Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2017, 22:34   #137
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Wujek i Vex i Angie i duzo ludziów. I tych wścieknietych też!

Ludzie! Dużo ludzi, hałasów i oddechów w jednym pomieszczeniu. Dużo krzyków i ciał chcących przepchnąć się przez wyjście żeby wydostać z pułapki w jaką zmienił się pokój z nieprzytomną panią, która właśnie przestała być nieprzytomna i wzorem Tess zaatakowała. Angie w tym ścisku miała ograniczone pole działania… no i czas. Wiedziała, że ten jeden sznureczek to za mało aby zatrzymać kogoś tak silnego jak ci zawściekliznowani ludzie. Pokonując ścisk, potrącana i popychana, zrobiła pierwszą rzecz jaka… nawet nie, że przyszła na myśl. Zadziała siła przyzwyczajenia. Nawyki i wyszkolenie. Nabierając ze świstem powietrze złożyła karabin do strzału. Pociągnęła za spust mierząc w nogę niemiłej, wściekłej pani bez mierzenia i myślenia. Głowa działa wolniej od ciała, przynajmniej w przypadku Angeli.

Tego było za dużo… drugie zombie jednego dnia. Vex spróbowała się maksymalnie cofnąć i wycelowała w pełznącą w ich stronę kobietę.

Wszystko zaczęło się dziać i nagle, i szybko, i wszyscy w tym pokoju który nagle zrobił się strasznie mały, o wiele za mały, więc wszyscy zdawali się stać i rozpychać się o siebie. A kobieta ciągnąca za uwiązaną rękę zdawała się być przy każdym zdecydowanie za blisko. Równie nagle padł strzał. Jeden, pojedynczy strzał. Huknął na moment zagłuszając wszystko i wszystkich co w niezbyt dużym pomieszczeniu dało o sobie znać bębenkom. Ołów jednak opuścił lufę i zaraz rozbryzgał się w kancie między ścianą a podłogą pokoju. Zostawił za sobą krwawe, czerwone rozbryzgi przetykanie bielą zgruchotanej kości i ostrym zapachem spalonego prochu. Trafiona wrzasnęła boleśnie ugodzona i upadła na podłogę i częściowo ścianę tuż przy nogach i butach ludzi którzy gorączkowo usiłowali opuścić pokój. Wreszcie jednemu i kolejnemu udało się wybyć na zbawczy korytarz gdy huknął drugi strzał. Tym razem z lżejszej broni. Beretta Vex szturchnęła ją lekko ale motocyklistka miała trudności z trafieniem w głowę powalonej przez Angie kobiety. Nawet nieruchoma głowa nie była łatwa do trafienia a ta była jak najbardziej ruchoma. Carla zawyła boleśnie i drapała paznokciami o starą, przegniłą tapetę usiłując to wstać to sięgnąć za którąś z uciekających tuż spod jej zasięgu nóg. Wreszcie też zdołali wyswobodzić się z wzajemnego uścisku i wujek Angie i Hank stając na własnych nogach. Krew na podłodze przy wierzgających nogach wciąż przywiązanej do łóżka kobiety mówiła jasno, że strzał był trafny. Ale Carla nadal próbowała podnieść się mimo strzaskanego kolana które powinno zastopować właściwie chyba każdego.

Niemiła pani nie chciała umrzeć, ani nawet zachowywać się jak na ranną przystało. Przecież Angie przestrzeliła jej kolano, a to bardzo bolało! Powinna się zwinąć w kulkę i może tylko jęczeć albo płakać, a nie próbować dalej być niemiła dla zgromadzonych w pokoju ludziów.
- Widzicie?! - nastolatka krzyknęła, przestawiając guzik karabinu z ognia pojedynczego na triplet - Nie mówi, atakuje! Ma wściekliznę! - ledwo padło ostatnie słowo, trzy pociski kalibru 5.56 wystrzeliły z lufy dziadkowej broni. Mieli swój dowód, nikt nie powie, że Angela zatrupiła niewinnego ludzia przez pomyłkę. Naciskając spust czuła dziwną pustkę w piersi. Jak niby miała być jak inne duże dzieci, skoro w okolicy roiło się od takich potworzastych potworów, które chciały zjeść jej wujka i ciocię? Nie pozwoli im na to, po jej trupie! I niech ludzie mówią i myślą co chcą! Nie da skrzywdzić swojego stada! Nikomu!

Motocyklistka przeklęła cicho pod nosem. Dobrze, że dłużej nie zwlekali z tym wiązaniem. Wycelowała i oddała kolejny pojedynczy strzał.

