Po rozrywkach z gorylami na zewnątrz statku, i doprowadzeniu do większego ładu kombinezonu próżniowego Bixa,(i jego samego przez Doca), po półgodzinnej przerwie zabrano się na powrót do roboty przy Fenixie. Tym razem obyło się już bez niespodzianek i bez jakiś napastliwych miejscowych zębatych, dokończono więc dłubanie w łajbie, a Fenn i Night zajęli się truchłami futrzaków...
Trójka naprawiających robiła co mogła w tym upale, mozolnie usuwając uszkodzenie za uszkodzeniem, i wreszcie było widać koniec tych mąk, choć trochę do niego jeszcze zostało. Vis nie byłaby sobą, gdyby znowu czegoś nie spartoliła… tym razem łamiąc w trakcie prac jeden z kluczy naprawczych, ups.
…
Już na statku, po (chyba?) zakończeniu na dzisiejszy dzień grzebania na zewnątrz, Doc zauważył, iż Darakanka ma w wielu miejscach wyjątkowo czerwoną skórę, i nie wyglądało to na zwyczajowe działanie słońca. Zdecydowanie było to coś więcej niż tylko oparzenia słoneczne.
-Vis… co ci jest?- zapytał więc przy pierwszej okazji Dave.-
Wszystko ok?
-
Słońce… jakoś dziwnie na mnie działa - Odpowiedziała dziewczyna z pełnym wątpliwości uśmiechem -
Nigdy jeszcze nic podobnego nie przeżyłam… no i jestem głodna, bardzo głodna - Machnęła nerwowo ogonem.
- Dobrze zajmiemy się tym.- kwestia słońca była niepokojącym symptomem. Głód też był problemem. -
Najpierw jakąś maść kojącą oparzenia, a potem cię nakarmimy. Ok?
Darakanka uśmiechnęła się od ucha do ucha, a jej ogon owinął się nagle wokół nadgarstka Dave’a.
-
Czy może najpierw chłodny prysznic? - Spytała wesołym głosem -
A później koniecznie cała reszta… tak brzmi oficjalna diagnoza panie doktorze? - Vis zaczęła wodzić kokieteryjnie paluszkiem po torsie Bullita, spoglądając jemu prosto w oczy.
- Zgoda…- jak mógł jej odmówić, zwłaszcza że już go owinęła ogonkiem.
….
Jakiś czas później Doc zebrał środki opatrunkowe i stymulanty lecznicze i wywędrował z ambulatorium. Ruszył więc do kwatery Młoteczka i zapukał.
-
Kogo tam niesie? - Spytał “Młotek” otwierając drzwi. Na widok Doca schował butelkę piwa za plecami -
A, cześć, co jest? - Leki, opatrunki i wspomaganie. Czemu nie wylazłeś z tą swoją wielgachną spluwą, jak reszta?- marudził Dave rozkładając zawartość przyniesionej torby, zaraz po tym jak przecisnął się do pokoju Bixa.
-
A gdzie ja bym ją schował? - Bix wzruszył ramionami -
Miałem naprawiać, mieli pilnować, to co? - Fakt. - Doc musiał się z nim zgodzić. Ochrona deczko zawiodła.
-Połóż się. Założę opatrunki i wstrzyknę lecznicze nany.- zaordynował.
-
Ale nie mów nic pani kapitan co? - Bix wyciągnął piwo zza pleców, wychlał je do końca, po czym o dziwo, w miarę grzecznie wrzucił butelkę do kosza.
-
Plecy będziesz łatał? - Spytał Bullita mięśniak, ściągając koszulę, po czym walnął się na swoje kojo na brzuch, aż wszystko zaskrzypiało.
- Wszystko…- stwierdził Dave i zamyślił się.-
Nie… nic nie będziemy mówić Leenie. Musisz jednak zacząć na siebie uważać. Za którymś razem… ratunek może przyjść za późno.
-
Nie jestem niezniszczalny. Tak, wiem, już do mnie dotarło - Burknął “Młotek”, wyraźnie nie w humorze przez poruszony temat.
