Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2017, 15:51   #61
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
32 maja 1853


Gdy tylko wampir otworzył oczy zastał swoją narzeczoną siedzącą obok na posłaniu. Ubrana była w elegancki skromny strój i wyraźnie zestresowana.


- Dobry wieczór kochany. - Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Dobry wieczór - podniósł się całując ją. - Jeśli pozwolisz, szybko skoczę się umyć oraz ubieram się. Będę gotowy. Wspólnie damy radę kochanie cudowne moje.
Ekscytację czuł, jednak także pozytywne wibracje energii. Lubił działać oraz być naprawdę potrzebny. Dyskusje bankowe niewątpliwie stanowiły pole jego wsparcia dla Charlotty Ashmore.
Ghulica uśmiechnęła się na jego słowa i przeszła z nim do łazienki.
- Panna Dosett przyjęła Sally do pomocy w kuchni i przy domu. Będzie spała w oficynie i dostawała posiłki. - Kobieta oparła się o futrynę drzwi obserwując myjącego się mężczyznę.
- Wspaniała nowina - ucieszył się. - Czy może przybył także ktoś od lady Florence? Oraz co powinienem wiedzieć przed negocjacjami? - ruszył do łazienki. Wprawdzie mył się, jednak słuch wspaniale potrafił wyłuskać słowa Charlotty nawet wśród pluskania wody.
- Nikogo na razie nie było. - Wampir czuł na sobie spojrzenie ghulicy. Czuł jak narasta w niej podniecenie, a jednocześnie głowa się uspokaja. - Musimy podjąć decyzję czy dalej brniemy w bajeczkę o kuzynostwie czy też zdradzamy informację o tym, że jesteśmy parą.
- Wydaje mi się, iż możemy nie ukrywać tego. Jako kobieta mająca partnera zawsze będziesz lepiej widziana przy sprawach banku, niżeli panna. Przynajmniej oceniając po obecnych relacjach damsko - męskich.
- Tak… pewnie byłoby to dużo prostsze tylko przydałaby się porządna wymówka, czemu wcześniej mówiłam, że jesteś moim kuzynem.
- Ależ wcale nie. Możemy być wszak dalekimi kuzynami. Wiesz kochanie, tam skąd pochodzę, ze Szkocji, małżeństwa rodzinne nie są czymś wyjątkowym, jeśli tylko pokrewieństwo nie jest bliskie.
- Pozostaje mi mieć nadzieję, że masz większy dar przekonywania niż ja. - Charlotta uśmiechnęła się i wycofała się do salonu, pozwalając wampirowi się na spokojnie ubrać w przygotowany przez nią strój. - W kuchni jest królik jakbyś miał ochotę.
Skinął dziękując. Później zaś do kuchni, do łazienki oraz do ubrania się w odpowiedni strój na spotkanie oraz pasujący do eleganckiej kreacji Charlotty. Narzeczona zaczekała na niego pewnie po raz któryś z rzędu przeglądając księgi rachunkowe. Widać było, że jest spięta. Całe podniecenie z obserwowania wampira w kąpieli prysło gdy tylko ponownie skupiła się na pracy. Gdy przyszedł do salonu odłożyła czytaną księgę i zarzuciwszy płaszcz dała się sprowadzić na dół.

Tuż przy wejściu zastali wycierającą kurze Sally. Dziewczynka została umyta, panna Dosett mocno skróciła jej też włosy, których zapewne nie była w stanie rozczesać i upięła wysoko, tak by dało się nasadzić odpowiedni biały czepek. Teraz Gaheris bez trudu był w stanie ocenić, że miała jakieś 15 lat. Widząc ich, dziewczynka najpierw uśmiechnęła się szeroko, a potem skłoniła głęboko.
- Dobry wieczór, Państwu. - Mówiła powoli, starając się odtworzyć w głowie ćwiczoną przez cały dzień formułę.
