19-12-2017, 11:09
|
#43 |
| Detlef zaczął odpędzać się od ptactwa. Pierwszy raz w życiu mierzył się w ten sposób z kurami, rapier jednak wydawał się idealną bronią do tego. Kilka pchnięć i szaleńcza sfora pomniejszyła się o koguta, kurę i trzy gęsi. Ptaszyska atakowały jednak wciąż zajadle. Zdawało się, że wielkiej krzywdy uczynić nie mogą, jednak i Maddock i von Halbach na swej skórze odczuli coś zupełnie przeciwnego. Spośród całej masy dziobnięć dwa z nich były tak dotkliwe, że z ramion obu bohaterów polała się stróżka krwi.
Detlef widząc nacierającego wierzchowca odrzucił broń i szybko sięgnął po kuszę. Razem z elfami rozpoczęli ostrzał. Pierwszy strzałę wypuścił Ellidar. W pierwszej chwili zdawało się, że minie ona wierzchowca, jednak wojownik najwyraźniej wiedział co robił. Wziął pod uwagę, prędkość rozpędzającego się konia, jego drogę i strzała utkwiła zwierzęciu pod żebrami. Nie osłabiło to jednak impetu, będącego w szale, stworzenia. Kolejną strzałę chciał wypuścić Raen. Naciągając jednak cięciwę usłyszał trzask wydobywający się z naprężonego łuku. Zrozumiał, że jego broń musiała zostać uszkodzona w trakcie wypadku dyliżansu i jest obecnie na granicy wytrzymałości. Gdy ujrzał na niej pęknięcie, tylko upewnił się w tym przekonaniu. Zachowanie łuku było teraz tak odmienne, że żadna ze strzał wypuszczonych przez elfa nie trafiła celu.
Chwilę trwało nim Franc, Borys i Maddock ocknęli się z przerażenia i zaczęli w racjonalny sposób działać. Borys odbiegł kawałek na bezpieczniejsze według niego miejsce i przygotował swą broń do ataku. Dwie kury i dwie gęsi pobiegły za nim dziobiąc go zajadle po nogach.
W tym czasie strzelcy oddali kolejną salwę. Bełt wypuszczony przez Detlefa wbił się w pierś zmutowanego stwora. Bestia ryknęła z bólu, ale wciąż nacierała. Natomiast strzała wypuszczona przez Ellidara trafiła w końską nogę. Kuc stawiając na niej ciężar swego ciała zachwiał swą równowagę i poleciał łbem do przodu. Wywrócił się i koziołkując po ziemi wpadł w gromadkę. Maddock w ostatnim momencie odskoczył. Detlef też próbował jednak zwierzę niekontrolowanym ruchem całą siłą zawadziło go o nadgarstek. Szlachcic poczuł olbrzymi ból, który nie pozwolił mu utrzymać w ręku kuszy. Zakuty w zbroję Mauer był pewny, że nie odskoczy, chwycił mocno Scyzoryk, wiedząc, że i tak zostanie przez konisko stratowany, miał zamiar odpłacić mu w zamian cięciem. Ostrze zagłębiiło się w klatce piersiowej stworzenia, przecięło żebra, płuco i inne organy, rozbryzgująć ogromne ilości krwi. Rumak konał, ale wciąż wierzgał próbując się podnieść, a Mauer w tym czasie próbował się odturlać unikając kolejnych przypadkowych ataków. ***
W tym samym momencie elfy zauważyły, jak z pobliskiej stodoły zaczęły wychylać się, najwyraźniej zaalarmowane odgłosami walki, olbrzymie, wyprostowane niczym ludzie i pochrząkujące zajadle, grube knury. Odziane w poszarpane sukmany, uzbrojone w rzeźnickie tasaki trzymane w jednej, a pełniące rolę tarcz pokrywki od garów trzymane w drugiej zdeformowanej racicy, rzuciły się w stronę awanturników. Łeb jednego ze świnioludzi, najtłustszego, zdobił wypolerowany miedziany kociołek, pełniący rolę szyszaka. Dodając sobie odwagi głośnym kwikiem szarżowały na awanturników. |
| |