Kłębowisko przy drzwiach zaczęło rzednąć. Sąsiedzi Hanka i Kate zaczęli po kolei wybiegać na korytarz tuż spod drapieżnie wyciągniętych palców Carli. Ta zaś mimo zmiażdżonego ołowiem kolana zdołała znowu przesunąć się kawałek razem z łóżkiem które irytująco skrzypiało przy każdym przesuniętym i przeszuranym o stare dechy kawałku. Wszystko to jednak zdawało się skończyć jeszcze bardziej nagle niż się zaczęło. Trzy lufy wypaliły w stronę pełzającej po podłodze kobiety prawie jednocześnie. Ołów rozbryzgał czaszkę kobiety po trafieniu mocnym wojskowym tripletem. Trafił ja też pojedynczy pocisk dziurawiąc brzuch kobiety. Część pocisków trafiła tuż obok obramowując szyję i głowę Carli. I nagle stała się cisza. Trójka ludzi stała na środku pokoju obserwując wysunięte zza przesuniętego łóżka górną połowę ciała kobiety. Ta nagle leżała prawie już sięgając do drzwi. Gdyby ktoś w nich teraz stał mogła by go dosięgnąć. Ale leżała nieruchomo i krew obficie tryskała z rozwalonej głowy która obecnie kończyła się gdzieś niewiele wyżej niż dolnej szczęce. Czerwona, błyszcząca wilgocią kałuża szybko powiększała się zalewając przejście na korytarz. Hank chyba był zbyt spanikowany by coś zrobić czy powiedzieć. Wcisnął się z przerażenia w róg pokoju i gdyby dał radę to pewnie dalej by się tam wciskał. W dłoniach wciąż miętosił zapomniany kłębek białego, plastikowego sznurka.

Ciszę przerwał dźwięk zabezpieczanej broni i ciche westchnięcie, a potem klekot gdy karabin wylądował na ramieniu blondynki.
- Jestem głodna - ta zakomunikowała w pustkę, przyglądając się niemiłej i już chyba bardzo martwej pani. W jej dłoni pojawił się Miś, tak na wszelki wypadek. Krok po kroku zaczęła podchodzić do łóżka, mocząc podeszwy butów w czerwonej kałuży - Rice też tak skończy. Ją też musimy wiązać najpierw? To bez sensu i tylko kłopot. - pokręciła głową, ale wtedy przypomniała sobie o panu Hanku. - Ugryzła pana?

Vex spojrzała w stronę kulącego się na ziemi faceta. Na początku nawet kusiło ją by pomóc mu wstać, ale teraz… Po słowach Angie chyba wolała nie chować pistoletu.
- Ja bym wolała bimber. Mocny bimber. - Zerknęła na Sama upewniając się czy nic mu nie jest. - To co… jedziemy sprawdzić czy Rice jest jeszcze normalna?

- Co? Nie. Nie nic mi nie jest. O cholera co to było?!
- starszy mężczyzna dopiero po chwili chyba załapał, że to do niego mowa i jego się ktoś o coś pyta. Wydawał się roztrzęsiony. Odkleił się od rogu i zrobił z pół kroku do przodu ocierając spocone czoło rękawem.

- W porządku. - wujek Angie też zabezpieczył broń ale dalej trzymał ją w dłoniach i nie zarzucał jej na ramię czy plecy jak do tej pory. - A jak z wami? - zapytał odklejając wzrok od nieruchomego już ciała i patrząc na kobietę i nastolatkę też trzymające broń w dłoni albo zakładające ją na ramię.

- O rany. Prawię ją związałem. Jeszcze chwila i bym ją związał. - Hank nadal chyba przeżywał całe zajście. Wskazywał na przestawione prawie pod same drzwi łóżko z którego nadal widać było uwiązany do nadgłówka nadgarstek Carli.

- Dobrze, że zdążyłeś związać chociaż jeden. Dobra. Teraz ta Rice. Ona też to może mieć. Może nie. Ale ja bym wolał nie ryzykować. Trzeba ją sprawdzić. Ale nie możemy jej zastrzelić póki nie wiadomo, że to ma. - wujek też zdawał się odzyskiwać zwyczajowy spokój i wrócił do tego o czym wspomniała jego podopieczna.

- Rice? Ta od nas? Ona też może taka być? - Hank zareagował jakby poszczególne informacje docierały do niego z opóźnieniem. Ale myśl, że takie objawy może mieć ktoś jeszcze w okolicy chyba wzbudzała w nim prawdziwy strach. Wujek schylił się i zaczął z powrotem odstawiać łóżko pod ścianę. Przy okazji wlokąc za nim wciąż przywiązaną za nadgarstek ciało Carli.

- Plus jest taki, że chyba powinna mieć zapaść jak Carla i Ben, a ostatnio jak ją widzieliśmy była całkiem przytomna. - Vex przez chwilę przyglądała się krwawej plamie na podłodze. Ile takich zarażonych, może teraz biegać po okolicy? - Jaka jest szansa, ze Tess ugryzła kiedyś Rogera? - Zerknęła na Angie, zastanawiając się czy nastolatka może kojarzyć jakieś tego typu rany na ciele khainity. - Dobra, chyba muszę się przewietrzyć. Jedziemy?

- Nie widziałam żeby go ugryzła, a go myłam przecież no i… no potem też go widziałam. Nie miał ugryzów -
nastolatka zadumała się, przecinając Misiem sznurek koło nadgarstka martwej pani. Już nie trzeba było jej uwiązywać, a taka utrupiona przy łóżku nie mogła leżeć wiecznościowo - Znaczy ja go ugryzłam, to też się liczy? - zamrugała nagle bystro, obracając się twarzą do cioci.

- Nie… chyba że ktoś wcześniej ugryzł ciebie. - Vex uśmiechnęła się do nastolatki. - Pytam bo chyba tak się to przenosi, prawda? A co do Tess mamy pewność, że też jej odwaliło.

- To chyba się jakiś czas rozwija.
- wujek popatrzył jak nastolatka odcina ciało od narożnika łóżka. - Trzeba by to pozbierać do kupy co o tym wiemy. A na razie chodźmy stąd. - Pazur pokręcił w końcu głową zarzucając karabinek na ramię. Dał znać kobiecej części załogi pokoju motelowego by wyszła na korytarz. Trzeba było tylko trochę przeskoczyć albo przejść przez czerwoną kałużę rozlaną w progu pozostawioną przez Carlę. Hank też coś nie wydawał się skory do pozostania tutaj samemu więc również skorzystał z zaproszenia najemnika.

- Mamy coś do jedzenia? Słodkiego? - Angie dyskretnie i subtelnie przypomniała o bardzo ważnej sprawie życia i śmierci, ciągnąc się w ogonku żeby zamknąć pochód na wszelki wypadek gdyby martwa bardzo pani postanowiła zrobić im niemiłą niespodziankę.
Dumała nad tym co mówił postawny blondyn aż w pewnej chwili stanęła jak wryta.
- Wujku! - wyrzuciła z siebie na wydechu, podrywając głowę do góry. Zapomnieli! Zapomnieli o bardzo ważnej rzeczy! - Pani spod studni! Ona poszła do awantury! - złapała blondyna za rękę mówiąc i pokazując jednocześnie na czerwoną kałużę i trupa. - A jak to to samo?!

- Obawiam się, że słodycze zostały tam gdzie bimber. W busie… Pani spod studni? Chodzi o Marię?
- Vex obejrzała się na nastolatkę. - Może Kate będzie wiedziała gdzie dokładnie poszła.

- Ach…
- westchnienie nastolatki było tak bolesne i pełne rozpaczy oraz zawodu, że od słuchania cierpła skóra. Czyli nie mieli nic słodkiego do jedzenia. - Tak, pani spod studni. Ta o ciemnej skórze - potwierdziła mniej melancholijnie i zaraz się ożywiła - Musimy ją ostrzec i… Roger będzie zły. Chciał zobaczyć tą wściekniętą panią.

- No trudno, Roger będzie musiał jakoś to przeżyć. -
wujek wcale nie wydawał się przejęty tym, że Roger nie spełni jakiegoś swojego życzenia. - A Marii tak, masz rację, trzeba jej powiedzieć. Chyba jest tu dość istotna w tej społeczności. - wujek pokiwał głową gdy szli przez korytarz aż doszli z powrotem na ganek.

- Ja muszę wracać do domu. Powiedzieć reszcie. - powiedział szybko Hank i z wyraźną ulgą oddalał się od motelu. Wszedł w tą ciemną zielonkawo - brunatną wodę jaka zalewała okolicę ale po kilku krokach szybkiego rozbryzgiwania wody nagle zatrzymał się i odwrócił. - A w ogóle to dzięki wielkie. Jakby nie wy to nie wiem co ta zołza by narobiła. - powiedział zerkając znowu z obawą na drzwi przez jakie właśnie wyszli. Potem znowu wrócił do przedzierania się przez wodę w stronę okolicznych budynków wciąż nerwowo miętoląc sznurek w dłoni.

Na ganku zaś zostali we trójkę. Przed gankiem zaś stała nadal zanurzona w brudnej wodzie czarna furgonetka z pomalowanym kierowcą za kierownicą. Południowe Słońca już mocno odbijało się od szyb szoferki swoimi refleksami zwiastując nagrzane blachami wnętrze pojazdu.

- No tak. Roger. - wujek wyglądał jakby dopiero teraz skojarzył, że właściwie powinni zapakować się do tej czarnej furgonetki i pogadać z kierowcą. Ale coś po minie sądząc niezbyt mu to odpowiadało.

- Pogadam z nim, jak prosiłeś. Tylko najpierw może zajmijmy się tą Marie, co? - Motocyklistka poklepała lekko najemnika w tyłek i rozejrzała się po okolicy, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów sprzeczki. Jak wielkie jest to cholerne miasteczko. Nie słysząc żadnych odgłosów, ruszyła w kierunku czarnej furgonetki i cierpiąc na myśl o ładowaniu się do środka.
- Roger, niestety już zabiliśmy tamtą laskę. - Vex przypomniała sobie przed samym autem, że kostuszek chciał sobie obejrzeć dziewczynę zombie.

- Widocznie Khain nie był jej łaskawy. Nie pisane jej było zostać wybrańcem Khaina. - odpowiedział raczej obojętnie kierowca równie obojętnym spojrzeniem obdarzając Vex. Wujek coś zwlekał z ruszeniem się z ganku motelu.

Vex ugryzła się w język, przyglądając się Rogerowi. Czemu Angie musiała sobie przygruchać akurat taką cholerę?
- No… nie mamy dzisiaj szczęścia do wybrańców. Ale wiesz co? Są jeszcze dwa miejsca, gdzie możemy poszukać potencjalnych kandydatów. Kojarzysz Gammana?

- Mhm. Jedne z niewielu miejsc gdzie można się zabawić.
- Roger dalej wydawał się znudzony. Siedział podpierając się o rant otwartego okna a drugą dłonią leniwie wodził po kierownicy. - Ale co tam mamy szukać? - zerknął na rozmówczynię pierwszy raz zdradzając jakiś ślad zaciekawienia który przebił się przez jego roztapiające się w metalowym skwarze pojazdu znużenie. Chyba nie był pewny czy z Vex mówią o tym samym.

- Podobno jest tam lekka rozpierducha, a jak na razie każdy tego typu event w tej mieścinie oznaczał udział twoich wybrańców... a raczej kandydatów, którym się nie udało. - Vex uśmiechnęła się całkowicie nie przejmując się nastrojami kierowcy. - Jeśli to niedaleko moglibyśmy zaryzykować i tam podjechać. Co ty na to?

- Rozpierducha?
- Roger wyglądał tak, że nie bardzo dało się poznać czy wyłapał tylko to jedno słowo czy cały sens tego o czym mówiła motocyklistka. Podłubał sobie paznokciem w zębach i wreszcie wzruszył wymalowanymi ramionami. - A chuj. Zobaczymy. Może będzie coś pod topór. - powiedział wskazując kciukiem miejsce za siebie. Ruszył się na tyle by wrócić do cywilizowanego pionu i zaczął odpalać pojazd. Widząc to Wujek ruszył z ganku przez wodę w kierunku czarnej furgonetki.

Vex otworzyła boczne drzwi i dała znak reszcie ekipy by wsiadali, samej wskakując na pakę.

Blondynka z karabinem poszła jej śladem, pakując się do bryka bez słowa skargi. Otworzyła usta ledwo usiadła na podłodze za fotelem kierowcy.
- Roger opowiesz wujkowi o tym wodnym bryku z dorzecza? - poprosiła pana z obrazkami, zezując na niego przez dziurę między siedzeniami - Tej z której mieliście towara wczoraj. Medykowej.

- A to.
- Roger skinął pomalowaną głową ale wydawało się, że nie przywiązuje do tego zbyt dużej wagi. W międzyczasie wujek też wsiadł do furgonetki pakując się gdzieś w połowie długości tylnej ławy wozu. W tym czasie Khainita wreszcie uporał się z zapaleniem samochodu. - Cholerna woda. - burknął złorzecząc na ten potop dookoła.
- Ale co tu gadać? - powiedział uruchamiając kolejne biegi i ruszając wreszcie z miejsca. Wóz z miejsca zaczął tworzyć ślad na wodzie torując sobie przez nią drogę. - No znaleźliśmy jakieś chujostwo nad rzeką. W starym zakolu. Jakieś gówno. Ale w środku był megakoks! Zajebisty! No to wzięliśmy go sobie. - powiedział wzruszając ramionami i wbijając na wyższy biegu. Wóz mimo oporu wody jak na tak dużego diesla poruszał się całkiem sprawnie. I na pewno był szybszy i wygodniejszy niż łażenie z buta przez ten potop.
- A zaraz. Macie może nadzieję? - wydawał się, że zrozumiał po co pytają o tamten wóz i zdarzenie. - To nie, możecie sobie darować, zgarnęliśmy wszystko co się dało. Cały towar. Myślisz, że czym byliśmy tacy ujarani jak was Mel przywiozła? - Roger mówił dalej chcąc chyba oszczędzić Angie próżnych nadziei na towar z tego bryka. Wujek słuchał z zaciekawieniem ale gdy kierowca się odezwał o towarze przymknął na chwilę oczy i oparł głowę o burtę wozu. A potem wziął głębszy oddech.

- A jakieś kartki? Dziwne, mądre przedmioty? Inni ludzie, też mądrzy? Coś przywieźliście do domu do siebie? Czego nie zabrałeś do bryka? - Angela zadała pytania o coś kompletnie innego - Jakieś szczepionki? Wujku jak wygląda szczepionka? - zauważyła istotny brak wiedzy, więc zapytała tym razem opiekuna.

- Taka strzykawka. Albo ampułka. Albo taka mała buteleczka. - wujek wydawał się być zdecydowanie zainteresowany rozmową nastolatki z Rogerem ale też wyraźnie wolał rozmawiać z nią niż bezpośrednio z kierowcą. Gdy tłumaczył o tych szczepionkach zrobił gest pokazując palcem i kciukiem rozmiar. Na oko nastolatki góra było wysokie czy długie jak nabój 5.56.

- No to nie. - odparł Khainita który chyba widział co pokazuje wujek w tylnym lusterku. - Nie było tam żadnych papierów ani ludzi. Ale coś tam błyskało. Chyba jakiś komputer, nie wiem, nie znam się na takim gównie. Właściwie to chuj wie co to było. Nie widziałem nigdy czegoś takiego wcześniej. Jakieś pojemniki, rurki, kolce, światełka. No kurwa popierdolone to było. Ale towar był pierwsza klasa! - Roger zmrużył oczy gdy sobie przypominał zdarzenie z wczoraj czy sprzed paru dni. W końcu skoncentrował się na braniu zakrętu bo skręcali w przecznicę a czarny wóz zdołał się mimo tej wody już porządnie rozpędzić. Trochę wszystkimi wewnątrz zarzuciło gdy maszyna wzięła za ostry zakręt lub ze zbyt dużą prędkością. Kierowca jednak zapanował nad maszyną i wyszli z zakrętu względnie normalnie. Prawie jak w Det.

- Światełka? W komputrze? I świecił tymi światełkami? Wooow… - Angela zrobiła wielkie oczy, patrząc na potylicę pana z obrazkami. Raz widziała komputra, to była taka skrzynka z obrazkami które się ruszały… kiedyś. Tak wujek mówił, pokazując pogniecione pudełko z metalu na poboczu drogi, a teraz mogli znaleźć takie które się nie spsuło! - A skąd wiedzieliście gdzie to jest? Ten bryk z towarem i komputrem? - Zapytała Rogera i drugie pytanie wysłała do wujka i cioci - Wujku umiesz komputry? A ty ciociu?

- No. Świeciły i błyskały. Baliśmy się, że jebnie.
- Roger okazał się szybszy w odpowiedziach od wujka i cioci. Pokiwał głową i nawet chyba był pod wrażeniem tamtego czegoś. - No wiecie, jak na filmach. Najpierw komputer coś błyska a potem wszystko wybucha. - na chwilę odwrócił się w tył w stronę kufra pojazdu by dodatkowo wyjaśnić te skojarzenie. Wujek skinął głową na znak, że rozumie ale nie skomentował słów kierowcy. Ten wrócił do prowadzenia pojazdu. - A te gówno w ogóle nie wiedzieliśmy, że tam jest. Pojechaliśmy popływać nad rzekę. I pływamy i Tess dostrzegła, że tam coś odpierdala w krzakach. To popłynęliśmy a tam było to gówno. Sprawdziliśmy co to i jak zobaczyłem, że towar i to taki git, to przyjechaliśmy z resztą ferajny. Tess została by nam nikt nie podpierdolił towaru. Ale było w porzo. Nachapaliśmy się nieźle. Khain był nam wtedy łaskawy. - Roger dodał z zadowoleniem na koniec nie zapominając wspomnieć o swoim patronie.

Vex od kiedy wsiadła do vana rozważała czy rozpiąć kurtkę czy pozostawić ją tak jak jest. Robiło się na serio gorąco i coraz bardziej marzyła o tym by jednak mieć pod spodem podkoszulek.
- A kojarzysz jakiegoś Bena albo Clarę? - Zerknęła w stronę kierowcy. - Też ćpali ten towar?

Roger przechylił głowę w stronę motocyklistki. Chwilę się zastanawiał zanim odpowiedział.
- No paru tak. - skinął w końcu głową. - Ale nie od nas. I nie no coś ty nie rozdawałbym takiego towaru za darmo jakimś obcym fajfusom. - żachnął sie kierowca gdy ta myśl właśnie przyszła mu do głowy i widocznie wydała mu się niedorzeczna. - Dobra a w ogóle co ma być z rozpierducha u Gammana? - zapytał teraz kierowca swoich pasażerów. Dalej zasuwali kolejnymi ulicami które w większości przypominały typową kratownice ulic z przedmieść jakiejś metropolii. Tylko tutaj nie było żadnej metropolii.

- No podobno ktoś się tam pobił i była awantura, ale to może być związane z tym co się tu dzieje, z tą wścieklizną i w ogóle z ludźmi co się gryzą i są niemili - blondynka wyłożyła krótką wersję tego co spodziewali się spotkać w miejscu gdzie poszła pani spod studni - Jak to sprawdzimy to możemy pojechać do tego bryka od towaru, tego z komputrem? I światełkami? Może on ma szczepionkę… albo coś do wybuchania. Wybuchnijmy coś! - klasnęła w ręce z uciechy - No i zjadłabym coś. Masz coś słodkiego Roger? Albo jedzeniowego tak ogólnie? - na koniec zrobiła wielkie oczy, transportując się do pana z obrazkami i wychyliła się aby mu spojrzeć w buzię przez jego plecy i ramię.

Khainita kiwał głową słuchając tego co mówi Ćma. Ale gdy mówiła o pomyśle powrotu do tamtego nietypowego pojazdu zmarszczył brwi. Jednak gadanina o jedzeniu chyba go zdekoncentrowała.
- Coś słodkiego? - podrapał się po głowie i wydawało się, że na poważnie zastanawia się nad tym pytaniem. - Niee… Chyba niee… - odpowiedział z wahaniem wciąż mrużąc oczy. - Chociaż… - nagle wyraz twarzy mu się zmienił i chyba sobie o czymś przypomniał. Odwrócił się na chwilę na pakę i Vex się zdawało, że spojrzał jakoś w jej kierunku. - Weź zobacz tamte pudło. Taka puszka po kawie. Tam wrzucam różne gówno jak tam nic nie znajdziesz to nie ma. - powiedział w końcu jakby to był jakiś kąt w jaki wieki nie zaglądał. Wskazywał na jakieś kartonowe pudło jakie mniej więcej było pod ławą gdzie siedziała Vex.

- Ale nie no, wracać tam? Po cholerę? Tam ciężko podjechać i w ogóle. Właściwie nie wiem jak to gówno tam wjechało. No i po cholerę? Mówię wam, że zabraliśmy wszystko co było warto. Został ten durny komputer i kolce. - Khainita wrócił do tematu dziwnego pojazdu i powrotu do niego. Pomysł wydawał mu się całkiem bezcelowy a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

- Poszperamy, może znajdzie się dla ciebie jeszcze co nieco towaru, a my może znajdziemy coś dla siebie. Byłoby mega gdyby było tam trochę ropy. - Vex poddała się i rozpięła kurtkę. Czuła jak pot spływa jej po szyi. Czy to takie dziwne by zatrzymać się gdzieś i się wykąpać? Wzięła głębszy oddech. - Co za kolce?

Kolce, nie-kolce, komputry i gryzące ludzie - wszystko poszło na bok. Blondynka pisnęła i pełna werwy i zapału skoczyła we wskazanym kierunku, wąchając wściekle. Złapała za pudełko i zdjęła pokrywę, mówiąz w międzczasie szybko.
- Jak po co? Popatrzeć i poszukać. A jak tam jest recepta na szczepionkę? Albo jak robić taki dobry towar co ci się podobał? - zadała garść pytań, zanurzając dłonie w pudle. Tam musiały być jakieś cukierasy! W końcu wyjęła starą puszkę po kawie. Otworzyła ją i wysypała ze środka 3 cukierasy na patykach. Były trochę przykurzone, ale wystarczyło zdjąć folię żeby móc włożyć do buzi.
- Dziękuję! - pisk się powtórzył. Ledwo Angie to zrobiła, poczuła słodki smak i świat od razu stał się piękny i kolorowy i mogła nawet jechać przez złą wodę z milczącym wujkiem który się chyba boczył bo nie lubił Rogera, a teraz z nim jechali. Żeby mu poprawić humor, przeniosła się do opiekuna i usiadła mu na kolanach, obejmując mocno za szyję.
- Znaczy… tam były cztery… ale małe. Te cukierasy… no ale jak chcecie to się podzielę - powiedziała, pokazując zaciśniętą na skarbach pięść.

Vex pokręciła przecząco głową. Sama myśl o tym, że w tym upale miałaby włożyć do ust coś słodkiego sprawiła, że w ustach poczuła dziwną lepkość.
- Przydałaby się woda. - Albo coś mocniejszego. Dorzuciła w myślach. Żesz, ale niemal pewne było, że jeśli teraz napije się jakiegoś bimbru błyskawicznie ją weźmie.

- Nie, dzięki Angie. Są twoje. Ale dziękuję, że pamiętałaś o mnie i o Vex. - powiedział wujek też się uśmiechając. Chyba pierwszy raz odkąd wyszli z motelu albo odkąd obudziła się Carla no i w ogóle przecież zwykle był taki poważny i rzadko się uśmiechał. - Woda. - wujek odwrócił głowę w stronę Vex. - No. Przydałaby się woda. - powiedział nadal się uśmiechając.

- Woda? Woda jest u Gammana. Można zamówić do oporu. Jak masz za co. Mówię ci, że to jak na tą dziurę to niezły lokal. Zresztą kurwa lepszego trudno znaleźć po okolicznych wiochach. - Roger włączył się do rozmowy po chwili przerwy. Wydawało się, że rozmyśla nad czymś no i faktycznie chyba tak było. Zaczął jednak zwalniać i przez przednią szybę był widoczny jakiś większy budynek i szyld nad wejściem “GAMMAN”.

- Przepis na towar? - Roger wydawał się tym pomysłem najbardziej zainteresowany z tego co mówiła mu i Vex i Angie. - A ropa, może by było coś spuścić ale pewnie nie dużo i chuj wie jak się do tego zabrać. Pełno tam było jakiś klapek, jedne się otwierały inne nie, inne dało się rozjebać a inne nie. I te kolce. No wiesz, takie nieduże ale pełno. O. Jak drut kolczasty. Jakbyś miała wsadzić łapę w stertę drutu kolczastego. No niby do zrobienia ale w chuj trudno nie? - Roger nieco się rozwinął w swoich opowieściach i podjechał pod front budynku. Tam zaparkował przed nim i zgasił silnik. Sądząc po napisie nad budynkiem dojechali na miejsce.

Vex poderwała się i szybko otworzyła boczne drzwi paki, całkowicie mając w dupie to, że świeci osłoniętymi jedynie przez stanik cyckami.
- Jak dobrze! Powietrze… - Wzięła głębszy oddech i obejrzała się na resztę pasażerów. - Załatwmy to szybko.

Angie wyskoczyła zaraz za ciocią, ciamkając dwa lizaki jednocześnie, bo skoro nikt nie chciał to mogła je zjeść wszystkie.
- Idziesz z nami? Zobaczyć czy ten ktoś co rozrabia ma wściekliznę? - zapytała Rogera, zdejmując z pleców karabin. Sprawdziła czy na pewno jest ustawiony triplet. Tak na wszelki wypadek.

- No. Może tutaj czeka na mnie próba od Khaina. - Roger odpowiedział jak najbardziej poważnie. Na dowód tego zabrał ze sobą swoje toporki. Na chwilę przesiadł się na kufer wozu by zabrać jeszcze tarczę. Więc gdy wysiadł z furgonetki był podobnie wyekwipowany jak podczas akcji przy straży pożarnej. Wujek dla odmiany wyszedł zaraz za dziewczynami i chyba nie miał ochoty czekać na Rogera. Podobnie dla odmiany wszedł pierwszy do lokalu. Zabrał ze sobą swój karabinek ale niósł go w pośredniej pozycji bo ani w dłoniach by był zaraz gotowy do strzału, ani na plecach gdy był najwolniej gotowy do strzału ale za to najwygodniej się nosiło tylko właśnie na ramieniu.

Rosły Pazur zatrzymał się niedaleko wejścia lustrując wnętrze. Wnętrze zaś jak zwykle odwróciło głowy by zlustrować nowych. Wujek Angie nieco zmarszczył brwi dostrzegając pewną niezwykłość za barem. A tam był jakiś rosły, łysiejący barman, był jakiś młody prawie chłopak ale była też jakaś mała dziewczynka. I chyba z uwagą robiła drinki a ten młody barman jej tłumaczył albo pokazywał co i jak. Poza tym jednak lokal wyglądał w miarę jak każdy inny podobny lokal. Do czasu aż wewnątrz nie pokazał się Roger. I sądząc po reakcji gości i obsługi w lot został rozpoznany przez wiele osób. Ale chyba nikt się nie cieszył na jego widok. On jednak zdawał się tego nie dostrzegać. Ruszył bez wahania w stronę baru jakby należał do niego.

- Cześć Lou. - przywitał się Khainita mówiąc do tego wyższego i starszego barmana. Niedaleko baru dostrzegli Marię. Widocznie tutaj dotarła.

- Cześć Roger. - barman odpowiedział ale nadal nie wyglądał na ucieszonego tym spotkaniem.

- Macie tu jakąś rozpierduchę? - zapytał Roger drapiąc się głownią toporka po pomalowanym czole. Bezpośrednie pytanie wydawało się zbić z tropu barmana. Spojrzał na Marię a ta minimalnie wzruszyła ramionami i lekko skinęła głową.

- Skąd wiesz? No mieliśmy trochę kłopotów. Ale już wszystko gra
. - zapewnił szybko Barman choć nadal wydawał się być zaskoczony informacjami Rogera.

- Ta? I nie macie nic do rozjebania? - zapytał trochę podejrzliwie a trochę z rozczarowaniem Khainita. Oczy barmana zrobiły się troszkę większe i podrapał się po nasadzie nosa by zyskać na czasie.

- Noo… - Lou zawahał się wyraźnie. Spojrzał znowu na Latynoskę, spojrzał na jakichś gości. - Ciężko powiedzieć Roger. Jest taki rozrabiaka ale… - zaczął w końcu mówić z wyraźnym wahaniem barman.

- O! To ten! Dawaj mi go! Rozjebię go. - Roger wyraźnie się ucieszył i przerwał barmanowi. Zaś ten wyglądał jakby się zapowietrzył na taką reakcję. Izzy i Rob obserwować mogli tych nowych gości, zwłaszcza tego pomalowanego z całkiem bliska. Tak samo widzieli zmieszanie i niedowierzanie na twarzy tak Lou jak i tego młodszego barmana.

- Jaki pomalowany pan. To klaun? - zapytała Meggy gdy obcy mężczyzna z toporkami, tarczą i wymalowany jak ludzki szkielet rozmawiał z Lou.

Widok grupy obcych był niepokojący, szczególnie tego który mówił. Rogera - tak nazwał go barman. Izzy obrzuciła grupkę uważnym spojrzeniem i zdziwiona podniosła brwi do góry. Za przebierańcem stała jasnowłosa nastolatka z karabinem i krótko ostrzyżona kobieta. Na końcu stał wysoki mężczyzna w mundurze i to jego widok zaskoczył lekarkę.
- Pazur? - mruknęła do męża nie wierząc własnym oczom. Zdarzyło się jej składać paru najemników z tej elitarnej kompanii, dobrze ich wspominała. Tym bardziej zastanawiało co robił z kimś podobnym do tego całego Rogera.
- Nie kochanie, to nie klaun - przeczesała córce włosy dłonią - Zostań tu z Mikiem i pomóż mu z drinkami, dobrze? - ze szklanką w dłoni przeszła przez salę, zatrzymując się cztery metry przed topornikiem.
- Sądzę że rozwalanie kogokolwiek nie będzie konieczne - powiedziała na spokojnie - Opanowaliśmy sytuację, nie potrzeba dodatkowej porcji agresji. Wystarczy aż nadto poranna kłótnia.

Blond nastolatka zręcznie wymanewrowała pomiędzy stojacymi, prawie podbiegając do pani spod studni. Stanęła przed nią i obejrzała uważnie, w ostatniej chwili powstrzymując się, żeby jej nie obwąchać.
- Jest pani cała? - spytała z przejęciem, obchodząc ją prędko dookoła - Ten niemiły ktoś nic pani nie zrobił? Ani komuś stąd? Nie… czy kogoś tu pogryzł? Zębami? Bo on jest jak ten pan Ben któreg… no jak pan Ben. I byliśmy tam gdzie pani mama Jamesa i Jacka. U tej śpiączkowej. Bo ona się obudziła i była wścieknięta. Jak Tess… no i jak pan Ben. No i prawie… no już nie jest kłopotem - wyrzuciła na wydechu, patrząc na ciemną buzię pani bez palców.

Rob wzruszył ramionami gdy żona rozpoznała emblemat komandosów na ramieniu postawnego, ciemnego blondyna z karabinem na ramieniu. Też wydawał się tak samo jak ona rozpoznawać te logo jak i być zaskoczonym, że kogoś z tych komandosów spotykają tutaj osobiście. Co prawda ciemny blondyn na razie nie odzywał się i stanął trochę za plecami Rogera ale jednak wydawał się żywotnie zainteresowany dyskusją prowadzoną przez niego. Meggy skinęła grzecznie głową miętoląc trochę nerwowo prawie pustą już szklankę. Zerkała niepewnie na tego pomalowanego pana, na siedzącego jeszcze obok ojca i na wstającą od lady matkę.

Za to Lou z jednej strony wydawał się być wręcz wniebowzięty, że ktoś się wtrącił w rozmowę jego i Rogera bo dotąd się jakoś nikt nie kwapił. Za to grymasy pomalowanego w szkielet i czaszkę mężczyzny było słabiej czytelne ale głos i barwa nadal były wyraźne.
- Nie tobie to osądzać kobieto. To wola Khaina. - mężczyzna wydawał się być zirytowany tym, że ktoś ma przeciwne do niego zdanie i głos zdawał ociekać pogardą. - Gdzie on jest? - zwrócił się znowu do barmana. Ten otarł pot z czoła, zwłaszcza, że Roger wskazał go trzymanym toporkiem. Lou przełknął ślinę i odchrząknął zbierając się na odpowiedź.

- Ale Roger. Nie wiesz z czym mamy tu do czynienia. W kilku mężczyzn mieliśmy problem go obezwładnić. - Lou przybrał łagodny ton próbując wytłumaczyć Khainicie o co tu chodzi.

- Zabiliście go? - zapytał Roger poważnym tonem opuszczając toporek. Barman przełknął znowu ślinę ale po chwili głową zaprzeczył ruchem głowy. - Świetnie. Jest nadal tutaj? - pomalowany, półnagi mężczyzna odpytywał barmana dalej. Ten z wahaniem ale tym razem pokiwał głową. - No i właśnie. To ręka Khaina. On tu czeka na mnie. Dajcie mi go. - mężczyzna wydawał się całkowicie pewny siebie i nie wahał się w żadnym momencie.

W tym czasie Angie mogła porozmawiać z Marią. Latynoska w pierwszej chwili wydawała się przejawiać objawy zaniepokojenia ale bardziej chyba rozmową między Rogerem a barmanem. I jakąś wysoką szatynką jaka wstała i się wtrąciła w tą rozmowę. Ale jednak słowa nastolatki przykuły uwagę starszej kobiety.
- Nie kochaniutka, nic mi nie jest. Nikt mnie nie pogryzł. A u was? Wszystko w porządku? - zapytała nastolatki z którą choć była prawie równa wzrostem to pewnie była ze dwa razy starsza i dwa razy cięższa. Albo i więcej.
- Mówisz kochaniutka, że ta kobieta do której poszła Kate też była taka jak ten Ben od Westów? - zapytała z poważnym wyrazem twarzy lustrując twarz nastolatki. - A tutaj… Pęknięte żebro i rozbity nos… Ale na przenajświętszą panienkę nie zapytałam o ugryzienie… - Maria wydawała się jakby zorientowała się właśnie, że strzeliła gafę lub podobną pomyłkę. A w tym czasie rozmowa przy barze wydawała się zaogniać z każdą wypowiedzią. - Oj trzeba z nimi porozmawiać by nie zaczęli żadnych głupot. Ta pani co rozmawia badała tych pobitych, ona będzie wiedzieć czy byli ugryzieni. - Latynoska wskazała na tą smukłą brunetkę co podeszła do Rogera przed chwilą i sama ruszyła w ich stronę.

- Kain? Pierwszy bratobójca? - O’Neal zdziwiła się, ale chyba dobrze usłyszała. Odwołania mitologiczne, dziwny makijaż… ktoś tu nie był do końca normalny. Pokręciła głową bardzo powoli - Może i nie mnie to osądzać, mężczyzno, ale czy ty masz takie prawo? - poleciała szowinistycznym schematem robiąc się zła - Kim niby jesteś, co? Za kogo się uważasz? Tam na dole jest człowiek, może naćpany, a może chory. Mój pacjent, tak samo jak ci na górze - zmrużyła oczy - Ty coś wiesz. Znasz go? Dlaczego go szukasz?

Angela ruszyła jej śladem i szybko ją wyminęła. Potruchtała do pana z obrazkami, stając obok niego i patrząc na obcą panią. Zlustrowała ją od góry do dołu i od dołu do góry.
- Dzień dobry - dygnęła mało skoordynowanie, ale jakoś jej poszło. Uśmiechnęła się przy tym szeroko - Jestem Angie, a to Roger i ciocia Vex - pokazała palcem na wymalowanego kostuszka i na ciocię. Na koniec wskazała wujka - I wujek Zordon. On jest Paznokciem - powiedziała z duma w głosie. Wróciła spojrzeniem do wysokiej pani i nadawała dalej - Pani bada ludzi? Jest dokturem? Widziała pani żeby tu kogoś pogryziono? Tych potłukowanych? Mają ślady zębów? Takich ludziowych - dodała już bardzo poważnym tonem.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline