Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2017, 21:05   #282
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko miała wiele pytań. Nie do Akado, lecz do jego niepozornego nauczyciela, który także w jej podróżach pojawiał się i znikał, często pozostawiając jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Jeśli był na ziemiach Hachisuka i próbował powstrzymać mnichów przed wybudzeniem czegoś strasznego prosto z legend, to czemu nie objawił się swojemu słodkiemu uczniowi? Jakże byłoby łatwiej, gdyby Daikun przygotował go na te okrutności, jakie miały mieć miejsce w Shimodzie. Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego na jej barkach zostawił ciężar zadbania o bezpieczeństwo Wilczka?

Tak pochłonęły ją te myśli, że przez kilka chwil w ciszy szła obok młodziana.
-Musiał być dla Ciebie bardzo mądrym nauczycielem -odezwała się w końcu, ciepłym uśmiechem odwracając uwagę od swojego nagłego milczenia -Jaka więc historia kryje się za poszukiwaniami tej broni?

-Mój ojciec był dzielnym bushi, choć z podupadłego rodu. I potrzebował zaskarbić sobie przychylność swego pana. Mnich ów zdradził, że miecz mi przeznaczony ukryty jest głęboko w lesie wśród ruin świątyni z dawnych czasów. Strzeżony przez pradawnego Naga. Mnich przestrzegł że ów miecz należy do mnie i każdemu innemu właścicielowi przyniesie nieszczęście… ale ojciec nie posłuchał wiedząc że taka starożytna katana spodoba się jego panu. I miał rację… niestety.
- Wilczek wyraźnie spochmurniał.- Ojciec pokonał Naga, ale zatruty jego jadem umierał powoli za życia. Jego senior otrzymał miecz i nagrodził moją rodzinę ziemiami. Ale… sam wtrącił się niepotrzebnie w spór innych samurajów. Stanął po złej stronie i stracił wszystko. A my wraz z nim. A potem… miecz znalazłem owinięty w biały jedwab przed chatką w której medytowałem samotnie w górach. Nie wiem skąd się tam wziął, ani jaki był los miecza odkąd wrogowie pana mego rodu zdobyli jego zamek i zrabowali wszystko… uprzednio wyrżnąwszy w pień wszystkich. Czasami zastanawiam się czy mnich powiedział o mieczu memu ojcu wiedząc że i tak po niego pójdzie?

-To trudne pytanie, Akado-kun. Być może miało to być także wyzwanie dla Twego ojca, lecz pokusa przywrócenia chwały Twej rodzinie okazała się zbyt silna. Ciężko się doszukiwać winy w jego czynach, czy w słowach tego tajemniczego staruszka..
-westchnęła Maruiken, wyraźnie poruszona historią Wilczka - Niestety, klanowe intrygi potrafią być okrutne w skutkach. Byle kaprys lub potknięcie się potężnego pana wystarczą, by zniszczyć całe rodziny.
Zbliżyła się do niego, przez co i jego otulił cień rzucany przez ją parasolkę. Bez żadnego ostrzeżenia by młodzian mógł się przygotować, palcami uścisnęła jego przedramię. Na domiar złego temu ruchowi z jej strony towarzyszył czuły uśmiech, a spoglądające na niego oczy błyszczały przygnębieniem z powodu tej niesprawiedliwości jaka go spotkała.
-Gomennasai, Okami-kun. Niepotrzebnie pytałam - szepnęła skruszona - To muszą być dla Ciebie przygnębiające wspomnienia, wszak.. byłeś tylko małym chłopcem, ne? Żadne dziecko nie powinno przechodzić przez takie okropności.

-No cóż…
- uśmiechnął się ciepło Yoru w ten sposób pokazując, że nie żywi urazy za to pytanie. I że nie zauważył żadnych podtekstów czy pokus w związku z kusząco się prezentującym dekoltem kobiety. - … ja w tym czasie ćwiczyłem pod okiem Jisaburo-sensei, mistrza miecza który z racji wieku odłożył daisho na stojak i nie ruszał się ze swej doliny. Mieszkałem u niego przez całe miesiące i tylko od czasu do czasu odwiedzałem rodziców.

Imię Jisaburo nie było Maruiken nieznane. Jisaburo rzeźnik, Jisaburo pogromca, Jisaburo zabójca… słyszała o tym bushi używającym No-dachi i walczącym dla tego kto więcej zapłaci. Bezlitosnym mordercy lubującym się w zabijaniu silniejszych od siebie. Nic dziwnego, że z czasem Jisaburo zszedł z pola walki i zaczął zabijać Oni. W końcu nie było już wśród bushi wojowników stanowiących dla niego wyzwania. Kto by pomyślał, że tego kogo nie mogli pokonać ani ludzie ani potwory, ostatecznie pokona czas.
-A twoje dzieciństwo… jakie było?- zapytał Yoru chcąc podtrzymać rozmowę.

-Obawiam się, że nie było zalążkiem legendy - stwierdziła Leiko wesoło, aczkolwiek opowieść o swym dzieciństwie snuła już z większą powściągliwością w głosie - Nie uśmiechnęło się do mnie żadne Kami, więc większość mego dzieciństwa spędziłam w sierocińcu, razem z pozostałymi dziećmi niechcianymi przez swych rodziców, zapomnianymi przez resztę świata. Ale nie było to złe życie. Miałam wiele sióstr i braci.
Leniwie przymknęła oczy, jak gdyby te przywoływane wspomnienia obudziły w niej prawdziwą nostalgię. Może powodem było jakieś drobne ziarenko, które w jej opowieści akurat nie było kłamstwem. Wszak rzeczywiście miała wiele cudownych siostrzyczek.

-Niestety, rozpętała się wojna, a ta nikogo nie oszczędzała. Ani mężczyzn, ani kobiet, ani dorosłych, ani dzieci. Byłam zmuszona szybko dorosnąć i nauczyć się przetrwać na nieprzyjaznych drogach Japonii. A wtedy dla młodej dziewczyny zagrożenie stanowiły nie tylko demony, lecz przede wszystkim pewnie siebie samuraje, uciekający przed wojną roninowie, byle włóczędzy... -uchyliła lekko powieki, by ze spokojem zerknąć przed siebie. Uniesiony w uśmiechu zaledwie jeden kącik warg dodawał jej kolejnym słowom nieco złowieszczego wyrazu - Niejeden skończył z połamanymi palcami, gdy bezczelnie wyciągał ręce ku mnie lub jednej z moich siostrzyczek.

-To bardzo… smutne, nie znać swojej matki i ojca. Współczuję ci Maruiken-san.
- ze wszystkich sugestii i informacji tylko ta jedna została zauważona przez Yoru. Ale przynajmniej jego współczucie było szczere, a nie środkiem do dostania się pod jej kimono.

-Iye, niepotrzebnie. Jeśli mnie porzucili, to ja nie chciałabym ich poznać. To straszne uczucie, być niechcianym - kobieta wzruszyła ramionami, najwyraźniej już pogodzona z tym smutkiem swego dzieciństwa.
Po chwili przechyliła odrobinę głowę, aby zerknąć na swego towarzysza kącikiem oka. A lśniło ono nie tylko złotem tęczówki, lecz także psotnymi iskierkami.
-Chyba nie uważasz, że brak rodziców czyni mnie teraz jakąś.. wadliwą kobietą? Nie podoba Ci się ta łowczyni, na którą wyrosłam bez ich pomocy? - zapytała podejrzliwie, acz na jej ustach majaczył ledwie zauważalny cień figlarnego uśmiechu. O-kru-tna.

- Nie podoba? To znaczy?… Nie bardzo rozumiem.
- zdziwił się Akado słysząc jej słowa. - Myślę o tobie z najwyższym szacunkiem i nie widzę w tobie nic wadliwego Maruiken-san. Natomiast widzę wadę w sobie… rozkojarzyłem się i skupiłem na rozmowie zamiast wypatrywać Oni.
Nie była to ucieczka od tematu z jego strony. Mówił szczerze. I to chyba było najgorsze. Yoru nie rozumiał zasad związanych z flirtem i nie potrafił rozpoznać kiedy jest uwodzony.

-Nie bądź dla siebie tak surowy. Nie znam żadnego innego mężczyzny, który byłby równie oddany polowaniu na Oni - łowczyni próbowała uspokoić tego młodziana o niewinnej naturze i szlachetnym sercu. Jednocześnie oczami wyobraźni widziała twarz Płomyczka zastygłą w niedowierzaniu, że ktoś może być tak bardzo obojętny na wdzięki jego Leiko-chan. Jemu ani w głowie byłoby wypatrywanie zagrożeń, skoro miałby ją tylko dla siebie w czasie tej przechadzki, która w jego fantazjach zakończyłaby się czymś o wiele przyjemniejszym niż trening z prawdziwymi przeciwnikami. I z tego powodu to nie on jej teraz towarzyszył, a właśnie cnotliwy Wilczek. Teraz był bardziej opanowany, niż kiedy razem podróżowali, a już szczególnie gdy biała zjawa doprowadzała go do gorączki w opuszczonej gospodzie. Czyżby coś się wydarzyło i umocniło czystość jego serca, kiedy ona wędrowała ze swym tygrysem?

-Ale masz rację, odnajdźmy jakiegoś demona. Wprawdzie nie jestem wybranką Kami, ale być może uda mi się jeszcze Ciebie czymś zaskoczyć - i z tymi zagadkowymi słowami ruszyła żwawiej przed siebie.

Westchnienie ulgi jakie posłyszała z ust Wilczka świadczyło o tym, że nic takiego się nie wydarzyło. To wydarzenia z gospody - ciemna noc, biała zjawa i strój łowczyni tak nieprzyzwoicie okrywający jej krągłości wybiły Akado z jego szlachetnej “obojętności” wobec jej wdzięków. Tu jednak Leiko była “cnotliwa” w pięknym acz klasycznym kimonie i prezentując się ślicznie w świetle dnia. Niczym motyl. Ale nie do motyla się wzdycha, ne? Lecz do białej ćmy, która swą zmysłowością przebija się przez zbroję cnoty.

Wilczek wędrował więc z Maruiken przez opuszczone przed laty pola ryżowe w poszukiwaniu zagrożenia i… póki co na żadne nie trafili.
Nie można było powiedzieć, aby Leiko przesadnie wypatrywała zagrożeń. Owszem, odczuwała pewien zawód z powodu tej nagłej nieobecności demonów, które miały w zwyczaju pojawiać się w najmniej ku temu odpowiednich momentach i teraz mogłyby okazać się jej przydatne, lecz nie zamierzała ich specjalnie wywoływać z lasów.

Zamiast tego lawirowała nieśpiesznie pomiędzy poletkami w ziemi, które musiały pamiętać dawniej rosnące na nich morza ryżu, kobiety i mężczyzn pochylonych nad zbiorami. Swemu gorliwemu towarzyszowi pozostawiła baczne wypatrywanie Oni.
-Pamiętasz co się wydarzyło, gdy ująłeś w dłoń moje wakizashi? Jak pod Twym dotykiem zmieniło swój kształt? -tymi pytaniami poruszyła temat, na który nie mieli jeszcze okazji porozmawiać. Nie było to przecież nic, co tak łatwo można byłoby zignorować lub zapomnieć. A tak daleko od wścibskich oczu w Shimodzie, w końcu mogli porozmawiać swobodniej.
Łowczyni przechyliła głowę, spoglądając na Wilczka z łagodnym zainteresowaniem -Zastanawiałeś się, dlaczego tak się stało?

-Iye. To twój oręż. Zapewne znasz odpowiedź, ne? Chyba, że go zepsu...
- przerwał wypowiedź i zatrzymał się. - Chyba widziałem ruch w tym zdziczałym ryżu na prawo od nas.

-Oh?
-mruknęła tylko Leiko trochę niepocieszona tym przerwaniem ich rozmowy, kiedy akurat miała poruszyć delikatne kwestie, niewłaściwe dla obcych uszu. Jeśli rzeczywiście demon był temu winny, to miał paskudne wyczucie czasu.
Zwróciła się w kierunku wskazanym przez młodziana, by swym przeklętym spojrzeniem zlustrować zarośla w poszukiwaniu intruza.
I dostrzegła coś.. aurę układającą się w sylwetkę małego Oni przypominającą jakiegoś długiego węża, który chciał się przemknąć niezauważony.

-Hai, rzeczywiście - tym słowom łowczyni towarzyszyło trzaśnięcie składanej parasolki, która potem została odwieszona na swoje miejsce u pasa obi. Uwolnionymi dłońmi w niepozornym geście Leiko zagarnęła pasma swych włosów za uszy, aby nie przeszkadzały jej w trakcie tego drobnego polowania. Jednak prawdziwą intencją kryjącą się za tym gestem, było subtelne pochwycenie dwóch kosmyków, podobnych niciom czarnego jedwabiu. Pobłyskiwały w słońcu, kiedy plotła je i rozwijała pomiędzy swymi palcami. Podobne to było pajęczemu zachowaniu, acz ta sieć nie była lepka, nie miała pochwycić w pułapkę żadnej muszki. Iye, pasma z włosów Maruiken były ostre i wytrzymałe, stworzone do rozcinania ciała.
W trakcie ich tkania nie spuszczała wzroku z małego Oni. Obserwowała jak pełza w zaroślach, starała się przewidzieć jego kolejne ruchy i wypatrzeć odpowiedni moment do zaatakowania.

Teraz! Trzymając za końce nici, teraz nieporównywalnie dłuższe od jej włosów spiętych ciasno na głowie, zamachnęła się posyłając je w tamtym kierunku. Z szybkością trzaskających biczów, ale bezgłośnie, przecinały powietrze z taką samą łatwością, z jaką potrafiły ranić skórę.
Niczym wijące się bicze, czarne nici z cichym trzaskiem rozcinały napotkane źdźbła na kawałeczki, z potworem nie poszło jednak już tak lekko. Pancerz miał gruby.






Zwykłą zbroję Maruiken mogłaby pewnie przeciąć swymi włosami bez problemu, ale sama dobrze wiedziała że skóra Oni bywa twardsza niż zbroje. Sama dziwaczna stonoga zresztą była zaskakująco zwinna i zaskakująco szybka unikając większości włosów i tylko parę z nich owinęło się wokół końcówki w jego odwłoka. Tyle wystarczyło, żeby łowczyni miała potworka na swej uwięzi. Z oczu stonogi wystrzeliły jednak ogniste promienie przypominające słoneczne przepalając więzi.
-Puuuuszszczczaaj…- zapiszczało stworzonko.

-Potwór.- rzekł Akado na widok małej stonogi i sięgając do swej katany rzekł. - Przytrzymaj go chwilę, to uwolnię nas od niego.

Spoglądając na tę sytuację Leiko miała pewne wątpliwości, czy to na pewno ich dwoje należy ratować od tej pokraki pochwyconej jej włosami. Ciężko było nawet tego demona nazwać potworem, choć w oczach szlachetnego Wilczka musiało być to wielonogie zło, i jego świętym obowiązkiem było je zniszczyć. Być może, gdyby łowczyni nie wiedziała z jaką łatwością ta kreatura mogłaby się rzucić do jej gardła, to nawet odczuwałaby wobec niej delikatne współczucie. Być może.

Tymczasem bez jednego słowa zacisnęła mocniej palce wokół trzymanych końców swych nici. Następnie szarpnęła silnie, próbując wytrącić intruza z równowagi i powstrzymać jego oczy przed przepaleniem pętających go węzłów. Trochę przywodziło to na myśl kotkę zabawiającą się swoją ofiarą - podrzucającą ją ku górze, ciągnącą za nogi i nie pozwalającą uciec.
Tyle że myszki nie próbują trafić kotów ognistymi igiełkami. Co prawda owe promienie światła nie wydawały się szczególnie groźnie (choć nadal zapewne bardzo boleśnie), to jednak łowczyni nie sprawdzać jak bardzo to by zabolało. Szybko zabawa w kotka i myszkę zmieniła się do trzymania jadowitej kobry za ogon. I utrudniając Akado wykończenie potwora.
Bowiem Maruiken była za blisko niego wraz potworem, który próbując się wyrwać atakował łowczynię. Cel bestii był jasny - zmusić łowczynię do puszczenia go. Ale przez to oboje znajdowali się dość blisko siebie, a Wilczek nie był w stanie skutecznie używać katany w obawie przed przypadkowym zranieniem łowczyni.

Wygodą plecionych przez Maruiken nici, był dystans jaką mogła uzyskać dzięki ich długości. Zatem widząc, że pokraka nie zamierza posłusznie dać się spętać i ubić Wilczkowi, odskoczyła na bezpieczniejszą odległość. W trakcie wykonywania tego uniku machnęła gwałtowniej jedną ręką zrywające więzy łączące ją z odwłokiem demona. Niby babie lato uniosły się w powietrzu, znów będąc tak niewinnymi i delikatnymi.
Zaś ich pozostałości trzymane ciągle pomiędzy palcami łowczyni z powrotem wystrzeliły swą nienaturalną długością. Ale tym razem łowczyni miała konkretny cel - głowę małego demona, a przede wszystkim te przedziwne, wystające z niej czułki. Gdyby tylko udało jej się pochwycić za przynajmniej jedną z nich, mogłaby wtedy łatwiej kontrolować kierunek, w którym strzelał tymi niebezpiecznymi promieniami. Byłaby marionetkarzem, a on jej kukiełką. Brzydką, nadal zagrażającą jej i Akado, ale tak samo szarpaną jej nićmi. Tańczącą według kaprysów Leiko.
Nici przeszyły powietrze wijąc się błyskawicznie niczym smugi babiego lata, wąskie, długie i niebezpieczne. Trudne do zauważenia. I trudne do kierowania.

Nie było to problemem, gdy łowczyni mierzyła się sam na sam z ofiarą, gdyż wtedy ich pewna nieprzewidywalność czyniła je groźniejszymi w jej dłoni. Ale teraz… Teraz stonoga okazywała się niezwykle zwinnym stworzeniem i z racji swego rozmiaru trudnym do pochwycenia. A Akado Yoru... co chwila wchodził Maruiken w drogę, zbyt skupiony na stonodze i zapominający o otoczeniu.
Efekt tego można było łatwo przewidzieć.. próbując dosięgnąć potworka kataną wszedł prosto w pole rażenia jej nici i został zraniony w ramię. Włos Leiko bez problemu przeciął materiał i skórę raniąc Wilcza w prawe ramię, aż do krwi.

Syknęła i w jednej chwili zerwała wszystkie nici, które pozbawione jej dotyku stały się tylko zwykłymi kosmykami unoszącymi się w powietrzu. Nie mogła ryzykować kolejnymi, przypadkowymi trafieniami w młodziana, kiedy to Oni był jej prawdziwym celem. Nie był wart upuszczania krwi Wilczka, nawet jeśli jego skóra zagoi się tak samo szybko, jak została rozcięta. W końcu łowczyni miała się nim opiekować.
Ponownie ujmując w dłoń swą parasolkę, biegiem ruszyła ku niemu, nawet jeśli nie sprawiał wrażenia bycia w potrzebie. Nawet, jeśli ze swą heroiczną naturą częściej własnoręcznie ratował innych z opresji, zamiast samemu być ratowanym przez kobiety.

Stanęła przed nim, a rozłożoną skórą dawniej ubitego demona, która teraz służyła jej za ochronę także przed słońcem, osłoniła ich dwoje przed groźnymi oczami przeklętej stonogi. Celowała w nią lśniącym, zaostrzonym szpicem wieńczącym parasolkę.
-Gomennasai -szepnęła ze smutkiem do Akado.

Nie wyglądało by dosłyszał, by zauważył jej słowa zajęty polowaniem. Dobrze chociaż, że dostrzegł jej czyny i skorzystał z ochrony stając za nią. Rozpostarty materiał chronił przed palącymi promieniami potworka, ale uniemożliwiał użycie szpikulca. Potworek był zbyt mały i zwinny, by mogła wystrzelić na oślep. Wydawało się więc, że sytuacja jest patowa. Ale Yoru wykazując się niezwykłą zwinnością niczym akrobata wskoczył na ramiona Leiko i zanim ta zdążyła ugiąć się pod jego ciężarem skoczył z góry na bestię niczym pikujący orzeł i przyszpilił głowę Oni do ziemi zabijając go na miejscu.

To było.. interesujące. Maruiken, sama wszak polegając na swej zwinności niż sile, z zaskoczeniem graniczącym z subtelnym podziwem uświadomiła sobie wyczyn młodziana. A był on tym bardziej nieoczekiwany, że żadnemu innemu mężczyźnie nie przeszłoby nawet przez myśl takie wykorzystanie ciała stojącej przed nim łowczyni. Zmacać jej krągłości, próbować wykazać się przed nią i ochronić -hai, tego doświadczyła wiele razy. Ale nikt jeszcze nie wskakiwał na jej ramiona. Tylko oddany swej misji Wilczek mógł się zdecydować na taki ruch.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem