenia.

- Nie podoba mi się to, jak podkreśliła… - Stimy przybrał upiorną pozę z wykrzywioną twarzą - “Pamiętajcie...obiecaliście” - niziołek choć dotąd radosny wyglądał na przejętego. On niczego nie obiecywał, Zenobia może faktycznie, to mógł być problem. Nie znał się na duchach, ale podejrzewał, że mogą być mściwe. Początkowa euforia spowodowana swoją wspaniałomyślnością opadła wraz z poziomem wina w butelce i teraz Stimy już wcale nie był wesoły. Nawet nie chciał opowiedzieć nic o rozmowie z Banshee. Czuł się, jakby ktoś właśnie rzucił nań klątwę.

Tori podeszła do Trzewiczka, by dowiedzieć się o szczegółach przebiegu. Przeborka, nie chcąc uronić nic z relacji niziołka, też “dyskretnie” stanęła im za plecami.
- Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył… - zażartowała, ale po chwili dodała poważniej - wszystko w porządku? Dowiedziałeś się czegoś na temat księgi?

- Musimy porozmawiać Thorikę… - Stimy mówił cicho, w zasadzie to szeptałby na ucho, gdyby tylko sięgał. - Myślałem, że robię dobrze i w ogóle… szlachetnie, bo ta banshee taka samotna i smutna, zgorzkniała przez cierpienie… i że jak jej pomożemy, to ona pomoże nam… ale mówiłaś przecież, że banshee jest złe, a ja zapomniałem. - Trzewiczek złapał się za głowę. - Chciałem jej pomóc, a teraz żąda byśmy odnaleźli dla niej magiczne lustro. Potężne lustro. Nie do końca wiem co robi, musiałbym mu się przyjrzeć bliżej, ale czuję, że to naprawdę potężny artefakt. Magia która może mnie przerosnąć... a to wcale nie takie łatwe! W dodatku boję się, że jak nie zrobimy czego żąda, to zemści się na nas okrrruuutniee! Okrrrrutnie Thorikę! Okruutnie! Brrr!

Melune wpatrywała się w małego towarzysza z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Długo milczała, wyraźnie coś rozważając, lub szukając w pamięci informacji…

- Postąpiłeś zgodnie ze swoim sercem, to nic złego - próbowała pocieszyć niziołka, ostrożnie dobierając słowa, przez co mówiła bardzo powoli… ospale, jakby miała zaraz usnąć. - Zobligowałeś się znaleźć lustro… pomogę ci, nie jesteś z tym sam, więc sobie poradzisz. A, i nie musisz się jednak tak przejmować tą całą… magią. Banshee jeszcze za życia bywają… paskudne i samolubne. Ten przedmiot nie musi mieć wielkiej wartości. Wystarczy, że ona zazdrości, że ktoś inny je posiada, a nie ona… rozumiesz o co mi chodzi? - Tori sama nie do końca rozumiała, była od słuchania, nie mówienia. Chciała jednak ośmielić nieco przestraszonego Stimiego, choć… wpakował się w niezłe bagienko. Może lepiej by było, jakby wyszedł z domku na czworaka?

- Potężne artefakty dla potężnych duchów. - Przeborka przykucnęła i wyciągnęła rękę, przyjaźnie klepiąc Stimiego po kapeluszu, zapewne chcąc zmierzwić mu czuprynę. W obliczu rewelacji niziołka “dar” od Jorisa wydał jej się nagle raczej obrazą dla Agathy niż godnym prezentem - Dobrze zrobiłeś. Też chciałam zapytać ją, jak można jej pomóc. Dusze powinny odejść do swoich bogów w spokoju, a nie trzymać się świata... to niezgodne z porządkiem rzeczy. Pewnie dlatego jest taka zła. Odsyłając ją, przywrócimy naturalną równowagę. Nic dziwnego, że prosiła cię o coś takiego; do wielkich spraw trzeba wielkich mocy. Przynajmniej tak skaldowie śpiewają.

- Nawet jeśli mówisz prawdę, to to dość daleeko. Tereny Mirabaru i Srebrnych Marchii, a to i tak niepewne, że cokolwiek tam znajdziemy. Jedno dobre, że i tak chciałem iść do biblioteki w Silverymoon.

- Daleko? - kobieta zaśmiała się i wstała, otrzepując kolana z ziemi - Chyba dla ciebie, mały człowieczku! Przyjechałam stamtąd, tam jest mój dom. Z wielką chęcią pobiegnę tam z powrotem, nawet i z tobą na grzbiecie! - uśmiechała się chwilę, ale zaraz spochmurniała, jakby wspomnienie rodzinnych okolic nie było wcale takie radosne - Ale wracajmy lepiej do obozu. Kto wie, ile jeszcze nas duch będzie cierpiał, gadających mu pod drzwiami…

Stimy spojrzał w górę, na Przeborkę i ruszył zgodnie z jej propozycją.
- Nam nic nie zrobi, bo kto jej lustro przytarga - pomarudził po drodze.
Wkrótce wrócili do obozu.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 17-12-2017 o 10:27.
Rewik jest offline  
Stary 15-12-2017, 09:41   #123
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Conyberry
29/30 Eleint, Śródlecie


Nim prowadzona przez Torikhę grupa wróciła z chatki banshee w kociołku nie zostało już ani śladu po potrawce z królika. Jedynie Stimy wywąchał aromat czegoś dobrego, ale obietnica złożona nieumarłej wieszczce odebrała mu nieco apetyt. Tori oględnie streściła przebieg wyprawy; jakimś cudem wizyta u banshee zawsze kończyła się zadaniem złego pytania… i popijawą. Opowieść Marv skwitował zniecierpliwionym prychnięciem. Jego żadne lustra nie obchodziły, mieli już jedno zadanie. Jutro należało udać się na poszukiwanie Hamuna Kosta, toteż czas był najwyższy by rozstawić warty i iść spać.

Wszyscy wstali skoro świt; dawno wypalone ognisko nie dawało ciepła, a koce i płaszcze były mokre od mgły i rosy. Po szybkim śniadaniu Joris poprowadził towarzyszy na przełaj w stronę Studni Starej Sowy. Nadal zaintrygowany pozostawionymi w Conyberry czaszkami rozglądał się uważnie po okolicy, lecz prócz kilku starych ludzkich kości i zardzewiałego miecza nie znalazł żadnych śladów tłumaczących co wydarzyło się w okolicy.

Dwukółka Zen znów stała się problemem, więc została w ruinach wsi, konie zaś wzięto za uzdy. Po dwóch kwadransach marszu śmiałkowie dotarli do ruin wieży strażniczej, zbudowanej na niewielkim wzgórzu.

[media]http://2.bp.blogspot.com/-yObSkf_ZVqE/TneOnLhOmJI/AAAAAAAAAXI/iaaYkvr3mMM/s1600/cr4.jpg[/media]

Budowla zawaliła się dawno temu; jedynie skorupa parteru jakoś się trzymała. Na pewno była o wiele starsza niż domostwo maga w Thundertree. Między wieżą a dużą kamienną studnią, od której zapewne to miejsce zyskało swą nazwę leżały brudne, podarte resztki kolorowego namiotu.