- Trzeba będzie pomyśleć, aby cię takim uczynić.- zadumał się Bullit zajmując uzdrawianiem.-
Ale to chyba bardziej robota dla Vis. Może jakiś pancerz by się przydał ?
-
A bo się wkurwiłem, że żadnego małpiszona nie zatłukłem! - Wielkolud pogroził ścianie wielką, zaciśniętą piąchą -
To chuj a nie bitka była! Co mówisz Doc? Pancerz? Lepszy od tego co mi dopiero co Vis zrobiła? Ale po kiego… to moich muskułów nie będzie widać, a tak co drugi już sra na sam widok, to też daje przewagę! - Cóż… Małpiszon się nie przestraszył. Na bestie podejście psychologiczne nie działa. - ocenił Dave.
-
Kawał blachy mi gębę przesłaniał, co nią panią kapitan broniłem nie? - Bix spojrzał na Doca szukając potwierdzenia własnej wymówki -
A pilotka Becky to chyba powinna klapsa za to wszystko dostać co? - Roześmiał się całą gębą.
- Faktycznie… powinna.- zastanowił się doktorek. Bo rzeczywiście jej brakowało podczas całej tej awantury z małpami.-
Ciekawe co tu z Rose robiły, gdy myśmy walczyli. Swoją drogą… co robiła sama Rose?
-
A bo ja wiem? - Bix podrapał się po nosie -
Pilotka Becky miała się gapić przez kamery, a co Rose robiła, cholera wie… może znowu coś dobrego pichciła? Głodny trochę jestem - Nooo… rzeczywiście powinieneś dużo jeść.- zgodził się z nim Doc i podrapał po brodzie.-
Becky rzeczywiście powinna gapić na monitory. Pójdziesz sam jeść czy mam poprosić Rose by ci coś przyniosła?
-
A co ja, małe dzie... - Bix chciał się już oburzyć, i nagle coś zaskoczyło w jego łepetynie. Wyszczerzył do Bullita zęby, po czym poruszył wymownie brwiami -
Powiedz, żeby mi coś przyniosła jak może, huehuehue. - Ok… tylko najpierw konsumpcja, a potem ewentualnie “konsumpcja”. I żebyś się nie za bardzo przesilał… bo możesz nie stanąć na wysokości zadania.- poradził na pożegnanie Doc.
Night stał przy wejściu do swojej kwatery, jeżdżąc kartą po czytniku, gdy z drzwi naprzeciw wychylił się Dave, rzucając na odchodne kilka porad.
-
Będzie żył? - strzelec bardziej stwierdził niż zapytał. -
Twardy gość, choć kolekcja blizn cały czas się powiększa. Jest na co wyrywać panienki. - Tym razem tak. Ale ostatnio zbyt często robi za mojego pacjenta.- ocenił doktorek.
-
Dużo na siebie przyjmuje, w oczach wroga stanowi spore zagrożenie i jednocześnie jest dogodnym do trafienia ze względu na gabaryty i niepełne opancerzenie. Niestety dla siebie, jakby oświetlił się markerem z napisem priorytet - strzelec zastanowił się chwilę. -
I raczej nic z tym nie zdołamy zrobić. - Vis zrobiła mu zbroję.- mruknął Doc.
-
Dobre i to, choć ze względu na pozycję operatora krótkozasięgowej broni ciężkiej i speca od walki w zwarciu bardziej potrzebowałby solidnej konserwy w stylu Fenna... słuchaj Dave, o której jutro wpadamy do kolonii? Czy może planujesz nocny wypad, bo zdaje się, że Leena na ciebie zwaliła całe planowanie? - Jaki nocny wypad? Zważywszy na sąsiadów.. cała ta banda naukowców obwarowała się mocno od strony lądu.- stwierdził sceptycznie Doc i przypomniał.-
Tu się nie da zrobić nocnego wypadu unikając tuzina drapieżników szukających dowolnej przekąski.
-
Znaczy, że mogę być spokojny o swój sen, nikt mnie nie zerwie na nogi w środku nocy? - Night wypalił, jakby w tym zawierało się całe sedno jego wypowiedzi. -
Świetnie - Do statku nie tak łatwo się faunie dostać, a jeśli dostanie to… atmosfera nasza jest dla nich również zabójcza, co ich dla nas.- ocenił Bullit.
-
To fakt - strzelec uporał się z zamkiem, konsola zamigała zielonym światłem, a drzwi przesunęły się w bok z cichym szumem pracującego napędu. -
Pewnie nie pochwalisz się, skąd tak dobrze znasz tutejsze tereny, podobnie jak kapitan nie chce wspominać o swojej militarnej przeszłości, a szkoda, to ciekawe. Na przykład, jak weszła w posiadanie Feniksa. Przecież sama wartość statku, gdyby go sprzedać, żylibyśmy jak królowie pławiąc się w luksusach do końca świata. - Robiłem za wsparcie medyczne dla zakonu rycerskiego. Mieli to swoje zadanie do wykonania, a nie mieli medyka, więc się nająłem - stwierdził krótko Doc.-
Spacerek po parku pełen krwi flaków, odciętych kończyn i spalonego mięsa. Zabawne czasy.
Night pochylił się z uwagą.
-
Teraz to jestem zaintrygowany. Czego mógł w takim miejscu szukać zakon rycerski? Zazwyczaj szukają heretyków, bądź reliktów na poparcie swej wiary, bądź artefaktów, które według źródeł mogą doprowadzić do zagłady świata, a przed którym oni koniecznie muszą nas uchronić. Zazwyczaj to wszystko bzdury, jak było tym razem? - Za dużo starych filmów się naoglądałeś. Heretycy? Artefakty? Może jeszcze magiczne miecze?- zażartował Bullit wyciągając skręta i zapalając.-
Ci bawią się w rycerskość i te kodeksy honorowe. Ratowanie niewinnych, walczenie z przestępcami, polowanie na bestie niszczące osiedla. Tu na przykład… na wyjątkowo wrednego i dużego ”smoka” polowali.
-
Doc, miej litość, nie niszcz moich wyobrażeń o zakonach rycerskich i artefaktach pozostałych po dawno wymarłych ultrazaawansowanych cywilizacjach - Night odsłonił zęby. -
Ciekawe ilu takich zabawnych rycerzyków poskładało niedawno honorowe przysięgi, że zaraz dopadną tych przeklętych służalców zła z Feniksa. Może nawet przyjdzie mi poznać twoich dawnych znajomych, o ile smok ich już wtedy nie strawił. - Raczej nie. Są trudni do zabicia i jeszcze trudniejsi do strawienia. Nie znam wszystkich zakonów… może inni szukają skarbów, albo heretyczek. Ten nie.- wzruszył ramionami Doc zaciągając się dymem.
-
Brzmisz, jakby ich wyszkolenie, wyposażenie i hart budziły w tobie lekki podziw - Night rozciągnął mięśnie karku. -
Może i tak, jeśli podejmują się straceńczych misji, zostają tylko najtwardsi. Osobiście słyszałem głównie o Adepta Sosoritas. Wesoła gromadka, której lepiej nie wchodzić w drogę. Może kiedyś będzie trzeba, im lub pozostałym, o ile wcześniej nie zdołamy oczyścić naszych imion. - Po prostu stwierdzam fakty, na podstawie tego co widziałem.- podsumował Bullit wzruszając ramionami.
Strzelec podrapał się po brodzie.
-
A tobie płacili w twardej walucie, czy też w ideałach? - mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. -
Dobra, głupie pytanie, jakoś nie mogę wyobrazić sobie Dave'a robiącego coś altruistycznie. A więc sponsorzy, czy kolonia Chulonów sfinansowała wyprawę? - Tego to nie wiem. To sprawy między zakonem a Chulonami.- podrapał się za uchem Bullit.
-
Dzięki za opowieść Doc. Przyjemna odmiana po samych wokół tajemnych szpiegach z krainy nigdzie - Night ruszył do swojej kajuty i rozejrzał się bezradnie. -
No i kurwa zapomniałem po co się wróciłem.