Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2017, 10:41   #123
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

“Sonoroki-Motsamaisi” krzyknął zaciskając zęby:
- Dość!
Nie potrzebował tych wspomnień, nie potrzebował wiedzieć tych szczegółów. Nie były one ważne teraz.
Zaciskając pięści rozejrzał się po towarzyszach niewoli sycząc.- Dość.
A gdy zapanował nad sobą:
- Nie mamy… czasu, by obrzucać się obelgami. I roztrząsać dawne zbrodnie. Później, później…- głęboki oddech. Kontrola nad własnym ciałem, jest pierwszym stopniem do kontroli nad przebiegiem walki.
- Tu możemy być szczerzy. Tu nas nikt nie podsłucha. Tu… możemy planować bezpiecznie. Nie zmarnujmy tego azylu na spory z poprzedniego życia. Na to przyjdzie czas. Później.
Znów spojrzał po pozostałej trójce, a jego wzrok zatrzymał się na dłużej na Yakalafim.
- Księżniczki nie ma i pewnie nie przyjdzie. - poczuł ból w sercu - Wypięła się na nas i słusznie. Pomóc i tak nam nie może. - mówił, choć serce się buntowało - Musimy ratować się sami… Czy posiadamy jakąś wiedzę i umiejętności, które mogą nam pomóc w ucieczce? My lub nasi goście?
- Tt...tak jest! - krzyknął Makhenike, walcząc z wściekłością, która się w nim kotłowała na widok medyka. Gdyby tak tylko mógł teraz rzucić czymś w tą mordę. Choćby tym czarnym płynem z kubka, którym oliwili swoje wnętrzności Ziemianie. Nastolatek zauważył natychmiast tę myśl i mentalnie przytaknął, wizualizując Makhenike, jak ładnie ta ciecz spływałaby po twarzy “Amerykanina”. Ludzki młodzik posiadał bardzo małe doświadczenie w czymkolwiek, jednakże mógł pochlubić się przyzwoitą wiedzą teoretyczną: Orochi namalował w umyśle który dzielił z Makhenike dającą do myślenia wizję, jak zachowałoby się ludzkie oko wrzucone do ukropu. Ciekawe…
- Za pozwoleniem, po prostu dajmy różowym… - Makhenike zadziwiały epitety jakie podsuwał mu Orochi: czarni, biali, żółci… ci pierwsi byli raczej ciemnoczerwoni, reszta po prostu różowa. Czy może ludzkie oczy miały jakieś defekty? Makhenike zastanowił się, czy mógłby je jakoś naprawić, Oki nawet skądś wiedział jak je najłatwiej wyjąć…
- … po prostu dajmy im to, czego chcą. Zastosujmy dywersję. Powiedzmy im, że pomożemy znaleźć Księżniczkę, żeby nas stąd wypuścili, a potem…
- Ich zabijemy - zakończył Orochi.
- Jeśli będzie tylko taka… - Makhenike starał się właściwie dobrać ostatnie słowo, a Orochi podsuwał: “okazja”, “możliwość”, “szansa”, “nadzieja”.
- Konieczność. - wybrnął. Oki czuł jednak, że chodzi mu nie tylko o wydostanie się z więzienia, ale też ocalenie tej Japonki w drugiej sali, którą mieli torturować, jeśli nie będą współpracować.
- Może z fantazji zejdźmy na ziemię. Nie tak łatwo jest zabić człowieka, zwłaszcza gdy ów osobnik jest wytrenowanym ochroniarzem. Zakładam, że niewielu z was umie walczyć.- stwierdzil sceptycznie “Sonoroki-Motsamaisi” przyglądając się Orochiemu-Makhenike z politowaniem. Po czym dodał.- Więc… mówimy, że możemy znaleźć Księżniczkę, że wiemy gdzie jest… czyli gdzie? Należy wybrać miejsce jej pobytu, na takie które by nam pasowało. Takie które dawałoby nam szansę na ucieczkę od naszych “opiekunów”.
- Nie wiem czy jest szansa na to, aby uciec im bez pomocy z zewnątrz - rzekł milczący do tej pory Alice/Yakalafi, przezornie trzymając się na uboczu, na ile oczywiście mógł, nie puszczając kuli. - Zakładamy, że ludzie mogą chcieć prócz Księżniczki uzyskać dostęp do statku. Dobrze byłoby poznać bardziej ich cele, powody, nastawienie, plany względem nas w zależności od tego czy będziemy współpracować, czy nie?
- Byłoby miło poznać, ale skupmy się może na tym co już wiemy. Dotychczasowe nastawienie sugeruje że nie traktują nas jak ludzi, a co najwyżej zwierzęta. Szczury laboratoryjne. Ich powody… mi szczerze powiedziawszy wiszą mi i powiewają.- burknął Sonoroki-Motsamaisi. -Nie jestem pieskiem, który będzie radośnie majtał ogonkiem, tylko dlatego że dostał miskę z jedzeniem. Więc… ich nastawienie wobec nas jest w najlepszym przypadku pogardliwe. A plany wobec nas.. przypuszczam, że nie obejmują wypuszczenia nas w najlepszym wariancie. W najgorszym… śmierć i sekcja zwłok po tym wszystkim.
- Jeśli odbędzie się to w tej właśnie kolejności, to jeszcze nie jest najgorsza opcja… - mruknęła Mofuputsi-Saito. Popatrzyła po pozostałych zastanawiając się jednocześnie, w jaki sposób mogą poprawić swoje położenie.
- Może warto zasugerować, że Księżniczkę możemy odnaleźć tylko wtedy, gdy będziemy wszyscy razem.. I jeśli kogoś brakuje, albo na przykład miał jakiś wypadek i nie dożył do momentu przebudzenia, to nie odnajdziemy jej nigdy, albo będzie to bardzo trudne. W ten sposób możemy się zabezpieczyć i kupić trochę czasu sugerując, że jest jeszcze ktoś “naznaczony” o kim nie wiedzą, bo wyjechał poza Tokio i nie miał możliwości znaleźć się w zasięgu kogoś z nas.
- Hm… Chwileczkę…
- Alice/Yamasaki spojrzał na towarzyszy niedoli. - Jak rozumiem odrzucacie możliwość, że oni po prostu - wystawił jeden palec wolnej dłoni: -boją się nas, naszych możliwości, oraz - drugi palec - co naturalne, pożądają wiedzy, technologii. - Skrzywił się lekko. - Odrzucacie całkowicie możliwość dogadania się i kooperacji z nimi, traktując jako pewnik, że chcą nas zniszczyć, najlepiej za pomocą malowniczej wiwisekcji na żywca. Czy tak?
- My? To oni odrzucili moją chęć współpracy. Zamiast tego fundując nam to…
- stwierdził niechętnie “Sonoroki-Motsamaisi”.-Cały ten cyrk z testowaniem i traktowaniem nas jak laboratoryjne małpy.
- Fundując nam “co”? - zainteresował się ziemski aktor, a niebiański lekarz. - Odosobnienie, jako wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia dla społeczeństwa. Przetrzymywanie w celu osiągnięcia celu, tu wiedzy o księżniczce, czy statku, albo innych rzeczach. Bo chyba nie mówisz, o kawie, czy hamburgerach. Mi smakowało.
- A ile im czasu zajęło domyślenie się, że ludzi należy trzymać w humanitarnych warunkach? I… co mam skakać z radości, bo w końcu dostałem coś do jedzenia? I czy widzisz gdzieś… wokół nas, kogoś kto chciałby rozmowy czy wymiany informacji? - zakpił “Sonoroki-Motsamaisi” i wzruszył ramionami.-Nikt. Nawet w hazmatach… nikt się nie zjawił, by z nami porozmawiać. Tylko głupie rozkazy z góry. A przecież im mówiłem, że nie jesteśmy zagrożeniem i co? Ile razy będziesz gadał do ściany w nadziei, że ściana odpowie?
- Co racja to racja -
wtrąciła kobieta. - Ja też próbowałem z nimi normalnie rozmawiać, a na koniec usłyszałem, że nie mogą mnie wypuścić, bo stanowię zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego. To nie jest tak, że ja nie chcę się dogadać, bo chcę. W końcu to ludzie, a ja się mimo wszystko czuję bardziej człowiekiem niż… - popatrzyła na swoje dłonie - Nibyryjczykiem… czy tam Nibyryjką. Tylko nie jestem przekonany czy jesteśmy w stanie przekonać ich, że nie stanowimy cholernego zagrożenia. Czy bez względu na to co powiemy i jak dalece będziemy z nimi szczerzy, z ich perspektywy nie byłoby lepiej, abyśmy, prewencyjnie, pozostali zamknięci pod kluczem do końca naszych dni?
Makhenike nie odzywał się dłuższą chwilę. Orochi wizualizował mu właśnie kadry z gry Dead Space. Nienawiść Ziemian do wszystkiego co żyje (i nie), do wszystkiego co inne, co podobne oraz siebie nawzajem byłaby legendarna. Gdyby oczywiście ktokolwiek kto ludzkość napotka mógł przeżyć, by tą “legendę” opowiedzieć. Nibyryjczyk, podobnie jak jego mentalny współlokator, dostrzegał jednak w ludzkiej naturze cechę którą można było wykorzystać: Ludzie byli ciekawi, nawet jeśli wiedza mogła ich skrzywdzić.
Szczególnie wtedy.
Orochi miał jeszcze tyle rozsądku w głowie (zapewne dzięki nibyryjnemu wpływowi) by najpierw strzelać i pytać później. Jednak Makhenike był tu realistą: najpierw strzelać i pytać nigdy - co jeśli odpowiedź okaże się ciosem zza grobu? Jeśli zdecydowało się już na ruch by kogoś zabić, nie powinno się zwracać uwagi co ta ofiara ma do powiedzenia. Nibyryjczyk kiwnął głową. Orochi też nią kiwnął.
- Jedyne co stopuje ich - tu nie było problemu, Orochi przecież nie uważał się za człowieka bardziej niż Makhenike - od zabicia nas jest chęć…
- pocięcia nas w plasterki na żywca i zobaczenia jak ładnie się zwijają i więdną. -
Nastolatek znał na pamięć wszystkie “prawdziwe” sekcje kosmitów jakie były na sieci.
- Jedyne zaś co stopuje ich przed tym, jest ciekawość naszej technologii. Możemy jeszcze trochę pożyć…
- W trakcie sekcji też jeszcze będziemy!
- Orochi uznał, że należy to przypomnieć.
- ...trochę pożyć, ale kiedy uznają, że wiedzą już wszystko, jest już po nas. Musimy im coś dać, udawać, że coś im dajemy nie tyle po to by zwyczajnie utrzymać się przy życiu zresztą… niektórym to może i tak nie pomóc… - Makhenike nie chciał nawet zerkać w kierunku Yamasakiego, dlatego z radością dał się wyręczyć Orochiemu.
[MEDIA]https://4.bp.blogspot.com/-R0FMc9gJKRg/WjjVjWGJDXI/AAAAAAAAiWA/IpFmSo0djVAQ34I52f8vvLBlsVvmv6uoACLcBGAs/s1600/pomatka.jpg[/MEDIA]
Nibyryjczyk odwrócił wzrok i kontynuował:
- W tej celi, jesteśmy na niesprzyjającym terenie, musimy opuścić to miejsce na bardziej dogodne, ewentualnie, położyć dłonie na naszej technologii zanim zrobią to Ziemianie i wykorzystać ją do… - Makhanike odczekał, spodziewając się, że Orochi zechce coś wtrącić, ale młodzian chyba już wiedział o co chodzi. - ...do naszych celów.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline