Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2017, 12:28   #248
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po rozrywkach z gorylami na zewnątrz statku, i doprowadzeniu do większego ładu kombinezonu próżniowego Bixa,(i jego samego przez Doca), po półgodzinnej przerwie zabrano się na powrót do roboty przy Fenixie. Tym razem obyło się już bez niespodzianek i bez jakiś napastliwych miejscowych zębatych, dokończono więc dłubanie w łajbie, a Fenn i Night zajęli się truchłami futrzaków...

Trójka naprawiających robiła co mogła w tym upale, mozolnie usuwając uszkodzenie za uszkodzeniem, i wreszcie było widać koniec tych mąk, choć trochę do niego jeszcze zostało. Vis nie byłaby sobą, gdyby znowu czegoś nie spartoliła… tym razem łamiąc w trakcie prac jeden z kluczy naprawczych, ups.


Już na statku, po (chyba?) zakończeniu na dzisiejszy dzień grzebania na zewnątrz, Doc zauważył, iż Darakanka ma w wielu miejscach wyjątkowo czerwoną skórę, i nie wyglądało to na zwyczajowe działanie słońca. Zdecydowanie było to coś więcej niż tylko oparzenia słoneczne.
-Vis… co ci jest?- zapytał więc przy pierwszej okazji Dave.-Wszystko ok?
- Słońce… jakoś dziwnie na mnie działa - Odpowiedziała dziewczyna z pełnym wątpliwości uśmiechem - Nigdy jeszcze nic podobnego nie przeżyłam… no i jestem głodna, bardzo głodna - Machnęła nerwowo ogonem.
- Dobrze zajmiemy się tym.- kwestia słońca była niepokojącym symptomem. Głód też był problemem. -Najpierw jakąś maść kojącą oparzenia, a potem cię nakarmimy. Ok?

Darakanka uśmiechnęła się od ucha do ucha, a jej ogon owinął się nagle wokół nadgarstka Dave’a.
- Czy może najpierw chłodny prysznic? - Spytała wesołym głosem - A później koniecznie cała reszta… tak brzmi oficjalna diagnoza panie doktorze? - Vis zaczęła wodzić kokieteryjnie paluszkiem po torsie Bullita, spoglądając jemu prosto w oczy.
- Zgoda…- jak mógł jej odmówić, zwłaszcza że już go owinęła ogonkiem.

….

