Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2017, 21:26   #225
cyjanek
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Czuł się niezręcznie, że nie mógł oderwać oczu. Wiedział, że zwraca tym uwagę, lecz nie przestawał chłonąć nimi kolejnych chwil bycia przy kobiecie, której uroda przewyższała wszystko czego wcześniej doświadczył. Na dodatek kiedyś była jego i to nie w tym głupim, szczeniackim sensie posiadania, lecz najgłębszego, najintymniejszego zrozumienia. Silna fala emocji poruszyła jego ręką i po powierzchni ognistego trunku zamkniętego w pierścieniu ze złota przemknęły rozedrgane fale. “To chyba dobrze, że nie wszystko pamiętam” zacisnął zęby ze złości na siebie, za to niepokojące przemieszanie tego co czuł wtedy i tego co teraz. Wiedział już jak wiele tego wszystkiego z nią było, lecz wciąż za gęstą zasłoną niepamięci mógł ujrzeć tylko niewyraźne kształty, bardziej wrażeń niż wspomnień. Tak bardzo chciał się z nimi spotkać, tak pragnął uwierzyć, lecz przeszłość, ta którą pamiętał i którą żył teraz nie ułatwiała mu tego.
Co byłoby gdyby w tej krainie nie Minotaur by go powitał lecz ona? “Make love, not war” - zawsze było jego dewizą. Tylko czy jego, czy tego niezłego futbolisty z kiepskimi nawykami, jakim był zanim tu trafił?
Nie miało to znaczenia - podjął decyzję. To maska wybrała… wybrali - posmakował niewygodnego określenia, jakie usłyszał od Lyshy. Od początku chcieli się go pozbyć, a skoro byli tak silni, jak twierdziła, to czemu miałoby sie to zmienić. Nie wiedział, jak złamali Me’Ghan, lecz właśnie poznał sposób na siebie. Pomimo przeszłości i przeszłym uczuciom, które zaczynały znowu się budzić, powziął już decyzję.
Gwałtownie, kilkoma głębokimi łykami wychylił trunek z kielicha i zapadł się w fotelu, jednocześnie nachylając ku Lyshy, tak jakby ciągnęła go siła, której nie mógł się oprzeć.
- Wiem o tym! Jasne, że wiem! - żal w jego głosie nie był udawany, bo jeśli jakiejś rzeczy w życiu nie powinien robić, to Stos był nią właśnie. - Do tej pory serce mi pęka na wspomnienie o tej haniebnej rzeczy. A teraz ty… myślałem, że nigdy już cię nie zobaczę. - Klatka zapadnięta, ramiona do przodu nie za mocno, byle nie przesadzić i w smutku schylona głowa. Kolejny kielich napełnił się winem w jego drżącej dłoni i po chwili znowu był pusty.
- Muszę to wszystko przemyśleć - oddech miał tak ciężki, jakby na wzór Atlasa podtrzymywał co najmniej niebo - Poukładać w głowie to co od was usłyszałem. Przełóżmy to spotkanie do jutra. Dobrze? - Ze smutną nadzieją na twarzy spoglądał w kierunku swoich rozmówczyń, które w końcu, nie bez wahania przytaknęły jego myśli. Uniósł się ciężko i skłonił Shavrze a potem w kierunku Lyshy i ciężkim, nieco chwiejnym krokiem opuścił komnatę zostawiają obie panie sam na sam ze sobą.

