Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2017, 08:42   #107
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Panna Stone podparła się pod boki, rozglądając wokoło. Szatniarz był doprawdy upartym człowiekiem, toteż nie pozostało jej nic innego jak cieszyć się jego miną, gdy w końcu zdjęła płaszcz oraz delektować zainteresowaniem gości kabaretu, którzy zauważyli jej wejście.


Cieszyła się tylko, że za plecami miała postawnego “lokaja” Orłowa, który swą posępną miną i rozpalonym spojrzeniem temperował zakusy większości dżentelmenów, by poznać niezwykłą damę.
Na widok Andrei Carmen uśmiechnęła się i podeszła zmysłowym krokiem do jej stolika, siadając obok bez zaproszenia.
- Niestety, szatniarz popsuł niespodziankę dla ciebie. - Powiedziała z rozbawieniem.
- Oh… myślę, że… jeszcze wiele niespodzianek, przed nami. - mruknęła zmysłowo Andrea wodząc palcem po brzegu dekoltu sukni. Rozejrzała się dookoła i uśmiechnęła widząc, wiele spojrzeń skupionych na Brytyjce. Niektóre zaciekawione, niektóre zszokowane, wiele łakomych. Uśmiechnęła się popijając wina.- Stawiasz mnie w dość kłopotliwej sytuacji, ciężko mi się będzie skupić na czymś innym niż twojej garderobie.
- To z pewnością najbardziej pożądany dla mnie komplement, jednak... - Carmen nachyliła się w jej stronę, prezentując wycięcie dekoltu - ... Nie wierzę ci, kochana. Potrafisz być zimna w ocenie jak nóż. Nie jesteś... łatwa. A ja nie szukam łatwych rozwiązań. - Mrugnęła do niej poufale.
- Masz na coś ochotę? Ja stawiam. To bardzo dobry, pod względem gastronomicznym, lokal.- rzekła z uśmiechem Andrea przyglądając się, to mężczyźnie który towarzyszył akrobatce, to jej samej. Popijała różowego szampana mówiąc.- Na mnie czekają ostrygi w sosie z trufli i szafranu.
- Jeden wielki afrodyzjak - uśmiechnęła się Carmen, po czym dotknęła pociągłym ruchem palców uda Jana Wasilijewicza.
- Wybierz coś dla mnie.
- Tak madame.- Orłow skłonił się sztywno i ruszył zamówić coś dla swej pani. Kobiety przez chwilę zostały same.
- Zaintrygowałaś mnie… rano… tak jak i zaintrygowała mnie ta wizyta. Dużo wiedziałaś o wrogu. Za dużo by nie był ci już znajomy.- zaczęła mówić z uśmiechem Corsac.
- Chcesz wyciągnąć ze mnie zeznania? - Zapytała Carmen, drocząc się z nią. - Czy mogę liczyć na tortury?
- Oczywiście…- Andrea założyła nogę na nogę i zaczęła wodzić obutą stopą po łydce Brytyjki powoli i zmysłowo.- .. na bardzo długie i intensywne tortury. O ile mi nie uciekniesz, jak poprzedniej nocy.
- Pozwoliłabyś mi? - zapytała Carmen, obserwując jej poczynania i tylko przeciągając się zmysłowo pod wpływem dotyku.
- Uciec? Tak… Niestety jest pewna granica, po której to zniewolenie przestaje nabierać smaku.- mruknęła w odpowiedzi Corsac, leniwie wędrując stopą od łydki po wewnętrzną stronę uda Brytyjki. - Ostatnio przecież pozwoliłam, nieprawdaż?
- Tak i nie ukrywam, że tym także ty mnie zaintrygowałaś. Lubię... czuć się wolna. Nawet gdy jestem zniewolona. Paradoks, prawda?
- Paradoks…- mruknęła zmysłowo Andrea oblizując wargi. Po czym dodała.- Ale przez ciebie zbaczamy z tematu. O co chodzi z tymi mumiami i czemu tak naprawdę opuściłaś Egipt?-
Tymczasem nadchodził już kelner z zamówieniem Corsac, a Orłow… pewnie czekał, by osobiście odebrać posiłek dla swej pani.
- A co dostanę za te informacje? - Zapytała Brytyjka, czekając aż posiłek Corsac zostanie podany.
- Zaspokojenie mojej ciekawości… nie jest dość cenne?- zabierając się za jedzenie smakołyku Andrea pocierała leniwie stopą majteczki Carmen.- Nie uważasz też, że należą mi się jakieś wytłumaczenia po tym jak twoi znajomi wpadli z niezapowiedzianą wizytą?
- To nie są moi znajomi i wątpię, by mnie szukali. - powiedziała Carmen z poważną miną, wciąż w duchu licząc na to, że to prawda. - Ostatnio napadli na muzeum, z tego co wiem. Ewidentnie chodziło o eksponaty. Oni czegoś szukają. Oczywiście, mam podejrzenia czego, ale... myślę, że samo zaspokojenie twojej ciekawości to za mało, kochana. Nie będę udawać, zależy mi na spotkaniu z tym Archibaldem, skoro ten człowiek dysponuje wiedzą i zbiorami archeologicznymi. Zabierz mnie na spotkanie, a powiem ci, co wiem. - Zaproponowała, wiedząc, że rozmawia z kobietą interesu.
- Dorzuć do tego jeszcze twoje towarzystwo i twoją wolność tego wieczoru i tej nocy i… możliwe, że się zgodzę.- uśmiechnęła się wesoło Andrea.- Twój lokaj też może być słodkim dodatkiem.
- Widzę, że lubisz się targować. - Odpowiedziała podobnym uśmiechem panna Stone - Moje towarzystwo masz, bo to kwestia przyjemności a nie umowy, ale dobrze... dorzucę moją wolność na tę noc... i mojego sługi. W zamian jednak, gdy już powiem ci, co wiem, zastanowisz się czego te paskudy mogły szukać w twojej posiadłości. podejrzewam, że jednak musisz mieć tam coś, co pochodzi z Egiptu. Może nie ozdoby, a broń…
- Broń? Brzmi bardzo intrygująco. Usiądź mi na kolanach i szepcz swoje słodkie sekrety… a zabiorę cię na przyjęcie Archibalda.- mruknęła wyraźnie podekscytowana słowami agentki.
Carmen wyglądała, jakby się zastanawiała przez chwilę po czym niespiesznie uniosła się z siedzenia i kręcąc biodrami w rytm muzyki przeszła do Corsac, by z gracją artystki estradowej opaść jej na kolana. Jedną dłonią chwyciła się poręczy krzesła przy tym, podczas gdy drugą złapała kieliszek milionerki i przystawiła do jej ust.
Andrea łapczywie upiła nieco trunku i musnęła języczkiem dekolt Brytyjki powoli smakując skórę.
- Cóż mogę ci powiedzieć... - Carmen odstawiła naczynie i faktycznie nachyliła się nad uchem Andrei, od czasu do czasu muskając je wargami. - Jak wspominałam jestem fascynatką archeologii, choć... oczywiście mam swojego konika, czy raczej legendę, której tropy śledzę w swojej pracy. Czy słyszałaś cokolwiek o Hekesh?
- Nie… nie słyszałam nic.- zadumała się Corsac wodząc dłonią i po udach agentki, gdy zjawił się Orłow z tostami z kawiorem i masłem czekoladowym.
- Gdzie postawić madame? - zapytał uprzejmie.
- Koło mnie. Szybko chyba stąd nie zejdę. - Uśmiechnęła się Brytyjka, wracając do szeptów.
- Nie chcę cię zanudzać. to taka starożytna królowa, matka zła. W każdym razie zatrudniłam się jako asystentka na wykopaliskach, gdzie mogło dojść do odkrycia czegoś związanego z Hekesh. I wtedy pierwszy raz spotkałam te... mumie. Pojawiły się znikąd i zaczęły niszczyć cały obóz archeologiczny. - Mówiła Carmen, przeplatając prawdę i kłamstwa, które w sumie kłamstwami nie do końca były, po prostu opierały się na losach innych osób. Ot teraz wykorzystała rolę jaką Aisha oficjalnie spełniała na wykopaliskach, by mieć wpływ na profesora i jego odkrycia.
- Interesujące…. a co takiego ciekawego… jest w tej Hekesh? - mruknęła Andre wsuwając dłoń między uda kochanki i spoglądając na Orłowa dodała żartobliwie.
- Wyglądasz na znudzonego… więc może wycałuj i wymasuj stopy swej pani. -
Rosjanin klęknął więc i ujmując prawą stopę Brytyjki, pozbawił ją obuwia i zaczął całować i pieścić palcami oraz językiem.
- Co takiego ciekawego jest w tej królowej zła ? - zamruczała Corsac językiem wpierw skrapiając dekolt akrobatki ostrygą, a potem zlizując te wilgotne ślady z jej wyeksponowanego biustu.
Carmen zamruczała, odchylając głowę i poddając się przyjemnym pieszczotom. Dopiero po chwili powiedziała:
- Jedną z jej domniemanych mocy jest właśnie przywoływanie martwych... może ona zrobić z nich całą armię nieumarłych... jeśli więc oni istnieją. Może legenda w jakimś stopniu jest prawdziwa?
- To całkiem rozsądna… dedukcja. Ale nie mów, że akurat armia truposzy wywołuje twe podniecenie. Jaki to ekscytujący skarb opisuje legenda Hekesh. Złoto, klejnoty? - mruczała Andrea, językiem utrudniając koncentrację Brytyjki. A może to były usta jej kochanka i język liżący jej stopę? Albo palce Corsac masujące jej intymny zakątek przez majteczki?
Carmen jęknęła.