- Dobry wieczór, proszę panienki. Cieszę się mogąc cię widzieć i … jak się czujesz? - zaczął podobnie modelowo, jednak kontynuował już normalnie oraz zrozumiale. Posłał jej wesołą minę. Faktycznie bowiem, Charlotta miała genialny pomysł. Wydawało się, iż dziewczyna stara się oraz ma szansę wyrwać się poza sferę, która dotychczas stanowiła dla niej coś naturalnego.
- Dobrze! - Dziewczyna wyraźnie się ucieszyła.
- Sally! - Głos Panny Dosett dobiegł do nich zza zamkniętych drzwi jej pokoju. - Miałaś się skupić na sprzątaniu!
- Przepraszam. - Mała pokłoniła im się, widać było że jest bardziej rozbawiona niż wystraszona, ale posłusznie pobiegła do swojej opiekunki. Po chwili usłyszeli głośne przeprosiny i oburzony głos starszej pani.
- Proszę się na nią nie gniewać, panno Dosett oraz dzień dobry - poprosił także przez drzwi oraz powitał landlady wampir. Aczkolwiek nie był przekonany, czy kobieta usłyszała. Zresztą tak czy siak musieli już iść. Przynajmniej przypuszczał tak. Przy takich spotkaniach warto być trochę wcześniej, niżeli zbyt późno pojawić się.

Charlie uśmiechnęła się tylko i ruszyła lekko pociągając wampira za ramię w stronę czekającej na nich przed kamienicą dorożki. Dopiero gdy ta ruszyła, odezwała się.
- Panna Dosett musi ją odrobinę dyscyplinować, jeśli Sally chce zajmować się czymś innym niż żebranie. Uwierz mi na słowo to dobra nauczycielka.
- Może racja, własciwie oczywiście racja. Wspominałaś bowiem Charlie, że znacie się nie od dzisiaj. Jednak jakoś polubiłem ją. Dobrze, że nie jestem nauczycielem, bowiem pewnie rozpuściłbym ją bardzo mocno. Przyjmujemy jakąś koncepcję rozmowy? Dobry rycerz i zły Saxon? Albo coś podobnego.Aha, jeszcze jedno pytanie. On będzie miał dużo pieniędzy, ale jeśli zaproponuje, że nie weźmie ich, tylko podwyższy kapitał banku. Oczywiście miałabyś większość, ale może chciałby tak zrobić, co dałoby mu stanowisko Vice-dyrektora. Pozwoliłoby mu to także zachować twarz.
- Hm… może powinnam być zazdrosna skoro tak lubisz rozpieszczać inne kobiety. - Charlie wtuliła się w jego ramię. - Chyba jedyna rzecz na jaką mogę się zgodzić to to by był udziałowcem i jednym z kierowników. Wtedy mógłby mieć mniej niż 25% udziałów.
- Powinien na to przystać, ponadto jego pieniądze bardzo podniosłyby bank. Oraz zamiast pracować przeciwko, pracowałby dla siebie oraz ciebie, przy okazji. 25% udziałów przecież to tak czy siak strasznie wielka fortuna.
- Tak… wielka. - Usłyszał uśmiech w głosie Charlie. Nagle dotarło do niego jakimi pieniędzmi dysponuje jego narzeczona. Toż Panna Ashmore, miała ponad 50% udziałów. - Powiem tak… nie myśl o biznesie. Pieniądze większe mniejsze, kupimy to. Najlepiej by mieli po tym spotkaniu dobre wrażenie i nie zatruwali nam potem życia.
- Kochanie piękne, jestem wampirem. Mi pieniędzy nie trzeba o tyle, że jeśli zechciałbym, wielu z tych bogaczy oddałoby swoje pieniądze bez zmrużenia okiem. Jednak jestem także rycerzem, uważam, że lepiej podejść do sprawy honorowo. Nie martw się, podczas negocjacji zrobię wyłącznie co będziesz potrzebować - wyjaśnił swoje stanowisko niespecjalnie łapiąc poprzednie zdanie.
- Czyli co? - Charlotta odsunęła się i spojrzała nie niego z uśmiechem. - Czego według ciebie potrzebuję?
- Podczas negocjacji? Nie wiem. Chwilkę się przyglądnę tamtemu panu, posłucham oraz będę czekał, żeby się włączyć do akcji. - Chciałam ci po prostu powiedzieć, że gorzej raczej nie będzie. Jeśli tylko uda ci się jakoś dogadać z Beringiem bardzo nam to pomoże, jeśli polubi cię całe towarzystwo… to byłoby najspokojniejsze przejęcie banku w dziejach tego miasta.
- Polubi mnie. Wiesz właściwie nie będą mieli wyboru, żeby się we mnie niemal zakochać.
Charlie westchnęła ciężko, choć wampir wyczuł, że zrobiła to bardziej teatralnie niż by miała ku temu powód.
- Tak… trudno się w tobie nie zakochać. - Gaheris wyczuł w jej głosie wiele ciepła i nutkę nowego choć bardzo znajomego uczucia. Podniecenia. - A jak myślisz, czego potrzebuję poza spotkaniem. - Wampir wyczuł jak jej ciało rozgrzało się, jakby już samo wypowiedzenie tego zdania przywołało u niej przyjemny dreszcz.
- Może czegoś bardziej intymnego? - uśmiechnął się. - Dzisiaj po spotkaniu pojedziemy do klubu, ale stamtąd wracamy mając mnóstwo czasu dla siebie kochanie moje - powiedział czule. Jednak właściwie dziewczyna zaczynała go trochę przerażać pod względem pewnych potrzeb.
Charlotta oparła się grzecznie w dorożce.
- Wczoraj czułam się odrobinę… - Wampir zobaczył jak jej mina spoważniała. Widział jak szukała w swojej głowie właściwego słowa. - …jak zawalidroga. Florence jest na pewno wspanialsza i… bardziej pociągająca. - Jej oczy skupione były na mijanych budynkach. Dorożka wjechała do dzielnicy wielkich gmachów.
- Jednak przy wszystkich jej zaletach, chcę być z tobą, a nie z nią. Dla mnie jesteś najbardziej pociągająca, najpiękniejsza oraz najwspanialsza. Owszem lubię ją, potrafi być przyjemnie, ale też tylko tyle.
Charlie uśmiechnęła się lekko. Teraz wampir już nawet nie był pewny czy bardziej niepokoiło ją dzisiejsze spotkanie czy wczorajsze igraszki ze starszą.
- A ty czego potrzebujesz kochanie? - Zerknęła na niego.
- Chciałbym mieć ciebie przy boku. Może dzieci? Wiesz, wampiry nie mogą normalnie mieć potomstwa, lecz może moglibyśmy kiedyś adoptować? Jeślibyś się zgodziła. Chciałbym mieć ładną posiadłość, gdzie moglibyśmy spacerować, jeździć powozem, właściwie kiedy myślę sobie, chciałbym spokojnej egzystencji obok właśnie ciebie - odpowiedział zamyślony. - Choć chciałbym się także zajmować bankiem, poznać ów twój kraj, nauczyć się go, piękna moja, jednak tamte wcześniejsze chyba byłyby istotniejsze jednak.
- Za nic nie przypominasz jednej z tych krwiożerczych bestii o których pisze się w książkach. - Dorożka zatrzymała się przed solidnym gmachem. - Oto i on.


Charlotta dała sobie pomóc przy zejściu z powozu i wspólnie ruszyli w stronę głównego wejścia. Widząc narzeczoną Gaherisa błyskawicznie stawiła się obok nich grupa mężczyzn, którzy odprowadzili ich do eleganckich schodów prowadzących na piętro. Wampir bez trudu dostrzegł, że jeśli chodzi o obsługę, są to głównie mężczyźni, dopiero na zapleczach i w niewielkich pokoikach na piętrze dostrzegł kobiety piszące na maszynach. Jeden z elegancko ubranych mężczyzn otworzył im drzwi i nagle znaleźli się w sali, której większą część zajmował rozległy stół. WIększość miejsc była już zajęta. Nigdzie jednak nie było widać obecnego właściciela banku. Charlotta powstrzymała grymas, ale Gaheris bez trudu rozpoznał, że nie jest zadowolona.
- Panowie, pozwólcie że przedstawię mój narzeczony Henry Ashmore. - Wokół zapanowało dziwne poruszenie, Do uszu Gaherisa dochodziły szepty, nie raz o nieprzyjemnym zabarwieniu. Jeden z młodszych, stojących pod ścianą mężczyzn wybiegł dosłownie na korytarz.
- Witam panów - wstał oraz elegancko się skłonił. - Mam nadzieję, że tak doświadczeni bankowcy, jak wy przyjmą mnie do swojego grona oraz wesprą swoim doświadczeniem - ogarnął najpierw Nadwrażliwością całe towarzystwo, potem zaś uśmiechnął się do nich. Przeciwnie do Charlie pasowało mu, że nie ma Baringa. Prawdopodobnie bankier planował, żeby towarzystwo zmiękczyło najpierw Charlie. Wejść miał dopiero potem. Jednak zdziwi się, kiedy wejdzie dokładnie w inną kompletnie, pozytywną dla Charlotty sytuację. Zachwyt wsparty Wolą potrafi zdziałać wiele. - Chcę prowadzić ten bank wraz z lady Ashmore, chcę korzystać z waszego wsparcia i chcę, żebyśmy wszyscy odnosili sukcesy - celowo wysuwał się na pierwszy plan, jednak nie zapominając o swojej narzeczonej.

O dziwo po przebadaniu okazało się, że mężczyźni nie byli jakoś bardzo źle nastawieni wobec Charlotty byli zastraszeni. Gdy zwrócił się do nich z użyciem krwi, większości wyraźnie poprawił się nastrój. Podnieśli się z krzeseł i podchodzili kolejno do wampira by się przedstawić.
- Miło mi pana poznać .... cieszę się, że będziemy współpracować … wspólnie damy radę … będziemy twardzi dla wszystkich, którzy spróbują nam przeszkodzić … - oraz tak dalej. Wampir dobierał słowa zależnie od danego człowieka. Ściskał dłonie, mówił jakieś komplementy, rzucał rzeczowymi uwagami, bowiem trochę wszak naczytał się oraz nauczył od Charlotty. Ogólnie rozbrajał minę oraz starał się podkreślić wspólne sprawy, wspólne decyzje, wspólne dochody. Dodawał automatycznie do tego jeszcze Charlottę, jakby podpinając ją pod siebie. Powinno ułatwiać to zaakceptowanie kobiety jako właścicielki banku.

Ciekawe było to, że część mężczyzn mimo dosyć oschłego powitania, oglądała się na Charlie raczej z jednoznacznym zainteresowaniem. Szybko rozpoznał też objawy zazdrości i rozczarowania, które ewidentnie były efektem obwieszczenia ghulicy. Ledwo udało im się zakończyć powitania do pokoju wkroczył znajomy mężczyzna prowadzony przez młodzieńca, który niedawno wybiegł z pomieszczenia.
- Witam. - Baring był wyraźnie niezadowolony, a gdy jego wzrok przesunął się po Charlotcie, niemal wyczuł w nim odrazę.
- Witam szanownego pana. Henry Ashmore, dyrektor obecnie, miło mi pana poznać. Dużo dobrego słyszałem na temat pańskiej wiedzy - powitał uprzejmie częstując go Zauroczeniem wspartym Wolą, czyli silniejszą wersją tego, co wykorzystał wcześniej. Dyscypliny były bardzo mocną bronią każdego wampira. Podobnie było przy mocach rycerza. Umiejętność pozyskiwania przychylności ludzi oraz nieludzi należało do najsilniejszych talentów Rzemieślników. - Cieszę się, że mogliśmy się wspólnie spotkać oraz wspólnie, liczę na takie rozwiązanie, wspólnie pracować.
Baring skupił wzrok na wampirze i Gaheris dostrzegł że nie było w nim śladu niechęci. Ba! Czuł sympatię obecnego dyrektora.
- Och… miło że w końcu Pan się pojawił. Wierzę, że rozmowy w końcu nabiorą jakiegoś sensu.
Wampir poczuł jak Charlotta spina się i zaciska dłoń na jego ramieniu.
- Na pewno, wie pan, jak to jest, drobne nieporozumienia, jak przypuszczam, stanęły na przeszkodzie wcześniejszym rozmowom. Wszak zarówno panna Ashmore, jak pan, jesteście inteligentnymi osobami, rozsądnymi, mogącymi współpracować oraz staracie się wszystkiego najlepszego dla naszego wspólnego banku - rycerz mówił powoli wykorzystując wspaniałą formę wspaniałą formę dyscypliny zwanej Dominacją. Dokładniej ujmując, jej technikę Pamięć opoja. Dziwna nazwa dla mocy potrafiącej zmieniać wspomnienia, albo wprowadzać nowe, nieistniejące nigdy wcześniej wyobrażenia prawdziwych wydarzeń. Dzięki niej potrafił wprowadzić do umysłu bankowca uczucie pewnej sympatii do Charlotty, albo przynajmniej neutralności połączonej ze wspaniałym poziomem gotowości współpracy. Oczywiście dla dobra banku rzecz jasna.
Widać było, że mężczyzna się łamie. Jednak wampira czekało wyplenienie wielu uprzedzeń z tej opornej głowy.
- Usiądziemy? - Baring obejrzał się na chłopaka, który z nim przyszedł. - Tom przynieś wszystkim whiskey.
- Oczywiście bardzo chętnie. Usiądźmy. Przypuszczam, że nasz pierwszy toast będzie za powodzenie banku oraz wspólną, dobrą współpracę, którą wszak musimy dla owego powodzenia dokonać.
Wspólny interes potrafi wiązać wszak największych przeciwników nawet. Wampir tym samym dalej działał na bankowca dając mu wytłumaczenie przed samym sobą: współpraca dla dobra banku. Uważał bowiem, że właśnie tak najbardziej pozwoli Baringowi przekonać samego siebie, że warto dalej ciągnąć wspólny interes oraz być przy Charlotcie. Planował zresztą działać na niego odpowiednio oraz stopniowo, coraz bardziej wymieniając jego bezsensowne uprzedzenia względem niewieściej płci. Szybko zauważył, że czeka go sporo pracy. Gdy Tom przyniósł szklanki, zabrakło naczynia dla jego narzeczonej. W sali zapanowała dziwna cisza, którą Baring w ogóle się nie przejął.
- Cały czas mówi Pan o współpracy, ale z tego co mi wiadomo, “ktoś” chce odkupić ode mnie bank.
- Panie Tom - powiedział twardo rycerz. Baring musiał wiedzieć, że są pewne rzeczy, gdzie nie będzie przeproś. Można kogoś nie lubić, jednak to było nietolerowane chamstwo - chyba zapomniał pan jeszcze jednej szklanki. Rozumiem, że przez przeoczenie, bowiem nawet nie chcę sobie wyobrazić, że to przez celowe działanie - wampir spojrzał na bankowca twardo. - Natomiast co do odkupienia banku. Raczej mówimy o podwyższeniu kapitału oraz współpracy. Tak jak wspomniałem. Chętnie przystaniemy, by był pan bardzo poważnym udziałowcem. Nawet przez myśl nikomu nie przyszło, żeby całkowicie przejąć bank. Chcemy bardzo współpracy dla wspólnego dobra.
Chłopak zerkał to na wampira to na swego pracodawcę. W końcu jednak Baring machnął ręką i po chwili obok Charlotty stanęła szklaneczka ze złotym napojem.
- Rozważaliśmy z Henrym, by nie wykupywać wszystkich pańskich udziałów, umożliwiając w ten sposób pańską dalszą pracę w tym banku. Chcieliśmy zaproponować 15 % udziałów.
Przez chwilę było cicho. Po czym Baring zwrócił się do Gaherisa. Wampir błyskawicznie załapał, że zupełnie zignorował wypowiedź Charlotty.
- Co Pan rozumie przez określenie “poważnym udziałowcem”.
Gaheris odniósł wrażenie, że narzeczona zaraz rzuci w mężczyznę szklanką. Charlotta postawiła sprawę jasno, więc nie mógł postąpić inaczej, niż całkowicie poprzeć jej właśnie opinię. Z drugiej strony należało dać do zrozumienia, że są otwarci na negocjacje. Baring powinien coś ugrać oraz być przekonanym, że zyskał wiele, że można być zadowolonym. Musiał bowiem znać swoje miejsce, ale jednocześnie oceniać swoją pozycję jako stosunkowo dobrą.
- Tak jak panu wspomniała lady Ashmore, 15%. Aczkolwiek dopuszczamy, że ma pan odmienną opinię oraz chętnie wysłuchamy pańskich propozycji - uśmiechnął się do niego zachęcająco szykując kolejne uderzenie na umysł bankowca.
- Wierzę, że jest to przejęzyczenie, Panna Ashmore nie jest Lady. - Baring uśmiechnął się perfidnie. - Bardzo chętnie usłyszałbym pańską propozycję, na pewno jest bardziej przemyślana.
- Jest moją narzeczoną, mister Baring. Szanuję pana umiejętności. Jest pan osobą, która jest kimś, z kim chciałbym współpracować. Ale jeśli jeszcze raz spróbuje pan obrazić Charlottę, to nie będziemy rozmawiali o 15%, ale dużo mniejszej ilości - Gaheris mówił bardzo spokojnie do pewnego momentu. Właściwie wkurzony był, iż Baring przegiął po raz kolejny, ale jednocześnie pasowało mu to bardzo z punktu widzenia negocjacyjnego. Planował bowiem rozpalić w nim uczucie sympatii, ale także strachu. Najbardziej bowiem służy się tym, których się boi oraz kocha jednocześnie. - Proszę nigdy więcej tego nie robić - podkreślił mocno spoglądając na niego wyjątkowo intensywnie oraz bardzo blisko. Tamtemu mogło się zdawać, że na dosłownie moment jego spojrzenie zaświeciło dziwnym blaskiem, który jakby wejrzał ku jego wnętrzu, zaś twarz przypomniała kogoś, kogo stanowczo nie można drażnić. Prawdziwego łowcę. Przy tym była to ta sama twarz, jednak kompletnie inna, taka która kiedy się spojrzy wywołuje najgłębsze lęki. Jednak chwilkę później uśmiechnął się. - Jednak nie mówmy o sprawach mniej miłych. Przyznaję, iż patrząc na pana oraz spotykając osobiście gotów jestem w imieniu swoim oraz lady Ashmore zaoferować 5% więcej. 20% więc. Całkiem ładny pakiet - ponownie wydawał się słodkim miodzikiem.

Baringa na chwilę wgniotło w fotel. O ile do tej pory wokół trwały rozmowy to teraz zapadła nieprzyjemna cisza. Mężczyzna spojrzał na siedzącą obok wampira kobietę wyraźnie uważając ją za przyczynę całego zła, które go spotyka. Charlie wyprostowała się i siedziała teraz sztywno na krawędzi fotela. Wampir widział kątem oka jak jej dłonie zaciskają się w piąstki, tak że aż pobielały jej kłykcie.
- To… ciekawa propozycja. - Bankowiec powrócił spojrzeniem do Gaherisa.
Powstrzymał się przed obrazą Charlotty. Doskonale. Musi zaakceptować jej prawo, choć droga będzie powolna oraz będzie wiodła przez akceptację Gaherisa. Nie wydaje się, żeby była inna możliwość poza siłowym przejęciem.
- Do tego jeszcze stanowisko jednego z kierowników, ja zaś dodam od siebie, że będę umiał wysłuchać pana porad w sprawach bankowych. Bowiem jak wspomniałem, potrafię docenić kogoś, kto długo pracował na swoją reputację oraz posiada wyjątkową wiedzę. Dlatego też wspomniałem o współpracy. Jeśli pan przyjmie ofertę lojalnego partnerstwa, choć innego sobie nie wyobrażam, no cóż, dobrze, zaoferuję panu kolejne 3%, Czyli łącznie 23%. Tyle mogę zaproponować.
Dodał słowa owe wyraźnie, żeby podkreślić, że jest to propozycja ostateczna. Pozwalała ona wycofać się Baringowi godnie. Wszyscy bowiem słyszeli owe słowa. Bankowiec mógł być przekonany, że wynegocjował maksa.
- Cóż… jeśli będę doradzać “Panu”. - Bankowiec wyraźnie podkreślił ostatnie słowo. - Ten bank potrzebuje silnej “męskiej” ręki.
- Będę dyrektorem, więc siłą rzeczy mnie. Oczywiście Charlotta Ashmore, jako posiadaczka udziałów ma tutaj swoje miejsce w Radzie Nadzorczej, ale bezpośrednie kierowanie bankiem, jak pan wie, to sprawa dyrekcji oraz odpowiednich służb.
Twardogłowy straszliwie człowiek. Trzeba było łamać go powolutku, ucząc nowej roli niczym dzikiego zwierzaka. Zbyt szybka przemiana mogłaby go jedynie zbiesić. Faktycznie bowiem Gaheris planował wysłuchiwać wielu porad Baringa, uczyć się oraz powoli zmieniać coraz bardziej jego nastawienie wobec Charlotty.
- Czy wobec tego możemy wznieść toast za bank, za współpracę oraz za wspólne powodzenie? - spytał unosząc kielich.
Baring całkowicie nieświadomy planów wampira uśmiechnął się.
- Wobec tego. - Bankowiec podniósł swoją szklankę z whiskey. - Za bank i wasz “małżeństwo”.
Teraz już Charlotta musiała chwycić się sukni by nie uderzyć siedzącego obok starszego mężczyzny. Tymczasem Gaheris spokojnie wypił, ale jednocześnie dał znać Baringowi, że pogrywać sobie nie może.
- Szanowny panie - zwrócił się na bok ku mężczyźnie imieniem Tom, który pierwszy pobiegł po Baringa oraz nie przyniósł szklanki Charlotcie. - Czy mogę znać pana nazwisko?
- Whiston proszę Pana. - Chłopak stanął prawie jak wojskowy.
- Ładne nazwisko - przyznał wampir. - Panie Whiston, wobec tego proszę się czuć, jako swobodny człowiek, który powinien sobie poszukać nowej pracy.

Stanowiło to także swego rodzaju demonstrację dla innych, że wysłuchiwanie Baringa przeciwko nowej właścicielce może się zakończyć bardzo źle. Wcześniej mogli jeszcze liczyć właśnie na niego, ale obecnie Baring zgodził się być mniejszościowym udziałowcem oraz doradcą. Kwestia więc zwolnień zależała od nowego szefostwa oraz lojalności wobec własnie niego. W sali ponownie zapadła grobowa cisza. Chłopak zapowietrzył się i wyglądało, że zaraz zemdleje. Całą tą atmosferę przerwał dopiero spokojny głos Charlotty.
- Wystawimy panu dobre referencje, Panie Whiston. - Obróciła się w stronę innego ze stojących pod ścianą chłopaków. - Whipple przynieś proszę wszystkie dokumenty, nadszedł czas byśmy złożyli kilka podpisów.

Blondyn wyskoczył z sali niemal jak oparzony, najwyraźniej obawiając się, że sam zaraz zostanie zwolniony. Baring w tym czasie zrobił się na twarzy czerwony, Gaheris nie zdziwiłby się gdyby mężczyzna zaraz umarł na jakiś zawał. Właściwie trochę głupio było rycerzowi. Whiston pewnie rzeczywiście był człowiekiem Baringa wykonującym jego polecenia wszystkie, jednak kto wie, czy miał jakąkolwiek wolę w tym zakresie? Jednak było istotne jeszcze jedno. Pokazanie, że Baring jest nielojalny wobec swoich ludzi, że nie warto na niego stawiać. Trzeba było rozbić sznureczek zależności od niego oraz wiarę ludzi. Baring miał być świetnym bankowcem, ale też tylko bankowcem. Bogatym, mającym duże możliwości realizowania się na rynku finansowym, jednak bez podskakiwania. Tyle pokazu wystarczyło.
- Pozostali panowie oczywiście nie muszą się niczego obawiać - dodał uśmiechając się do reszty osób. - Panie Whiston, na prośbę panny Ashmore mógłbym rozważyć pana zatrzymanie. Ale to już pan musi ją przekonać do siebie.
Mężczyzna spojrzał na Charlottę z nadzieją, ale wyglądało na to, że narzeczona jest w nastroju daleko odbiegającym od wybaczania komukolwiek. Wampir nabrał pewności, że kobieta będzie bez problemu potrafiła rządzić bankiem żelazną ręką.
- Czy… czy mógłbym zaproponować Pani cherry. - Whiston postanowił mimo wszystko zawalczyć o swoje. Charlotta spojrzała na niego, a stojąca przed nią szklanka z nieruszonym whiskey już prawie podrywała się do lotu.
- Możesz. - Cierpkość jej głosu odrobinę przypominała niechęć z pierwszej nocy gdy ją poznał. - I pomóż dla Whippla z papierami.

Charlotta była arcygenialna. Właściwie powinien zatrudnić się u niej jako wampirze wsparcie, bowiem jej postawa negocjacyjna była iście świetna. Wręcz brakowało mu słów na opisanie tego, czego właśnie dokonała. Jednak nie mówił tego głośno, lecz zasiadał sobie spokojnie pozornie czekając na przyniesienie dokumentów. Nie czekali zbyt długo i stół wypełniony został licznymi dokumentami, ze wstępnymi ustaleniami dotyczącymi kwot i ewentualnego podziału stanowisk. Były to papiery, które stanowiły jedynie podstawę do sporządzenia właściwych umów. Charlotta pokrótce przedstawiła zawartość i po chwili rozgorzała dyskusja. O ile Gaheris orientował się jako tako o co chodzi to żargon używany przez zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi utrudniał mu ocenienie szczegółów. Podziw wzbudzał sam fakt, że stojący pod ścianą pomocnicy, wiedzieli kiedy nalać komu jaki alkohol, lub kiedy podać cygaro. Minęły prawie dwie godziny nim wszystkie podpisy zostały złożone i zostali z Charlottą sami w pustej sali.
- Milady Ashmore - powiedział cicho, kiedy byli kompletnie sami. - Jestem pod pani szalonym wrażeniem. Jest pani nie tylko obłędnie piękna, wspaniale seksowna, ale też doskonała negocjacyjnie. Nie tylko kocham panią, ale też szczerze podziwiam. Co pani na to, żeby już stąd ruszyć? - spytał właścicielkę banku.

Charlie wypuściła powietrze, jakby dopiero teraz mogła odetchnąć.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego. On zaś na jej uśmiech odpowiedział podobnym. - Tak chyba możemy opuścić to miejsce. Dam Baringowi chwilę na zabranie swoich rzeczy z gabinetu.
- Chłop jest niczym podkowa, albo kowadło. Twardy, jednak powoli da się przekuć. Zmądrzeje - wstał podając dziewczynie ramię. - Wobec tego ruszajmy. Do klubu stąd jest daleko, czy spokojnie podejdziemy piechotką?
- To kawałek, ale … chyba przyda mi się spacer. - Delikatnie ujęła wampira pod ramię, nagle wydawał się być potwornie krucha.
- Wspólnie damy radę. Zawsze łatwiej, kiedy wspomaga cię kochające ramię - spokojnie wyszli z banku, żeby poczuć powiewy londyńskiego wiatru. Ruszali do Carltona oraz Gaheris chciał spotkać swoją małą wampirzą przyjaciółkę. Charlotta przytaknęła ruchem głowy, potrzebowała wsparcia i to nie tylko w tej sprawie. Jeśli było więcej mężczyzn takich jak Baring i musiała to znosić codziennie…
 
Aiko jest offline