****

- Spotkałem ją… - nie musiał kończyć bo na twarzy Grawa pojawiło się zrozumienie. - Negocjacje trwają, lecz nie wygląda to dobrze. Maska… przewidzieli nasze ruchy - nie mógł się powstrzymać od wymówienia tego w sposób jaki usłyszał od Lyshy - i dalsze próby negocjacji są skazane na porażkę. Być może chodzi o zdradę. - chwycił ramię potężnego wojownika i z naciskiem powiedział - Muszę coś sprawdzić. Gdyby się ktoś pytał, jestem niedysponowany… No łeb mnie napierdala - wyjaśnił na widok zdziwionego spojrzenia. - Do rana wrócę, a jeśli nie…. Obiecałem, że nikogo nie ruszymy, więc i ty tego się trzymaj. I jak najszybciej wracaj do Vara.
- Pójdę z tobą! Weź chociaż jednego by bronił twoich pleców! - warknięcia Grawa nic nie dały i Enoch zniknął za drzwiami komnaty.
Mógł być śledzony, zakładał, że będzie. Niespecjalnie starając się zgubić domniemany ogon, odwiedził jedną karczmę, później drugą i trzecią, niejednokrotnie przekraczając mosty nad rzeką. Alkohol tej nocy nie miał dla niego smaku i choć czuł coraz większy szum w głowie, to nie powiedziałby, że to go cieszy. W końcu zatrzymał się na którymś z mostów, oparł o barierkę i smętnie wpatrzył w wędrujące po powierzchni wody odbicie księżyca.
“To tu, musi się udać” - naparł na podgnite drewno aż trzasnęło i runął w toń roztrzaskując księżyc. Gdy woda się uspokoiła nigdzie nie było już śladu po Enochu.

***

“Tyle powinno wystarczyć, musi” - umiał pływać, lecz to nie woda była jego żywiołem. Prychając i posapując przepchał sie przez trzciny i wygramolił na gliniasty brzeg. W ciemności nocy szybko zaczął dokuczać mu chłód, lecz w jego przypadku brak zapałek nie był problemem. Po paru chwilach był suchy jak pieprz, a chwiejny blask ognia był mu wyłącznie towarzystwem. “Ale się porobiło” smętnym wzrokiem wlepiał się w igrające z gałęziami płomienie, nawet iskry, figlarnie strzelające w pobliskie komary nie potrafiły go rozruszać. Wyciągnął z plecaka róg, który wyciął pokonanemu potworowi i zacisnął dłoń na tym symbolu siły i szaleństwa. Czy starczy mu ich tym razem? Czy w ogóle może sobie pozwolić na to, by lumina rozpalała w nim ogień i zmieniała w bestię jakiej najwidoczniej nie było na tym świecie? Czy mógł sobie na to nie pozwolić…
Plan był prosty, choć niewykluczone też, że i niewykonalny. Rozmowa z Shavrą i Lyshą wiele mu dała, jeśli chodzi o świadomość sytuacyjną. Siły Maski już wyruszyły i no cóż… Varn nar Var miał przesrane. Mógł, być może nawet powinien powrócić by przyłączyć się do sił ludu Nar, lecz jaki to by miało sens? Zrobiłby różnice na polu bitwy, wiedział już o tym z poprzednich starć, a i po każdym czuł się silniejszy. Lecz co z tego? Zostawiłby po sobie rany, które znowu bliźniłyby się przez pokolenia. Stosy śmierdzących spalonym mięsem trupów nic nie zmieniłyby jednak w tej wojnie. Wygrana, czy przegrana byłaby tylko jednym z kolejnych cykli w wojnie nieśmiertelnych. Przypomniał sobie Shninkela i poczuł jak skóra cierpnąc ustawia na sztorc włoski. Musiał znaleźć sposób by to przerwać, a odpowiedź na to jak, mógł znaleźć tylko w Cytadeli. Jeśli Stos był piętą achillesową ludu Nar, to Cytadela była nią dla Maski. Tam też znajdowały się utracone wspomnienia Wieloświatowców. No i jeśli wierząc słowom Lyshy to tylko Maska mógł się mu przeciwstawić, a to by wskazywało, że powinien być razem ze swoim wojskiem by je bronić przed ogniem Enocha. Wszystko było jasne. Musiał udać się do Cytadeli. Tylko jak tam kurwa trafić? Pokręcił głową zmęczony i uznał, że odpowiedź musi poczekać do jutra.
 
cyjanek jest offline