Tu kości i fragmentów uzbrojenia było znacznie więcej. Joris i Tori mogli zgadywać, że należały do stanowiących ochronę nekromanty zombiaków, ale zwierzęta i insekty dokładnie oczyściły już kości. Walka musiała rozegrać się dość dawno, nawet wydeptana wokół namiotu trawa już odrosła. Na kilku kościach kapłanka znalazła ślady miecza; najwyraźniej ktoś sumiennie poodcinał trupom głowy. W okolicy nie było widać nikogo żywego… ani nieumarłego.

 
Sayane jest offline  
Stary 15-12-2017, 17:04   #124
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Sen Zenobii


Po wyjściu z chatki Zenobia, podtrzymywana pod ramię, chyba przez Trzewiczka jakoś dotarła do obozowiska. Nawet nie skomentowała żarłoczności pozostałych, tylko od razu położyła się i zasnęła.
Spała bardzo źle. Śniły jej się koszmary. Najpierw ganiały ją jakieś złośliwe matrony z patelniami, które nie wiedzieć czemu chciały ją ogolić, wykąpać w smole i czymś tam jeszcze. Uciekła im i przez chwilę tańczyła nago na łące w blasku księżyca, ale za chwilę pojawił się Marv i zaczął krzyczeć, że nie będzie na nią czekał. Zenobia goniła go, ale ten, nieubłaganie oddalał się i w końcu zniknął za horyzontem. Przysiadła na chwilę, żeby złapać oddech, ale wtedy u jej stóp wbił się w ziemię bełt, a za nim dwa następne. Przy ogromnej kuszy stał Trzewiczek i słał pocisk za pociskiem w stronę Zenobii. -Stimy, niedźwiadku i ty przeciwko mnie?- Chciała zawołać, ale z ust wydobyło się jej tylko jakieś bulgotanie. Może to i lepiej, bo co ona z tym niedźwiadkiem? Ten jednak strzelał do niej i krzyczał -Nic to, ona tak może sama!.
Uciekała co sił w nogach, aż padła wycieńczona przed chatką w lesie. Z niej natychmiast wyłonił się duch i zaczął krzyczeć wielkim głosem -LUSTRO, LUSTRO POWIEDZ PRZECIE...- Już miała odpowiedzieć, że właściwie ona brzydka nie jest, kiedy wszystko zniknęło i obudziła się z myślą, że na tyle ballad, piosenek i opowieści, jakoś żadna nie opowiadała o pomocy żywym trupom, nieumarłym i duchom i żeby ta pomoc dawała im wieczny spoczynek, czy choćby ukojenie.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 18-12-2017, 10:33   #125
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Post wspólny

Studnia Starej Sowy
30 Eleint, Śródlecie, poranek

Po nekromancie nie było już śladu. To znaczy… śladów było dużo, ale samego czarodzieja jakby trochę… brakowało.
Może się wyniósł? Znalazł to czego szukał i poszedł badać trupy gdzie indziej? Tylko dlaczego miejsce to wyglądało jak… pobojowisko? Z tego co pamiętała Melune, mag był w miarę uporządkowanym mężczyzną. Ekscentrycznym, ale sumiennym. Nie podarłby własnego namiotu, no i… zapewne zabrałby swoich ożywionych ochroniarzy ze sobą, a nie zostawił na pożarcie zwierzynie.
Półelfka kucnęła przy zdekapitowanym szkielecie i przyjrzała się mu uważnie. Tak, nie mogło być pomyłki. Głowy z trupów same nie poodpadały, gdy zniknęła magia i tkanka je łącząca. Ktoś je odciął ostrym ostrzem i silnym zamachem.
Czy mężczyzna miał miecz? Tori nie pamiętała, ale szczerze powątpiewała, by ten chudzina miał w rękach tyle krzepy, by wykręcać młynki czymś większym i cięższym od magicznej różdżki.
- Tu coś się stało… niepokoi mnie to Jorisie. Pozbyliśmy się orków, więc… kto… to wszystko zrobił? - Kapłanka popatrzyła na myśliwego, wyraźnie zmartwiona. Czyżby w lesie kryła się kolejna grupa bandytów?

Myśliwy wyglądał na równie zbitego z tropu co półelfka. Przyjrzał się kilku truposzczakom, które faktycznie były chyba doczesną obstawą nekromanty, ale zaniechał ich przeszukiwania. Podszedł natomiast do studni, która jak na studnię była dość szeroka. Nawet bardzo, bo średnicy miała dwa bez mała metrów co nijak się miało do zapewnienia wody jednej raptem niewielkiej strażnicy.
- Może wpadł do środka? - zasugerował butem strącając w ciemności kamyk. Nim nastał plusk chwila minęła, lecz nie na tyle długa by było to dziwne. W końcu byli na wzgórzu - Albo…
Obejrzał się na resztki namiotu, w którym mag wcześniej rezydował i kucnąwszy zaczął przekładać płachty. Ujawniło to kilka poprzewracanych mebli i jeszcze jednego kościotrupa. Może nieco bardziej “umięśnionego” i ubranego w coś co na dobrą sprawę kiedyś mogło być szatami.
- Albo i nie wpadł.
-No i dupa. Mówiłam, żeby najpierw poszukać go w zamku- Zamarudziła Zenobia. -Właściwie, to dalej możemy go szukać. Schowamy zewłok i poszukamy go gdzie indziej? - Zapytała z nadzieją. Niestety nikt nie skomentował kolejnego pomysłu na oszukanie Tressendarów.
- O ile to on… - mruknął Joris próbując sobie przypomnieć kolor szat Czerwonego Maga. Jeśli to był nekromanta, to ciało było w namiocie. - A wy Shavri nie mieliście aby jakiegoś sposobu by go rozpoznać?
- Zdaje się, że Marv… - przyznał roztargniony tropiciel. Właśnie pomyślał, że wie gdzie są odcięte głowy. Zmówił w myślach żarliwą modlitwę o spokój zmarłych. Jeśli Torika zarządzi dla nich zrobienie zbiorowej mogiły, pomoże jej...
- Coś musiało go zaskoczyć. Albo ktoś, skoro cięcia na trupach były od miecza… - kontynuował Joris. - Zastanawiam, się czy to nie ci sami od tych zatkniętych głów w Conyberry. Wiek trupów podobny jest chyba. Słuchajcie… nieopodal jest stara kryjówka orków. Wybiliśmy je, ale licho wie, czy co nowego się tam nie zadomowiło. Chętny kto pójść tam ze mną i to sprawdzić?
Myśliwy szczególnie pełnym nadziei spojrzeniem obdarzył Przeborkę, Rikę i Shavriego. Ale odpowiedziała mu Zenobia.
-Ja z tobą pójdę - mrugając porozumiewawczo i uśmiechając się szeroko.

- Ja też! - zapiała nazbyt piskliwie i gorliwie Melune, czerwieniąc się nieznacznie na twarzy i patrząc intensywnie na starą pannę.