Jakiś czas później Doc zebrał środki opatrunkowe i stymulanty lecznicze i wywędrował z ambulatorium. Ruszył więc do kwatery Młoteczka i zapukał.
- Kogo tam niesie? - Spytał “Młotek” otwierając drzwi. Na widok Doca schował butelkę piwa za plecami - A, cześć, co jest?
- Leki, opatrunki i wspomaganie. Czemu nie wylazłeś z tą swoją wielgachną spluwą, jak reszta?- marudził Dave rozkładając zawartość przyniesionej torby, zaraz po tym jak przecisnął się do pokoju Bixa.
- A gdzie ja bym ją schował? - Bix wzruszył ramionami - Miałem naprawiać, mieli pilnować, to co?
- Fakt. - Doc musiał się z nim zgodzić. Ochrona deczko zawiodła.
-Połóż się. Założę opatrunki i wstrzyknę lecznicze nany.- zaordynował.
- Ale nie mów nic pani kapitan co? - Bix wyciągnął piwo zza pleców, wychlał je do końca, po czym o dziwo, w miarę grzecznie wrzucił butelkę do kosza.
- Plecy będziesz łatał? - Spytał Bullita mięśniak, ściągając koszulę, po czym walnął się na swoje kojo na brzuch, aż wszystko zaskrzypiało.
- Wszystko…- stwierdził Dave i zamyślił się.-Nie… nic nie będziemy mówić Leenie. Musisz jednak zacząć na siebie uważać. Za którymś razem… ratunek może przyjść za późno.
- Nie jestem niezniszczalny. Tak, wiem, już do mnie dotarło - Burknął “Młotek”, wyraźnie nie w humorze przez poruszony temat.
- Trzeba będzie pomyśleć, aby cię takim uczynić.- zadumał się Bullit zajmując uzdrawianiem.- Ale to chyba bardziej robota dla Vis. Może jakiś pancerz by się przydał ?
- A bo się wkurwiłem, że żadnego małpiszona nie zatłukłem! - Wielkolud pogroził ścianie wielką, zaciśniętą piąchą - To chuj a nie bitka była! Co mówisz Doc? Pancerz? Lepszy od tego co mi dopiero co Vis zrobiła? Ale po kiego… to moich muskułów nie będzie widać, a tak co drugi już sra na sam widok, to też daje przewagę!
- Cóż… Małpiszon się nie przestraszył. Na bestie podejście psychologiczne nie działa. - ocenił Dave.
- Kawał blachy mi gębę przesłaniał, co nią panią kapitan broniłem nie? - Bix spojrzał na Doca szukając potwierdzenia własnej wymówki - A pilotka Becky to chyba powinna klapsa za to wszystko dostać co? - Roześmiał się całą gębą.
- Faktycznie… powinna.- zastanowił się doktorek. Bo rzeczywiście jej brakowało podczas całej tej awantury z małpami.- Ciekawe co tu z Rose robiły, gdy myśmy walczyli. Swoją drogą… co robiła sama Rose?
- A bo ja wiem? - Bix podrapał się po nosie - Pilotka Becky miała się gapić przez kamery, a co Rose robiła, cholera wie… może znowu coś dobrego pichciła? Głodny trochę jestem
- Nooo… rzeczywiście powinieneś dużo jeść.- zgodził się z nim Doc i podrapał po brodzie.-Becky rzeczywiście powinna gapić na monitory. Pójdziesz sam jeść czy mam poprosić Rose by ci coś przyniosła?
- A co ja, małe dzie... - Bix chciał się już oburzyć, i nagle coś zaskoczyło w jego łepetynie. Wyszczerzył do Bullita zęby, po czym poruszył wymownie brwiami - Powiedz, żeby mi coś przyniosła jak może, huehuehue.
- Ok… tylko najpierw konsumpcja, a potem ewentualnie “konsumpcja”. I żebyś się nie za bardzo przesilał… bo możesz nie stanąć na wysokości zadania.- poradził na pożegnanie Doc.

Night stał przy wejściu do swojej kwatery, jeżdżąc kartą po czytniku, gdy z drzwi naprzeciw wychylił się Dave, rzucając na odchodne kilka porad.
- Będzie żył? - strzelec bardziej stwierdził niż zapytał. - Twardy gość, choć kolekcja blizn cały czas się powiększa. Jest na co wyrywać panienki.
- Tym razem tak. Ale ostatnio zbyt często robi za mojego pacjenta.- ocenił doktorek.

- Dużo na siebie przyjmuje, w oczach wroga stanowi spore zagrożenie i jednocześnie jest dogodnym do trafienia ze względu na gabaryty i niepełne opancerzenie. Niestety dla siebie, jakby oświetlił się markerem z napisem priorytet - strzelec zastanowił się chwilę. - I raczej nic z tym nie zdołamy zrobić.
- Vis zrobiła mu zbroję.- mruknął Doc.

- Dobre i to, choć ze względu na pozycję operatora krótkozasięgowej broni ciężkiej i speca od walki w zwarciu bardziej potrzebowałby solidnej konserwy w stylu Fenna... słuchaj Dave, o której jutro wpadamy do kolonii? Czy może planujesz nocny wypad, bo zdaje się, że Leena na ciebie zwaliła całe planowanie?
- Jaki nocny wypad? Zważywszy na sąsiadów.. cała ta banda naukowców obwarowała się mocno od strony lądu.- stwierdził sceptycznie Doc i przypomniał.- Tu się nie da zrobić nocnego wypadu unikając tuzina drapieżników szukających dowolnej przekąski.

