Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2017, 09:53   #138
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex, Angelai nowa znajoma doktor Izzy

W budynku było odrobinę chłodniej, więc motocyklistka zebrała całą siłę woli i zapięła trochę kurtkę. Rozejrzała się po lokalu gdy Angie ich przedstawiała. Gdy blondynka skończyła swój wywód przeniosła wzrok na lekarkę i uśmiechnęła się. No to tłumaczenie wszystkiego jeszcze raz. Teraz jeszcze dodatkowo z umierającym z entuzjazmu kostuszkiem.
- Roger jest khainitą i z tego co na razie zrozumiałam jego wiara ma dużo wspólnego z zabijaniem. - Motocyklistka wskazała na wymalowanego mężczyznę. - A co do twoich pacjentów. Okazało się, że w okolicy chyba grasuje specyficzny wirus, wywołujący u zarażonych coś w rodzaju wścieklizny. Przenosi się… z tego co na razie zauważyliśmy, przez ugryzienie. Osoby zarażone zapadają w letarg, a gdy się budzą zaczynają atakować pierwszą lepszą osobę. Są pieruńsko silne, nie reagują na ból, postrzały w głowę. - Vex zrobiła przerwę biorąc głębszy oddech. - Dziś mieliśmy już do czynienia z dwójką takich delikwentów. Czy któryś z twoich pacjentów ma może ślady ugryzienia?

- Hola, hola! - O’Neal podniosła ręce stopując dalszy natłok chaotycznych informacji. Pierwsze niezrozumienie po wypowiedzi jasnowłosej Angie minęło, ale dalej nie było lepiej - Co za wirus, co za zarażeni? Po kolei proszę, bo na razie mamy jeden wielki mętlik. Skąd wiecie że to wirus wścieklizny, robiliście biopsję kory mózgowej? Na czym opieracie diagnozę? Wpadacie tu jak po ogień i od progu chcecie zabijać rannych - popatrzyła na Pazura twardo. Kodeks honorowy kompanii do której należał nie przewidywał mordowania postronnych. O ile mężczyzna nie był przebierańcem. Lekarka westchnęła i przetarła twarz dłonią - Dobrze moi drodzy. Usiądźmy i porozmawiajmy jak ludzie cywilizowani. Nazywam się Izzy O’Neal. - powiedziała już opanowanym tonem głosu, pokazując na najbliższy stół.

Vex zajęła miejsce przy wskazanym stoliku i rozsiadła się wygodnie.
- Tak jak mówiłam to coś w rodzaju wścieklizny, a nie wścieklizna. Wiesz człowiek traci kontakt z rzeczywistością i się rzuca na innych. Skąd wiemy… bo już dwa takie ludki się na nas rzuciły. Czy to jest wirus… nie mamy bladego pojęcia. - Motocyklistka przymknęła zmęczone oczy. Miała już serdecznie dość tego dnia, tego biegania, mordowania. Co złego było w tym by olać tą sprawę i pojechać w cholerę? Teraz muszą każdemu specowi w tej mieścinie tłumaczyć coś o czym nie mają pojęcia. - Nie wiem bo to jest to bio coś, ale z mózgiem może być problem, bo jedyne co zatrzymuje to gówno to odstrzelenie górnej części czaszki, ale jak chcesz to jedno ciało leży w motelu.

- Oczywiście rzucili się całkowicie bezpodstawnie - medyczka powiedziała luźno, ale bardzo lodowato. Bezczelna postawa kobiety mierzliła ją do kości, tak samo jak rynsztowoke odzywki. Nazywać ludzi gównem, gdy na plecach miało się skórzaną kurtkę, wyglądającą podejrzenie gangersko. Albo laska zapomniała o przeszłości, albo reprezentowała typowy schemat zachowania polegający na wybielaniu siebie kosztem otoczenia. Bo przecież nigdy nic złego na pewno nie zrobiła. O’Neal sapnęła i z trudem, ale pokonała niechęć i rosnąca z każdą chwilą irytację. - Istnieje wiele wironów i środków psychoaktywnych upośledzających współczulny układ nerwowy. Uniemożliwiających odczuwanie bólu, wprawiających w szał. Różne też są drogi zakażenia. Ślina, pot, krew, powietrze. Każdy kto wszedł w bliski kontakt może być chory, ale że względu na sposób zarażenia choroba rozwija się wolniej. - popatrzyła na podchodzącą Latynoskę - Masz pojęcie o czym oni mówią?

- To sobie gadajcie. - burknął Khainita i chyba stracił zainteresowanie osobami przy stoliku. Podszedł do baru i dość głośno położył jedną z tych swoich siekier na blacie. - Gdzie on jest Lou? Mam poszukać po swojemu? - Roger warknął nieprzyjemnie niskim głosem nachylając się nad blatem w stronę wyraźnie stremowanego barmana.

- Nazewnictwo nie jest istotne. Nazwij sobie to jak chcesz. Ale jest nienaturalne. Vex ma rację to nie jest wścieklizna ale coś podobnego. - milczący dotąd Pazur podszedł do stołu przy którym rozmawiały Vex i Izzy. Ale zerkał na tył Rogera chyba spodziewając się kłopotów. - To tu jest, czymkolwiek by to nie było. Jesteś lekarzem? Ten facet znalazł jakiś pojazd skąd to mogło się wziąć. I kto wie. Może tam jest jakieś serum. A może nie. Ale nikt z nas się na tym nie zna więc przydałby się ktoś kto się na tym zna. A zarażony. Nie wiem czy widziałaś jakiegoś. Z bliska. Nie wiem co poza ołowiem by mogło im pomóc. No ale ja znam sie na sianiu ołowiu a nie na leczeniu. - Pazur skończył swoje mówić bo przy barze rozmowa wydawała się coraz bardziej napięta. Wydawało się, że Lou zaraz pęknie pod naporem presji Khainity.

- Tak kochaniutka, tak mi się wydaje. Ci państwo byli dziś bardzo pomocni i rozgromili taką bandę co nas nękała od dłuższego czasu. - Latynoska skorzystała z okazji i wzięła się do odpowiadania. Wskazała na trójkę jaka właśnie weszła do lokalu. - Ten pomalowany to Roger Khainita. Szef drugiej bandy która oficjalnie nas ochrania. - powiedziała wskazując na pomalowanego mężczyznę przy barze i mówiła o nim z tak wyraźną niechęcią, że od razu stawały przed oczami skojarzenia z bandyckim haraczem. Ale oznaczałoby też, że miejscowi się muszą z kimś takim liczyć. - A ci państwo pomogli nam pozbierać się po tej awanturze co właśnie miała tu niedawno miejsce. I sądząc po tym co wy wszyscy dzisiaj do mnie mówiliście myślę, że ten kto to zrobił może być bardziej niebezpieczny niż zwykły ochlapus po pijaku. - Maria skończyła przedstawiać największy skrót osób i wydarzeń jakie zdążyły się w ciągu ostatnich paru godzin przewinąć przez tą miejscowość a teraz większość żywych z tych wydarzeń zgromadziła się tutaj.

Odwróciła głowę w stronę baru bo doszedł ich jakiś jęk zgromadzonych ludzi. Wyglądało na to jakby Roger chciał przeskoczyć przez bar by dopaść Lou. Ale wujek Angi złapał go za bark i osadził na miejscu. Teraz obaj stali naprzeciw siebie mierząc się złym wzrokiem.

- Przynajmniej jeden pozytyw - lekarka powiedziała cicho pod nosem nie za bardzo wiadomo do czyich słów, ale patrzyła na Marię. Poszła za Pazurem i oparła się o bar, zasłaniając widok na Maggie.
- Zdecyduj się. Albo potrzebujecie pomocy lekarza i rozmawiamy, albo wykładasz lachę na to co do ciebie mówię i tyle z całości. Naprawdę mam ciekawsze rzeczy niż użeranie się i pomstowanie na ignorancję. Naprawdę - powtórzyła dobitnie i pokreciła głową - “Nazwij sobie to jak chcesz”. Jak bo jestem ciekawa? Opisz mi działanie choroby bez terminologii żeby było sensowne, albo zwalcz ją dobrą chęcią - machnęła ręką. - Więc?

Vex przyglądała się całej akcji przy barze.
- Roger, jeśli Pani doktor widziała tego typka, to pewnie jeszcze nie jest twój wybraniec. Mógłbyś dać na chwilę spokój? - Przeniosła wzrok na lekarkę. - Na razie widzieliśmy dwie osoby, które wybudziły się z czegoś co Kate opisała jako letarg. Podejrzewała udar albo coś w tym stylu, przynajmniej u tej drugiej osoby, dziewczyny. Podobno przed zaśnięciem byli całkowicie normalni, ale jak się budzą. - Motocyklistka potrząsnęła głową, trochę jakby nie chciała odtwarzać widoku w swojej głowie. - Wyglądają jak dzikie zwierzęta, na serio. Nie ma z nimi kontaktu, po prostu atakują.

- I tylko warczą i chcą gryźć i się rzucają z pazurami… a są bardzo silni. No i nie mówią - stojąca w kącie blondynka wyglądała jak uosobienie niepewności. Wielkimi oczami patrzyła na panią dokturkę walcząc z przerażeniem rosnącym jak ból brzucha po zjedzeniu za dużej ilości cukierów. Jeżeli inne ludzie mówiły dziwnie, to pani dokturka… jej blondyka w ogóle nie rozumiała. Wirony? To były jakieś wiry? Jak trąby powietrzowe na pustyni. Aż bała się spytać…
- No i nie chcą umrzeć. Odpada im ćwierć czaszki i nadal się ruszają i próbują wstać i walczyć, a ta pani z hotelu - pokazała palcem kierunek z którego przyjechali - Przestrzeliłam jej kolano, powinna się zwinąć z bólu i jęczeć, a ona warczała i próbowała nas dosięgnąć. Jak.. no taka potworzasta była.

- Chętnie bym z tobą o tym pogadał ale sama widzisz co się dzieje. - odparł wysoki Pazur. Na wzrost i gabaryty wydawał się być bardzo zbliżony do Roba. Stojący naprzeciw niego Khainita był drobniejszy od każdego z nich ale bynajmniej nie był drobny. Promieniał też jakąś agresją i siłą jaką ciężko było zignorować. Zwłaszcza jak stał naprzeciwko z tą swoją siekierą w łapie.

- Gadajcie sobie dalej. Nie obchodzi mnie to. Chcę rozpierdolić tego palanta. To jest moja próba. Czuję to we krwi. - Khainita zaś ledwo spojrzał na Vex i resztę dalej absorbował go głównie stojący naprzeciw Pazur.

- Zanim coś ktoś zrobi. Mieliśmy właśnie zobaczyć tego prowodyra jak przyjechaliście. - do rozmowy wtrąciła się Maria przepychając się przez zebranych tak, że stanęła tuż przy Pazurze i Khainicie.

- Jest tutaj? - Roger zareagował na ten trop i spojrzał na pulchną Latynoskę.

- Tak. Ale może sobie chociaż na chwilę odpuścisz co Roger? Dasz nam trochę czasu? Zobaczymy go, pomyślimy co dalej. - zaproponowała Latynoska a Roger zmrużył oczy zastanawiając się nad tą propozycją.

- Pół godziny. Daj nam pół godziny. Jak to jest to samo co ta laska z motelu i ten od Westów to pewnie i tak trzeba będzie go zabić. I wtedy jak chcesz to go sobie weź i zabij jak chcesz. - Pazur wyczuł moment i poparł propozycję Latynoski. Roger przeniósł spojrzenie na niego jakby szukał w nim fałszu czy podstępu.

- Może zostaniesz i napijesz się piwa? - odezwał się wciąż wyraźnie roztrzęsony Lou wskazując ogólnie na pułki za soba. Teraz Roger popatrzył na niego.

- Jedno piwo. Macie jedno piwo. Potem pójdę za wami i rozpierdolę palanta. To kwestia wiary! Trzeba napełnić Kielich! - Roger zgodził się choć warknął dalej jakby był rozgniewany. Ale stuknął toporkiem kładąc go na ladę i siadł na stołku za barem. Lou zaś zaczął przygotowywać mu kufel piwa. Maria wyraźnie odetchnęła z ulgą. Wujek Angie choć po grymasie twarzy niewiele się zmienił wyraźnie rozluźnił się co widać było po sylwetce. Przeszukał okoliczne twarze zatrzymując się na nastolatce o blond włosach. A potem przeniósł spojrzenie na brunetkę w skórzanej kurtce.

- No dobrze. To Lou tu posiedzi z Rogerem. A kto ma iść i coś mądrego powiedzieć niech idzie ze mną. - powiedziała Maria dając znać by iść za nią.

- Jedna chwilę - lekarka odepchnęła się od blatu i przeszła naokoło do dziewczynki po drugiej stronie. Kucnęła przed nią i wzięła jej rączki w swoje.
- Posłuchaj Myszko, to bardzo ważne - powiedziała powoli, uśmiechając się nieznacznie - Muszę isć do pracy, niedługo wrócę. Zostaniesz z tatą i będziesz go pilnować? Żeby się nigdzie nie zgubił, ani nie wpadł w tarapaty, dobrze? Wrócę i zamówimy jakieś ciastka. Masz ochotę na ciastka? - uśmiechała się mimo że pękało jej serce. Nie lubiła rozstawać się z rodziną, tracić ich z oczu, ale na dole i tak będzie tłok. Poza tym usłyszała dość, że jeżeli jeden procent z tego był prawdą, wolała ich trzymać z dala od zagrozenia.

- Ciastka? - Angela poprzez cały harmider usłyszała to jedno, najważniejsze słowo. Ciastka! Słodkie! Pewnie z cukierem i nawet jabłkami! Zjadłaby ciastko, albo osiem!
- A tez mogę jedno? - spytała patrząc na panią doktur jakoś tak mniej strachliwie. Wreszcie zaczynała mówić normalnie, o ciastkach! Każdy lubił ciastka! I wiedział że są dobre i słodkie i fajnie chrupią, albo kleją zęby. Popatrzyła na wujka wyczekująco. Też chciała ciastko…

Vex niechętnie podniosła się z krzesła i podeszła do wujaszka.
- Myślę, że nie będzie problemu by i tobie zamówić ciastko Angie, tylko może ruszmy się i sprawdźmy tego człowieka nim Roger skończy piwo.

- Mamy ciasto. Sernik. Z wczoraj. Ale możemy upiec kolejne i wtedy gdzieś przed wieczorem będą. Jeśli zamówicie. - Mike który wciąż stał obok Meggy chyba poczuł się do odpowiedzi na ten zasyp pytań o słodycze.

- Wiela to by kosztowało? - zapytał siedzący naprzeciw dziewczynki o brunatnych włosach mężczyzna w kapturze.

- Taki kawałek ze 3 szlugi. Całe ciasto, znaczy taka blacha to za paczkę fajek. No albo coś podobnego. - młody kelner narysował palcem na blacie odpowiednie kawałki ciast. Ten mały pasował na klasyczny, jednoosobowy kawałek na talerzyk a ta blacha też była jak standard.

- To ja wezmę dwie. - odpowiedział Pazur włączając się do ciastowych rozmów. Do tego pokazał dwa wystawione palce na dłoni.

- Dwa kawałki? - dopytał się Mike wskazując gestami ten talerzykowaty rozmiar.

- Dwie blachy. - odpowiedział poważnie wujek a brwi młodego kelnera trochę skoczyły do góry. Ale zapisał coś w notesie.

- To ja też wezmę jedną. - Rob dołączył do zamówienia i kelner również pokiwał głową i pracowicie zapisywał dalej. - A teraz daj mojej córce ten kawałek co masz teraz. - dorzucił wskazując na dziewczynkę po drugiej stronie baru a ta podskoczyła z ekscytacji na stołku. Kelner pokiwał głową przyjmując zamówienie. - I jeszcze coś. Posiedzisz tu z nią? Chyba dobrze wam razem idzie. My mamy sprawę do załatwienia w piwnicy. - zapytał wskazując głowa na czekającą Latynoskę. Młodzian podniósł wzrok znad notesu, też spojrzał na Marię, potem na dziewczynkę, wreszcie na jej ojca i wreszcie pokiwał głową.

- Jasne. Jest jeszcze masę ciekawych drinków do rozpykania. - uśmiechnął się młodzik i ruszył z notesem w stronę zaplecza. Rob zaś dał znak Izzy i sam ruszył w stronę czekającej Latynoski. Wujek Angie też już tam czekał.

Lekarka wstała i pogłaskała włosy córki zanim podeszła do Marii, Roberta i Pazura.
- Czy musisz w tak ostentacyjny sposób przeinaczać moje słowa i robić po swojemu? - zapytała tego drugiego, udając że gromi go wzrokiem - Podważasz mój autorytet, pokazując że z tym co powiem można dyskutować. Za dziesięć lat nie dam rady na niej wymóc nawet wyniesienia śmieci - skrzywiła się.

Vex przewróciła oczami ale powstrzymała się od komentarza.
- Pani doktor, podobno gdzieś tam jest jakiś pacjent, którego trzeba uratować, przed tym panem. - Wskazała na pijącego piwo Rogera. - Ciasta zamówione to ruszmy się.

Angela za to stała jak wryta, pociągając nosem i trawiąc to co własnie widziała i słyszała, a że trwało to powoli, to dopiero po chwili nabrała głośno powietrza, obracając głowę w stronę opiekuna. Pociagnęła nosem jeszcze raz, i zaraz drugi. Zamrugała bo coś mokrego jej wpadło do oka. Tyle słodkiego… aż dwie blachy! To jakby… mogłaby przez cały dzień jeść tylko ciasto! W powietrzu rozległ się pisk, po nim nastąpił tupot, gdy nastolatka zerwała się do biegu i z rozpędu staranowała blondyna, wskakując na niego i obejmując za szyję.

- Za dziesięć lat? - mężczyzna w kapturze podniósł głowę w tym kapturze ku sufitowi jakby nad czymś się zastanawiał albo liczył. W końcu ją opuścił by spojrzeć znowu na wysoką brunetkę. - Chyba nawet lepiej. Wtedy pewnie będzie studiować bardzo poważnie i bardzo poważne książki. - pokiwał głową siląc się na tak samo “poważny” ton jak jego połowica przed chwilą. - No ale tak, ruszymy się bo ten tam coś mi na nerwusa wygląda. - powiedział wskazując broda na siedzącego do nich tyłem Rogera przy barze. Grupka ruszyła się pod przewodem Marii ale zdołali przejść tylko parę kroków gdy nastolatka o blond włosach z impetem wpadła na idącego z nimi Pazura. A chyba wszyscy na sali głównej nie przegapili jej pisku radości i błyskawicznego “ataku” na wysokiego, ciemnego blondyna obciążonego wojskowym sprzętem. Ten odwdzięczył się lekkim, ciepłym uśmiechem i objął blondynkę przyciskając do siebie. - No już dobrze, już dobrze. - powiedział trochę uspokajająco choć niezbyt było czytelne czy uspokaja bardziej ją czy siebie.
 
Aiko jest offline