Niziołek na chwile ożywił się, gdy dotarli do Wieży Starej Sowy, lecz był to tylko moment, który podkreślił jak bardzo przygnębiony chodzi od dłuższego czasu. Chwila radości opadła szybko i niziołek znów spuścił wzrok.
- Ja zostanę tutaj. Rozejrzę się dokładnie.
- Nie dzielmy się za bardzo. - barbarzynka rozejrzała się po pobojowisku, jakby zza krzaków zaraz miało co wyskoczyć - Nie lepiej iść całą bandą? Kto wie, ile tam zielonych jest, może się nam każda ręka przydać... a tak z trupami zostawać chyba niektórym nie w smak…- Marvowi chyba wszystko jedno - odparł barbarzynce Joris na widok działań rudzielca - To i Trzewiczka może przypilnować. A to niedaleko jest. Do popołudnia z powrotem będziemy...- Idę z wami - zgłosił sie Shavri.

Marv nie zwracał na nich uwagi, ani nie włączał się do toczącej się dyskusji. Zamiast tego stanął wśród tych bezgłowych szczątków i wyciągnął amulet od ich pracodawcy, wypowiadając słowo aktywujące magię. Nagle przeszedł przez jego ciało nieprzyjemny dreszcz, wszyscy mogli zobaczyć jak zadrżał. Opanował się szybko, patrząc przed siebie i zadając krótkie pytania. Po chwili przestał, chowając amulet.
- To nasz zaginiony. Zginął zabity przez złotego elfa z mieczem o głowni w kształcie skrzydeł i symbolem Corellona Larethiana na piersiach. Niestety magia była ograniczona i nie potrafił mi odpowiedzieć na inne pytania. Wiem tylko, że elf był sam. To problem, bo nasz pracodawca może nie chcieć zapłacić jeśli wrócimy bez jego ekwipunku, szczególnie pierścienia. Ktoś słyszał o takim elfie grasującym w okolicy?
Już gdy zabrzmiało imię elfiego boga, w imię którego tyle potworów legło w okolicy, Joris zerknął nerwowo na półelfkę. Pokręcił nieznacznie głową, ale wydawał się przy tym jakoś niezdecydowany. Gdy Marv zaś zawiesił między nimi pozostające bez odpowiedzi pytanie, milczał zapatrzony niby na wywernie gniazda gdzie iść wszak zamierzał.
- Niech nikt się nie rusza, proszę. Poszukam śladów. O ile nie spadli z nieba lub nie użyli terere… magicznej bramy, musiały zostać po nich jakieś ślady. Dajcie mi chwilę i jeśli to możliwe - nie kręćcie się z łaski swojej - poprosił Shavri i zaczął krążyć wokół grupy z nosem niemal przy ziemi. Frustracja jego jednak narastała z chwili na chwilę. Ślady to pojawiały sie, to znikały. Nie potrafił znaleźć dla nich wspólnego klucza. Były za stare, żeby móc powiedzieć o nich coś na pewno... Rozczarowany zaprzestał po pół godzinie robienia coraz szerszych kółek i wrócił przez krzaki do grupy, zdał raport ze swej porażki i już był gotów do dalszych działań.

“Taki wstyd…” Pomyślała dziewczyna z południa stojąc na środku pobojowiska. “Taka hańba dla całego klerykału…” Nawet wyznawcy Shar, nie zachowywali się jak zwykli mordercy, hańbiący wszelkie prawa i dogmaty boskie. “Jest gorszy od drowa…” Selunitka wpatrzyła się w pozostawione szczątki istot, zmawiając cichą modlitwę.
- Trzeba będzie ich wszystkich pochować, ale to potem, gdy już wrócę ze zwiadu - stwierdziła głośno, ignorując lub może nie słysząc pytania rudowłosego. - Stimi uważaj na siebie… masz wodę ode mnie, pamiętaj, że w razie kłopotów masz jej użyć. Niedługo wrócę i poszukamy ducha. - Obiecała kompanowi z cieniem smutnego uśmiechu na ustach.

- “Ponoć u znajomego maga na skraju lasu pomieszkiwał, od jego chowańca nazwano Wieżą Starej Sowy. “ - zacytował niziołek ni to z gruchy, a i nie z pietruchy. - Strasznie nieskładnie. Potraficie przywoływać sowy? Potraficie? - kontynuował, oczekując aż Shavri zrobi swoje - Przygotuję specjalną aurę magiczną dla mojego czasomierza, dzięki której będziemy mogli zadać pytania zwierzętom, aż przesypie się cały piasek! Może akurat ta sowa się zjawi? A jak nie to może znajoma tamtej sowy? Albo znajoma znajomej, lub jakieś pisklę pisklęcia babci matki owej sowiej prababki? - spojrzał pytająco na ludzi, którzy w jego mniemaniu wyglądali na takich, którzy najprędzej będą w stanie mu pomóc.
Stimy wiedział, że szanse na odnalezienie chowańca maga, który zamieszkiwał te rejony blisko sto lat temu nie będzie zbyt prawdopodobne, chyba nawet mniej jak odnalezienie ducha owego maga, ale w sumie co on tam mógł wiedzieć o sowich rozmowach? Nie wiedział też jak długo żyją takie sowy... a nuż któraś będzie coś wiedziała!

Ku radości Stimiego Shavri poinformował go, że sowy mogą dożyć i siedemdziesiątki. Sam niziołek skądinąd wiedział ponad to, że wiek chowańców magicznie się wydłuża. Może była jakaś szansa na dowiedzenie się czegoś nowego? Pełen nadziei Trzewiczek nie mógł się już doczekać wieczoru - a był przecież dopiero ranek!!


 
Sayane jest offline  
Stary 18-12-2017, 11:16   #126
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Studnia Starej Sowy
30 Eleint, Śródlecie

Po ustaleniu planu dnia część drużyny zabrała się do gromadzenia porozrzucanych po okolicy ludzkich szczątków, by Melune mogła odprawić nad nimi ceremonię pogrzebową. Shavri - jako jedyny posiadający przy sobie łopatę - zabrał się do kopania zbiorowej mogiły. Nie było to łatwe w zalesionym terenie i udało mu się wygrzebać jedynie niewielką dziurę. Resztę musiały załatwić kamienie przyniesione z ruin wieży. Kości były tak wyczyszczone przez padlinożerców, że pewnie już i tak żaden nie będzie miał ochoty rozkopywać mogiły. Pozostawała tylko kwestia ciała Hamuna Kosta - czy pochować je tutaj, czy zabrać do Omara yn cośtam. Nim uporali się z tym zadaniem wybiło południe.
Zenobia
ani myślała babrać się w szczątkach, toteż wróciła do Conyberry i zajęła się przygotowaniem obiadu. Co by nie myśleć o obecności podstarzałej kobiety wśród awanturników to gotowała całkiem nieźle i ze zwykłych podróżnych racji potrafiła wyczarować prawdziwe cuda. Zwłaszcza gdy dodała marchewki Shavriego, które ten uczciwie podzielił między konie i kociołek.

