W drodze do gniazda
Prowadząc drużynę do dawnej kryjówki orków, Joris zrównał się z kapłanką gdy pięli się w górę pokrytego krzewami rumowiska.
-
Nic nie mówisz… pojawiła się tym razem? Pozwoliła zadać pytanie? - wyraźnie był ciekaw czy w końcu udało się jej wypełnić zadanie siostry Garaele.
-
Pojawiła, pojawiła… - odparła, zadowolona i nie, kobieta. -
Trzewik z Zenobią poszli tam razem… ale nie wiem o czym rozmawiali… za to wyszli pijani - szepnęła wesoło, ale i z cieniem zażenowania na samo wspomnienie swoich ekscesów. -
Widać… Agatha wywiera “wyjątkowy” wpływ na swoich gości. Niestety, nic nie wiem nowego o księdze. Stimi chciał pomóc i zadał złe pytanie… teraz biedak obawia się klątwy. - Tori streściła myśliwemu historię z lustrem, oraz to, że zobligowała się pomóc małemu mężczyźnie uniknąć zemsty nieumarłej.
-
Lustro? - zdziwił się Joris -
To na pewno dobry pomysł? Jak się ta zmora w lustrze zobaczy to może nie być zachwycona…
Myśliwy szedł przez chwilę obok niej w milczeniu. Miał wrażenie, że powinien się zdenerwować o to jej zapewnienie. Wchodzić w układ z duchami nigdy nie było dobrym pomysłem. Ale jakoś nie był w stanie. Roześmiał się więc kręcąc tylko głową.
-
No cóż. Nie jestem pewien czy Trzewiczek gdy się do czegoś nowego zapali, to po prostu nie zapomni o tym lustrze, ale… samej cię z tym na pewno nie zostawię.
- Może i on zapomni… ale ona na pewno nie - stwierdziła półelfka. -
Martwię się o niego… chciał postąpić dobrze, nie był świadomy w co się pakuje. - Dziewczyna utkwiła spojrzenie w oddali, wyraźnie gryząc się z myślami.
Owa “misja” ratunkowa, była jej mocno nie na rękę. Faktycznie mogła zostać z problemem sama, gdyż niziołek był zbyt roztrzepany. Pozostawić go jednak samemu sobie, zwłaszcza gdy wyginał usta w smutną łódeczkę wyraźnie strapiony swoim przyszłym losem, też serce nie pozwalało.
-
Dobrze mu z oczu patrzy. - Joris przytaknął ze zrozumiem -
Choć czasem ni w ząb nie rozumiem, o czym on mówi. Niemniej jakoś nie widzi mi się, by Agatha opuściła chatkę i pognała za nim jak już się stąd zmyje… A słuchaj właśnie… O jakimś duchu maga mówiliście? Z początku myślałem że chodzi o Agathę, ale widzę, że on i w Studni u tego nekromanty jakąś sprawę ma.
- Banshee… to nie jest taki zwykły duch mój drogi… - Westchnęła wyraźnie przybita kapłanka. -
Obawiam się… że jeśli się uprze, to będzie go ganiać po Fareunie w tę i nazad… albo rzuci jaką klątwe, a wtedy ja nie będę mu wstanie pomóc i nie wiem nawet czy Garaele też…
Tori popatrzyła na swoje dłonie, ukryte w skórzanych rękawicach bojowych. Agatha była stara i zapewne potężna, jeno bogowie wiedzą, jaką siłą dysponowała. W dodatku nie miała nic do stracenia, bo przecież i tak była już martwa, nie wspominając o tym, że dodatkowo wypaczona przez złość i gniew, która ją do owego życia po śmierci powołała.
-
Tak. Też myślałam, że chodzi mu o Agathę, ale okazuje się, że w Studni jest jakiś duch… co straszy. Tak plotki mówią, albo księgi… albo jedno i drugie. Ciężko połapać się w jego wesołym słowotoku. - Zmieniła temat, uśmiechając się łagodnie. -
Podobno może coś wiedzieć na temat księgi i Stimi chce z nim porozmawiać… lub wywołać. Wyruszyłam jako wsparcie i zasób… talku.
- Mhmmm… i źródło doniczek - zaśmiał się -
Ależ macie pomysły. Duch w studni? Ciekawe co na to ten czerwony mag… A zresztą ciekawe, czy już nie opuścił tego miejsca… Wiesz… - spoważniał -
Trochę to dziwne wszystko. Że siedzi i tam czegoś szuka z tymi swoimi umarlakami. A Trzewik się dowiaduje, że tam duch jest. I do tego Tressendarowie, którzy szukają maga…
- Dalej nie wiem po co mu ta doniczka… - stwierdziła z niejaką konsternacją w głosie, spoglądając czule na maszerującego mężczyznę. -
Trochę dużo się dzieje… jak na czysty “przypadek”, aż zaczynam się zastanawiać, czy nie stoi za tym coś poważniejszego… Księga, smok, Shar, duchy, tajemnice i pretensje do “spadku”... - Podrapała się po policzku rozmyślając w milczeniu. -
Nic to… zobaczymy na miejscu jak się sprawy mają, może dużo się nad tym głowimy i sprawa wcale nie jest tak zawiła jak się zdaje.
Myśliwy westchnął ciężko.
- No właśnie… Shar… Miałaś rację, żeby go nie sprowadzać. Tego szaleńca od smoka. A teraz… Ani go burmistrz nie chce trzymać w więzieniu, ani się wypuścić godzi bo widać, że gnój niebezpieczny. I nie wiem co teraz… Myślisz, że należało pozwolić Marvowi go zabić?
“Oczywiście, że miałam rację!” zapiała w myślach kobieta, niczym wierna kopia własnej kury bojowej. Po sobie jednak nie dała nic poznać, choć łanie oczy, nabrały jakiejś drapieżności.
-
Zabijać go… nie. Mord to nie jest rozwiązanie. Myślałam, co by go nie oddać straży Neverwinter, gdzie stanie przed sądem za spiskowanie i kult… - Nie brzmiała jednak na w pełni przekonaną. -
Tak czy siak… trzeba się będzie do tego miasta wybrać… więc… lepiej go zabrać stąd, bo dość mamy własnych problemów, nie potrzeba nam kolejnego… - W porządku - skinął jej głową. Nadal instynktownie kusiło go by temu biedakowi po prostu ciężką robotą głupoty ze łba wybić, jak to u nich się robiło, ale coś mu podpowiadało w zachowaniu półelfki, że wie o Shar więcej niż on.