- Znaczy, że mogę być spokojny o swój sen, nikt mnie nie zerwie na nogi w środku nocy? - Night wypalił, jakby w tym zawierało się całe sedno jego wypowiedzi. - Świetnie
- Do statku nie tak łatwo się faunie dostać, a jeśli dostanie to… atmosfera nasza jest dla nich również zabójcza, co ich dla nas.- ocenił Bullit.

- To fakt - strzelec uporał się z zamkiem, konsola zamigała zielonym światłem, a drzwi przesunęły się w bok z cichym szumem pracującego napędu. - Pewnie nie pochwalisz się, skąd tak dobrze znasz tutejsze tereny, podobnie jak kapitan nie chce wspominać o swojej militarnej przeszłości, a szkoda, to ciekawe. Na przykład, jak weszła w posiadanie Feniksa. Przecież sama wartość statku, gdyby go sprzedać, żylibyśmy jak królowie pławiąc się w luksusach do końca świata.
- Robiłem za wsparcie medyczne dla zakonu rycerskiego. Mieli to swoje zadanie do wykonania, a nie mieli medyka, więc się nająłem - stwierdził krótko Doc.-Spacerek po parku pełen krwi flaków, odciętych kończyn i spalonego mięsa. Zabawne czasy.

Night pochylił się z uwagą.
- Teraz to jestem zaintrygowany. Czego mógł w takim miejscu szukać zakon rycerski? Zazwyczaj szukają heretyków, bądź reliktów na poparcie swej wiary, bądź artefaktów, które według źródeł mogą doprowadzić do zagłady świata, a przed którym oni koniecznie muszą nas uchronić. Zazwyczaj to wszystko bzdury, jak było tym razem?
- Za dużo starych filmów się naoglądałeś. Heretycy? Artefakty? Może jeszcze magiczne miecze?- zażartował Bullit wyciągając skręta i zapalając.- Ci bawią się w rycerskość i te kodeksy honorowe. Ratowanie niewinnych, walczenie z przestępcami, polowanie na bestie niszczące osiedla. Tu na przykład… na wyjątkowo wrednego i dużego ”smoka” polowali.

- Doc, miej litość, nie niszcz moich wyobrażeń o zakonach rycerskich i artefaktach pozostałych po dawno wymarłych ultrazaawansowanych cywilizacjach - Night odsłonił zęby. - Ciekawe ilu takich zabawnych rycerzyków poskładało niedawno honorowe przysięgi, że zaraz dopadną tych przeklętych służalców zła z Feniksa. Może nawet przyjdzie mi poznać twoich dawnych znajomych, o ile smok ich już wtedy nie strawił.
- Raczej nie. Są trudni do zabicia i jeszcze trudniejsi do strawienia. Nie znam wszystkich zakonów… może inni szukają skarbów, albo heretyczek. Ten nie.- wzruszył ramionami Doc zaciągając się dymem.

- Brzmisz, jakby ich wyszkolenie, wyposażenie i hart budziły w tobie lekki podziw - Night rozciągnął mięśnie karku. - Może i tak, jeśli podejmują się straceńczych misji, zostają tylko najtwardsi. Osobiście słyszałem głównie o Adepta Sosoritas. Wesoła gromadka, której lepiej nie wchodzić w drogę. Może kiedyś będzie trzeba, im lub pozostałym, o ile wcześniej nie zdołamy oczyścić naszych imion.

- Po prostu stwierdzam fakty, na podstawie tego co widziałem.- podsumował Bullit wzruszając ramionami.

Strzelec podrapał się po brodzie.
- A tobie płacili w twardej walucie, czy też w ideałach? - mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. - Dobra, głupie pytanie, jakoś nie mogę wyobrazić sobie Dave'a robiącego coś altruistycznie. A więc sponsorzy, czy kolonia Chulonów sfinansowała wyprawę?
- Tego to nie wiem. To sprawy między zakonem a Chulonami.- podrapał się za uchem Bullit.

- Dzięki za opowieść Doc. Przyjemna odmiana po samych wokół tajemnych szpiegach z krainy nigdzie - Night ruszył do swojej kajuty i rozejrzał się bezradnie. - No i kurwa zapomniałem po co się wróciłem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline