| Gereke po dłuższej chwili dołączył do kompanów na dole, a ci wyjaśnili mu, co się wydarzyło, natomiast cyrulik zdradził, że pozbył się kolejnego mutanta zmierzającego do gospody. Gdy Nils uwolnił leżących pod ścianą ludzi, szybko okazało się, że to właściciel karczmy z rodziną. Byli niezmiernie wdzięczni za pomoc i zaoferowali awanturnikom darmową kolację z noclegiem. Gospodarz wyjaśnił, że kultyści przejęli budynek, wysyłając najpierw mężczyznę przebranego za strażnika dróg, a potem uśpili gości i obsługę podając im jakiś dziwny specyfik. Podziękowaniom rodziny nie było końca, w końcu zostali ocaleni przed niechybną śmiercią.
Andreas w tym czasie rozejrzał się po pomieszczeniu i w kącie sali, pod stertą jakichś łachmanów i innych klamotów znalazł w końcu spory kawałek czegoś, co wyglądało na metalową rurkę. Była dość ciężka, więc mogła się nadać do pozbycia się plugawej figurki stojącej pośrodku pokoju. Banita podszedł do niej, zamachnął się i uderzył, ile miał siły. Łeb demonicznego totemu odskoczył od pozostałej części cielska, tocząc się po podłodze. Andreas dokończył dzieła, rozbijając ją na kilka kolejnych kawałków.
Zbieracza natura Maud wygrała ostatecznie z roztropnością i kobieta wpadła do pomieszczenia, przeszukując ciała martwych kultystów. Oprócz kilku mieczy, które wciąż nadawały się do użytku, w tunice fałszywego strażnika dróg znalazła niewielką buteleczkę wypełnioną czerwonym płynem, którą szybko schowała
. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, pomogli ocalałym wyjść na górę, zostawiając póki co ciała i rozbitą figurkę tak, jak leżały. Atrakcji jak na jeden wieczór mieli wystarczająco dużo.
Gospodarzowi chwilę zajęło dojście do siebie, jednak w końcu awanturnicy otrzymali ciepły, fantastycznie pachnący posiłek, na który składały się pieczone ziemniaki w jakichś ziołach i soczyste mięso. Smak był wyborny, musiał przyznać to nawet Ludo. Zmęczeni, czujący, jak w końcu schodzi z nich adrenalina po dzisiejszych wydarzeniach, mogli odpocząć i zrelaksować się. Rodzina karczmarza posprzątała część pokoi na górze, dzięki czemu towarzysze mogli zostać ulokowani na miękkich posłaniach. Pomimo faktu, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, wszyscy i tak spali z bronią w pogotowiu.
Poranek wygnał ich z łóżek zapachem pięknie pachnącej jajecznicy. W nocy nic się nie działo, wstali więc wyspani i rześcy. Zajadając śniadanie zauważyli nawet, że deszcz w końcu ustał, a niebo powoli się przejaśniało, co zwiastowało dość dobry dzień na szlaku. Gospodarz wciąż dziękował za pomoc i choć chłopiec stajenny był jego synem, po którym rozpaczali z żoną, to i tak cieszyli się, że żyją.
Nie zdążyli skończyć śniadania, gdy usłyszeli gromkie walenie w główną bramę. Z bronią w pogotowiu ruszyli wraz z gospodarzem do wejścia i odetchnęli z ulgą, gdy na podmokłym trakcie ujrzeli drużynę sześciu strażników dróg w jednolitych, biało-czerwonych barwach Reiklandu. Zostali wpuszczeni do środka, a sierżant z uwagą przysłuchał się opowieściom o kultystach i dokładnie obejrzał świątynkę, w której miał odbyć się rytuał. - Dobrze się spisaliście - powiedział w końcu. - Zajmiemy się całą resztą, łącznie z pochówkiem zabitych, w tym naszego towarzysza na piętrze. Karl Franz zawsze docenia wkład swoich obywateli w tępienie Chaosu, dlatego na tę okoliczność dostaniecie po złotej koronie. - Przywołał do siebie jednego z podwładnych, który przekazał mu sakiewkę. Sierżant wyliczył pieniądze i wręczył każdemu z awanturników. - Do Bögenhafen ruszacie, ta? Uważajcie tylko po drodze, bo szlak bezpieczny nie jest, ale przy dobrej pogodzie w dwa dni powinniście być na miejscu.
Skinął im głową i ruszył do swych ludzi, by wydać rozkazy. Żona gospodarza, z czerwonymi, zapłakanymi oczyma wyszła z zaplecza i przekazała na ręce Maud spory kosz przykryty białą serwetą. - Świeże jadło dla was za to, co dla nas zrobiliście - powiedziała, kryjąc się szybko na zapleczu.
Przyjąwszy podarunek, w końcu zebrali się w sobie i odjechali, zostawiając "Człowieka w Kapturze" z krzątającymi się po dziedzińcu strażnikami dróg. Pogoda była znośna - nie padało, a lekki, jesienny wiatr dawał orzeźwienie. Szybko odnaleźli szlak prowadzący do Bögenhafen i popędzili konie w tamtą stronę. Czy Ludo odnalazł swojego krewniaka? Czy Maud dowiedziała się, co kryje zawartość buteleczki podprowadzonej od martwego kultysty i czy wreszcie drużyna wciąż trzymała się razem?
To już była opowieść na inną okazję. |