Po ceremonii pogrzebowej oraz posiłku Przeborka, Shavri, Joris, Zen i Torikha ruszyli w stronę wzgórz, natomiast Marv (niezainteresowany ani sowami, ani dawnym obozem orków) i Trzewiczek pozostali z końmi przy trakcie.

Znudzony czekaniem na nadejście nocy Stimy nie mógł sobie odmówić pobuszowania w ruinach wieży Arthindola. Czy raczej strażnicy Arthindola? Budowla zdecydowanie była bardziej wieżą obronną niż mieszkalną. Kto wie, może przebiegał tędy kiedyś trakt? Co prawda magów rzadko interesował handel, ale ten mógł być inny; Stimmy nic o nim nie wiedział. Miał nadzieję, że to się zmieni gdy dotrą do Silverymoon... albo do Neverwinter, które było zdecydowanie bliżej. No i miał tam już zaprzyjaźnionego kapłana Oghmy, który z pewnością wspomoże go swą wiedzą. Na pewno!

Ruiny nie przedstawiały sobą nic interesującego. Z pewnością przeszukano je więcej niż raz, ba! Ze sto razy pewnie też. Mimo to Trzewiczek nie byłby sobą gdyby nie użył wszystkich swych magicznych zasobów i całej swej wiedzy by wspomóc oględziny. Wyczuł wątłą magiczną aurę, którą zapewne wspomożono budowę. Nie znalazł żadnych artefaktów - jeśli coś tu było to Kost z pewnością już to znalazł, a jego morderca ukradł. Mimo to niziołek się nie poddawał. Tu coś musiało być, inaczej po co mag siedziałby w lesie przez tyle czasu? Co prawda Trzewiczek nie słyszał rozmowy Marva z Omarem, lecz Shavri wszystko mu streścił. Poza tym Stimy nie po to przez pół życia studiował czarodziejski fach by nie umieć dodać dwa do dwóch. A nawet do trzech. Czarodziej szukający starożytnych artefaktów? Banshee, której skradziono lustro pochodzące z mitycznego niemal Netherilu? Tajemniczy zabójca Kosta? Magiczna kuźnia i cudownie odnalezieni spadkobiercy lokalnej szlachty, którzy zupełnie przypadkiem szukają maga, który szuka dawnej wiedzy? Tutaj MUSIAŁO być coś ważnego, nawet jeśli teraz zostało już tylko wspomnienie starej sowy... Niziołek taką przynajmniej miał nadzieję.
Poopukiwał jeszcze ściany w miejscach, do których dał radę bezpiecznie dojść i nieco zniechęcony wrócił do ruin wioski. Żeby znaleźć coś więcej trzeba by pewnie odgruzować cały parter, a nie sądził by Marv był chętny do takiej roboty. Pozostało poczekać do wieczora i liczyć na łut szczęścia.


W tym czasie Joris prowadził czwórkę kompanów w stronę wzgórz. Był tutaj tylko raz, lecz Wyvern's Tor była na tyle charakterystycznym miejscem, że łatwo było określić kierunek. Nieco trudniej było dojść do samej jaskini, ale poradzili sobie. Grota była pusta, jeśli nie liczyć śladów padlinożerców oraz niedźwiedzia, który miał chyba zamiar urządzić sobie tu gawrę na zimę. Joris przyjął ślady z ulgą pomieszaną z rozczarowaniem. Miał cichą nadzieję na spotkanie jakichś goblinów czy bandytów, na których można by zwalić sytuację ze Studni i Conyberry. Wyglądało zaś na to, że wina Marduka była dość oczywista. Nawet te czaszki na patykach wokół ruin, jakby się dobrze zastanowić, były w stylu tego agresywnego elfa. Zmarszczona mina Torikhi świadczyła o tym, że podziela obawy tropiciela. Przeborkę czy Shavriego można by pewnie jakoś urobić, lecz oboje poznali już Marva na tyle by wiedzieć, że wojownik będzie drążył temat mordercy Kosta. W końcu do tego się najął. Jeśli oni mu nie powiedzą to dowie się o Marduku od kogoś w Phandalin - wcześniej lub później.

Joris oderwał Traffo od szukania śladów wywern, które gniazdowały tu zbyt dawno, by można znaleźć choć kosteczkę i wszyscy ruszyli z powrotem do Conyberry. W końcu obiecali Stimiemu szukanie sowy. Poza tym Joris miał jeszcze jeden pomysł odnośnie Studni Starej Sowy. A konkretniej - co do samej studni.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-12-2017 o 11:21.
Sayane jest offline  
Stary 19-12-2017, 14:35   #127
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W drodze do gniazda


