Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2017, 22:48   #140
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- W Henderson? - najemnik wyglądał, że nazwa przykuła jego uwagę. - Powinniśmy przejeżdżać przez z Henderson. - powiedział w skupieniu. Zaraz jednak westchnął i brwi powędrowały mu do góry. - Znaczy jak już przedostaniemy się na południowy brzeg rzeki. - lekko machnął w kierunku ściany chociaż Izzy nie była pewna czy tam jest rzeka to jednak z intencji wyczytała, że pewnie o to mu chodzi. - Chociaż musiałbym pomyśleć czy nad Zatokę łatwiej byłoby dojechać przez Henderson czy od razu zasuwać na południe wzdłuż Mississippi. - dodał z wahaniem mrużąc nieco brwi. Gdy skończył zerknął ciekawie na lekarkę. Zauważyła że z rozmysłem obrzucił ją spojrzeniem.
- Dzięki za ofertę. Doceniam. Rzadkość. Myślę, że chyba nam kawałek będzie po drodze to jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. A za pomoc z Angie dziękuję, na pewno się przyda. Ale z nim to mówię na poważnie, że nie będę po nim płakał. A myślę, że drogę mógłby nam pokazać każdy z jego bandy. Chociaż najpierw trzeba by ich odnaleźć. - wujek Angie i pazurowy komandos w jednym odpowiedział najpierw z wyraźnym zastanowieniem lekko i ostrożnie skinął do tego głową. Ale prawie płynnie przeszedł do tematu Khainity i prawie z miejsca zmienił mu się styl wypowiedzi na szybszy, bardziej zdecydowany i zdecydowanie mniej przyjemny.
- Macie jakąś łódź? Jak duża? - zapytał gdy pewnie przypomniało mu się o czym rozmawiali wcześniej.

- Nie dziękuj, nie ma za co. To ta nasza sławna południowa gościnność. Gość w dom, Bóg w dom - odpowiedziała wesoło i nagle spoważniała wracając wzrokiem do blondynki przy barze - Zająłeś się nią jak własnym dzieckiem pomimo braku pokrewieństwa. Chcesz jak najlepiej, troszczysz się o nią i opiekujesz. Dajesz poczucie bezpieczeństwa i sensu. Nowe życie i dom. Przypominasz mi kogoś. Chcesz wytłumaczenia, to nazwij moją propozycję solidarnością znajd. Lepiej też zrobić przystanek na trasie w bezpiecznym miejscu. Zebrać siły na dalszą drogę - usta wykrzywił jej krótki uśmiech i szybko zgasł - Nie wiemy gdzie szukać teraz kogokolwiek… chyba że się mylę - zwróciła się do najemnika twarzą - Ale jego mamy pod ręką. To czy dożyje do jutra nie wiadomo. Ty nie będziesz płakał, ale ona - kiwnęła na Angie i poprawiła pasek od torby na ramieniu - Lou ma łódkę, nie widzieliśmy jej. Spytajmy.

Ciemno blond głowa kiwała się z wolna twierdzącymi ruchami do tego co mówiła lekarka o brązowych włosach. Z raz czy dwa uniósł brwi w lekkim grymasie zdziwienia, raz je lekko zmarszczył ale właściciel tej głowy zdawał się akceptować i przyjmować do wiadomości co mówi do niego brunetka. Gdy jednak rozmowa znowu zeszła na Khainitę usta lekko zacisnęły mu sie w wąską linię a ciemny blondyn westchnął. Z Rogera przeniósł spojrzenia na odległą na drugim końcu sali wychowanicę. Ta zaś właśnie zabierała się znowu tak samo jak Maggy do pałaszowania czegoś brązowego z jakichś pucharków. Robert coś chyba miał dziś dzień na rozrzutność. Najemnik chwilę obserwował scenkę na drugim końcu baru. Wyraz twarzy zmienił mu się na zamyślony a świadomie czy nie, dłoń przesunęła się w górę i w dół po trzymanym na ramieniu pasku od karabinu.
- No. I nie wiem co gorsze. Z niego w jej pobliżu nie wyjdzie nic dobrego. Tylko kłopoty. Jakby zginął w walce chyba by to było dla niej najlżejsze do przełknięcia. - wujek nastolatki mówił zamyślonym tonem trochę jakby zastanawiał się na głos. - A z łodzią, chodźmy porozmawiać z tym Lou. - powiedział ożywiając się o zrobił ruchem gest w stronę wysokiego, łysiejącego właściciela lokalu za barem.

- Jeżeli zginie w walce trudno. Pomaganie mu w tym mija się z celem - mruknięcie Izzy przyszło po pokonaniu długości jednego stołu - Nie usuniesz każdego kto ma na nią zły wpływ. Musi się sparzyć, żeby zrozumieć. Najlepiej uczymy się na własnych błędach. Chcesz aby się rozwijała - pozwól jej na to. Popełniać jej własne błędy. Taka rola rodzica. Rwać włosy z głowy, pouczać, krzyczeć i dawać szlabany… a gdy dziecko i tak zrobi po swojemu wtedy - nabrała ciężko powietrza - naszą rolą jest zabandażować rozciętą rękę, zszyć rozdarte ubranie, pomóc sprzątać bałagan. I przytulić kiedy zacznie płakać.

- Zostawiłabyś mu córkę na wychowanie?
- zapytał najemnik odwracając się z powrotem do lekarki.

A wiec taki etap problemu omawiali… nie brzmiało ani mądrze, ani rozsądnie.
- Powiedziała ci wprost że ma zamiar z nim zostać? - odbiła pytanie.

- Nie. Ale ciebie nie o to teraz pytam. Jestem ciekaw czy sama byś była gotowa zastosować się do rady którą mnie częstujesz gdyby chodziło o niego i twoje dziecko. - odpowiedział Pazur lekko w odpowiednich momentach wskazując ciemno blond głową w stronę Rogera i rodzinnej grupki na końcu baru.

- Eh, mężczyźni - o dziwo Izzy zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową na boki - Słuchacie jednym uchem, wypuszczacie drugim, filtrując to co chcecie usłyszeć - nadal robiła przeczący ruch karkiem - Nie zarejestrowałeś fragmentu o rwaniu włosów, pouczaniu, krzyku i szlabanach? Ustalasz granice. Zasady. Dziecko i tak będzie próbowało je złamać, zwłaszcza w okresie dojrzewania, młodzieńczego buntu i burzy hormonów. Wtedy wiedzą lepiej, są najmądrzejsze i co tam ich matka, ojciec albo ciotka lub wujek będą pouczać. Zrobią po złości, byle postawić na swoim… i się sparzą. Naszym psim obowiązkiem jest wtedy być obok. Nie zostawiać z problemami i bez wsparcia, chociaż taki bachorek dowali nam po drodze ostro. O tym mówiłam, teraz rozumiesz? - wzruszyła ramionami - I bardzo chciałabym zobaczyć jak ten Roger próbuje gdzieś zabrać Maggie. - pokazała ruchem głowy na Roba.

- Eh, kobiety. Dopowiadacie sobie resztę gdy brakuje wam tekstu. - najemnik trochę skrzywił wargi co z przymrużeniem oka można było uznać za kawałek uśmiechu. Popatrzył potem w dal na siedzącego na drugim końcu sali Roberta. Lekko parsknął. - Czyli widzisz, nie oddałabyś. Bo jak dobrze słyszę to nie potępiałabyś Roba gdyby postawił się okoniem. A więc pewnie i sami nie zostawili byście jej pod jego opieką. Dlaczego więc uważasz, że ja miałbym postąpić inaczej? - Pazur zwrócił się z powrotem bezpośrednio do lekarki. - Ale nie chce się z tobą kłócić. Mamy coś do załatwienia z Lou. - kiwnął głową w stronę barmana.

- Zabiera się siłą. Zordon - głowa Izzy nadal powtarzała ten sam ruch, ale wzrok jej złagodniał - Nie potępiłabym Roba, to oczywiste. Jesteśmy po tej samej stronie. Pomaga mi, gdy zabraknie tekstu - wyszczerzyła się szeroko - Chce wiedzieć co bym zrobiła? Czy oddała na wychowanie, pozwoliła odejść? - zrobiła dramatyczną pauzę - Oczywiście że nie wyraziłabym kategorycznego zakazu. Gdyby chciała, Maggie śmiało mogłaby z nim iść. A nuż ma ciekawą, wrażliwą osobowość pod tą farbą - skończyła się śmiać wzrokiem i dokończyła poważnie - I upewniłabym się, że ona absolutnie tego nie chce. To byłaby jej decyzja, nie mój rozkaz. Inaczej by mi zwiała sama do niego i po co? Kwestia zbudowania odpowiedniego nastawienia czyni cuda, a także zmniejsza pulę potencjalnych problemów. Synonimem jest manipulacja. - po raz drugi wzruszyła ramionami - Swoich żołnierzy też motywujesz do jednego czynu i demotywujesz do innego zachowania. Budujesz ich system wartości. Jak rodzic buduje system wartości dziecka. I nie kłócimy się, wymieniamy konstruktywne poglądy i argumenty.

- Ma ciekawą i wrażliwą osobowość pod farbą?
- Zordon powtórzył zwrot użyty przez lekarkę. - O na pewno. - zgodził się lekko kiwając głową. - W końcu nie każdy odcina ludziom głowy i wypruwa serca. - skinął lekko głową zgadzając się z nią pozornie. - A swoich żołnierzy motywuje owszem. Ale jak już zdarzy się, że nie pomaga to stosuję sankcje. I sporo też robi omijanie zawczasu problemotwórczych sytuacji i osób. - tutaj spojrzenie najemnika wylądowało na Khainicie więc jasne było kogo tutaj uważa za adekwatny przykład. - A widocznie nie jestem tak bystry jak ty by urobić ją tak, żeby sama doszła do takich wniosków jak powinna. I dlatego tym się tak martwię. - wujek nastolatki nadal był poważny. W ogóle temat blondynki chyba traktował na poważnie podobnie jak temat Rogera zdawał się go frustrować i wkurzać.

- To się nie martw. Przynajmniej o to. Nie teraz. Uda wam się, bez względu na przeszkody wydające ci się teraz nie do przeskoczenia - powiedziała lekarka też patrząc na Rogera - I nie udawaj głupiego, mnie nie oszukasz. Gdybyś nie był bystry, nie marnowałabym czasu na rozmowę z tobą. - popatrzyła teraz na najemnika - Zawrzyjmy porozumienie. Porozmawiam z twoją córką i przekonam. Pomogę ci tam, gdzie ty sobie nie radzisz bo nie masz doświadczenia… a ty dasz mi słowo honoru, że zrobisz wszystko co się da, abym nie straciła dziecka kiedy pojadę z wami do tego wraku po szczepionkę. Pomożesz mi tam, gdzie ja sobie nie poradzę. Rob mnie zamorduje - koniec dodała cichy i ze zmartwioną miną.

- Porozumienie. - wysoki ciemny blondyn zmrużył oczy i powtórzył słowo wypowiedziane przez rozmówczynię z uwagą. Ale trochę ciężko było rozróżnić czy to powtórzył jako pytanie czy tak bardziej zwyczajnie. - Nie jestem pewny czy mówimy o tym samym. Ja się nie rozdzielę. Jak pojedziesz z nami a twoja córka nie, nie będę mógł jej nijak pomóc. Tobie czy komuś kto będzie przy nas będę mógł próbować pomóc. Ale nie jak będzie gdzieś tam. - Pazur zdawał się negocjować jak przy zawieraniu jakiejś umowy czy kontraktu. Mówił wolno ważąc słowa i mrużąc oczy do tego.

Izzy położyła dłoń na brzuchu i popatrzyła na nią, a potem podniosła oczy na blondyna i wymownie milczała.
- Dla Maggie potrzebuję bezpiecznego kąta i opieki. - odezwała się wreszcie - Tutaj, na miejscu. Rob się wścieknie i nie wiem czy będzie chciał mnie puścić samą, ale on też się nie rozdwoi. Zobaczę co Maria powie, kto wie czy nie znajdzie kąta i rozwiązania pozwalającego nam jechać w komplecie. Ty jako ktoś to patrzy mi na plecy to zawsze dobry argument żeby nie narzekał. - wyjaśniła.

- Ah. - brwi najemnika skoczyły nieco do góry a spojrzenie odwrotnie, zawędrowało w dół na dłoń jaką kobieta położyła na swoim brzuchu. Chyba dopiero teraz skojarzył o stracie jakiego dziecka ona mówiła. Skinął powoli głową wciąż wpatrzony w środek jej sylwetki. - Rozumiem. - powiedział i spojrzał znowu na jej twarz. - Jeśli pojedziesz z nami do tego dziwnego pojazdu przy rzece zrobię co się da byś wróciła cało. Tyle mogę ci obiecać. - powiedział tym swoim poważnym tonem i pasującą do tego miną.

- I że jak zrobi się burdel, nie zostawisz mnie ani nie spiszesz na straty - dodała wyczekująco.

- Wtedy byś nie wróciła cało prawda? O tym mówię jak mówię, że zrobię co się da byś wróciła cało. - odparł najemnik lekko rozkładając dłonie.

Lekarka zamilkła ponownie. Przełknęła ślinę, nabrała powietrza i zamknęła na chwilę oczy. Dostała swoje słowo i zapewnienie. Powinna się cieszyć, ale tak nie było. Teraz dopiero zaczęła się denerwować.
- Masz moje słowo, że zrobię co się da, aby Angie zrozumiała że przebywanie z Rogerem nie wyjdzie ani jej, ani tobie na dobre. - odpowiedziała tym samym i pokazała na wymalowanego topornika -[i] A teraz chyba powinniśmy dopilnować aby miał nas kto zaprowadzić do celu. Lou i jego łódka poczekają… idę do Roba, jeśli nie masz już nic do dodania.
 
Driada jest offline