Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2017, 02:27   #14
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Tallorien

- Czemu tak zrobiłaś? To boli - powiedział z zainteresowaniem przyglądając się ogoniastej.

- Ryyyyyyyyyybkiiiiii! - zeskoczył z końskiego grzbietu i… padł na twarz, gdy jego nogi odmówiły posłuszeństwa.

- Aua - wydostało się gdzieś z traw w okolicy głowy leżącego nieruchomo Tala.

Zamiast odpowiedzi usłyszał pełne rezygnacji westchnienie. Dziewczyna najwyraźniej nie miała ochoty wdawać się w dyskusje. Zamiast słów, Tal usłyszał szelest trawy, który jednak tylko na krótką chwilę przykuł jego uwagę, zaraz bowiem skradł ją szelest skrzydeł, który rozległ się nad prawym jego uchem. Gdy podniósł wzrok ujrzał coś podłużnego o długich, wąskich skrzydełkach, co pięknie odbijało promienie słońca zamieniając je w feerię barw. Ważka - słowo pojawiło się w jego głowie, jakby je tam ktoś usłużnie wsadził akurat gdy chłopak tego potrzebował.

- Oh! Oh! Spójrz, spójrz, jaka piękna! To ważka, wiesz? - przeniósł wzrok na dziewczynę.

- Gdzie jedziemy? Skąd masz te konie? Skąd wiedziałaś, że będę tam gdzie byłem? Co to za miejsce? Jakie śliiiiiczne! Ryyyyybkiiiii! - podniósł się szybko i wskoczył do wody.

Dziewczyna nadal siedziała na ziemi i tylko obserwowała jego poczynania z wyrazem twarzy osoby, która zastanawia się czy buntować się czy jednak pogodzić z losem.
- Nie wchodź za głęboko - ostrzegła, bez wiary w to, że ten ją posłucha, co można było poznać po jej głosie. Sama, zamiast odpowiedzieć na jego pytania, podjęła próbę podniesienia się z powrotem do pozycji pionowej.

W międzyczasie Tal’a powitała przyjemnie ciepła woda, która jednak sprawiła że jego ubranie stało się nieco cięższe niż chwilę wcześniej. No i rybki uciekły i gdzieś się pochowały. Zamiast więc rybek, miał okazję podziwiać swoje odbicie, takie zabawnie ruchome i zniekształcone przez kręgi wody, które zdawały się od niego uciekać z każdym ruchem, jaki wykonał. Ważka wisiała nad jego głową ale nie słyszał już trzepotu jej skrzydeł, chociaż wiedział dokładnie gdzie się ów owad znajduje.

Zachichotał cicho i dziugnął palcem swoje odbicie. Raz. Drugi. Trzeci. Nagle runął głową do wody… po czym jeszcze szybciej z niej wypadł kaszląc. Dłuższą chwilę trwało nim odzyskał zdolność mówienia.
- Tam nie da się oddychać! - poskarżył się, gdy nagle jego wzrok przyciągnął wodospad.
- Łaaaaaaaaaaaaa - westchnął.
- Chcę do dotknąć! - oświadczył i ruszył w jego kierunku.

- Tam tym bardziej nie będziesz mógł gdy cię zaleje cała ta woda - poinformowała białowłosa, robiąc niepewny krok w stronę brzegu jeziora, całkiem jakby chciała go powstrzymać. Nie doszło jednak do tego bo po tym jednym kroku zatrzymała się i zaczęła rozglądać.

- Wracaj! - zawołała nagle, wpatrując się w linię lasu, zupełnie przy tym nie bacząc czy chłopak jej posłuchał czy nie.
Wodospad zaś kusił mieniącymi się w słońcu kroplami wody i niewielką acz wyraźnie widoczną tęczą, która się unosiła w połowie jego wysokości. Tyle tylko, że im bliżej Tal miał do wodospadu tym głębsza okazywała się woda.

Zawód wypłynął na jego twarzyczkę, gdy zatrzymał się w wodzie. Spojrzał na wodospad, a potem na dziewczynę. Na wodospad. Na dziewczynę. Wyglądał tak, jakby miał się rozpłakać.
- Dlaczego? - zapytał z żalem nie wiadomo czy wody, w której się znajdował, czy stojącej na brzegu towarzyszki.

- Ponieważ nie jesteśmy tu sami - odparła na jego pytanie dziewczyna, woda zaś potwierdziła cichym szumem.
Że nie byli sami to Tal wiedział. Wszędzie było pełno owadów, w trawie buszowały myszy, a w wodzie chowały się ryby. Nawet w samej ziemi było wiele stworzeń, które sprawiały że nie dało się powiedzieć że byli sami. Tyle że dziewczyna patrzyła w stronę lasu. Tam też było wiele zwierząt, ale te do tej pory nie budziły jej niepokoju.
Odpowiedź na pytanie o to, co też się zmieniło, Tal dostał w chwilę później, zanim jeszcze zdecydował czy na pewno powinien zrezygnować z odkrywania wodospadu. Powodem tym była dwójka mężczyzn, którzy wkroczyli na polanę, jakby ta do nich należała. Tal wiedział, że nazywało się to pewnością siebie. Albo głupotą, chociaż nie był pewien jaka dokładnie była różnica.


Pierwszy z mężczyzn był starszy od drugiego i miał długie włosy. Nosił się prosto, dumnie i kroczył tak cicho, że chłopakowi na myśl przyszedł jeleń. W dłoni ów nieznajomy trzymał łuk ale ten nie był skierowany ani na jego towarzyszkę, ani na Tal’a ani nigdzie gdzie by mógł zrobić krzywdę, bo jakoś tak z krzywdą ten łuk się chłopakowi kojarzył.


Drugi mężczyzna też miał łuk i długie włosy i sprawiał wrażenie pewnego. Był też trochę podobny do pierwszego, tylko młodszy. No i szedł za tamtym starszym i wcale nie tak cicho jak tamten. Młody jeleń?

Obaj zatrzymali się w połowie drogi między linią lasu, a dziewczyną.
- Piękny dzień - odezwał się ten starszy. Tak, dzień był piękny i ciepły, Tal mógł się z tym zgodzić. Jego towarzyszka jednak nic nie odpowiedziała i tylko stała i chyba czekała. Tylko na co?

- Czeeeeeeeeeeeść! - zawołał Tal machając ręką i popędził przez wodę w kierunku brzegu. A przynajmniej bardzo mocno usiłował, bo woda zaskakująco mocno stawiała mu opór. Zatrzymał się na chwilę. Spojrzał na nią z wyrzutem i ruszył dalej. W końcu nie wypadało się nie przywitać! To byłoby niegrzeczne i nieuprzejme!

Jego towarzyszka odpowiedziała karcącym spojrzeniem, jednak nie wstrzymywała zapędów młodzieńca by przywitać się z nieznajomymi. Być może miało z tym coś wspólnego to, że mężczyźni wyglądali bardziej na zaciekawionych niż na wrogo nastawionych. Żadna ze strzał nie spoczęła na cięciwie, ani też ostrza mieczy przypiętych do pasów, nie opuściły bezpiecznego schronienia pochew.
Starszy uśmiechnął się lekko, młodszy zaś wyglądał na zaskoczonego takim powitaniem. Milczał jednak, ponownie przenosząc wzrok na białowłosą, która najwyraźniej bardziej go interesowała niż jakiś tam chłystek wyłażący z wody.

-Bądź powitany młodzieńcze i ty, młoda damo - odpowiedział starszy, pochylając lekko głowę przed dziewczyną i czekając cierpliwie aż Tal do niego dotrze. Młodszy także pochylił głowę, nadal jednak milczał.
- Zwą mnie Harm, a to syn mój Miharm - łucznik przedstawił siebie i młodszą wersję siebie, zdobiąc twarz przyjaznym uśmiechem. Białowłosa jednak nadal milczała, co bez wątpienia było niegrzeczne, teraz bowiem należało podać imiona, o czym albo nie wiedziała albo też wyraźnie ignorowała ów zwyczaj.

- A ja jestem Tallorien, ale to trudne imię, a ja nie chcę nic utrudniać, więc możecie mi mówić Tal! Tak jest łatwiej i szybciej. Cicho chodzicie, wiesz? Jak… jak… jak duszki leśne! Jak to robicie? Skąd to umiecie? Jak się tego używa? Mogę potrzymać? - rzekł, wskazując ociekającym wodą palcem na łuk.
- Skąd się bierze synów? Mieszkacie tutaj? To cudowne tu mieszkać, prawda? Ta woda jest zimna i nie pozwala mi dojść do wodospadu… - poskarżył się Harmowi.

Mężczyzna wydawał się zaskoczony tym nawałem pytań, wyraźnie też przysunął łuk bliżej swego ciała co można było odebrać jako odmowę.
- Mieszkamy w pobliżu - odpowiedział na to pytanie, które najwyraźniej uznał za najbezpieczniejsze. - Chodzenie zaś… Gdy się żyje wśród leśnych ostępów tak długo jak my, to wchodzi w krew - dodał, przenosząc wzrok na dziewczynę, z której to wzroku nie spuszczał jego syn.
- Wy zaś chyba nowi w tych okolicach - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, kierowane do białowłosej. Najwyraźniej Harm uznał, że Tallorien albo mu odpowiedzi konkretnej nie udzieli, albo też zasypie przy okazji setką pytań.

- Przybyliśmy niedawno - poinformowała dziewczyna, ruchem głowy wskazując stronę z której przyjechali, przy okazji ściągając uwagę na wierzchowce, które pasły się spokojnie, korzystając z przerwy w podróży i soczystej trawy.

- Tak, niedawno! I jechaliśmy dłuuugo, bardzo dłuuugo! Jeździliście kiedyś na koniach? To fajne, ale nie jak jest długo… Co robicie? Czym się zajmujecie? Lubicie tu być? Od kiedy tu jesteście? Do kiedy będziecie? Jesteście sami czy jest was więcej? Lubię ludzi. Lubię dużo ludzi, ludzie są fajni. To znaczy, nie widziałem jeszcze dużo ludzi, ale wiem, że lubię!

Białowłosa wzruszyła ramionami, dając tym samym znać, że nie odpowiada za słowotok towarzysza.
- Polowaniem - wtrącił się do rozmowy Mihram, zabierając głos po raz pierwszy.
- Jesteśmy zaś od lat - dodał jego ojciec, kiwając przy tym głową. - Jeżeli chcecie odpocząć i się posilić to zapraszamy do siebie. Co prawda luksusów w chacie nie znajdziecie, to jednak ciepła strawa z pewnością pokrzepi.

Mężczyzna przyjrzał się przy tym wierzchowcom, a następnie Tallorienowi i białowłosej. Wyraźnie czegoś szukał i nie znalazł, o czym świadczyła pionowa zmarszczka na jego czole, wyrażająca zatroskanie. Wzrok który spoczął na dwójce podróżnych, miał w sobie zarzewie podejrzenia, które bynajmniej nie należało do pozytywnych. Czyżby brał ich za uciekinierów?
- Nie chcemy się narzucać - odparła ogoniasta, wyraźnie zamierzając zaproszenie odrzucić.

- Oh taaaak! Będzie super! Chodźmy, chodźmy, chodźmy! - podbiegł do dziewczyny, złapał za rękę i pociągnął w kierunku dwóch myśliwych.

- Tal najwidoczniej doczekać się nie może - Mihram zwrócił uwagę z nieco szerszym nim poprzednio uśmiechem. Wyraźnie wizja goszczenia ich w chacie ojca spodobała się młodszemu mężczyźnie, chociaż raczej nie chodziło tu jako tako o samego młodzika, który z takim entuzjazmem do owej gościny podchodził.

- Spadania z drzewa też nie mógł - mruknęła pod nosem białowłosa, widać jednak przy tym było że dłużej oponować nie zamierzała.

- A panienka imię jakieś posiada? - zapytał, jednocześnie zwracając uwagę dziewczynie że jako jedyna swego miana jeszcze nie podała, Hram.

- Na imię mi Księżyc - odparła, ruchem dłoni przywołując wierzchowce, które to posłusznie na owe zawołanie przybiegły. - I skoro Tal nie ma nic przeciwko to z chęcią gościnę przyjmiemy - dodała oficjalnie, podejmując przy tym próbę by chociaż część nieufności, którą odczuwała, zatuszować.

- Księżyc? Jak ten na niebie? No, teraz go nie ma. To znaczy… Jest, tylko go nie widać, wiesz? Ojej! Jak fajnie! Konik polnyyyyyy! - rzucił się w trawy skacząc za insektem. Przy okazji nie omieszkał rozpylać drobnych kropelek wody z ubrania.

- Bardzo… energetyczny ten twój towarzysz - usłyszał nad sobą słowa wypowiedziane przez Mihrama, którym najwyraźniej, choć w milczeniu, przytaknął także jego ojciec o czym świadczyło mruknięcie, które Tal usłyszał zaraz po.

- Niewinny - odparła Księżyc nad głową chłopaka, z wyraźnie brzmiącym w głosie uśmiechem.


Droga do chaty trwała dłużej niż określenie “niedaleko” mogło sugerować. Białowłosa zaraz na samym początku oznajmiła że woli drogę pokonać na grzbiecie swojej klaczy, na co obaj mężczyźni zareagowali skinięciem głów, a Mihram na dodatek zaproponował iż pomoże jej wsiąść. Coś zdecydowanie było nie tak z towarzyszką Tal’a, a przynajmniej takie odnosił wrażenie, tyle że nie wiedział co było nie tak, a biorąc pod uwagę różnorodność fauny i flory, jaka wypełniała owe leśne odstępy przez które zmierzali do chaty, szybko o owym problemie zapomniał.


W końcu jednak dotarli na miejsce i dobrze, bo nogi które niosły młodzika, zaczynały mu sprawiać problemy, nie słuchając się i nie chcąc z nim współpracować w kwestii poruszania się. Podobnie jak brzuch, z którego raz za razem wydobywały się zastraszająco głośne odgłosy. Miał też wrażenie, że coś próbuje go zjeść od środka, chociaż nie czuł przy tym bólu, a tylko takie dziwne uczucie, wcale nie przyjemne i z pewnością nie należące do tych, których by chciał jakoś często doświadczać.

Sama chata była budowlą prostą, acz zadbaną o czym świadczyła czysta podłoga ganku, a także okna, w których widać było firanki. Nigdzie nie brakowało deski, dach był równy i brakowało w nim dziur, a z komina wydobywała się smużka dymu. Nie dało się także nie poczuć zapachu, który ściśle współpracował z tym co działo się w brzuchu chłopaka, powodując głośniejsze burczenie.
- Mihram zajmie się waszymi końmi - poinformował Hram, jednocześnie wydając synowi nakaz. Księżyc nic przeciwko nie miała, całą swoją uwagę poświęcając drewnianej budowli. Jej ogony drżały ze zniecierpliwienia, sprawiając wrażenie jakby chciały dziewczynę siłą zaciągnąć do środka gdyby podjęła próbę walki.
- Głodni? - zapytał starszy łucznik, uśmiechając się domyślnie i prowadząc ich w kierunku drzwi.

- Chodźmy, chodźmy! Tam tak ładnie pachnie! Co tak ładnie pachnie? Dlaczego tak pachnie? Jak tu ładnie! - zachwycił się i niemal przykleił do pleców mężczyzny chcąc jak najszybciej wejść do środka.

No i w końcu się doczekał, bo przecież długiego odcinka drogi do drzwi nie mieli, a i żadne najwyraźniej spowalniać owego zmierzania do celu nie zamierzało. Po otwarciu drzwi w nozdrza uderzyła ich ta sama woń co poprzednio tyle że ze zdwojoną siłą, sprawiając że młodzieńcowi zakręciło się w głowie, co było bardzo ciekawym doświadczeniem. Księżyc musiała dzielić z nim te odczucia, bowiem przystanęła i tak nieco niepewnie zaczęła przez chwilę wyglądać. No ale przecież stać przed drzwiami nie wypadało, szczególnie że gospodarz ruchem dłoni zapraszał do wspaniale pachnącego wnętrza. Jak nic trzeba było przekroczyć próg chaty i dowiedzieć się o co chodzi z tym zapachem.
- To będzie nasz obiad - Hram poinformował Tal’a, zostawiając łuk oparty o ścianę i zmierzając do pieca, na którym stał sporych rozmiarów garniec. W izbie znajdował się także stół z czterema krzesłami, królując na samym jej środku. Była także szafa pod jedną ze ścian, i skrzynia pod każdym z dwóch okien. No i były dalsze drzwi, a konkretnie cztery takowe, nie licząc tych, którymi weszli. Co się za nimi kryło, pozostawało tajemnicą, bowiem drzwi były zamknięte a widzieć przez nie Tal nie potrafił, trzeba by je otworzyć.

No ale ciekawszym od drzwi był zapach, którego źródłem, jak młodzieniec stwierdził dość szybko, był właśnie ten stojący na piecu garnek.
- Siadajcie, zaraz wam nałożę - zaprosił Hram, podnosząc pokrywkę z garnka, czym spowodował znaczne nasilenie się tej przyjemnej woni, która nie pozwalała skupić się na niczym innym jak właśnie ten garnek.

Chłopakowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Natychmiast zajął miejsce przy stole i z niemal nabożną fascynacją wpatrywał się w gospodarza. Co było niezwykłe, nic nie mówił. Obserwował każdy ruch Hrama zupełnie zapominając o mruganiu. Tylko cudem wciąż pamiętał o nabraniu kolejnego oddechu, a kiedy talerz z ziemniakami oraz mięsem z dodatkiem marchewki i grzybów wylądował przed nim, przez chwilę gapił się w niego. Nagle złapał garść jedzenia i niewiele myśląc, lub właściwie wcale nie myśląc, wepchnął je sobie do ust. Oczy w jednej chwili rozszerzyły mu się.
- Aaaaaaaaa! Aua! Aaaauaaaaaaaaaa!

Wystrzelił zza stołu machając rękami. Gwałtownie nabierał i wypuszczał powietrze, ale ani myślał, co w zasadzie odpowiadało stanowi faktycznemu, pozbyć się gorącej zawartości z ust. W końcu temperatura zmalała na tyle, że mógł pogryźć i przełknąć.
- Aua… - burknął niepocieszonym tonem ponownie siadając przy stole ze zwieszoną głową.

Owemu “aua” towarzyszyły salwy śmiechu, które raz po raz wydobywały się z ust mężczyzny. Najwyraźniej gospodarz nie miał zamiaru współczucia okazywać biedakowi, a jeżeli nawet to zbytnio był zajęty próbami opanowania kolejnych wybuchów śmiechu i jednoczesnego nakładania kolejnych porcji strawy na talerze, by się tym kłopotać.
- Skorzystaj z tego - podpowiedziała Księżyc, wskazując na twór z drewna, który leżał przy talerzu. - I jedz powoli. I podmuchaj zanim włożysz jedzenie do ust - udzielała mu kolejnych rad, sama czekając na nie wiadomo co. A może właśnie o to chodziło by czekać?

Popatrzył na nią, a potem na talerz. Pociągnął nosem, po czym skorzystał z rad. Najpierw pierwszej, następnie drugiej, ale nim zdecydował się włożyć jedzenie do ust patrzył na nie z niepewnością. W końcu zamknął oczy i zdecydowanie włożył łyżkę do ust. Otworzył badawczo jedno oko. Zaczął żuć. Ostatecznie uśmiechnął się szeroko do moonrii z nieprzełkniętym jeszcze jedzeniem.
- To działa! Dziękuję!

- I nie mów gdy jesz - dorzuciła kolejną radę, kręcąc głową z uśmiechem i sama też za jedzenie się zabrała. Wkrótce dołączył do nich zarówno Harm jak i syn jego, który zająwszy się końmi, wszedł do izby akurat w chwili, w której czwarty talerz znalazł się na stole.

Przez kilka długich minut w chacie panowała cisza przerywana jedynie odgłosami jedzenia i trzaskiem polan w piecu. Każdy skupił się przede wszystkim na tym by wypełnić boleśnie pusty żołądek, który to przypadł mu w udziale wraz z narodzinami. Milczenie nie mogło jednak trwać wiecznie bowiem ludzie tak już mieli, że gdy stole się zebrali większą grupą, języki im się rozwiązywały i słowa padały. To zaś że przy stole w chacie dwójki łuczników nie tylko ludzie siedzieli, zdawał się nie tamować ciekawości młodszego.
- To gdzie zmierzacie, jeżeli zapytać wolno - rozpoczął rozmowę, zmniejszając przy tym nieco tempo jedzenia.

Tal spojrzał na niego zapominając o żuciu. Przeniósł je następnie na jedyną w chacie kobietę.
- Właśnie! - powiedział zapominając także o tym, że miał nie mówić, gdy je.

Dziewczyna jednak nie wyglądała na chętną do odpowiedzenia na zadane jej pytanie. Spokojnie, jakby nie usłyszała ani tego zadanego przez łucznika, ani także słów Tal’a, jadła sobie dalej jakby nigdy nic.
- Widać powody mają by nie dzielić się informacjami - po chwili niezręcznej ciszy wtrącił się Hram, spoglądając to na syna, to na ogoniastą pannę, która to takowych informacji skąpiła.

- Nie wiem - odparła dziewczyna, odkładając łyżkę, gdy tylko mężczyzna skończył mówić. - Znam jedynie kierunek i osoby które winniśmy spotkać. Reszta nadejdzie sama we właściwym momencie - nie wydawała się być szczególnie zmartwiona owymi brakami w posiadanej wiedzy co do celu ich podróży. Wręcz przeciwnie, na twarzy Księżyc malował się spokój, jakby w pełni ufała wytycznym które otrzymała. Skąd jednak? Tego nie wyjaśniła.

- No to nie za ciekawie - podsumował Mihram krzywiąc się przy tym. - Tak bez znajomości celu podróżować. I zapasów też widzę nie macie. Któż was w tą drogę wysłał jeżeli…

- To nie twój interes synu - wtrącił się mu w zdanie ojciec, spoglądając na młodzieńca karcącym wzrokiem. - Jeżeli mnie stare oczy nie mylą to tylko jedna siła za ową wyprawą stać musi, a tej sprzeciwiać nikt się nie powinien. Jeżeli potrzeba wam zapasów to służymy pomocą. Droga którą obraliście wiele niebezpieczeństw może nieść, a panienki towarzysz nie wydaje się być zdolny by im stawić czoła. Bez urazy młodzieńcze, ale wojak z ciebie żaden - zwrócił się do Tal’a z ojcowskim pobłażaniem malującym się na obliczu.
Tal z kolei patrzył po wszystkich nierozumiejącym wzrokiem z otwartymi ustami.

- Ale… Ale… Ja nie rozumiem… - burknął pod nosem z założonymi rękami i obrażoną miną. Nagle jednak rozpromienił się.
- Będziemy spotykać? Innych będziemy spotykać? Jak fajnie! Lubię spotykać. Nowi są fajni! Kiedy spotkamy? Jacy oni są? Kto to jest? Dlaczego właśnie oni?

- Kiedyś zrozumiesz, dziecko - odparł Hram, kiwając głową z miną człowieka który posiadał wiedzę daleko przekraczającą tą, którą poszczycić mógł się Tal. Wiedzę o życiu i jego blaskach, jego cieniach, wzlotach i upadkach.

- Tak, będziemy spotykać - dodała Księżyc uśmiechając się łagodnie. - Droga nasza wieść będzie przez odludne tereny jednak faktycznie, niebezpieczeństw z pewnością na niej nie zabraknie. Nie wiem jeszcze jakie one być mogą, jednak zawrócić nie możemy - dodała, słowa te kierując do najstarszego w tym gronie człowieka.

- Pozwól zatem że przez jakiś czas wraz z synem wam potowarzyszę. Nie żyjemy na takim pustkowiu by nie być świadomymi kim jesteś, a i twój towarzysz bez wątpienia nie jest taki jak my, szarzy mieszkańcy tej krainy. Nie jesteśmy szczególnie bogobojni, jednak gdy same Moce ścieżki nasze krzyżują z istotami wyższymi, nie godzi się by im pomocy nie udzielić. - Hram mówił z powagą i nutką czci, która się w wypowiadane przez niego deklaracje, wkradła. Najwyraźniej widział w dziewczynie kogoś, kogo Tal nie widział, a może zwyczajnie nie zdawał sobie sprawy z tego że nie była ona pierwszą lepszą istotą jaką spotkał.

- Będziemy wdzięczni - odpowiedziała na tą propozycję Księżyc, wzrok kierując na swojego towarzysza. - Prawda? - uśmiechnęła się przy tym wesoło, jakby towarzystwo dwójki łuczników miało być czymś niezwykle interesującym i ciekawym i zdecydowanie zabawnym.

- O tak, tak, tak! Będzie fajnie, zobaczycie! - pisnął podekscytowany.
- Kiedy będziemy mogli iść się spotykać? Kiedy kogoś spotkamy? Kto to będzie?

- To się dopiero okaże - wyjaśniła mu Księżyc, dodając zaraz - To taka niespodzianka.

- Miejmy nadzieję, że będzie miła - dorzucił szczyptę realizmu Hram, jednak i na jego ustach malował się uśmiech, chociaż nie tak szeroki jak na ustach Mihrama, któremu podróż w towarzystwie ogoniastej dziewczyny najwyraźniej bardzo do gustu przypadła.
- Jeżeli odpoczęliście to wyruszyć możemy jak tylko zbierzemy zapasy. W którym dokładnie kierunku udać się chcecie? - starszy mężczyzna zwrócił się z tym pytaniem do Księżyc, która bez wahania wskazała dłonią na jedną ze ścian. - Tego się właśnie obawiałem - westchnął Hram. - No cóż, miejmy nadzieję że Moce spoglądają na was stale i swą opieką otaczają bowiem wszelka pomoc, czy to ziemska czy boska, się wam i nam przyda - podsumował, wstając od stołu i zbierając naczynia.

- Będzie się działo! Będzie radośnie! Będzie super! Idźmy! Chodźmy, chodźmy! - złapał Księżyc za rękę i zaczął ciągnąć ją do drzwi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 21-12-2017 o 02:53.
Alaron Elessedil jest offline