Ptasznik, jak każdy szanujący się mężczyzna nie słuchał. W zamian za to podzielił się informacją, która była Przemysławowi dobrze znana. Dorzucił jakiś ogólnik, że za błędy trzeba płacić, kazał wracać skąd nie przyszli i zakończył wszystko apokaliptyczną przepowiednią. Tak właśnie wyobrażał sobie Przemysław zachętę do opuszczenia suchego “pokoju Kardynalskiego” i ryzykowania swojego życia pośród wilków i innych piekielnych bestii oraz co gorsza, deszczu.
- Panie - Przemysław mówił jakby wolniej, głównie z obawy, że Ptasznik może mieć kłopoty ze zrozumieniem treści. - Na zewnątrz leje, do klasztoru jest godzinę, pismo jest napisane zapewne atramentem. Do tego droga nie jest bezpieczna. Co wy zamierzacie i kim jesteście? Nie zaryzykuję swojego życia, żeby doręczyć list, który po dotarciu na miejsce będzie, podobnie jak ja całkowicie przemoczony. Jeśli inkwizycja jest w klasztorze to bracia mogą mnie wpuścić i może uda się wybłagać rozmowę w środku nocy. Najpierw jednak muszę się tam znaleźć żywy z suchym listem - Przemysław zakończył zdanie mając nadzieję, że wiele imion nie oznaczało ukrywania się za rozliczne przestępstwa, bo na ciekawą historię przestał już liczyć.