Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2017, 11:50   #129
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Studnia Starej Sowy
30 Eleint, Śródlecie, wieczór

Shavri nieco rozczarowany powrócił z wyprawy do wywerniej leży, choć obiecywał sobie, że zachowa w ryzach swój entuzjazm. Wciąż odczuwał też pewien niepokój, który zdaje się będzie nieodłącznym jego towarzyszem w tym miejscu. Prawda jednak była taka, że jeszcze wiele rzeczy zostało do zrobienia i Shavri trąc kciukiem bezwiednie po odcisku od łopaty, jakiego się dorobił na serdecznym palcu, myślał już intensywnie o wabieniu sowy.
Nigdy nie naśladował zwierząt w innym celu niż dla zabawy. Ale zdolności Jorisa otworzyły przed nim cały horyzont nowych możliwości i nowej wiedzy do zdobycia. Shavri liczył, że w niedalekiej przyszłości stanie się ona i jego udziałem.

Wieczorem wszyscy prócz Hunda i Przeborki ruszyli na wzgórze przywoływać sowę. Marv został z końmi kręcąc głową w dezaprobacie nad kolejnym cudacznym pomysłem najemników. Przesłuchiwanie ptasiego móżdżku… dobre sobie! I oczywiście wierzą, że zwabią akurat tą sowę, która była u Studni w czasie morderstwa Kosta (i nie uciekła przerażona odgłosami czy smrodem nieumarłych), a do tego mieszkała wtedy co inny mag, czy była krewną sowy, która była krewną chowańca i zna całą historię tego miejsca… Sam się pogubił w pytaniach Trzewiczka, a co dopiero byle ptaszysko. Gdy włócznik myślał, że nowi kompani (i Shavri na dokładkę) niczym go już nie zaskoczą ci wymyślali coś zupełnie nowego. Hund raz jeszcze pokręcił głową i zajął się oporządzaniem swojego konia. Miał zamiar skoro świt wyruszyć do Phandalin - z zeznaniem sowy lub bez.

Za to Traffo był gotowy do działania i gdy z Jorisem skończyli nawoływanie, ku zdumieniu i radości Shavriego, na nocnego myśliwego nie trzeba było długo czekać. Bezszelestna płomykówka, której biało-kremowe pióra odcinały się od granatowego zmierzchu, usiadła na pniaku nieopodal, niespokojnie przeszła po niej kilka kroków, odpowiedziała im i przekręciła łebek w prawą stronę. Wyglądała przy tym, jakby się bacznie przyglądała, ale Shavi wiedział, że ten ruch łebkiem pozwala jej lepiej słyszeć.

[MEDIA]https://images.alphacoders.com/522/thumb-1920-522633.jpg[/MEDIA]

- A teraz wszyscy zachowujemy spokój - wyszeptał.
Był tak poruszony, że natychmiast niemal poprosił Jorisa szeptem. o zadanie pytania o to, czy sowa nie wiedziała co tu się stało.. Kto zaatakował, ile i kiedy.

Joris uśmiechnął się półgębkiem. Miał poniekąd te same pytania choć teraz po wyznaniu zwłok Kosta, trochę obawiał się odpowiedzi na nie. Z drugiej jednak strony sowa nie opisze go raczej dokładniej niż nekromanta więc czemu by nie.
Podszedł powoli do siedzącego na gałęzi ptaszyska, które wyglądało na nieco zalęknione i podejrzliwe i zaczął mruczeć cicho pod nosem śpiewną inkantację.
Boże, boże, Bożenko…
Joris kapłanem nie był. Nie miał o posłudze bladego pojęcia. Toteż i nie należało od niego wiele wymagać. Poczuł się jednak nagle jakoś niezręcznie. Nie był bowiem tym razem sam na sam ze zwierzęciem. Obserwowali go inni. Właściwie prawie wszyscy poza niezainteresowanymi Marvem i Przeborką. Westchnął i kontynuował, dodając kolejny miły bogini atrybut. Ostrożne i powolne podskoki w miejscu jakie zaczął wykonywać zdawały się być… tańcem.
Pękłaś serce moje.
O ja pier... ja pier... ja pier...
...dolejcie mi wódki,
W szklance utopię smutki.
Zakończył inkantację, wziął wdech i zagaił.
- Witaj… pani sowo. Jesteśmy… - obejrzał się na stojącego najbliżej Shavriego - Strażnikami lasu.
Poniekąd byli. Chodź zdecydowanie nie wszyscy.
- Na tej polanie mieszkał człowiek i jego... słudzy. Wiesz może kto ich zaatakował? I od ilu wschodów słońca temu on i jego słudzy nie żyją?
- Hu? - zdumiała się sowa, nie wiedząc jeszcze ile pytań czeka ją ze strony Trzewiczka. Przestąpiła z łapy na łapę. - Hu… Dużo, dużo słońca odkąd trupy nieruchome. Odkąd elf spać na drzewie.

Joris przetłumaczył odpowiedź. Shavri wahał się przez chwile. Nie mieli na to teraz czasu, a on nie chciał się włóczyć po ciemku po tym lesie, kiedy rano prawdopodobnie wyruszą dalej. Ale odpowiedź na to pytanie mogła pomóc jemu, Jorisowi i wiewiórce. Świadomy tego, że chore zwierzęta tego nie robią, zapytał:
- Gdzie zbierają się chore zwierzęta i jak dużo ich jest. Czy należą do jednej rodziny?
- Hu… Chore… śmierdzą źle, bardzo źle… Duże i małe. Niejadalne, fuj! - zadrżała płomykówka.
- Chore tworzą stado? - spróbował jeszcze raz, prościej. Nie miał w tym doświadczenia.
- Nie, nie, huhu!
- Daleko trzeba tam lecieć stąd?
- To tu, huhu, to tam… Chore kryją się to tu, huhu, to tam… Niejadalne, fuj!
- W stronę wstającego czy zasypiającego światła?
- W stronę ognistej góry, huhu!

Shavri wymownie spojrzał na tłumaczącego Jorisa i wydał z siebie gasnące “Huhuu” i cofnął się o krok, dając pole innym na pytania.

Torikha przyglądała się całemu zdarzeniu z boku. Nie chciała zakłócać przebiegu… ceremonii, lub czymkolwiek było przedstawienie jej ukochanego. Pierwszy raz widziała jak ten składa hołd swojej patronce, oraz czaruje, i to w podwójnym tego słowa znaczeniu.

Melune uśmiechała się szeroko, trzymając splecione dłonie blisko twarzy, przez co wyglądała jak knujący coś niedobrego chochlik. Co by jednak nie mówić, była pod wielkim wrażeniem umiejętności myśliwego… jak i pod wielkim wrażeniem przebiegu całej rozmowy z której ni huhu nic nie rozumiała, ale to nie było nic nadzwyczajnego.

Joris z kolei nerwowo myślał nad tym o co jeszcze zapytać sowę, skoro Shavri podjął temat. Wiedział, że zaklęcie nie trwa wiecznie i zaraz będzie po wszystkim, a Trzewiczek, który całą akcję zarządził, czekał ze swoimi pytaniami obracając w dłoniach jakiś dziwaczny słoik z piaskiem.

- Czy chore zwierzęta atakują?- Chowają się, umierają długo, jak boli atakują, huhu - zahukała smutno sowa, a ostatnie hukanie zabrzmiało już myśliwemu zupełnie zwyczajnie.
- Ma ktoś kawałek mięsa suszonego, czy czegoś? - spojrzał na kompanionów szukając jakiejś formy podziękowania dla płomykówki. - Może odkroję kawałek tej Twojej wędzonki Shavri?
Młodszy tropiciel zgodził się, choć po dłuższym namyśle. Mięso nie dość, że śmierdziało wędzeniem, to nie wiadomo, czy nie jest trujące. Autorytet Jorisa - który też na pewno nie zaproponował tego bez przemyślenia - zwyciężył jednak i Shavri sam odsztukował pasemko dla sowy.
- Myslisz ze zje smoczyzne?
Joris mógł tylko wzruszyć ramionami, bo nie słyszał o żadnym przypadku zjadania smoków. Jednak w świecie zwierząt bilans jest prosty. Mięso to mięso.
- Przekonajmy się.

Shavri
ostrożnie podszedł i zostawił uwędzony skrawek na niższej gałęzi. Wydawał przy tym z siebie niskie, uspokajające gruchanie, które uspokoiło nieco płomykówkę, zaniepokojoną tym, że dwunóg nagle przestał zrozumiale hukać.
Jednak sowa wzgardziła mięsem; Shavri mógł się tylko domyślać czy sprawił to smoczy aromat, czy po prosty smród dymu, kojarzący się leśnym zwierzętom raczej z zagrożeniem niż przysmakiem. Dziwna modlitwa Jorisa już przestała działać, więc mogli dać się wykazać niziołkowi.


 
Sayane jest offline