- Jest jeszcze gorzej... interesuje mnie sama prawdziwość tego mitu. Nieumarli, którzy wstają z grobu... czy to nie fascynujące? - zapytała, po czym dodała z uśmiechem - Ale oczywiście, w grobowcu Hekesh powinno być wiele skarbów, choć mnie samą interesują przede wszystkim jej szczątki... mam nadzieję, martwe. - Spojrzała oceniająco na Corsac, bowiem do głowy wpadł jej szalony plan wykorzystania pragnienia bogactwa milionerki. - A może... chciałabyś mi pomóc w poszukiwaniu klucza do tego grobowca? Mogłybyśmy się podzielić tym, co znajdziemy, wszak nie jestem pazerna, mi zależy przede wszystkim na tym, by przekonać się, że matka zła jest faktycznie martwa.
- A jeśli nie jest? - zapytała zamyślona Corsac i pocałowała usta Brytyjki. - Pomyśl też co zrobisz jak znajdziesz. Interesuje cię bycie królową nieumarłych?
- Brzmi fascynująco, ale... nawet ja nie jestem aż taką idealistką. A jeśli nie jest martwa... no cóż, nie ukrywam, że twój pokaz siły w posiadłości zrobił na mnie wrażenie i wiem, że... mogę potrzebować wsparcia. - Carmen polizała jej wargi, po czym przyssała się do warg Corsac w namiętnym pocałunku, pocierając swoim języczkiem jej języczek.
- To dobry…- mruknęła po pocałunku Andrea, a Carmen poczuła jak Orłow pozbawia jej drugiego bucika i usta jego pieszczą lewą stopę akrobatki. -... pomysł. Opowiedz coś więcej o Hekesh. Kim była i co może posiadać, poza armią truposzy do wybicia?
Choć trudno było się skupić, Carmen opowiedziała jej legendę o królowaniu Hekesh, którą sama usłyszała, jedynie pomijając z niej kwestie, które interesowały Aishę - odbudowania potęgi Egiptu.
- Lędźwie Hekesh… panowanie nad potworami? - zamruczała Andrea wodząc ustami po szyi i dekolcie uwięzionej Carmen. Brytyjka wpadła bowiem w pułapkę języków, jej i swego kochanka. A palce między jej udami wodziły sugestywnie.- Chciałabyś je zdobyć dla siebie? Zobaczyć tylko? Bo przecież nie ujawnić światu. Pomyśl jaki by to wprowadziło chaos.
- Może cię to zdziwi, ale na razie... chcę tylko dowiedzieć się czy to prawda. Podobno wcześniej przed moim przybyciem został odnaleziony klucz do grobowca, mapa. Poszukuję tego przedmiotu.
- W tym nie mogę pomóc. Nie znam się na kluczach i mapach. Archibald… - zadumała się wyraźnie.- … to… sama nie wiem… Jest człowiekiem interesu, ale ma szerokie horyzonty. Może coś o tym wiedzieć. Jest bardzo oczytany.
Carmen pokiwała głową, wtulając się w ramię kochanki.
- Znasz więc mój sekret i... pamiętaj, że ci zaufałam.
- Cóż… łączy nas wspólny interes, trudniej o mocniejszą więź.- wymruczała Andrea cmokając czule szyję dziewczyny. - Co jeszcze wiesz… masz już jakieś wskazówki na temat miejsca… potencjalnego miejsca, gdzie owe lędźwia leżą?
- Niestety nie... - powiedziała Carmen i by zająć myśli Corsac chwyciła jednego z tostów i ugryzła drapieżnie... pozwalając strużce czekolady i kawioru ściekać z ust po brodzie... aż na dekolt.
- Szkoda…- usta Corsac przylgnęły do brody Carmen, a potem ześlizgnęły się na dekolt wodząc lubieżnie językiem po skórze.- … a co jeszcze użytecznego dla naszej spółki, wiesz?
Tymczasem Orłow błądził już ustami po łydkach Brytyjki. Ta pogładziła go czule po włosach.
- Niewiele... ciężko mi skupić myśli... - wyprężyła się pod dotykiem warg Andrei.
Corsac… zamyśliła się przerywając na moment pieszczoty.
- Jestem dziś w dobrym nastroju, więc… zdradź teraz swój kaprys. A go spełnię. Nawet jeśli to będzie wypuszczenie cię z mych objęć.- zachichotała dziewczęco.
Brytyjka zamyśliła się.
- Nie wiem na ile możemy sobie pozwolić, ale chcę byś mnie dziś pieściła... - wskazała Orłowa - jego rękami, jego ustami... tak jakby jego ciało było twoim. Zapewniam, że Jan potrafi wywiązać się z roli i słuchać poleceń.
- Tutaj… na oczach publiczności? - zażartowała Andrea i spojrzała na Orłowa u stóp agentki.- Możemy sobie pozwolić na wiele. Mam co prawda parę spraw do załatwienia, ale nic co nie może poczekać do jutra. A ty?
- Wieczór i noc, jak było w umowie, należą do ciebie. O świcie jednak zniknę... albo po śniadaniu. - Zaśmiała się Carmen.
- No dobrze… sprawdzę twoje słowo. Zdejmij swej pani majteczki mój drogi i załóż szpilki. Wychodzimy stąd. No chyba, że przeraża cię ta wizja?- zapytała na koniec samą Carmen testując jej odwagę i śmiałość.
- Budzi dreszcz emocji. - Wyznała, po czym dodała - Wolałaby tego uniknąć, ale słowo się rzekło…
- Moja pani.. wstań.- mruknął Orłow wsuwając buciki na stopy dziewczyny, podczas gdy Andrea wzruszając ramionami dodała.
- To przerażające, bo wiesz że będą się patrzeć. Wodzić spojrzeniem za tobą. Pewnie zaszokujesz wielu… ale… jest w tym coś… szaleńczo podniecającego.
Carmen spojrzała na Orłowa. Trochę to przypominało sytuację, gdy pieściła oralnie kochanka a jej pośladki i kobiecość były wystawione na widok wszystkich, którzy spojrzeli w niebo. Przełknęła ślinę i wstała, by niespiesznie zdjąć majteczki i wręczyć je Andrei.
Korsykanka też wstała, a wraz z nią kilku mężczyzn… zapewne jej eskorta. Kobieta powoli schowała bieliznę Carmen w swym dekolcie i podała półnagiej Brytyjce dłoń.
- Idziemy? - zapytała z ciepłym uśmiechem, gdy Orłow podnosił z kolan.
- Zdecydowanie. Marznę. - Odpowiedziała Brytyjka podając jej dłoń.
Ruszyły razem oczywiście przyciągając wiele spojrzeń. Carmen czuła wzrok na swym ciele i łonie. Widzieli ją w tak bezwstydnym stroju i sytuacji. Dobrze że sala była słabo oświetlona.
- Wali ci serce jak młot, twarz pali ogniem wstydu, jest ci gorąco? - zapytała szeptem Andrea. - Adrenalina wypełnia ci żyły?
- Odbyłaś już taki spacerek, że tak dobrze to wiesz? - zapytała Brytyjka, starając się trzymać fason i nie poddawać panice. Znów miała ochotę rzucić tę misję i uciec gdzieś daleko na skraj świata.
- Może? - stwierdziła enigmatycznie Andrea i dodała z uśmiechem. - Widzę, że dla ciebie to nowe… doświadczenie.
Objęła Brytyjkę w pasie dodając.
- Oczy które na ciebie patrzą wypełnione są pragnieniami, ale to ty masz kontrolę nad sytuacją. Przekuj swą słabość w siłę. Zamiast się wstydzić swej nagości, okaż przekorę. Albo pozwól, by twe własne lęki cię pożarły. Twój wybór.
- Mówisz tak, jakbym się kryła lub łamała, a to nieprawda. A może na to liczyłaś? Obie możemy jeszcze siebie zaskoczyć, Andreo Corsac... - Carmen uśmiechnęła się lekko.
- Ale drżysz…- uśmiechnęła się Korsykanka i przytuliwszy kobietę zachłannie do siebie pocałowała namiętnie. -... a to czuję. I z reakcji twego ciała wysnuwam wnioski. -
Dotarły do szatni, gdzie wreszcie Brytyjka mogła okryć swą nagość płaszczem. I wyszły na zewnątrz. Tam już padało… ale też czekała na nich limuzyna Korsykanki.


Biały ekstrawagancki krążownik szos, który czekał na Andreę i jej gości. Niewątpliwie coś szybkiego i drogiego. Coś w guście samej Corsac.
Carmen szła wtulona w kobietę, pozwalając jej czuć się tą “silniejszą”.
Wsiadły obie to całkiem wygodnego pojazdu. Można było się tu rozsiąść i napić trunku. Szampan mroził się w kubełku. Po obu kobietach, wsiadł także i Rosjanin z kamienną miną.
Andrea pomogła Brytyjce zsunąć z siebie płaszcz i rzekła.
- Jeśli mamy wejść w spółkę, będę musiała mieć większą kontrolę. Będę musiała dorzucić pomocnika, który będzie składał raporty mi. Żebym miała rękę na pulsie.
- Hmmm a jakbyś to widziała? - Zapytała Carmen i namiętnie wpiła się w szyję kobiety, ocierając się o nią swym ciałem.
- Mam paru zdolnych… agentów, godnych zaufania… utalentowanych. Mających dostęp do mojej sieci transportu i zasobów. - Andrea poddała się pieszczocie ust kochanki, sama jednak sięgając dłonią do pasa Orłowa i rozpinając jedną dłonią jego spodnie, by wydobyć na wierzch jego pomniczek… wynik widoku jaki rozciągał się obok niego. - Ty będziesz miała kontrolę… nad… sytuacją. A on będzie… moją opinią i pomocną… dłonią.
- Jeśli będę zajomwać się tę sprawą, nie ma problemu, ale mam nadzieję, że nie wymagasz, by towarzyszył mi non stop... - powiedziała Carmen siadając okrakiem na Andrei i przez ramię zerkając na to, co robiła z Rosjaninem. Agentka starała się przy tym zachować trzeźwość osądu... choć widok był doprawdy rozpraszający uwagę.
- Zdejmij ten gorsecik... zasłania widok, a ja ręce mam zajęte.- jedną masowaniem męskości Orłowa, który cierpiał katusze nie mogąc pozwolić sobie na poniesienie się swym pragnieniom, a drugą pieszcząc nagą pupę Brytyjki.- Oczywiście że nie… cały czas. No chyba, że ci się on spodoba…- zachichotała wesoło. -... lub ona. Niemniej nie musi się ciebie trzymać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Carmen niespiesznie zaczęła rozwiązywać krótki gorsecik, który zasłaniał jej piersi.
- W porządku... wstępnie. Zobaczymy jak wybierzesz tę osobę na ile będzie... kompatybilna z nami. No i lepiej żeby odnalazła się w starciu z umarlakami... jeśli znów na nich natrafimy. - Mówiła z przerwami, ocierając się o kochankę nagim łonem. Po chwili również jej piersi zostały uwolnione z okowów krępującej bielizny.
- Zgoda…- musnęła językiem szczyt piersi Carmen i zacisnęła dłoń na włóczni Rosjanina, wodząc po niej. -... nie martw… się. Będzie odpowiednia.
Spojrzała na Orłowa i uśmiechnęła dodając.- No… nie musisz już się lenić... zajmij się nią..
Puściła go po to by sięgnąć ku kwiatuszkowi Brytyjki.
- Twoja pani już czeka na ciebie. - szepnęła rozchylając jego płatki.
Carmen spojrzała jej w oczy i przygryzając wargę, przytuliła się bardziej do kobiety, wypinając w kierunku Orłowa pośladki.
- A co z tobą? - szepnęła Corsac do uszka, pieszcząc je językiem.
- Mamy całą noc, a ja mam jeszcze jedno spotkanie… - mruknęła Andrea, a jej dłonie zacisnęły się na piersiach drapieżnie masując je. Carmen poczuła dłonie kochanka na pośladkach, a potem jego twardą nieustępliwą obecność w sobie. Szybkie silne ruchy bioder, gwałtowne i dzikie. Wszak długo cierpiał udając obojętność i całą swą niecierpliwość przelewał na intensywne ruchy bioder poruszające całym ciałem agentki. Jęknęła głośno z bólu i rozkoszy, otaczając szyję Andrei ramionami. Coraz mniej o niej myślała, coraz bardziej skupiając się na kochanku. Wszak dla nich baraszkowanie z obserwatorką stanowiło dodatkowe urozmaicanie.
- O taaak... właśnie taaak... - mruczała, gdy się w niej zanurzał.
Obserwatorka zresztą nie była tym razem obojętna i spokojna. Rozkoszowała się tym co widziała i dołączała do zabawy delektując się dwoma ocierającymi się krągłościami piersi Carmen. Masowała, ściskała te skarby, pieszcząc je drapieżnie. Silne ruchy bioder kochanka dodawały ognia zabawie. A potem jeszcze chwycił agentkę za włosy i pociągnął za nie zmuszając ją do wygięcia się do tyłu. Jego celem z pewnością było ułatwienie zabawy Andrei dwoma krągłymi owocami rozkoszy, które to pieściła swymi dłońmi. Nawet jeżeli Brytyjka planowała jakieś veto, nie miała szans wyrwać się tej dwójce. Była zabawką w ich rękach i co gorsza podniecało ją to. Czuła jak wszelkie blokady w niej puszczają. Andrea pewnie nie zdawała sobie sobie sprawy ze stanu umysłu akrobatki w tej chwili, całując i ugniatając drżące i falujące piersi Brytyjki. Ale Orłow z pewnością miał tego świadomość, władczo trzymając Carmen niczym swoją zdobycz. Raz po raz kolejnymi sztychami doprowadzając ją do przyjemnego szaleństwa. Do tego dochodziło drżenie wywołane jadącym automobilem. I świadomość, że ktoś mógłby podejrzeć te wyuzdane figle… choćby tylko teoretycznie.
- Och... mój... - nie dokończyła, bo z jej ust wyrwał się jęk, gdy przez ciało przeszedł spazmatyczny dreszcz rozkoszy.
- To było rozkoszne przedstawienie. Bardzo podniecające.- mruknęła Andrea i westchnęła smętnie. - Niestety… póki co… na tyle mnie stać. Wkrótce dojedziemy na miejsce i będę musiała was zostawić samych w mej limuzynie.
Carmen zsunęła się z niej.
- Postaramy się niczego nie popsuć. - Powiedziała okrywając się płaszczem, a Orłow poprawił garderobę wracając do roli posłusznego sługi.
- To dobrze…- odparła pobłażliwie Andrea poprawiając sukienkę i zerknęła przez szybę automobilu. - Chyba wkrótce dojedziemy. Wy zostańcie… tutaj. Zejdzie mi z godzinę. Limuzyna i zawartość barku jest do waszej dyspozycji. Są tam też jakieś przysmaki.
- Ale główne danie znika... - Carmen zrobiła smutną minkę, po czym dodała - Wracaj szybko, bo możemy nie mieć już sił potem!
Wtuliła się w Orłowa, gestem posiadaczki przejeżdżając po jego torsie.
- Wolałbym kobietę.- mruknął cicho Rosjanin całując w czuprynę Carmen, gdy Andrea wyszła.- Nie wiem kogo nam ona podeśle, ale to z pewnością będzie jej agent i donosiciel. Przy całej swej hojności Andrea to niebezpieczny sojusznik, więc… jej agenta lub agentkę… musimy przekabacić na naszą stronę. Nie da się go z pewnością przekupić, nie da odwołać do patryjotyzmu… trzeba będzie uwieść. Dlatego samolubnie wolałbym, by podesłała kobietę. Ale to ty możesz wpłynąć na jej plany. Nie ja.
- I mam patrzeć jak to robisz? - westchnęła, po czym dodała cicho - Nie wychodź za bardzo z roli.
Wydawało jej się to wszak nieco podejrzane, że zostali sami w samochodzie Andrei, która wszak dysponowała wieloma technologiami, o których nawet agentka brytyjskiego wywiadu nie mogła marzyć, bo nie wiedziała o ich istnieniu.
- Niech będzie... jeśli spyta mnie o zdanie. - Rzekła kwaśno.
- Jeśli madame sobie życzy… mogę być wobec niej wstrzemięźliwy. I zostawić tobie przekabacenie jej wtyki w łóżku. Zniosę łatwiej kobietę niż mężczyznę, a przypuszczam że Andrea wyśle kogoś zaufanego. Kogoś z kim sama sypia.- odparł czule Orłow schodząc z pocałunkami niżej.
- Nie, może to nawet lepiej, gdy weźmiesz to na siebie. Ja ostatnio... gorzej sobie z tym radzę. - Rzekła zamyślona Carmen.
- Jak sobie życzysz.- uśmiechnął się czule Rosjanin i cmoknął ją w policzek. -Wiesz dobrze, że jesteś wyjątkowa, prawda? Wyjątkowa dla mnie.
- Mówisz tak, bo ci płacę. - Zachichotała, bawąc się rolą i potarła nosem o jego nos.
- Płacisz mi też pani … za pozbawianie cię płaszczyka i całowanie po stopach i udach…- zamruczał Rosjanin rozchylając połę płaszcza Brytyjki.- Powinniśmy pani skorzystać z tego miejsca.
Otworzył barek odsłaniając szampana i trufle w czekoladzie.
- Corsac lubi luksusy. - ocenił znalezisko.
Zasłoniła się znów, drażniąc z kochankiem.
- Czyń honory, mój wierny sługo. - poleciła, wskazując szampana.
- Tak jest pani. - rzekł Rosjanin i sięgnął po szampana jak i kieliszki. Po czym nalewając trunek wyznał.
- Przyznaję, że nigdy nie byłem na Czarnym Lądzie, a ty?-
Carmen też nie była tam. Osławiony Czarny Ląd… serce afrykańskiego kontynentu. Niezmierzone dżungle i sawanny. Orłow wydawał się podejrzewać, że tam właśnie kryją się osławione Lędźwie Hekesh. I mógł mieć rację. Paradoksalnie bowiem większość obszaru nazywanego Czarnym Lądem, była nadal białą plamą na mapach. Idealnym miejscem na kryjówkę czegoś takiego.
- Nie byłam. - Powiedziała, upijając szampana. - A czemu myślisz, że akurat tam? Poza tym, że dla nas to teren nieznany?
- Niegdyś Egipt obejmował swym obszarem cały Nil, aż po jego tajemnicze źródła. Nie tak jak teraz… jedynie sam górny Nil. Poza tym, gdzie ty byś ukryła swe miejsce do odprawiania tajemniczych rytuałów? - zapytał uprzejmie Orłow nie wychodząc z swej roli.
- Pewnie pod wodą, ale to ja... egipska królowa mogła faktycznie woleć ziemię i bardziej dzikie otoczenie, które samo będzie jej strażnikiem. - Pogładziła mężczyznę po policzku - Niemniej to wciąż zbyt rozległy teren by zacząć poszukiwania bez mapy.
- Niestety. A i sama wyprawa będzie wymagała wielu przygotowań. - zgodził się z nią Rosjanin zamyślony wyraźnie, dodał. - A wiesz że możesz mieć rację? Ponoć źródłem Nilu jest wielkie słodkowodne morze w środku kontynentu. Przynajmniej takie teorie słyszałem.
Westchnęła.
- Dlatego potrzebujemy tej mapy.
- Swoją drogą… ciekawe co kryją owe lędźwia. Szkoda że nie wiemy więcej o samej Hekesh i jej historii. Mogłoby to dać nam więcej informacji na temat tego co możemy spotkać. A może nawet na temat Aishy i jej możliwości. Wątpię by mumie były jedynym co potrafi… w końcu rzuca klątwy. Co jeszcze może ona i jej siostry? - zadumał się Orłow.
- Więc mi wierzysz... - to ją w sumie zdziwiło. Nigdy nie rozmawiali z kochankiem na temat magii i ich własnego do niej podejścia. Po chwili jednak wróciła do wątku. - Dlatego myślę, że tak ważna jest dla nas znajomość z tym Archibaldem, który nawet jeśli nie jest naszym AC, to powinien dysponować sporą wiedzą. Możemy też wykorzystać twoje pieniądze i przez muzeum poszukać jakichś specjalistów z tego okresu…
- Widziałem chodzących nieboszczyków. Trzy razy. Trudno być sceptycznym w takiej sytuacji. - stwierdził krótko Jan Wasilijewicz nalewając Carmen kolejną lampkę szampana. - Możemy to zrobić jutro. Może dowiemy się więcej.
- Pomyślimy... na razie musimy usatysfakcjonować naszą gospodynię. - Uśmiechnęła się upijając szampana i podając kieliszek Orłowowi - Pij, będziesz łatwiejszy. - Zażartowała.
- Nie…- mruknął w odpowiedzi kochanek odstawiając kieliszek i chwytając Carmen za nogę. Pozbawiwszy ją pantofelka umieścił stopę kochanki na swym kroczu, by czuła nią budzącą się bestię w jego spodniach. Wodząc palcami po łydce Carmen mruczał. - Powinienem cię bardziej rozluźnić i przygotować na wszystkie pomysły Andrei. Wszystkie szalone pomysły.
- Myślisz, że może być gorzej? - zapytała, przesuwając się na bok siedzenia, by dać mężczyźnie swobodny dostęp do swych zgrabnych nóg. Wciąż jednak okrywała się płaszczem.
- Gorzej? Nie wydajesz się specjalnie cierpieć, gdy cię ona całuje i pieści?- zapytał retorycznie mężczyzna wodząc palcami po łydce i udzie agentki, w zmysłowym i delikatnym masażu. Mimo że jej pragnął, co odczuwała wyraźnie pod swoją stopą. - Ten pojazd ma odsuwany dach. A jeśli wpadnie na pomysł, byście ukazały światu swój nagi biust?
- A czy mogę jej odmówić? - zapytała Carmen uśmiechając się odrobinę smutno. Nie był to czas ani miejsce, by mówiła Orłowowi, że choć pociąga ją pomysłowość Corsac, to świadomość, że kobieta ta zajmuje się handlem ludźmi i zdobywa wszystko przymusem bynajmniej nie pomagała w ociepleniu względem niej prawdziwych uczuć Brytyjki.
- Nie. Nie możesz… Tylko czy chcesz jej odmówić?- westchnął mężczyzna, także z powodu delikatnego nacisku jej stopy, na swą armatkę. - Może umieć zauważyć fałsz, więc muszę sprawić, byś była jak najbardziej… naturalna.
Palce stopy Carmen powolutku zaczęły się poruszać.
- Jesteś pewien, że robisz to dla niej? - zapytała.
- Nie.. nie dla niej…- mruknął speszony jej słowami. Spojrzał na nią gniewnie, wiedząc że przyłapała go na kłamstwie. - Pragnę cię… teraz.
- Żałujesz, że to nie ty kazałeś mi spacerować półnago? - Carmen drażniła się z jego apetytem, ograniczając się wyłącznie do poruszania stopą.
- Jestem prostym człowiekiem Carmen. Żałuję że nie zaciągnąłem w szatni w jakiś ciemny kącik i nie rozkoszowałem się tam tobą.- szepnął Orłow drżąc z pożądania i prężąc się dumnie pod jej stopą. Jego dłonie wodziły opuszkami palców po wyprostowanej nodze Brytyjki.
- I jesteś na moich usługach... - przypomniała mu z uśmiechem - Rozepnij spodnie. - Wydała polecenie, patrząc mu w oczy.
- Tak madame…- Orłow puścił jej nogę, jego dłonie zajęły się uwalnianiem bestii, rozpinając spodnie i odsłaniając wyraźnie napiętą bieliznę, skrytą pod nimi. Kuszący namiocik, kryjący owego “dzikiego kochanka”.
Carmen uśmiechnęła się pożądliwie.
- Muszę przyznać, że twoja strategia rozgrzewania mnie działa. - Wyznała i znów wydała polecenie. - Odsłoń go.
- Jestem tu by ci służyć madame. - bezczelnie skłamał. Jego oczy mówiły co innego. Przeszywały ją. Równie dobrze mogła być naga, bo i tak czuła jak jego wzrok wędruje po jej ciele wstydliwie okrytym płaszczem. Orłow zsunął bieliznę, a Carmen mogła się przyjrzeć swojemu dziełu w całej jego twardej okazałości. Rosjanin znów był gotów, by sprawić przyjemność kobiecie.
- Więc służ mi... widokiem. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Pokaż jak się zaspokajasz na samą myśl o mnie.
Miała wrażenie, że się zbuntuje. Że rzuci się na nią, pochwyci za włosy i przyciągnie jej usta do swej dumy. Miała wrażenie, że przeciągnęła strunę. Jego oczy wyrażały gniew i pożądanie. Wyrażały chęć buntu. Rosjanin spiął się w sobie, mięśnie się napięły, pięści zacisnęły. Oczy ciskały błyskawice… tak, przeciągnęła strunę. Orłow wszak nie był takim potulnym kotkiem.

Walczył ze sobą. Obowiązek z dumą, pożądanie z sumiennością, miłość i czułość z wrodzonym samolubstwem.
- Tak madame.- rzekł przez zaciśnięte zęby i jego dłoń objęła ów pal rozkoszy, poruszając się po nim leniwie i powoli. Nie wiedziała czemu… przecież mógł zająć swoimi potrzebami za pomocą energicznych ruchów i zakończyć to upokarzające (w jego mniemaniu) przedstawienie.
- Próbujesz mnie skusić? - Zapytała po chwili, czując jak robi jej się gorąco pod płaszczem. Powoli rozchyliła jego poły, wciąż chłonąc widok pieszczącego się agenta.
- Ja? Ja wykonuję tylko polecenia… madame.- nie zaprzestając pieszczot Orłow wpatrywał się w odkrywane przed nim skarby urody Brytyjki. Jego dłoń nadal sugestywnie błądziła pod drążku sterowniczym jego pożądania.
- Hmmm... zmień dłoń. I podaj mi tę, którą się pieściłeś. - Zażyczyła sobie, wodząc paluszkiem po nagim dekolcie.
- Tak madame…- Orłow przysunął się bliżej swej pani. Teraz to lewa ujęła berło, a prawa przybliżyła się do samej agentki.
Carmen pochyliła się do przodu, eksponując piersi przed wzrokiem kochanka i chwyciwszy jego dłoń w swoją, sięgnęła ustami do palców. Niespiesznie zaczęła oblizywać każdy z paluszków Jana Wasilijewicza, patrząc mu przy tym głęboko w oczy.
- To igranie… źle się skończy.- zagroził Orłow błagalnym tonem. Drżał z pożądania i Carmen widziała jak w jego oczach płonie ogień. Był jak dziki tygrys, którego Brytyjka drażniła źdźbłem trawy muskając nos.
- A kto zaczął? - zapytała i zaczęła ssać pożądliwie wskazujący palec kochanka. Oblizując go co jakiś czas bardzo sugestywnie. Była tak oddana temu zadaniu, że nie zwracała nawet uwagi jak ślinka spływa jej z kącika ust na podbródek.
- Sama się o to ppprosiłaś. - szepnął mężczyzna i jego dłoń zsunęła się nagle niżej. Chwytając drapieżnie za szyję Brytyjki i popychając ją do tyłu, by legła całym ciałem na wygodnym i szerokim siedzeniu limuzyny. Orłow puścił swoją męskość, by pochwycić za udo kochanki i zarzucić jej nogę sobie na ramię. Zamierzał po prostu ją posiąść, bez względu na sytuację i na jakikolwiek stawiany opór. Stracił nad sobą kontrolę.
Carmen walczyła, ale po prawdzie sama chciała przegrać i go poczuć. Miała do niego słabość tym większą im bardziej dziki okazywał się w łóżku. I choć jako agentka innego wywiadu powinna poczuć się zagrożona, gdy złapał ją za szyję, jako kochanka tylko jęknęła z pożądania.
Trzymając ją stanowczo, ale delikatnie, z jej nogą opartą o swe ramię Orłow sięgnął swym orężem do jej bramy rozkoszy i posiadł ją władczym ruchem. Jego twarda obecność wypełniła jej kobiecość i zmysły. A kolejne sztychy przyszpiliły ją do siedzenia. Nie był delikatny rozkoszując się podbojem i nie dawał jej chwili wytchnienia. Jego dłoń puściła jej szyję i czule, acz namiętnie chwyciła za lewą pierś ściskajac i miętosząc ów słodki owoc pożądania niczym swoją własność.
- Jesteś... nieposłuszny... - ni to szepnęła ni wyjęczała, przyciśnięta do siedzenia Carmen. W tej sytuacji zupełnie straciła możliwość jakiegokolwiek manewru, mogąc jedynie służyć ciałem swojemu “lokajowi”.
- Tak madame…- stwierdził posłusznie, nie przejmując się jednak faktami. Trzymając dłoń na jej piersi i drugą obejmując jej lewe udo, poruszał gwałtownie biodrami z satysfakcją i pożądaniem patrząc na jej nagie ciało drżące od doznań i piersi falujące w rytm intensywnych pchnięć. Nie zamierzał dać chwili wytchnienia Brytyjce, wyraźnie zaznaczając kto jest osobą dominującą.
I właśnie w tej chwili.. drzwi limuzyny otworzyły się i Andrea zajrzała do środka. Uśmiechnęła się ironicznie mówiąc.
- Widzę, że nie nudziłaś się, moja droga.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline