Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2017, 09:24   #84
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Gereke po dłuższej chwili dołączył do kompanów na dole, a ci wyjaśnili mu, co się wydarzyło, natomiast cyrulik zdradził, że pozbył się kolejnego mutanta zmierzającego do gospody. Gdy Nils uwolnił leżących pod ścianą ludzi, szybko okazało się, że to właściciel karczmy z rodziną. Byli niezmiernie wdzięczni za pomoc i zaoferowali awanturnikom darmową kolację z noclegiem. Gospodarz wyjaśnił, że kultyści przejęli budynek, wysyłając najpierw mężczyznę przebranego za strażnika dróg, a potem uśpili gości i obsługę podając im jakiś dziwny specyfik. Podziękowaniom rodziny nie było końca, w końcu zostali ocaleni przed niechybną śmiercią.

Andreas w tym czasie rozejrzał się po pomieszczeniu i w kącie sali, pod stertą jakichś łachmanów i innych klamotów znalazł w końcu spory kawałek czegoś, co wyglądało na metalową rurkę. Była dość ciężka, więc mogła się nadać do pozbycia się plugawej figurki stojącej pośrodku pokoju. Banita podszedł do niej, zamachnął się i uderzył, ile miał siły. Łeb demonicznego totemu odskoczył od pozostałej części cielska, tocząc się po podłodze. Andreas dokończył dzieła, rozbijając ją na kilka kolejnych kawałków.

Zbieracza natura Maud wygrała ostatecznie z roztropnością i kobieta wpadła do pomieszczenia, przeszukując ciała martwych kultystów. Oprócz kilku mieczy, które wciąż nadawały się do użytku, w tunice fałszywego strażnika dróg znalazła niewielką buteleczkę wypełnioną czerwonym płynem, którą szybko schowała

. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, pomogli ocalałym wyjść na górę, zostawiając póki co ciała i rozbitą figurkę tak, jak leżały. Atrakcji jak na jeden wieczór mieli wystarczająco dużo.


Gospodarzowi chwilę zajęło dojście do siebie, jednak w końcu awanturnicy otrzymali ciepły, fantastycznie pachnący posiłek, na który składały się pieczone ziemniaki w jakichś ziołach i soczyste mięso. Smak był wyborny, musiał przyznać to nawet Ludo. Zmęczeni, czujący, jak w końcu schodzi z nich adrenalina po dzisiejszych wydarzeniach, mogli odpocząć i zrelaksować się. Rodzina karczmarza posprzątała część pokoi na górze, dzięki czemu towarzysze mogli zostać ulokowani na miękkich posłaniach. Pomimo faktu, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, wszyscy i tak spali z bronią w pogotowiu.

Poranek wygnał ich z łóżek zapachem pięknie pachnącej jajecznicy. W nocy nic się nie działo, wstali więc wyspani i rześcy. Zajadając śniadanie zauważyli nawet, że deszcz w końcu ustał, a niebo powoli się przejaśniało, co zwiastowało dość dobry dzień na szlaku. Gospodarz wciąż dziękował za pomoc i choć chłopiec stajenny był jego synem, po którym rozpaczali z żoną, to i tak cieszyli się, że żyją.

Nie zdążyli skończyć śniadania, gdy usłyszeli gromkie walenie w główną bramę. Z bronią w pogotowiu ruszyli wraz z gospodarzem do wejścia i odetchnęli z ulgą, gdy na podmokłym trakcie ujrzeli drużynę sześciu strażników dróg w jednolitych, biało-czerwonych barwach Reiklandu. Zostali wpuszczeni do środka, a sierżant z uwagą przysłuchał się opowieściom o kultystach i dokładnie obejrzał świątynkę, w której miał odbyć się rytuał.

- Dobrze się spisaliście - powiedział w końcu. - Zajmiemy się całą resztą, łącznie z pochówkiem zabitych, w tym naszego towarzysza na piętrze. Karl Franz zawsze docenia wkład swoich obywateli w tępienie Chaosu, dlatego na tę okoliczność dostaniecie po złotej koronie. - Przywołał do siebie jednego z podwładnych, który przekazał mu sakiewkę. Sierżant wyliczył pieniądze i wręczył każdemu z awanturników. - Do Bögenhafen ruszacie, ta? Uważajcie tylko po drodze, bo szlak bezpieczny nie jest, ale przy dobrej pogodzie w dwa dni powinniście być na miejscu.

Skinął im głową i ruszył do swych ludzi, by wydać rozkazy. Żona gospodarza, z czerwonymi, zapłakanymi oczyma wyszła z zaplecza i przekazała na ręce Maud spory kosz przykryty białą serwetą.
- Świeże jadło dla was za to, co dla nas zrobiliście - powiedziała, kryjąc się szybko na zapleczu.
Przyjąwszy podarunek, w końcu zebrali się w sobie i odjechali, zostawiając "Człowieka w Kapturze" z krzątającymi się po dziedzińcu strażnikami dróg. Pogoda była znośna - nie padało, a lekki, jesienny wiatr dawał orzeźwienie. Szybko odnaleźli szlak prowadzący do Bögenhafen i popędzili konie w tamtą stronę. Czy Ludo odnalazł swojego krewniaka? Czy Maud dowiedziała się, co kryje zawartość buteleczki podprowadzonej od martwego kultysty i czy wreszcie drużyna wciąż trzymała się razem?

To już była opowieść na inną okazję.


 
Tabasa jest offline