Legionista spiął Resinę i pocwałował w kierunku najbliższego domu gdzie według Rusamanamki, bestia mordowała fellahów. Światło księżyca i bezgwiezdne niebo pozwalały na w miarę bezpieczną galopadę. Przynajmniej tak długo jak konia nie zobaczą wilki. Ale nawet wówczas trochę potrwa zanim dopadną do Resiny. Wystarczająco by zeskoczyć z niej i stanąć do walki. Ale podjechać chciał łukiem omijając największe skupiska burków. Zasadzić się na skurwiela i zarąbać gladiusem.
- Jak do tej pory magu to tylko w gębie byłeś mocny po łbie mnie z ukrycia smagając. Masz teraz szansę pokazać na co cię stać... Jeśli Jusuf tędy przejeżdżał to się dowiemy. Tylko pomóż mi wybić te wilkołaki.
Wieś rosła w oczach. W powietrzu unosił się znany żołnierzowi zapach strachu i śmierci. W pełni uzbrojony przepiął jeszcze do pasa jedną tykwę z oliwą. Był gotowy.