Prowadząc drużynę do dawnej kryjówki orków, Joris zrównał się z kapłanką gdy pięli się w górę pokrytego krzewami rumowiska.
- Nic nie mówisz… pojawiła się tym razem? Pozwoliła zadać pytanie? - wyraźnie był ciekaw czy w końcu udało się jej wypełnić zadanie siostry Garaele.
- Pojawiła, pojawiła… - odparła, zadowolona i nie, kobieta. - Trzewik z Zenobią poszli tam razem… ale nie wiem o czym rozmawiali… za to wyszli pijani - szepnęła wesoło, ale i z cieniem zażenowania na samo wspomnienie swoich ekscesów. - Widać… Agatha wywiera “wyjątkowy” wpływ na swoich gości. Niestety, nic nie wiem nowego o księdze. Stimi chciał pomóc i zadał złe pytanie… teraz biedak obawia się klątwy. - Tori streściła myśliwemu historię z lustrem, oraz to, że zobligowała się pomóc małemu mężczyźnie uniknąć zemsty nieumarłej.
- Lustro? - zdziwił się Joris - To na pewno dobry pomysł? Jak się ta zmora w lustrze zobaczy to może nie być zachwycona…
Myśliwy szedł przez chwilę obok niej w milczeniu. Miał wrażenie, że powinien się zdenerwować o to jej zapewnienie. Wchodzić w układ z duchami nigdy nie było dobrym pomysłem. Ale jakoś nie był w stanie. Roześmiał się więc kręcąc tylko głową.
- No cóż. Nie jestem pewien czy Trzewiczek gdy się do czegoś nowego zapali, to po prostu nie zapomni o tym lustrze, ale… samej cię z tym na pewno nie zostawię.
- Może i on zapomni… ale ona na pewno nie
- stwierdziła półelfka. - Martwię się o niego… chciał postąpić dobrze, nie był świadomy w co się pakuje. - Dziewczyna utkwiła spojrzenie w oddali, wyraźnie gryząc się z myślami.
Owa “misja” ratunkowa, była jej mocno nie na rękę. Faktycznie mogła zostać z problemem sama, gdyż niziołek był zbyt roztrzepany. Pozostawić go jednak samemu sobie, zwłaszcza gdy wyginał usta w smutną łódeczkę wyraźnie strapiony swoim przyszłym losem, też serce nie pozwalało.
- Dobrze mu z oczu patrzy. - Joris przytaknął ze zrozumiem - Choć czasem ni w ząb nie rozumiem, o czym on mówi. Niemniej jakoś nie widzi mi się, by Agatha opuściła chatkę i pognała za nim jak już się stąd zmyje… A słuchaj właśnie… O jakimś duchu maga mówiliście? Z początku myślałem że chodzi o Agathę, ale widzę, że on i w Studni u tego nekromanty jakąś sprawę ma.
- Banshee… to nie jest taki zwykły duch mój drogi…
- Westchnęła wyraźnie przybita kapłanka. - Obawiam się… że jeśli się uprze, to będzie go ganiać po Fareunie w tę i nazad… albo rzuci jaką klątwe, a wtedy ja nie będę mu wstanie pomóc i nie wiem nawet czy Garaele też…
Tori popatrzyła na swoje dłonie, ukryte w skórzanych rękawicach bojowych. Agatha była stara i zapewne potężna, jeno bogowie wiedzą, jaką siłą dysponowała. W dodatku nie miała nic do stracenia, bo przecież i tak była już martwa, nie wspominając o tym, że dodatkowo wypaczona przez złość i gniew, która ją do owego życia po śmierci powołała.
- Tak. Też myślałam, że chodzi mu o Agathę, ale okazuje się, że w Studni jest jakiś duch… co straszy. Tak plotki mówią, albo księgi… albo jedno i drugie. Ciężko połapać się w jego wesołym słowotoku. - Zmieniła temat, uśmiechając się łagodnie. - Podobno może coś wiedzieć na temat księgi i Stimi chce z nim porozmawiać… lub wywołać. Wyruszyłam jako wsparcie i zasób… talku.
- Mhmmm… i źródło doniczek
- zaśmiał się - Ależ macie pomysły. Duch w studni? Ciekawe co na to ten czerwony mag… A zresztą ciekawe, czy już nie opuścił tego miejsca… Wiesz… - spoważniał - Trochę to dziwne wszystko. Że siedzi i tam czegoś szuka z tymi swoimi umarlakami. A Trzewik się dowiaduje, że tam duch jest. I do tego Tressendarowie, którzy szukają maga…
- Dalej nie wiem po co mu ta doniczka…
- stwierdziła z niejaką konsternacją w głosie, spoglądając czule na maszerującego mężczyznę. - Trochę dużo się dzieje… jak na czysty “przypadek”, aż zaczynam się zastanawiać, czy nie stoi za tym coś poważniejszego… Księga, smok, Shar, duchy, tajemnice i pretensje do “spadku”... - Podrapała się po policzku rozmyślając w milczeniu. - Nic to… zobaczymy na miejscu jak się sprawy mają, może dużo się nad tym głowimy i sprawa wcale nie jest tak zawiła jak się zdaje.
Myśliwy westchnął ciężko.
- No właśnie… Shar… Miałaś rację, żeby go nie sprowadzać. Tego szaleńca od smoka. A teraz… Ani go burmistrz nie chce trzymać w więzieniu, ani się wypuścić godzi bo widać, że gnój niebezpieczny. I nie wiem co teraz… Myślisz, że należało pozwolić Marvowi go zabić?
“Oczywiście, że miałam rację!” zapiała w myślach kobieta, niczym wierna kopia własnej kury bojowej. Po sobie jednak nie dała nic poznać, choć łanie oczy, nabrały jakiejś drapieżności.
- Zabijać go… nie. Mord to nie jest rozwiązanie. Myślałam, co by go nie oddać straży Neverwinter, gdzie stanie przed sądem za spiskowanie i kult… - Nie brzmiała jednak na w pełni przekonaną. - Tak czy siak… trzeba się będzie do tego miasta wybrać… więc… lepiej go zabrać stąd, bo dość mamy własnych problemów, nie potrzeba nam kolejnego…
- W porządku - skinął jej głową. Nadal instynktownie kusiło go by temu biedakowi po prostu ciężką robotą głupoty ze łba wybić, jak to u nich się robiło, ale coś mu podpowiadało w zachowaniu półelfki, że wie o Shar więcej niż on.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 20-12-2017, 11:27   #128
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Popołudnie. Buszujący w studni

Gniazdo wywern nie dało żadnej nadziei na zdjęcie winy z Marduka. O ile była to rzeczywiście wina, bo równie dobrze w kłótni to nekromanta mógł pierwszy zaatakować przecież elfa… Pewne jednak było, że żadna łupieżcza gromada tu nie zawitała, a i niedźwiedź, który zostawił tu swoje ślady chyba nie był przekonany do nadal waniającej orkami jaskini, bo nie oznaczył jeszcze terenu pazurami. Co było największym plusem tej wędrówki to widok. Wylot jaskini skierowany był na północ na trakt do Triboaru. Było stąd widać Sowią Studnię i ruiny Conyberry. Nie był pewien, czy gdyby pogoda nie dopisała, to i Phandalin nie byłoby widoczne. Stanął za Riką i objąwszy ją w pół mimowolnie oparł podbródek o jej ramię. I przyszło mu do głowy, że mogliby tu mimo wszystko częściej przychodzić…

Do Studni Starej Sowy wrócili popołudniu i Joris rozwiać wątpliwości które dręczyły go odkąd przeszło miesiąc temu zawitał tu po raz pierwszy. Strażnica była zrujnowana. Jeszcze bardziej niż Conyberry, a kto wie czy nie bardziej niż zamek Cragmaw. A przez to znacznie starsza. Ale jej wielkość nie była jakaś przesadna. Ot strażnica w środku lasu. Może więzienie. Ponoć istniały takie. Dla jednego więźnia i kilku strażników. Może co innego. Ale nie w niej rzecz była, a w tej studni… Dwa metry średnicy? Raz taką widział w Neverwinter gdzie każdy z niej korzystał. Aby zapewnić wodę kilku ludziom wystarczyłaby zwyczajna połowę mniejsza… Stojąc nad krawędzią zdjął sakwę z ramienia i przejrzał zawartość. Dwie liny… hak… i niepohamowana ciekawość...


- Przeborko!
Zahaczył się i obwiązał z jednej strony. Z drugiej obwiązał najbliższy karcz. Barbarzynkę poprosił o asekurowanie. I korzystając z faktu, że zajęta modlitwą Rika nie wyperswaduje mu tego pomysłu, uzbrojony w latarnię, zeskokami zaczął schodzić dół studni… Wojowniczka nie dała się dwa razy prosić; naciągnęła na dłonie mocne rękawice, by wysuwająca się lina nie pocięła jej palców, zaparła mocno nogami o cembrowinę i powoli zaczęła puszczać linę, co i rusz pytając Jorisa, czy na dole wszystko w porządku.

Pomyśleć to jedno. Zrobić jak się okazywało, zupełnie co innego. Po pierwszych metrach zaczął poważnie wątpić czy w tym co robi jest choćby krztyny sensu.
- Po jakie licho włazisz do studni baranie? - mruknął do siebie. Niestety teraz wszystko co widział to zmurszała cembrowina z każdej strony, mrok na dole, oraz asekurująca go na górze Przeborka, której zadania wcale nie ułatwiała skacząca tu i tam Ruda. Do licha. No nie szło teraz spietrać…
Po dziesięciu metrach zrobiło się zimno. Po piętnastu postanowił, że nie będzie już patrzył w górę. Po dwudziestu zobaczył w dole odbłysk światła trzymanej w dłoni latarni. Tafla była niedaleko…

Nim jednak do niej dotarł, przedostatnia cembrowina okazała się dziurawa. Otwór miał metr szerokości i tyleż wysokości i wyglądały z niego pozbawione emocji oczy… ropuchy. Błoniasta gardziel pęczniała przy każdym oddechu gdy płaz obojętnie przyglądał się intruzowi.
- Strażnik podziemi... - mruknął myśliwy zaśmiawszy się do siebie nerwowo. Podniósł latarnię i zaświecił w otwór, który wydawał się początkiem jakiegoś tunelu. Dokąd jednak wiódł nie dało rady stwierdzić. A Joris miał na razie zdecydowanie dość zwiedzania. Szarpnął mocno liną trzy razy by dać Przeborce znać, że wychodzi… Barbarzynka wciągnęła go bez trudu na górę i choć nie powiedziała ani słowa, widać było że popisanie się swoją siłą przed resztą sprawiło jej wyraźną przyjemność.

Kilka długich i męczących chwil później, obwąchiwany przez Rudą, gramolił się na powierzchnię gdzie ucapiła go mocarna dłoń barbarzynki i dobrodusznie postawiła do pionu. Odetchnął, skinął jej głową w podzięce i spojrzał na kompanionów. Ukrywać odkrycia przed nimi nie zamierzał. Szczególnie przed Stimy’m i Riką, których mogło to zainteresować w świetle duchowych poszukiwań.
- Tam.... tam jest jakiś tunel - sapnął zgięty w pół.
- Bogom niech będą dzięki, że jest! - dobiegło go o dziwo gniewne wołanie Shavriego. - Inaczej byśmy cię bez ducha wyciągnęli. Za dzieciaka pamiętam, jak chłop wpadł do starej studni i wcale nie pomarł dlatego, że się połamał, ale dlatego, że sie udusił, nim go wyciągnęli.
- Eeee… - myśliwy zamrugał oczami i zamarł na chwilę przyglądając się najpierw Shavriemu, a potem za siebie otworowi studni - Udusił? Nie… nie pomyślałem o tym… O do licha… W sumię nawet nie sprawdziłem, czy ciąg był… Ale otwór nie zdawał mi się odpowietrznikiem. Znacznie szerszy… Można nim iść… Znaczy jeśliby ktoś chciał, choć nie wiem po co ktoś miałby się tam pchać.
Co rzekłszy jakby dla potwierdzenia pokiwał głową, choć bez jakiegoś głębokiego przekonania.
- Trudno tam dostać się samemu - Przeborka też zajrzała do środka, choć ciemność skutecznie skrywała dno studni - Co innego, jeśli ma się pomocników... - dodała w zamyśleniu, zwijając linę - Idealne miejsce, żeby coś tam ukryć cennego, jeśli spodziewamy się napadu. A przy tym człowieku nie znaleźliśmy nic wartościowego, prawda?
- Nieee -
odsapnął Joris. W przeciwieństwie do Przeborki, która wyglądała jak po delikatnych ćwiczeniach, trochę się nasapał - Chyba nieee - Zerknął na resztki namiotu spod którego ktoś wydostał pracowicie pozostałości starych mebli i ekwipunku podróżnego maga. - W zasadzie to ciało było objedzone i jeśli miał przy sobie coś drobnego, to mogło to zostać zjedzone. Ale gdy go tu zastaliśmy za pierwszym razem to szukał czegoś… I się zastanawiam, czy aby nie tego co ta kryjówka na dole może skrywać. Albo… - znów zerknął na Stimy’ego i Rikę - kogo.
- Cóż. Jest chyba tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić - stwierdził Shavri, odpinając swój bukłak wody miętowej od pasa i podając go Jorisowi. - Ktoś się jeszcze wybiera na dół? - zapytał, sugerujac swój udział w studziennej eskapadzie.
Oczami wyobraźni zobaczył swoją najukochańszą, złośliwą, starszą siostrę, która z wymownym spojrzeniem mówi coś na temat ciemnych i wilgotnych dziur. Zignorował ją, ledwie tłumiąc uśmiech. Był w końcu w pracy.
- A duży ten tunel? - wojowniczka spojrzała do studni raz jeszcze. Może i ocembrowanie było spore, ale nie wyobrażała sobie, żeby tam na dole było dość miejsca na jakieś przestronne konstrukcje. Zresztą wąskich i ciemnych tuneli miała do końca życia dość po własnych doświadczeniach z Sundabaru. - Lepiej, jak co drobniejsi tam wejdą. Szczupli, żeby potem się gdzie nie zaklinować przy końcu…
Joris spojrzał na postawną kobietę. Fakt, Przeborka mogłaby mieć problem z wciśnięciem się w dziurę, w którą nawet niziołek musiałby wchodzić się na czworakach. On sam czy Shavri będą raczej zmuszeni do pełznięcia na łokciach.
- Pożyczę wam wieczną pochodnię, to lepsze niż lampa - nieoczekiwanie rzekł Marv, którego także zaintrygowała sprawa tajemniczego przejścia. - Ale poczekajcie z tym do jutra; kto wie jaki duch czy inny nieumarły wylezie stamtąd nocą; może ten Trzewiczkowy - dodał z przekąsem.
A ponieważ była to bodaj najkonkretniejsza wypowiedź, myśliwy po chwili wahania przytaknął.
- W porządku. Zleziemy tam rano. Kto wie co znajdziemy… - po czym spojrzał na Shavriego - Bo jeśli myślisz, że sam tam pójdziesz to się grubo mylisz.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 20-12-2017 o 11:54.
Marrrt jest offline  
Stary 20-12-2017, 11:50   #129
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Studnia Starej Sowy
30 Eleint, Śródlecie, wieczór

Shavri nieco rozczarowany powrócił z wyprawy do wywerniej leży, choć obiecywał sobie, że zachowa w ryzach swój entuzjazm. Wciąż odczuwał też pewien niepokój, który zdaje się będzie nieodłącznym jego towarzyszem w tym miejscu. Prawda jednak była taka, że jeszcze wiele rzeczy zostało do zrobienia i Shavri trąc kciukiem bezwiednie po odcisku od łopaty, jakiego się dorobił na serdecznym palcu, myślał już intensywnie o wabieniu sowy.
Nigdy nie naśladował zwierząt w innym celu niż dla zabawy. Ale zdolności Jorisa otworzyły przed nim cały horyzont nowych możliwości i nowej wiedzy do zdobycia. Shavri liczył, że w niedalekiej przyszłości stanie się ona i jego udziałem.

Wieczorem wszyscy prócz Hunda i Przeborki ruszyli na wzgórze przywoływać sowę. Marv został z końmi kręcąc głową w dezaprobacie nad kolejnym cudacznym pomysłem najemników. Przesłuchiwanie ptasiego móżdżku… dobre sobie! I oczywiście wierzą, że zwabią akurat tą sowę, która była u Studni w czasie morderstwa Kosta (i nie uciekła przerażona odgłosami czy smrodem nieumarłych), a do tego mieszkała wtedy co inny mag, czy była krewną sowy, która była krewną chowańca i zna całą historię tego miejsca… Sam się pogubił w pytaniach Trzewiczka, a co dopiero byle ptaszysko. Gdy włócznik myślał, że nowi kompani (i Shavri na dokładkę) niczym go już nie zaskoczą ci wymyślali coś zupełnie nowego. Hund raz jeszcze pokręcił głową i zajął się oporządzaniem swojego konia. Miał zamiar skoro świt wyruszyć do Phandalin - z zeznaniem sowy lub bez.

Za to Traffo był gotowy do działania i gdy z Jorisem skończyli nawoływanie, ku zdumieniu i radości Shavriego, na nocnego myśliwego nie trzeba było długo czekać. Bezszelestna płomykówka, której biało-kremowe pióra odcinały się od granatowego zmierzchu, usiadła na pniaku nieopodal, niespokojnie przeszła po niej kilka kroków, odpowiedziała im i przekręciła łebek w prawą stronę. Wyglądała przy tym, jakby się bacznie przyglądała, ale Shavi wiedział, że ten ruch łebkiem pozwala jej lepiej słyszeć.

[MEDIA]https://images.alphacoders.com/522/thumb-1920-522633.jpg[/MEDIA]

- A teraz wszyscy zachowujemy spokój - wyszeptał.
Był tak poruszony, że natychmiast niemal poprosił Jorisa szeptem. o zadanie pytania o to, czy sowa nie wiedziała co tu się stało.. Kto zaatakował, ile i kiedy.

Joris uśmiechnął się półgębkiem. Miał poniekąd te same pytania choć teraz po wyznaniu zwłok Kosta, trochę obawiał się odpowiedzi na nie. Z drugiej jednak strony sowa nie opisze go raczej dokładniej niż nekromanta więc czemu by nie.
Podszedł powoli do siedzącego na gałęzi ptaszyska, które wyglądało na nieco zalęknione i podejrzliwe i zaczął mruczeć cicho pod nosem śpiewną inkantację.
Boże, boże, Bożenko…
Joris kapłanem nie był. Nie miał o posłudze bladego pojęcia. Toteż i nie należało od niego wiele wymagać. Poczuł się jednak nagle jakoś niezręcznie. Nie był bowiem tym razem sam na sam ze zwierzęciem. Obserwowali go inni. Właściwie prawie wszyscy poza niezainteresowanymi Marvem i Przeborką. Westchnął i kontynuował, dodając kolejny miły bogini atrybut. Ostrożne i powolne podskoki w miejscu jakie zaczął wykonywać zdawały się być… tańcem.
Pękłaś serce moje.
O ja pier... ja pier... ja pier...
...dolejcie mi wódki,
W szklance utopię smutki.
Zakończył inkantację, wziął wdech i zagaił.
- Witaj… pani sowo. Jesteśmy… - obejrzał się na stojącego najbliżej Shavriego - Strażnikami lasu.
Poniekąd byli. Chodź zdecydowanie nie wszyscy.
- Na tej polanie mieszkał człowiek i jego... słudzy. Wiesz może kto ich zaatakował? I od ilu wschodów słońca temu on i jego słudzy nie żyją?
- Hu? - zdumiała się sowa, nie wiedząc jeszcze ile pytań czeka ją ze strony Trzewiczka. Przestąpiła z łapy na łapę. - Hu… Dużo, dużo słońca odkąd trupy nieruchome. Odkąd elf spać na drzewie.

Joris przetłumaczył odpowiedź. Shavri wahał się przez chwile. Nie mieli na to teraz czasu, a on nie chciał się włóczyć po ciemku po tym lesie, kiedy rano prawdopodobnie wyruszą dalej. Ale odpowiedź na to pytanie mogła pomóc jemu, Jorisowi i wiewiórce. Świadomy tego, że chore zwierzęta tego nie robią, zapytał:
- Gdzie zbierają się chore zwierzęta i jak dużo ich jest. Czy należą do jednej rodziny?
- Hu… Chore… śmierdzą źle, bardzo źle… Duże i małe. Niejadalne, fuj! - zadrżała płomykówka.
- Chore tworzą stado? - spróbował jeszcze raz, prościej. Nie miał w tym doświadczenia.
- Nie, nie, huhu!
- Daleko trzeba tam lecieć stąd?
- To tu, huhu, to tam… Chore kryją się to tu, huhu, to tam… Niejadalne, fuj!
- W stronę wstającego czy zasypiającego światła?
- W stronę ognistej góry, huhu!

Shavri wymownie spojrzał na tłumaczącego Jorisa i wydał z siebie gasnące “Huhuu” i cofnął się o krok, dając pole innym na pytania.

Torikha przyglądała się całemu zdarzeniu z boku. Nie chciała zakłócać przebiegu… ceremonii, lub czymkolwiek było przedstawienie jej ukochanego. Pierwszy raz widziała jak ten składa hołd swojej patronce, oraz czaruje, i to w podwójnym tego słowa znaczeniu.

Melune uśmiechała się szeroko, trzymając splecione dłonie blisko twarzy, przez co wyglądała jak knujący coś niedobrego chochlik. Co by jednak nie mówić, była pod wielkim wrażeniem umiejętności myśliwego… jak i pod wielkim wrażeniem przebiegu całej rozmowy z której ni huhu nic nie rozumiała, ale to nie było nic nadzwyczajnego.

Joris z kolei nerwowo myślał nad tym o co jeszcze zapytać sowę, skoro Shavri podjął temat. Wiedział, że zaklęcie nie trwa wiecznie i zaraz będzie po wszystkim, a Trzewiczek, który całą akcję zarządził, czekał ze swoimi pytaniami obracając w dłoniach jakiś dziwaczny słoik z piaskiem.

- Czy chore zwierzęta atakują?- Chowają się, umierają długo, jak boli atakują, huhu - zahukała smutno sowa, a ostatnie hukanie zabrzmiało już myśliwemu zupełnie zwyczajnie.
- Ma ktoś kawałek mięsa suszonego, czy czegoś? - spojrzał na kompanionów szukając jakiejś formy podziękowania dla płomykówki. - Może odkroję kawałek tej Twojej wędzonki Shavri?
Młodszy tropiciel zgodził się, choć po dłuższym namyśle. Mięso nie dość, że śmierdziało wędzeniem, to nie wiadomo, czy nie jest trujące. Autorytet Jorisa - który też na pewno nie zaproponował tego bez przemyślenia - zwyciężył jednak i Shavri sam odsztukował pasemko dla sowy.
- Myslisz ze zje smoczyzne?
Joris mógł tylko wzruszyć ramionami, bo nie słyszał o żadnym przypadku zjadania smoków. Jednak w świecie zwierząt bilans jest prosty. Mięso to mięso.
- Przekonajmy się.

Shavri
ostrożnie podszedł i zostawił uwędzony skrawek na niższej gałęzi. Wydawał przy tym z siebie niskie, uspokajające gruchanie, które uspokoiło nieco płomykówkę, zaniepokojoną tym, że dwunóg nagle przestał zrozumiale hukać.
Jednak sowa wzgardziła mięsem; Shavri mógł się tylko domyślać czy sprawił to smoczy aromat, czy po prosty smród dymu, kojarzący się leśnym zwierzętom raczej z zagrożeniem niż przysmakiem. Dziwna modlitwa Jorisa już przestała działać, więc mogli dać się wykazać niziołkowi.


 
Sayane jest offline  
Stary 21-12-2017, 13:37   #130
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Niziołek już od dłuższego czasu nie mógł doczekać się swojej kolejki by porozmawiać z sową. Kiedy w ciągu dnia czekał, aż duzi ludzie powrócą ze wzgórza wywern zabrał się za zmajstrowanie efektu magicznego do swojej klepsydry. Całość jego pracy mógł obserwować tylko Marv, lecz w zasadzie nikt nie widział jak przebiegał ów proces. Teraz Stimy z trudem powstrzymywał się by nie wybiec przed Jorisa i wypróbować swoje dzieło, by zadawać pytania zwierzętom. Powstrzymywała go chyba tylko obawa, że sowa odfrunie od takich nagłych manewrów.

- Huhu - spróbował Stimy radośnie, prawdopodobnie było to spowodowane tym, że musiał przyzwyczaić się do tego dziwnego języka. - Huhu, bywa tutaj duch?
- Hu! - ucieszyła się sowa, że znów ktoś mówi w jej języku. - Hu, duch? Nie-żywe? Nie-żywe nieżywe już, huu. huuu… - zahukała entuzjastycznie. - Jedno nie-żywe dalej tam, hu! - obróciła głowę w stronę Conyberry, więc zapewne chodziło jej o banshee. - Nie-żywe niedobre do jedzenie, straszy jedzenie, huu!!
- Huhu - całkiem możliwe, że Trzewiczek robił tak umyślnie, bo wyraźnie go to śmieszyło - Dawniej mieszkała tutaj sowa i człowiek w jednym kamiennym drzewie - Stimy wskazał wieżę - Wiesz co się z nimi stało? Huhu! - w każdym razie, na pewno nie próbował z tym walczyć.
- Hu… Stara sowa, mądra sowa, sowa wszystkich sów! - płomykówka w uniesieniu zamachała skrzydłami. - Dawno, dawno, dawno słońc temu, Wielka Sowa służyła wielkiemu magicznemu wężowi! Dużo, dużo mądrości dla innych sów! Ale wąż nie-żywy, a to niedobre, niesmaczne… - ptak prychnął z obrzydzeniem. - Wielka Sowa została sową po kres, nawet gdy Wielki Wąż już nie-żywy, a kamienne drzewo zwalone. Wielki Wąż stary, starszy niż wieża, starszy niż sowa, starszy niż las - sowa niespokojnie zaczęła dreptać po gałęzi.

Niziołek przez ułamek sekundy zastanawiał się drapiąc po nosie.
- A czy ten wąż, umiał latać? - Z jakiegoś powodu Stimy zapomniał dodać teraz “huhu”.
- Łuski nie latają, huhu! - zaprotestowała sowa, a potem zawahała się na chwilę. - Wielkie, olbrzymie łuski latały w stronę góry. Wieeelkie huuu! - skorygowała. - Ale Wielki Czerwonooki Wąż to wąż, węże nie latają, hu!- zapewniła.
Stimy już myślał, że trafił na odpowiedni trop, lecz przecząca odpowiedź sowy temu przeczyła. Przyniosła tylko więcej pytań.
- Zaprowadzisz nas do Wielkiej Sowy jeśli damy ci dobre jedzenie? - z tą sową ciężko było się porozumieć, ale może gdyby przyszło im porozmawiać z Mądrą Sową Wszystkich Sów...
- Wielka Sowa odejść wraz z Wielki Nie-żywy Wąż - wyjaśniła płomykówka.
Trzewiczek klepnął się lekko w czoło.
- No tak... - pomyślał, po czym zadał kolejne pytanie sowie - Wielkie, latające łuski latały do góry, ognistej góry? Dlaczego?
Sowa wydała dziwny dźwięk mający być chyba odpowiednikiem wzruszenia ramion. Skąd miała znać się na smoczych sprawach?
- Co robił tutaj Wielki Wąż?
-Mieszkał?
- zdeprymowana trudnymi pytaniami płomykówka przestąpiła z łapy na łapę. - Każde piskle zna opowieści o Wielkiej Sowie i jej przyjaźni z Wielkim Wężem, ale to dawno, dawno… Gdy kamienne drzewo jeszcze całe. A zwykłe węże zjadają jaja i pisklęta, huhu!
- Opowieści! - ucieszył się Stimy - Każde piskle zna, a ja nie znam! Opowiesz hu! opowieści o Wielkiej Sowie?

Płomykówka entuzjastycznie zaczęła wyhukiwać sowe legendy lecz szybko okazało się, że koncentrują się głównie wokół sowych spraw. Chowaniec czarodzieja pomagał zdobywać pożywienie, pozbywać się drapieżników i rozwiazywać sowie spory. Wyglądało na to, że sam dysponował jakimś rodzajem magii, choć rozmówczyni Trzewiczka tak tego nie określiła. Piasek w magicznej klepsydrze nieubłaganie się przesypywał i Stimy uprzejmie przerwał sowie wywód, który nie wnosił nic nowego w temacie tajemniczego Węża.
- Czy Wielki Wąż zmarł tutaj? - zapytał
- Hu.. nie… Wielki Wąż już nie-żywy mieszkając w kamiennym pniaku! Pewnego dnia zniknął wraz z Wielką Mądrą Sową! Odeszli i nigdy nie wrócili, huuuu!
- A ktoś z nim był? Jakiś dwunóg? Ktoś go odwiedzał?
- Dawno, dawno temu, w czasach Wielkiej Sowy dużo, dużo dwunogów tu, huhu! Na koniach i gniazdach z drewna, przychodzili i przechodzili, wszyscy po wodę, po ochronę Wielkiego Węża! Po nim już nikogo tu, huhu! Hu… nie… Jeszcze po nim mieszkały tu dwunogi zielone jak mech, ale odeszły jak byłam pisklęciem, hu! Teraz nikt nie jeździ, nikt nie chodzi, spokój i cisza tu, huhu! -
sowa zamachała skrzydłami i zaczęła sobie czyścić pióra.
Piasku było coraz mniej.
- Jeśli chcesz to możesz do nas dołączyć. Opowiesz nam resztę sowich legend następnego wieczoru? Albo ja coś opowiem? - zaproponował Stimy.
- Hu, za głośno tu! Głośni, wszyscy głośni, nawet małej myszki nie złąpię tu, huhu! - zahukała sowa i poderwała się do lotu wraz z ostatnim osypującym się ziarenkiem w klepsydrze.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 23-12-2017 o 09:33.
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172